Wspomnienie św. Józefa Sebastiana Pelczara, biskupa
(Hbr 7,25-8,6)
Jezus może zbawiać na wieki tych, którzy przez Niego zbliżają się do Boga, bo zawsze żyje, aby się wstawiać za nimi. Takiego bowiem potrzeba nam było arcykapłana: świętego, niewinnego, nieskalanego, oddzielonego od grzeszników, wywyższonego ponad niebiosa, takiego, który nie jest obowiązany, jak inni arcykapłani, do składania codziennej ofiary najpierw za swoje grzechy, a potem za grzechy ludu. To bowiem uczynił raz na zawsze, ofiarując samego siebie. Prawo bowiem ustanawiało arcykapłanami ludzi obciążonych słabością, słowo zaś przysięgi, złożonej po nadaniu Prawa, /ustanawia/ Syna doskonałego na wieki. Sedno zaś wywodów stanowi prawda: takiego mamy arcykapłana, który zasiadł po prawicy tronu Majestatu w niebiosach, jako sługa świątyni i prawdziwego przybytku zbudowanego przez Pana, a nie przez człowieka. Każdy bowiem arcykapłan ustanawiany jest do składania darów i ofiar, przeto potrzeba, aby Ten także miał coś, co by ofiarował. Gdyby więc był na ziemi, to nie byłby kapłanem, gdyż są tu inni, którzy składają ofiary według postanowień Prawa. Usługują oni obrazowi i cieniowi rzeczywistości niebieskich. Gdy bowiem Mojżesz miał zbudować przybytek, to w ten sposób został pouczony przez Boga. Patrz zaś – mówi – abyś uczynił wszystko według wzoru, jaki ci został ukazany na górze. Teraz zaś otrzymał w udziale o tyle wznioślejszą służbę, o ile stał się pośrednikiem lepszego przymierza, które oparte zostało na lepszych obietnicach.
(Mk 3,7-12)
Jezus oddalił się ze swymi uczniami w stronę jeziora. A szło za Nim wielkie mnóstwo ludu z Galilei. Także z Judei, z Jerozolimy, z Idumei i Zajordania oraz z okolic Tyru i Sydonu szło do Niego mnóstwo wielkie na wieść o Jego wielkich czynach. Toteż polecił swym uczniom, żeby łódka była dla Niego stale w pogotowiu ze względu na tłum, aby się na Niego nie tłoczyli. Wielu bowiem uzdrowił i wskutek tego wszyscy, którzy mieli jakieś choroby, cisnęli się do Niego, aby się Go dotknąć. Nawet duchy nieczyste, na Jego widok, padały przed Nim i wołały: Ty jesteś Syn Boży. Lecz On surowo im zabraniał, żeby Go nie ujawniały.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Serdecznie pozdrawiam z Syberii, z Surgutu.
Bardzo dziękuję za życzliwe słowa w komentarzach, pod ostatnim moim rozważaniem i za modlitwę, o którą nieustannie proszę.
U nas tu ciągle coś się dzieje. Jutro lecę do Tiumenii, skąd jedziemy do Iszimy (to jest ponad tysiąc km. od Surgutu, ale od Tiumenii mniej, ponad 200), gdzie wraz z księżmi z naszego dekanatu będziemy odprawiać Mszę św. za śp. ks. Georgia, Koreańczyka, który umarł rok temu, a wcześniej był proboszczem w tej parafii. Spotykaliśmy się jeszcze z nim na spotkaniach dekanalnych. Potem przyszedł rak, który w kilka miesięcy doprowadził do śmierci. Ks. Georgij wrócił do Korei i tam umarł. Ciekawe, że w dzień śmierci przysłał do biskupa w Nowosybirsku sms – ja umieram, dziękuję za wszystko. Mi diecezja przydzieliła samochód, którym wcześniej jeździł ów kapłan, więc przy każdym wyjeździe wspominamy go i modlimy się za niego.
W naszej parafii wczoraj umarła pewna babcia, która bardzo się męczyła, wiele lat leżała w bardzo ciężkim stanie, kilakkrtonie przyjeżdżałem do niej. I w ostatnich dniach rodzina zadzwoniła, że coś źle z babcią. We wtorek pojechaliśmy z s. Joanną, było namaszczenie chorych, pomodliliśmy się koronką i zaraz, na drugi dzień rano babcia umarła. Podziwialiśmy tutaj córki owej babci. Jedna z nich kilka razy w roku przyjeżdżała z Ukrainy, żeby zajmować się babcią, bardzo wierząca kobieta, ktora też doprowadziła, już sporo lat temu do chrztu swojej mamy. Druga córka, która mieszka tu, w Surgucie, jest nieochrzczona, ale bardzo życzliwa, parę razy ze swoją siostrą przychodziła do kościoła. Może i ona po tym wszystkim otworzy się na łaskę Bożą, na łaskę chrztu.
To takich kilka poważnych refleksji na początek… Dużo się tu dzieje, każdy dzień przynosi jakieś nowe doświadczenia, ale to za dużo, żeby wszystko opisać i podzielić się.
A co dziś w słowie?
Często kiedy czytam o tłumach, które szły za Jezusem, które gromadziły się wokół Jezusa, przychodzi mi myśl – a czemu dziś, czemu tu, nie ma tych tłumów? Czasem próbujesz na różne sposoby zaineteresować ludzi, a nawet i patrząc z wiarą – nie ja, a sam Jezus obecny w Najświętszym Sakramencie, w swoim słowie, w Kościele, też jakoś nie przyciąga tych tłumów, które szły za Nim wtedy.
Dziś kilkakrotnie czytamy:
„Szło za Nim wielkie mnóstwo ludu”, „szło do Niego mnóstwo wielkie”.
Czemu dziś nie widać owych wielkich tłumów. Może w Polsce są, czasem, na jakieś święta. Tu ich nie widać, choć cieszą ci co są.
Wielkim pocieszeniem są słowa papieża Benedykta, który w najnowszej ksiażce, „Ostatnie Rozmowy”, mówi jak przygotowuje się do niedzielnej homilii. I pyta go dziennikarz – czyli powstają homilie dla czterech, pięciu słuchaczy? On odpowiada: „Dlaczego nie? Jak najbardziej!Trzech, dwudziestu, czy tysiąc, słowo Boże musi zawsze być dla człowieka”.
To ja tu jednak przygotowuje homilię dla więcej niż pięciu osób. Jednak nie są to tłumy…
Spójrzmy jednak jak, czemu te tłumy się gromadziły.
„Szło do Niego mnóstwo wielkie na wieść o Jego wielkich czynach”, czy w nowszym tłumaczeniu: „szło do Niego mnóstwo wielkie na wieść o tym, jak wiele działał”.
Czy dziś Jezus mniej dział niż wtedy gdy chodził po ziemi jako człowiek?
Myślę, że więcej. Wtedy był w jednym miejscu, choć chodził po różnych. Dziś w Najświętszym Sakramencie i w Jego słowie, możemy spotkać go w wielu miejscach, na różnych kontynentach.
Dziś też działa, też uzdrawia, pomaga, troszczy się.
Pamiętam katechezę w Uraju, tydzień temu, kiedy zapytałem ludzi – o czym byście chcieli porozmawiać? I zaczęły się piękne świadectwa, jak było coś trudnego i pomodlili się i doświadczyli natychmiastowej, nieoczekiwanej pomocy. Wydawało by się, takie zwykłe sprawy, a jednak…
Przeczytajmy jeszcze raz to zdanie:
„Szło do Niego mnóstwo wielkie na wieść o tym, jak wiele działał”.
Wiele działał, jednak ludzie szli na wieść o tym…
Może ta wieść o tym jak Jezus działa zbyt cicho brzmi?
Może zbyt mało mówimy o tym, dzielimy się tym, jak działa Jezus w naszym życiu?
A może zbyt cicho mówimy, ponieważ zbyt słabo widzimy, mało zauważamy Jego działanie? Może nam się wydaje to wszystko czystym zbiegiem okoliczności, może przypadkiem. Może nam brakuje refleksji, żeby spojrzeć z wiarą?
Znów wróce, do fascynującej lektury, którą bardzo polecam – „Ostatnie Rozmowy”, Benedykta XVI. Jeden cytat (cytat jest też komentarzem do dzisiejszych zdjęć, jakie niedawno zrobiłem):
„Otwierają mi się oczy. Postrzegam zupełnie inny wymiar, którego nie rejestruję oczyma ciała, a który dostrzegam również i cieleśnie, a to w tym sensie, że poznaję, iż w tych pięknych drzewach widzę coś więcej niż tylko drzewa” (str. 38).
Właśnie, zobaczyć ów inny wymiar, zobaczyć działanie Jezusa w tym na co patrzymy, co dzieję się w naszym życiu. Zobaczyć jak On odpowiada na nasze modlitwy, jak nas prowadzi, jak się o nas troszczy. Zobaczyć, a potem dzielić się tym, opowiadać, niech wieść o tym dochodzi do uszu i serc.
Często widzę w rozmowach z ludźmi, jak wielki jest głód, jak ludzie lubią i chcą rozmawiać o tym wielkim działaniu Jezusa, jak mają wiele głębokich pytań – pytań wiary.
Zbyt cicho jednak ta wieść brzmi, zbyt cicho się rozchodzi.
Spróbujmy dziś coś na to zaradzić.
„Szło do Niego mnóstwo wielkie na wieść o tym, jak wiele działał”.
Pozdrawiam
W dzisiejszej Ewangelii widzę Jezusa zmęczonego, wręcz asekurującego się ucieczką na łódkę przed spodziewanym, napierającym tłumem – jak zawsze. Być może Mistrz nastawił się w ten dzień na głoszenie Słowa, na przypowieści a nie na uzdrawianie, a ludzie jak to ludzie patrzą i oczekują bardziej od Jezusa ulgi w cierpieniu fizycznym w drugiej zaś kolejności na " morały". Jezus uległ i spełniał ich pragnienia, tak jakby uznawał dzisiejsze hasło " w zdrowym ciele – zdrowy duch". U Jezusa, z Jezusem jest to możliwe.
Wspomnienie przez Księdza Babci i troski najbliższej rodziny o Nią, nasunęło mi świeżą historię innej 98 letniej Babci, która mieszka po sąsiedzku z moją teściową w swoim domu, odwiedzana często przez syna,nieraz córki ale rokrocznie na okres zimy jest wywożona przez tegoż syna do wnuczki do Warszawy, by ten zimny czas pobyć w dogrzanym mieszkanku. Na Boże Narodzenie tym razem czekała na babcię niespodzianka, o której nikt nie wiedział oprócz wnuczki – wykupione bilety na samolot do Rzymu do drugiej wnuczki. Babcia została powiadomiona w dniu wyjazdu a wcześniej zapytana została czy chcę zwiedzić najpiękniejszą świątynie, której jeszcze nie widziała i babcia rozradowana, zgodziła się. W ten niesamowity sposób, niesamowite wnuczki sprawiły Babci na Boże Narodzenie radość, że u schyłku życia była w Rzymie i u grobu Jana Pawła II. Pobyt w Rzymie jeszcze trwa i osobiste wrażenia zapewne usłyszę jak Pan Bóg pozwoli widzieć mi się z najstarszą Seniorką miasteczka u mojej teściowej.
Można tylko podziwiać pomysłowość Wnuczek. I – w równie wielkim stopniu – kondycję psychiczną i fizyczną Babci! Ks. Jacek