Wspomnienie św. Rafała Kalinowskiego, prezbitera
(2 Mch 7,1.20-31)
Siedmiu braci zostało schwytanych razem z matką. Bito ich biczami i rzemieniami, gdyż król chciał ich zmusić, aby skosztowali wieprzowiny zakazanej przez Prawo. Przede wszystkim zaś godna podziwu i trwałej pamięci była matka. Przyglądała się ona w ciągu jednego dnia śmierci siedmiu synów i zniosła to mężnie. Nadzieję bowiem pokładała w Panu. Pełna szlachetnych myśli, zagrzewając swoje kobiece usposobienie męską odwagą, każdego z nich upominała w ojczystym języku. Mówiła do nich: Nie wiem, w jaki sposób znaleźliście się w moim łonie, nie ja wam dałam tchnienie i życie, a członki każdego z was nie ja ułożyłam. Stwórca świata bowiem, który ukształtował człowieka i wynalazł początek wszechrzeczy, w swojej litości ponownie odda wam tchnienie i życie, dlatego że wy gardzicie sobą teraz dla Jego praw. Antioch był przekonany, że nim gardzono i dopatrywał się obelgi w tych słowach. Ponieważ zaś najmłodszy był jeszcze przy życiu, nie tylko dał mu ustną obietnicę, ale nawet pod przysięgą zapewnił go, że jeżeli odwróci się od ojczystych praw, uczyni go bogatym i szczęśliwym, a nawet zamianuje go przyjacielem i powierzy mu ważne zadanie. Kiedy zaś młodzieniec nie zwracał na to żadnej uwagi, król przywołał matkę i namawiał ją, aby chłopcu udzieliła zbawiennej rady. Po długich namowach zgodziła się nakłonić syna. Kiedy jednak nachyliła się nad nim, wtedy wyśmiewając okrutnego tyrana, tak powiedziała w języku ojczystym: Synu, zlituj się nade mną! W łonie nosiłam cię przez dziewięć miesięcy, karmiłam cię mlekiem przez trzy lata, wyżywiłam cię i wychowałam aż do tych lat. Proszę cię, synu, spojrzyj na niebo i na ziemię, a mając na oku wszystko, co jest na nich, zwróć uwagę na to, że z niczego stworzył je Bóg i że ród ludzki powstał w ten sam sposób. Nie obawiaj się tego oprawcy, ale bądź godny braci swoich i przyjmij śmierć, abym w czasie zmiłowania odnalazła cię razem z braćmi. Zaledwie ona skończyła mówić, młodzieniec powiedział: Na co czekacie? Jestem posłuszny nie nakazowi króla, ale słucham nakazu Prawa, które przez Mojżesza było dane naszym ojcom. Ty zaś, przyczyno wszystkich nieszczęść Hebrajczyków, nie uciekniesz z rąk Bożych.
(Łk 19,11-28)
Jezus opowiedział przypowieść, dlatego że był blisko Jerozolimy, a oni myśleli, że królestwo Boże zaraz się zjawi. Mówił więc: Pewien człowiek szlachetnego rodu udał się w kraj daleki, aby uzyskać dla siebie godność królewską i wrócić. Przywołał więc dziesięciu sług swoich, dał im dziesięć min i rzekł do nich: Zarabiajcie nimi, aż wrócę. Ale jego współobywatele nienawidzili go i wysłali za nim poselstwo z oświadczeniem: Nie chcemy, żeby ten królował nad nami. Gdy po otrzymaniu godności królewskiej wrócił, kazał przywołać do siebie te sługi, którym dał pieniądze, aby się dowiedzieć, co każdy zyskał. Stawił się więc pierwszy i rzekł: Panie, twoja mina przysporzyła dziesięć min. Odpowiedział mu: Dobrze, sługo dobry; ponieważ w dobrej rzeczy okazałeś się wierny, sprawuj władzę nad dziesięciu miastami. Także drugi przyszedł i rzekł: Panie, twoja mina przyniosła pięć min. Temu też powiedział: I ty miej władzę nad pięciu miastami. Następny przyszedł i rzekł: Panie, tu jest twoja mina, którą trzymałem zawiniętą w chustce. Lękałem się bowiem ciebie, bo jesteś człowiekiem surowym: chcesz brać, czegoś nie położył, i żąć, czegoś nie posiał. Odpowiedział mu: Według słów twoich sądzę cię, zły sługo. Wiedziałeś, że jestem człowiekiem surowym: chcę brać, gdzie nie położyłem, i żąć, gdziem nie posiał. Czemu więc nie dałeś moich pieniędzy do banku? A ja po powrocie byłbym je z zyskiem odebrał. Do obecnych zaś rzekł: Odbierzcie mu minę i dajcie temu, który ma dziesięć min. Odpowiedzieli mu: Panie, ma już dziesięć min. Powiadam wam: Każdemu, kto ma, będzie dodane; a temu, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. Tych zaś przeciwników moich, którzy nie chcieli, żebym panował nad nimi, przyprowadźcie tu i pościnajcie w moich oczach. Po tych słowach ruszył na przedzie, zdążając do Jerozolimy.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pozdrowienia z Syberii… Dziś kolejny dzień naszego syberyjskiego tygodnia. Dziś dzień jeszcze bardziej syberyjski, i jeszcze bardziej tomski, ponieważ wspominamy św. Rafała Kalinowskiego, świętego, który modlił się dwa miesiące, w naszym tomskim kościele.
Pamiętajmy o modlitwie za kapłanów, przeżywających swoje rekolekcje, o Ks. Jacku, o moim proboszczu ks. Andrzeju i innych.
Rodzice, którzy wbrew swojemu zdrowemu rozsądkowi, ufają owym „uczonym”, idą za ich wskazówkami, trudzą się i męczą, a potem ze łzami odkrywają, że ich wysiłek poszedł na marne, że wychowali leniów, przestępców, brakorobów, pijaków…
A zatem jak wychowywać?
Spójrzmy na naszego najlepszego wychowawcę – Boga.
My znamy Boga, i lubimy to podkreślać, że On jest czuły, miłosierny, bardzo nas kocha, przebacza, jest cierpliwy… Owszem, wszystko to prawda.
Jednak jest jeszcze inna strona, Bożej pedagogiki – wymaganie, twarde wychowanie, wychowanie do pracy, trudu, ofiary.
Takie wychowanie jest też ważne, bo jak będzie trudził się dla rodziny ojciec, który nie został wychowany do pracy, do wysiłku? Jak będzie czuwać przy dziecku matka, która przez swoich rodziców nie została wychowana, do wyrzeczenia i ofiary z siebie?
Spójrzmy na przykłady z dzisiejszej liturgii:
W I czytaniu widzimy matkę, która nie tylko nie sprzeciwia się temu, że jej synowie giną, ale jeszcze „zagrzewa ich do walki”, mobilizuje ich, podtrzymuje, żeby wytrwali i nie wyrzekli się Boga.
Taki mały eksperyment dla rodziców – jeśli by ktoś przystawił pistolet do skroni waszemu dziecku i powiedzieli: albo się wypierasz Jezusa, albo giniesz, a wy jako rodzice, moglibyście dziecku coś poradzić, podpowiedzieć, co byście powiedzieli?
A co powiedziała owa matka w I czytaniu? „Synu, zlituj się nade mną! W łonie nosiłam cię przez dziewięć miesięcy, karmiłam cię mlekiem przez trzy lata, wyżywiłam cię i wychowałam aż do tych lat. Proszę cię, synu, spojrzyj na niebo i na ziemię, a mając na oku wszystko, co jest na nich, zwróć uwagę na to, że z niczego stworzył je Bóg i że ród ludzki powstał w ten sam sposób. Nie obawiaj się tego oprawcy, ale bądź godny braci swoich i przyjmij śmierć, abym w czasie zmiłowania odnalazła cię razem z braćmi”.
To jest wychowanie!
To pokazuje pierwszy i podstawowy cel wychowania – wychowuje się do życia wiecznego.
To obiecują rodzice i chrzestni podczas chrztu – wychowywać do życia wiecznego. To jest mądrość i dalekowzroczność rodziców – wychowywać nie, żeby teraz było fajnie, ale wychowywać do życia wiecznego.
Rodzice, chrzestni, pomyślcie – czy wychowujecie do życia wiecznego? Macie to na uwadze? Jak wychowujecie do życia wiecznego?
Wychowywać także trzeba do męstwa, do gotowości oddania życia za pewne wartości, za wiarę, Boga, przede wszystkim. Wychowywać do ofiarności – aż do ofiary z siebie.
A spójrzmy na Ewangelię.
Tam nie rodzic, ale król, król nominat, wychowuje swoich sług… Jakże to też pokazuje proces wychowania… Wychowanie do myślenia, do aktywności, wychowanie do postawy twórczej, pomysłowości.
Nie siedzieć z założonymi rękami, nie czekać na gotowe, ale myśleć, tworzyć…
Wychowanie do gospodarności, do odpowiedzialności za powierzone mi dobro…
Ileż pięknych i ważnych postaw, kryje się w tym ewangelicznym opowiadaniu.
Jedno, co z całą pewnością można powiedzieć o postawie tego króla – nie rozpieszcza on swoich podwładnych, nie wychowuje ich do lekkiego, łatwego, życia.
A przecież to jest obraz Boga, to jest przykład tego jak wychowuje Bóg i czego od nas oczekuje, czego wymaga. A przy okazji uczy – jak wychowywać.
A wreszcie św. Rafał Kalinowski, którego Bóg wychowuje w sposób twardy, mężny, konkretny, ale potem, dziś widzimy, jak to wychowanie wpłynęło na jego dojrzałość, na bogactwo jego osobowości.
Przeszedł on przez powstanie, Syberię, Tomsk… Był inżynierem, budowniczym, powstańcem…
Był zesłany na Sybir, ciężko pracował, żeby potem zostać karmelitą i twórcą i budowniczym klasztoru i wreszcie świętym.
A jeśli by go Bóg tak nie „przeczołgał”, nie pozwolił na taką próbę, ciekawe, byłby on dziś świętym – takim świętym?
Patrząc na te wszystkie przykłady, najpierw spójrzmy na siebie – czy nie jesteśmy takimi rozpieszczonymi mięczakami, ludźmi mało wytrzymałymi, słabymi – w sensie rozpieszczenia… Czy umiemy od siebie wymagać, trudzić się, ofiarnie dawać z siebie więcej? Czy naszym celem jest życie wieczne?
A potem, czy tak wychowujemy dzieci, młodzież, młode pokolenie – czy taki styl wychowania promujemy?
Na koniec to co znalazłem o św. Rafale Kalinowskim i jego związku z Tomskiem… Ale to też mówi wiele o nim i o jego osobowości…
„„Z Permu za Ural wyruszono w kibitkach, trzyosobowych wózkach konnych. Zatrzymywano się na stacjach etapowych lub w chłopskich chatach dla noclegu i zmiany koni. Przez Kungar i Tiumen trasa wiodła do Tobolska. Po przebyciu promem wzburzonych wód Irtyszu, w Tobolsku oczekiwał Józef z niepokojem ostatecznej decyzji co do dalszych losów. Brał pod uwagę dwie możliwości: skazanie na dziesięć lat pobytu w twierdzach Sybiru i skierowanie do Omska, albo wysłanie dalej na wschód do zwyczajnych ciężkich robót. Opatrzność wybrała dla niego tę drugą. Po kilku dniach wszystkich zesłańców wysłano z Tobolska do odległego o półtora tysiąca kilometrów Tomska. Ominęło ich niebezpieczeństwo robót fortecznych.
Przed Tomskiem z powodu kry na rzece Ob, zatrzymano się na kilka tygodni we wsi Dubrowna. Józef zamieszkał w wiejskiej chacie nad brzegiem rzeki. Pisał stąd do rodziny: „W chwilach, kiedy osobliwie doznaję miłych wrażeń pociechy ziemskiej, kiedy list od Was odbiorę, stawię sobie w myśli położenie moje (…) Świat wszystkiego mię może pozbawić, ale zostanie zawsze (…) modlitwa”.
Do Tomska dojechano po prawie półrocznej podróży, 14 grudnia 1864 roku. Tutaj zesłańcy mogli uczestniczyć we Mszy św. i przystąpić do świętych sakramentów. W drodze z Tobolska Józef zaprzyjaźnił się z Kazimierzem Laudynem z Inflant, pochodzącym ze spolszczonej rodziny irlandzkiej. Wspólnota przekonań, pogłębione życie religijne pozwalało im wzajemnie się umacniać duchowo, a w czasie drogi trwać w skupieniu i modlitwie. Pisał do rodziny:
„Wielu często mnie martwi swoją obojętnością w rzeczach wiary; pocieszam siebie tym, że sam byłem nie lepszym, bodaj nawet gorszym, nie tylko więc oni mnie tym nie odstręczają, ale nawet pociągają. Jeżeliby mnie odepchnięto – czym byłbym obecnie?”.
„Ta obojętność w sprawie religii smutno oddziaływa na mnie przypomnieniem mojej przeszłości. Rad bym przelać moje przekonania teraźniejsze i podzielić się skarbem przez wiarę nabytym, ale łaska Boska więcej pomoże, aniżeli moje niedołężne starania”.
W Tomsku pozostał Kalinowski dwa miesiące pielęgnując chorego zesłańca. Dopiero w końcu stycznia 1865 roku, z nową grupą zesłańców, wyruszył do Krasnojarska nad Jenisejem, początkowo saniami pocztowymi, później – gdy oddał je chorym i słabym towarzyszom – pieszo wraz z innymi. Stamtąd odbył długą drogę do Irkucka nad Angarą, blisko Bajkału. Przybył tam przed Wielkanocą 1865 roku”.
Fragmenty listów z zesłania
Rafał Kalinowski
List 60: do rodziny, Tomsk, 12/24.XI.1864
Modlitwy Wasze szczególniej oddziałują na moje usposobienie: związek mój z Wami staje się coraz bardziej duchownym, jakby już żadne nicie ziemskie nas ze sobą nie wiązały. W chwilach, kiedy osobliwie doznaję miłych wrażeń pociechy ziemskiej, kiedy list od Was odbiorę, stawię sobie w myśli położenie moje: jeżeli bym wszystko, a wszystko na ziemi utracił i stał się istotnym nędzarzem – dziwne, że na tę myśl nic we mnie nie zadrga. – Świat wszystkiego mnie może pozbawić, ale zostanie zawsze jedna kryjówka dla niego niedostępna: modlitwa, w niej się da streścić przeszłość, teraźniejszość i przyszłość w postaci nadziei. – Boże, jakim skarbem obdarzasz tych, co w Tobie ufność swą całą pokładają!”
Źródło: http://www.karmel.pl/hagiografia/kalinowski/baza.php?id=04
" Boże, jakim skarbem obdarzasz tych, co w Tobie ufność swą całą pokładają!” Duchu Święty wlej w moje ufność, bym szczerze i prawdziwie wypowiadała słowa "Jezu ufam Tobie"
Ps. Ze św. Rafałem Kalinowskim poznałam się ongiś we śnie. Na tyle mnie wówczas zaintrygował, że postanowiłam kupić książkę m.i. o nim, abym mogła poznać go lepiej i dowiedzieć się, Kto to taki śni mi się po nocy :). Po wielu latach zapomnienia, przypomniał o sobie, gdy dostałam mały obrazek z Jego wizerunkiem i modlitwą do Niego. Dzisiejsze wspomnienie we Mszy Świętej św. Rafała, również przypomniało mi a i Ksiądz Marek przynaglił, że odszukałam ową modlitwę. Oto ona;
Święty Rafale, Ty w czasie swego ziemskiego życia nie tylko widziałeś w modlitwie klucz do osiągnięcia chrześcijańskiej doskonałości, ale i własnym przykładem zapalałeś do ufnej i gorącej modlitwy. Wyproś nam dar szczerej, prostej, ufnej i żarliwej modlitwy, która stanowi niezłomną moc w walce przeciw niebezpieczeństwom duszy i jest źródłem natchnienia w służbie Bożej. Amen.
Ps.Tą modlitwą dziś wypraszam potrzebne łaski i dary dla Księży odprawiających swoje kapłańskie rekolekcje.
Dziękuję za tę modlitwę, a Księdzu Markowi dziękuję za fenomenalne rozważanie o wychowaniu. Ksiądz Marek jest w tej kwestii specjalistą – w końcu pisał pracę magisterską o systemie wychowawczym Księdza Bosco! Jeszcze raz dziękuję! Ks. Jacek