W ostatnią niedzielę w Chanty-Mansyjsku (300 km.) |
(Rz 3,21-29)
Teraz jawną się stała sprawiedliwość Boża niezależna od Prawa, poświadczona przez Prawo i Proroków.
Jest to sprawiedliwość Boża dostępna przez wiarę w Jezusa Chrystusa dla wszystkich, którzy wierzą. Bo nie ma tu różnicy: wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej, a dostępują usprawiedliwienia darmo, z Jego łaski, przez odkupienie, które jest w Chrystusie Jezusie. Jego to ustanowił Bóg narzędziem przebłagania dzięki wierze mocą Jego krwi. Chciał przez to wykazać, że sprawiedliwość Jego względem grzechów popełnionych dawniej – za dni cierpliwości Bożej – wyrażała się w odpuszczaniu ich po to, by ujawnić w obecnym czasie Jego sprawiedliwość, i aby pokazać, że On sam jest sprawiedliwy i usprawiedliwia każdego, który żyje dzięki wierze w Jezusa.
Gdzież więc podstawa do chlubienia się? Została uchylona. Przez jakie prawo? Czy przez prawo uczynków? Nie, przez prawo wiary. Sądzimy bowiem, że człowiek osiąga usprawiedliwienie na podstawie wiary, niezależnie od pełnienia uczynków wymaganych przez Prawo. Bo czyż Bóg jest Bogiem jedynie Żydów? Czy nie również i pogan? Na pewno również i pogan. Przecież jeden jest tylko Bóg.
( Łk 11,47-54)
Jezus powiedział do faryzeuszów i uczonych w Prawie: Biada wam, ponieważ budujecie grobowce prorokom, a wasi ojcowie ich zamordowali. A tak jesteście świadkami i przytakujecie uczynkom waszych ojców, gdyż oni ich pomordowali, a wy im wznosicie grobowce. Dlatego też powiedziała Mądrość Boża: Poślę do nich proroków i apostołów, a z nich niektórych zabiją i prześladować będą. Tak na tym plemieniu będzie pomszczona krew wszystkich proroków, która została przelana od stworzenia świata, od krwi Abla aż do krwi Zachariasza, który zginął między ołtarzem a przybytkiem. Tak, mówię wam, na tym plemieniu będzie pomszczona. Biada wam, uczonym w Prawie, bo wzięliście klucze poznania; samiście nie weszli, a przeszkodziliście tym, którzy wejść chcieli. Gdy wyszedł stamtąd, uczeni w Piśmie i faryzeusze poczęli gwałtownie nastawać na Niego i wypytywać Go o wiele rzeczy. Czyhali przy tym, żeby go podchwycić na jakimś słowie.
Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Serdecznie pozdrawiam z Syberii, z Surgutu.
Zima u nas się zaczęła i skończyła, dziś +1 i deszcz, dzień a tu ciemno i deszczowo. Bardziej się spać chce niż coś robić, ale cóż, już niedługo, za pół roku i trochę – lato!
Dziś w liturgii, chociaż to jest wspomnienie dowolne i nie we wszystkich diecezjach (a szkoda) wspominamy bł. Ks. Jerzego Popiełuszko.
Niedawno napisała do mnie przez internet dziewczyna z innego miasta na Syberii, z innej parafii, z pytaniem – czy na bierzmowaniu może jako dziewczyna przyjąć męskie imię, bo jej ulubiony święty to ks. Jerzy Popiełuszko.
Pamiętam jak kilka lat temu, jeszcze w Tomsku z młodzieżą oglądaliśmy film o ks. Jerzym, myślałem, że młodzież w Rosji nie zrozumie tego filmu, bo tam jednak ważny jest kontekst historyczny. Myliłem się. Byli pod wielkim wrażeniem tego filmu. Był nawet prawosławny kleryk, który potem ten film propagował wśród swoich znajomych.
Dziękujemy Panu Bogu za życie i męczeństwo ks. Jerzego, za to że mamy dziś takiego patrona w niebie.
A co dziś w czytaniach?
Pierwsze czytanie zaraz podsuwa skojarzenie z protestantyzmem. Wyrwane z kontekstu i źle zrozumiane stało się podstawą wielkiej tragedii – rozłamu w Kościele.
„Człowiek osiąga usprawiedliwienie na podstawie wiary, niezależnie od pełnienia uczynków wymaganych przez Prawo”.
Można na podstawie tych słów dojść do wniosku – tylko wiara, uczynki nie są ważne…
My wiemy, że to nie tak. Same uczynki nie mogą nas zbawić – zbawia Jezus, zbawia łaska. Bez łaski Bożej, bez Bożego miłosierdzia, bez wiary, która jest przyjęciem Jezusa, otwarciem się na Jego zbawienie – sami nie możemy się zbawić. Jednak i uczynki są ważne, bo przecież – „wiara bez uczynków jest martwa”.
Jednak wiara – przyjęcie Jezusa, otwarcie się na Niego, na Jego miłość, Jego zbawienie – jest kluczem do zbawienia.
W Ewangelii dziś słyszymy ostre słowa Jezusa do faryzeuszów i uczonych w prawie. Proponuję dziś zatrzymać się nad jednym zdaniem: „Biada wam, uczonym w Prawie, bo wzięliście klucze poznania; sami nie weszliście, a przeszkodziliście tym, którzy wejść chcieli”.
Myślę, że słowa te musimy bardzo wziąć do serca, zwłaszcza my księża, ale nie tylko – my chrześcijanie, my, którzy codziennie pochylamy się nad słowem Bożym, którym Pan Bóg dał łaskę żywej wiary.
Wyżej napisałem: „wiara – przyjęcie Jezusa, otwarcie się na Niego, na Jego miłość, Jego zbawienie – jest kluczem do zbawienia”.
Słowo – klucz.
„wzięliście klucze poznania…”
W zeszłą niedzielę przyszli na Mszę św. w Surgucie dwaj chłopcy, 17-18 lat. Najpierw jeden z nich napisał do mnie – o której jest Msza? – odpowiedziałem i przyszli. Jeden z nich był, jak mówi, ochrzczony w Kościele Katolickim, drugi w prawosławiu, ale potem jakiś czas chodził do baptystów. Próbują grać na gitarze, śpiewać, lubią muzykę. Mieli, jak to zwykle bywa sporo pytań. Trochę z nimi porozmawiałem, ale potem musiałem iść dalej, zaprosiłem ich w tygodniu. W niedzielę po Mszy bywa u nas tak, jak to było w ostatnią niedzielę – Msza z nabożeństwem trwała 1,5 godziny, a potem rozmowy z ludźmi, jakieś sprawy z jakimi ludzie przychodzą trwało 2 godziny (ktoś do spowiedzi, ktoś coś poświęcić, ktoś porozmawiać…)
W poniedziałek jeden z tych chłopaków pisze czy może przyjść do mnie w ciągu dnia, chce pogadać, ale chciałby wziąć ze sobą jeszcze jakiegoś człowieka. Oczywiście zaprosiłem.
Przyszedł z dziewczyną, która miała krótko przystrzyżone różowe włosy i fioletowe przyczepione warkocze. Zazwyczaj taki krzyczący wygląd świadczy już o tym, że coś w tym człowieku krzyczy, krzyczy o miłość, że w tym człowieku siedzą bardzo poważne problemy. I nie myliłem się – dziewczyna niepełnoletnia, którą matka samotnie ją wychowująca, chciała oddać do domu dziecka; kilka prób samobójczych, itd…
Ów chłopak postanowił jej pomóc, sam nieźle rozumiał ten stan i to środowisko. Dziewczyna też utalentowana, gra na kilku instrumentach, śpiewa, rysuje, uczy się kilku języków, w tym polskiego.
Byłem pod wrażeniem spotkania z tymi ludźmi, czułem, że bardzo lubię spotykać się właśnie z takimi ludźmi. Oni są niesamowicie szczerzy, otwarci, autentyczni i niesamowicie wrażliwi.
Owa dziewczyna mówi, że w jakimkolwiek kościele czy cerkwi jest drugi raz w życiu. Kiedy powiedziała, matce, że idzie do kościoła, to usłyszała – będziesz jak babka, dziwaczką… i wiele innych określeń.
Czemu to opowiadam?
Kiedy dziś czytam – wzięliście klucze… – to mam wrażenie, że mamy klucze do serca takich ludzi. My mamy klucz do nich i dla nich. My możemy takim ludziom pomóc, otworzyć ich, ukazać im sens życia, otworzyć im drogę zbawienia jaka jest w Jezusie Chrystusie.
Pytanie czy my chcemy pomóc takim ludziom – zagubionym, zniechęconym, poranionym… Czy my chcemy. A to jest nasz chrześcijański obowiązek – wzięliście klucze poznania…
Jakże strasznie brzmią słowa Jezusa – „wzięliście klucze poznania; sami nie weszliście, a przeszkodziliście tym, którzy wejść chcieli” – biada wam.
Często mając owe klucze, sami się gubimy, sami nie zmierzamy do zbawienia, nie idziemy drogą zbawienia, grzeszymy, a co dopiero pomóc innym?
Warto nad tym pomyśleć – co robimy z naszymi kluczami?
Wczoraj jedna osoba z Surgutu, można powiedzieć parafianka, choć rzadko przychodzi do kościoła, napisała na facebooku – mój syn trzy razy już gubił klucze od mieszkania, ale dziś już przeszedł samego siebie – zgubił już nie tylko klucze, ale razem z nimi zgubił spodnie w których miał te klucze. Do domu przyszedł bez spodni. Pytali ją znajomi w komentarzach – jak to możliwe? Na w-f przebrał się w strój sportowy i potem to już łatwo zgubić.
Jeśli dziś mówimy o kluczach jakie dał nam Bóg – kluczach wiary, zbawienia, czy nie jesteśmy podobni, przez analogię, do tego chłopca?
Na koniec wracając do postaci bł. Ks. Jerzego, proponuje świadectwo jakie dziś przeczytałem rano w internecie, świadectwo, które napisał Mariusz Talarek.
„BYŁEM ŚWIADKIEM CUDU I ŁASKI PRZEMIANY SERCA ZA WSTAWIENNICTWEM BŁ. KS. JERZEGO.
Było to dokładnie tego samego dnia – rok temu. Świadectwo piszę 17 października 2017 r. Byłem świadkiem przemiany serca człowieka z bliskiej mojej rodziny.
Z moim wujkiem nie mieliśmy zbyt bliskiej relacji od wielu lat. Powód był prosty, ale i dość bolesny dla mnie i moich bliskich. Był pracownikiem MSW, to ważne w tym świadectwie, że pracował tam również w trudnych dla Polski latach osiemdziesiątych, wtedy właśnie nawiązał współpracę z Urzędem Bezpieczeństwa… Nie chcę wchodzić w szczegóły trudnych relacji rodzinnych, bo nie o to tutaj chodzi, ale chcę powiedzieć, że spotkania nasze były sporadyczne i okazjonalne, ponieważ nie zgadzaliśmy się zupełnie w poglądach społeczno – politycznych. Chociaż nigdy nie poruszaliśmy tych kwestii, wiedzieliśmy dokładnie, że jest między nami napięcie niezrozumienia i przepaść. Jako człowiek związany z Kościołem, byłem w oczach wujka kimś innej (gorszej wręcz) kategorii oszołoma katolickiego. Przez ostatnie około dziesięć lat wujek chorował poważnie na nowotwór, jednak dokąd mógł leczyć i zaleczać chorobę nie przyznawał się do niej najbliższym – żonie i córkom. Był dla nich bardzo dobrym mężem i ojcem, super dziadkiem dla wnuka. Przez ostatni rok życia nie mógł już ukryć choroby, ponieważ przerzuty były bardzo silne i widoczne, a także najbardziej złośliwe histopatologicznie z możliwych. Zaniemógł na dobre.
Choroba potoczyła się bardzo szybko. W ostatnich dwóch miesiącach potrzebna była opieka nieustanna 24/24 godz. Wiedziałem, że wujek nie jest przygotowany na odejście i spotkanie z Bogiem. Chociaż tego mocno nie okazywał, widzieliśmy, że jest zbuntowany na Boga i odejście z ziemi. Dziesiątki lat nie był czynnie w Kościele. Zachęcałem ciocię i córki, by delikatnie mówiły mu o Bogu i sakramencie. Odmawiał kategorycznie wszelkiego kontaktu z kapłanem. Byłem bezradny wraz z rodziną. „Jak do niego dotrzeć?” Ta myśl nie dawała mi spokoju. Coś w głębi nurtowało, żeby się nie poddawać. Pomyślałem, że muszę zrobić wszystko, żeby się pojednał. Nie chciał nijak… Moja mama opowiedziała to w zaufaniu naszej bliskiej przyjaciółce rodziny z prośbą o pomoc w modlitwie za niego. Przytoczyliśmy też jego bardzo trudne i smutne dla nas słowa sprzed lat, które wypowiedział tuż po męczeńskiej śmierci Księdza Jerzego w naszym domu (…). Od tamtej pory, od roku 1984 nie miał wstępu do niego, ale i ochoty na przyjazdy. Ona modląc się w tej intencji dostała natchnienia i zadzwoniła natychmiast do nas mówiąc, że dostała światło, żeby tym bardziej modlić się za niego przez wstawiennictwo Ks. Jerzego, który na pewno wyprosi mu nawrócenie. Potraktowałem to bardzo poważnie. Przez ponad dwa tygodnie jeździłem do grobu Błogosławionego, codziennie prosząc o wstawiennictwo w nawróceniu. Codziennie w Koronce na warszawskim Żoliborzu była intencja za wujka. Zamówiliśmy tam Msze Święte o dar nawrócenia i godne odejście.
Przyjechałem do niego, gdy było już wiadomo, że to ostatnie godziny życia, jednak przecież nie wiedzieliśmy kiedy to nastąpi. Czułem, że muszę zostać i być. Zmienialiśmy się z ciocią co godzinę przy łóżku. Noc była długa i cierpiąca… Modląc się otworzyłem Pismo Święte, by otrzymać wsparcie i światło od Boga przez Jego Słowo co mam robić. Otworzyła się Ewangelia o ukrzyżowaniu, w której Jezus powiedział do łotra: „dziś ze mną będziesz w raju…” To Słowo mnie wzmocniło. Jednak chciałem się wycofać ze starań o sakramenty. Pomyślałem sobie, że Bóg i tak jest Miłosierdziem i widocznie tak musi być, że wujek ma odejść bez pojednania. Chciałem zdezerterować z pola zmagania o jego życie wieczne. Nad ranem imperatyw zupełnie niewytłumaczalny, taki „skądś”, nie ze mnie, popchnął mnie siłą do niego, żeby po raz ostatni go zapytać czy zgodzi się przyjąć księdza. Nagle zaczął potakiwać twierdząco i najmocniej jak tylko mógł raz, drugi, trzeci… Mocno, konkretnie, że tak, że jakby „szybciej, już!”. Nie mogłem uwierzyć. Nie mógł mówić, miał raka płuc i mózgu, glejaka, ale wszystko rozumiał. To był dla mnie cud. Osobisty i rodzinny. Zaczęliśmy organizować znajomego kapłana, który był jednocześnie lekarzem, a także znał jego historię życia. Wujek gasł a ksiądz zwlekał parę godzin. Gdy przyszedł, podszedł do niego i w pierwszych słowach zaczął mu mówić o Chrystusie na Krzyżu, który do dobrego łotra mówił: „dziś ze mną będziesz w raju…” Łzy mi poleciały, bo skąd mógł wiedzieć o mojej nocnej modlitwie?… Dostał sakramenty i wiatyk. Odmawialiśmy wspólnie różaniec. Parę minut po Komunii Świętej, z ciałem Chrystusa w ustach, przy nas wszystkich, na naszych rękach i przy księdzu odszedł do Pana z uśmiechem i pokojem na twarzy. Byłem świadkiem cudu i łaski, wierzę, bo wszystko na to wskazuje, że za wstawiennictwem Błogosławionego Księdza Jerzego, który wymodlił swojemu prześladowcy zbawienie i przebaczenie grzechów. Nasz znajomy ksiądz powiedział, że chciałby tak umrzeć. Zaświadczam, wobec świadków, którzy to widzieli i słyszeli. Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu, jak była na początku, teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen.
Dzień wcześniej, przed zgodą na przyjęcie kapłana, wujek przez wiele godzin patrzył w jeden punkt na suficie. Pielęgniarka opiekunka, zapytała go z ciekawości co tam widzi, że tak patrzy tyle czasu. Resztkami sił odpowiedział szeptem: anioła… I dalej patrzył. Czy to był Ksiądz Jerzy? Bóg i wujek to wiedzą. A ja dostałem kolejną naukę w życiu, żeby do samego końca, w sprawach Bożych i nie tylko, nigdy się nie poddawać ani rezygnować. Miłosierdzie Boga nie zna granic, czasu, ani przestrzeni i jest dostępne dla każdego w każdej chwili. W pogrzebie wzięło udział wielu kolegów wujka z tych dawnych i bliższych prac. Wszyscy usłyszeli świadectwo z Ewangelii o dobrym łotrze, bo właśnie ona była przeczytana i opowiedziane świadectwo nawrócenia wujka. Uroczystość poprowadził świadek śmierci. Znamienny jest również fakt, że Redaktor pisma poprosiła mnie o napisanie świadectwa dokładnie w pierwszą rocznicę śmierci wujka zupełnie nie wiedząc, że to jest właśnie ten dzień, dokładnie rok po wydarzeniu. Takie jest obcowanie Świętych Przyjaciół.
Dwa dni po śmierci, a więc 19 października czyli we wspomnienie Bł. Ks. Jerzego, jeszcze przed pogrzebem wujka, uczestniczyłem w corocznych uroczystościach w Sanktuarium na Żoliborzu i tam, pełen wzruszenia opowiedziałem to świadectwo proboszczowi parafii Św. Stanisława Kostki i obecnej rodzinie Księdza Jerzego. To była wielka radość, bo tak kolegują się z nami święci”.
Pozdrawiam
Wspaniałe świadectwo, które budzi we mnie poczucie winy o brak takiej wytrwałości, jaką wykazał się p. Mariusz. Polecajmy bł. Ks. Jerzemu takich ludzi jak zmarły wujek ze świadectwa, jak mama dziewczyny, która odwiedziła Ks. Marka oraz takich, którzy pod wpływem działań złego i na rozkaz ludzi złej woli potrafią w sobie wygenerować tyle zła, że są zdolni w bestialski sposób torturować i zabić drugiego człowieka – co spotkało ks. Jerzego….
Tylko po co czekać śmierci…Człowiek ochrzczony i " przy zdrowych zmysłach" winien wiedzieć że musi zrobić wszystko co w jego mocy, aby poznać Boga , uwierzyć i zawierzyć się świadomie Jego prowadzeniu. Świadectwo Mariusza tyczy łaski Boga niezasłużonej przez człowieka i jest potwierdzeniem dla wczorajszego i dzisiejszego Czytania. "Bo nie ma tu różnicy: wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej, a dostępują usprawiedliwienia darmo, z Jego łaski, przez odkupienie, które jest w Chrystusie Jezusie. Jego to ustanowił Bóg narzędziem przebłagania dzięki wierze mocą Jego krwi." i dzisiejszego Czytania "Temu jednak, który nie wykonuje pracy, a wierzy w Tego, co usprawiedliwia grzesznika, wiarę jego poczytuje się za tytuł do usprawiedliwienia…"
Ja swoje klucze też zgubiłam i w sumie po tyg czasu postanowiłam,ze jutro pójdę i zrobię sobie nowe.Jednak jakąś chwilę temu okazało się, że leżały sobie w szufladzie najprawdopodobniej były tam cały czas tylko ja ich nie widziałam.I tak sobie myślę,ze szkoda iż nie wszystkie klucze w naszym życiu można tak łatwo dorobić bądź znaleźć.M
Czy masz klucze?
Gdzie masz klucze?
W duszy mam klucz
Mam klucze, ktore nie otwieraja twego serca
Potrzebuje wiecej kluczy
Mam
Nie pamietam
Nie wierze
Nie masz
Prosze
Niezawodnym kluczem do Serca Bożego i serc ludzkich jest ufna modlitwa.
Super!
Widzę, że temat kluczy – tych do ludzkiego serca – można rozpatrywać z różnych stron. Ciekawa analogia, zastosowana przez M, do kluczy od domu, zgubionych lub dorobionych. Rzeczywiście, z tymi duchowymi – nie tak łatwo…
xJ
A dziękuję zapewne to tylko dlatego,że tych swoich duchowych jakoś nie mogę puki co znaleźć.M