Co można zrobić, kiedy… nic się nie da zrobić?…

C

Szczęść Boże! Witam i dziękuję za wczorajsze wpisy. Nasz blog żyje – bardzo się z tego cieszę. I dziękuję Markowi za świetne refleksje. Także dzisiejszą, która naprawdę daje do myślenia. Mnie osobiście najbardziej zaintrygował problem, zawarty w pytaniu, jakie zamieściłem powyżej… Zapraszam do refleksji, a Markowi raz jeszcze dziękuję i wspieram modlitwą dzieło Rekolekcji.
     I nawet w kontekście tego, co Marek dziś napisał, informuję Was, Kochani, że od dzisiaj rusza na blogu Wielka Księga Intencji. Znajdziecie po prawej stronie taki właśnie tytuł. Kliknięcie tam wprowadzi Was do listy intencji, które zamieściłem wczoraj i które będę sukcesywnie zamieszczał. Moderator poradził mi, abym to ja zamieszczał Wasze prośby o modlitwę, a to po to, by uniknąć jakichś niepożądanych, złośliwych wpisów. O ile w komentarzach jest miejsce na wszystko i z całą odpowiedzialnością podtrzymuję zasadę, że niczego nie usuwałem i nie będę usuwał – najwyżej wpis będzie tak, lub inaczej świadczył o jego Autorze – o tyle na liście intencji lepiej byłoby unikać takich niespodzianek. Bo tu chodzi o modlitwę. 
    Dlatego też proszę, abyście pisali – najlepiej w „Napisz do mnie” swoje intencje, a ja je będę zamieszczał. Można też zapisywać je w części „otwartej” bloga – będę się starał je również „wyłapywać” i zamieszczać. We wszystkich wymienionych intencjach obiecuję modlić się codziennie,  a co miesiąc – odprawiać Mszę Świętą. Te intencje będą także przedmiotem mojej modlitwy o 20.00. Kwestią przyszłości niech pozostanie, co zrobić, kiedy intencji będzie bardzo przybywało i czytanie ich będzie zajmowało dużo czasu – może będziemy je jakoś grupować?… Ale na razie nie ma się co tym martwić – ruszamy póki co i zaczynamy się modlić. Proszę Was, Kochani, o tę duchową wspólnotę. Zaglądajmy tam jak najczęściej!
            Gaudium et spes!  Ks. Jacek
A oto słówko na dziś Księdza Marka. Wczytajmy się uważnie:
Witam serdecznie w trzecim już
dniu Wielkiego Postu, w pierwszy piątek Postu. Piątek Wielkiego Postu to dzień
szczególny, jeszcze bardziej, niż inne dni przypominający nam o męce i śmierci
Jezusa. Dlatego też dziś idziemy na Drogę Krzyżową.
Rozpętała się wczoraj filozoficzna
debata, w komentarzach, na temat życia, jego wartości, przyznam, że nie za
wszystkimi argumentami nadążałem. Chcę tylko podkreślić oczywiste, że nie
jestem za aborcją i nie dopuszczam żadnego kompromisu w tej sprawie. Nie chcę
też umniejszyć nawet na milimetr wielkiej i nieocenionej wartości życia.
Bardziej chcę pokazać głębię i najwyższą, bo wieczną wartość życia. Przecież i
Jezus mówi – lepiej byłoby temu człowiekowi
gdyby się nie narodził
. Nie wystarczy dać człowiekowi życie, naturalne,
fizyczne życie, trzeba go jeszcze prowadzić do życia wiecznego – przekazać mu
życie wieczne.
A dziś słyszymy o poście, o jego
głębokim przeżywaniu, o przeżywaniu go z sensem. A właściwie, to nie tylko o
poście dziś mowa (mam na myśli dzisiejsze I czytanie, bo na nim chcę się
skoncentrować).
Jak słyszę i rozmyślam nad tym, to
przypomina mi się opowiadanie, anegdota, jak pewien człowiek napadł na księdza,
chciał go zabić, okraść, ale nie wiedział, że to ksiądz. Ksiądz był bez
sutanny, w kurtce. Człowiek w ostatniej chwili, przed zadaniem ciosu zauważył
koloratkę. Ruszyło go sumienie i zatrzymał się. – O, to ksiądz? Przepraszam,
nie wiedziałem. – Ksiądz na znak przebaczenia i miłosierdzia, jak przystało na
dobrego chrześcijanina, wyciągnął z kieszeni papierosy i chciał poczęstować
swojego niedoszłego zabójcę. Wtedy ten odpowiedział – dziękuję, ale ja w
Wielkim Poście nie palę.
To pewnie wymyślona historia, ale
problem opisywany w dzisiejszym I czytaniu ilustruje świetnie – zabić człowieka
może, ale w Wielkim Poście nie pali. Pościcie
wśród waśni i sporów i wśród bicia niegodziwą pięścią.
Istnieje coś takiego, jak to się w
katechizmie dostojnie nazywa – najprzedniejsze dobre uczynki – modlitwa, post,
jałmużna. To pokazuje nasze trzy relacje: modlitwa – relacja do Boga, post –
relacja do siebie samego, i jałmużna – relacja do drugiego człowieka.
I ciekawe, że słowo Boże ich nie
rozdziela. W środę popielcową, w Ewangelii czytaliśmy, że mamy modlić się w
ukryciu, dawać jałmużnę tak, żeby lewa ręka nie widziała co robi prawa, i
pościć tak, żeby nikt nie zauważył. A więc mowa o modlitwie, poście i
jałmużnie.
Dziś w I czytaniu też słyszymy –
O modlitwie – Proszą Mnie o sprawiedliwe prawa, pragną bliskości Boga.
O poście – Czemu pościliśmy, a Ty nie wejrzałeś? Otóż pościcie wśród waśni i
sporów.
O jałmużnie – Dzielić swój chleb z głodnym, wprowadzić w dom biednych tułaczy, nagiego,
którego ujrzysz przyodziać i nie odwrócić się od współziomków.
Ciekawie zauważa to dziś s.
Polina, na moim blogu. Słowo – dzielić chleb… czemu nie – dać chleb głodnemu,
dać i żeby sobie poszedł, a dzielić, co jest bardziej uroczystą formą, jakiejś
wspólnej uczty, przyjęcia człowieka. I drugie co zauważa, to – nie odwrócić się
od współziomków. Czemu współziomków? Dlatego, że najtrudniej być dobrym w swoim
własnym domu, być dobrym dla człowieka który zawsze jest ze mną.
Ale pójdźmy dalej. Powtórzmy sobie
– uczynki miłosierne względem ciała – głodnych nakarmić, spragnionych napoić,
nagich przyodziać, podróżnych w dom przyjąć, więźniów pocieszać, chorych
nawiedzać, umarłych grzebać (to chyba jakoś tak – piszę z pamięci).
I oto dziś mowa o tych uczynkach –
dzielić swój chleb z głodnym, wprowadzić w dom biednych tułaczy, nagiego,
którego ujrzysz przyodziać i nie odwrócić się od współziomków.
To jest właśnie to, uczynki
miłosierne względem ciała.
Siedzę sobie tu w Surgucie, można
powiedzieć sam jestem w gościach. Jak mogę dzielić chleb z głodnym, przyjąć w
dom biednych tułaczy – nikt tu się nie tuła, nikt nago nie chodzi, żeby go
przyodziać. Jak dziś żyć tym słowem?
A nawet i w Tomsku, jak ktoś
przyjdzie i prosi o pieniądze na bilet, bo mu dokumenty ukradli – z zasady nie
daję. Znam już te numery, biednych odsyłam do prijutu sióstr Matki Teresy, one
są obok i pomogą lepiej, nasze specjalistki od pomocy. Owszem czasem jest
człowiek, którego znam, rozmawiam z nim i coś mu potrzeba, pewnie, że dam, ale
to nie tak już częste przypadki. A konkretnie dziś, pewnie nierealne.
Nawet wcześniej w tym czytaniu
jest – otóż pościcie wśród waśni i sporów… Wczoraj oprócz spotkań z ludźmi na
liturgii, nawet nie spotykałem zbyt wielu ludzi, dziś może będzie więcej,
wrócił proboszcz, ale nie myślę, że będziemy się kłócić. Jak żyć takim słowem,
które dziś mnie zupełnie nie dotyczy?
Czy naprawdę?
A może by pojąć sens tej
wypowiedzi Boga. Jeśli mówi i o kłótniach i o uciskaniu robotników, i o
dzieleniu chleba z głodnym, to może trzeba na to popatrzeć szerzej – otwarcie
serca na drugiego człowieka, wrażliwość na potrzeby drugiego, a przecież
potrzeby mogą być różne.
Przecież oprócz uczynków
miłosiernych względem ciała, są i te względem duszy, według mnie w dzisiejszych
czasach i kulturze, dużo bardziej aktualne.
Grzeszących upominać, nieumiejętnych
pouczać, wątpiącym dobrze radzić, strapionych pocieszać, krzywdy cierpliwie
znosić, urazy chętnie darować, modlić się za żywych i umarłych.
Wydaje się, że taka pomoc jest
dziś o wiele bardziej aktualna, dziś częściej człowieka boli dusza niż ciało,
człowiek czuje się osamotniony, niekochany, zrozpaczony, człowiek z czymś sobie
nie radzi, jesteśmy jeden na drugiego pozamykani, człowiekowi brakuje nadziei,
itd. Trzeba nam być wrażliwymi na takie potrzeby człowieka.
I ten ostatni uczynek miłosierny –
modlitwa, modlitwa wstawiennicza – modlitwa za innych. Jak nic nie możemy
zrobić, to możemy zrobić najwięcej – modlić się. Jak Jezus na krzyżu –
najwięcej zrobił dla nas, kiedy już nic nie mógł zrobić, kiedy ręce i nogi miał
przybite do krzyża – wtedy zrobił najwięcej – nas zbawił.
Pozdrawiam serdecznie i życzę
dobrego, błogosławionego dnia. 

11 komentarzy

  • "Rozpętała się wczoraj filozoficzna debata, w komentarzach, na temat życia, jego wartości, przyznam, że nie za wszystkimi argumentami nadążałem. Chcę tylko podkreślić oczywiste, że nie jestem za aborcją i nie dopuszczam żadnego kompromisu w tej sprawie" – czuję się wywołany do tablicy, bo to chyba przeze mnie ;). Nawet nie przyszło mi do głowy, że to ks. Marek mógłby byc "za aborcją" :). O "pożywce dla aborcjonistów" napisałem żartobliwie, o czym traktuję pod wczorajszym wpisem na post GoSzii22 :). Przepraszam za niedoprecyzowanie myśli :).

  • '' Co można zrobić, kiedy… nic się nie da zrobić?… ''

    Ufać ?
    Uwierzyć, że nawet w sytuacjach '' podbramkowych'' jest sens ?
    Albo po prostu przyjąć to, i się z tym pogodzić.
    No i zawsze powinno się mieć nadzieję, przecież cuda się zdarzają.

    • /uwierzyć w sens, pogodzić się, mieć nadzieję/…tu myślę, że trzeba stosować się do wszystkich trzech jednocześnie..W przeciwnym razie jedno wyklucza drugie. Nie widząc sensu – nie pogodzimy się. Nie godząc się – nie zobaczymy sensu…itp.

      Pozdrawiam

    • Można widzieć sens , pogodzić się, ale jednocześnie utracić nadzieję.

      Wiem, że moja choroba ma sens.
      Pogodziłam się z nią kilkanaście lat temu.
      Ale nadzieję ostatnio utraciłam, że będzie lepiej.

      Żadnego z tych trzech wariantów, nie kupi się na bazarze.
      Nie da się w życiu żyć '' tylko teoriami ''
      Potrafić ''uwierzyć, pogodzić się, i mieć nadzieję '', to wielka sztuka.

    • To są bardzo trudne sprawy i coś bym chciała Ci napisać, a wszystkie słowa wydają mi się bez sensu. Ja też żyję podarowanym czasem. Gdyby teraz choroba miała powrócić, a przecież może – to byłoby mi cholernie trudno się z tym pogodzić, bo są osoby, które mnie kochają i którym jestem potrzebna. Nigdy nie jest "ten czas" na chorobę i śmierć, bo jeszcze tyle do zrobienia, do zobaczenia, przeżycia. Jeszcze nie teraz.
      I bym Bogu wrzeszczała i krzyczała o swoim niezrozumieniu. Tak jak Hiob i tak jak w wielu psalmach psalmista krzyczy.
      Wydaje mi się, że najważniejsze to trwać przy Nim, nie odchodzić. I być z innymi ludźmi, nie zamykać się w sobie – nawet w bezsensie i beznadziei. To jest mega-trudne. Wierzyć Mu, trzymać się Go, choć wszystko mówi, że się nie da i że niemożliwe. Kiedyś chyba ktoś tu polecił biografię Matki Teresy z Kalkuty, dla mnie to była niesamowita lektura, nie wiedziałam, że ona aż tak mocno nie czuła Boga, właściwie była czasami "niewierząca". Niesamowicie mocne świadectwo. I krzepiące bardzo – dla mnie, że tylu świętych tego doświadczało.
      Pozdrawiam 🙂 Asia (Karaczi)

  • '' Co można zrobić, kiedy… nic się nie da zrobić?… '' – dobre pytanie.

    Przede wszystkim, jak wspomniał Ks. Marek modlić się. Modlić się z wiarą. Możemy również spróbować zobaczyć problem z innej strony. Aczkolwiek nie zawsze jest nie tyle lepsza co inna strona. Pogodzić się – to czasem pomaga. Jak się pogodzimy, to myśli tak nie będą dręczyły.

    Jakże ciężko nam nieraz pogodzić się z przeciwnościami losu. Są takie sytuacje w życiu człowieka, które wymagają akceptacji bez walki, która i tak niczego nie zmieni.

    Już zmykam,
    Pozdrawiam 🙂

  • Kochani, ja myślę, że my tu w ogóle mówimy o trudnych sprawach. To wszystko, o czym sobie rozważamy, jest prawdą, ale kiedy przychodzi co do czego, wszyscy – bez wyjątku: i ja, i na pewno mój Brat Marek, i wszyscy mądrale tego świata – przekonujemy się, że życiem potwierdzić to, o czym się rozważa i naucza, jest rzeczywiście – cytując jedną z wypowiedzi – "cholernie trudne". Ale cóż, starajmy się! Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.