Czy moja miłość wyraża się w trwaniu?…

C

Szczęść
Boże! Moi Drodzy, dzisiaj Święto Matki Kościoła, tradycyjnie
zwane drugim dniem Zielonych Świątek. Wstawiennictwu Matki Bożej –
tej, królującej w Kodniu – będę Was dzisiaj powierzał.
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Święto
Najświętszej Maryi Panny, Matki Kościoła,
do
czytań z t. VI Lekcjonarza:

Rdz
3,9–15.20
albo:
Dz 1,12–14; J 2,1–11

CZYTANIE
Z KSIĘGI RODZAJU:
Gdy
Adam zjadł owoc z drzewa zakazanego, Pan Bóg zawołał na niego i
zapytał go: „Gdzie jesteś?”
On
odpowiedział: „Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem
się, bo jestem nagi, i ukryłem się”.
Rzekł
Bóg: „Któż ci powiedział, że jesteś nagi? Czy może zjadłeś
z drzewa, z którego ci zakazałem jeść?”
Mężczyzna
odpowiedział: „Niewiasta, którą postawiłeś przy mnie, dała mi
owoc z tego drzewa, i zjadłem”.
Wtedy
Pan Bóg rzekł do niewiasty: „Dlaczego to uczyniłaś?”
Niewiasta
odpowiedziała: „Wąż mnie zwiódł, i zjadłam”.
Wtedy
Pan Bóg rzekł do węża: „Ponieważ to uczyniłeś, bądź
przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych, na
brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł po wszystkie
dni twego istnienia. Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie a
niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży
ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę”.
Mężczyzna
dał swej żonie imię Ewa, bo ona stała się matką wszystkich
żyjących.

ALBO:

CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:
Gdy
Jezus został wzięty do nieba, Apostołowie wrócili do Jerozolimy z
góry, zwanej Oliwną, która leży blisko Jerozolimy, w odległości
drogi szabatowej. Przybywszy tam, weszli do sali na górze i
przebywali w niej: Piotr i Jan, Jakub i Andrzej, Filip i Tomasz,
Bartłomiej i Mateusz, Jakub, syn Alfeusza, i Szymon Gorliwy, i Juda,
brat Jakuba.
Wszyscy
oni trwali jednomyślnie na modlitwie razem z niewiastami, Maryją,
Matką Jezusa, i Jego braćmi.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA;
W
Kanie Galilejskiej odbywało się wesele i była tam Matka Jezusa.
Zaproszono
na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina,
Matka Jezusa mówi do Niego: „Nie mają już wina”.
Jezus
Jej odpowiedział: „Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto?
Jeszcze nie nadeszła godzina moja.”
Wtedy
Matka Jego powiedziała do sług: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam
powie”.
Stało
zaś tam sześć stągwi kamiennych, przeznaczonych do żydowskich
oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy
miary.
Rzekł
do nich Jezus: „Napełnijcie stągwie wodą”. I napełnili je aż
po brzegi.
Potem
do nich powiedział: „Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście
weselnemu”. Oni zaś zanieśli.
A
gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem –
nie wiedział bowiem, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy
czerpali wodę, wiedzieli – przywołał pana młodego i powiedział
do niego: „Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się
napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej
pory”.
Taki
to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił
swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie.

W
dwóch z trzech dzisiejszych czytań – z Dziejów Apostolskich i z
Ewangelii – dowiadujemy się, że Matka Jezusa była obecna u
początków zakładanego przez swego Syna Kościoła.
I to była
obecna nie na zasadzie biernego widza, który z założonymi rękami
przygląda się, co to też ten Jezus znowu wymyślił i wytwarza,
tylko w sposób bardzo aktywny włączyła się w to dzieło –
właśnie: od samego początku.
Z
czytania ewangelicznego dowiadujemy się, że była z Jezusem, kiedy
ten dokonał pierwszego swego cudu, dzięki któremu to uwierzyli
w Niego Jego uczniowie.
A nawet możemy powiedzieć,
że była Inspiratorką tego cudu, to Ona go spowodowała, poprosiła
Jezusa o znak
– i to nie tyle o znak jako znak, ale poprosiła
o pomoc w kłopotliwej sytuacji, w jakiej znaleźli się nowożeńcy:
w sytuacji, która mogła zaciążyć nad całą ich przyszłością.
Maryja zapewne domyślała się, jak Jezus tę pomoc okaże,
czyli że dokona cudu, ale Jej nade wszystko chodziło o pomoc
potrzebującym ludziom.
W
ten sposób okazała się i dla nich dobrą Matką, zatroskaną
o ich wspólne przyszłe życie. A możemy też i to powiedzieć, że
stałą się Matką owego pierwszego cudu, przyczyniając się
do jego zaistnienia. Pamiętajmy: mamy tu do czynienia z absolutnym
początkiem publicznej działalności Jezusa, z Jego
pierwszymi publicznymi czynami, słowami i znakami: Maryja jest przy
nich obecna, co więcej – ma w nich swój udział.
Z
kolei, czytanie z Księgi Dziejów Apostolskich pokazuje nam Maryję,
obecną wraz z Apostołami i innymi uczniami Jezusa, w
Wieczerniku, na wspólnej modlitwie.
Oto Jezus już dokonał
największego cudu, czyli zmartwychwstał; odszedł już – w
postaci widzialnej – do Ojca; do Apostołów już dotarło, że nie
mogą bez końca wpatrywać się w niebo,
iż może zaraz do nich
wróci, a może czegoś zapomniał zabrać i wpadnie do nich na
chwilę… Dotarło do nich, że muszą wracać i brać się do
roboty,
toteż wrócili i zaczęli od wspólnej modlitwy. Dobra
decyzja.
Zapewne
Maryja tak samo pomyślała, dlatego była tam z nimi. Znowu zatem
widzimy Jej obecność u początku – tym razem: u początku
Kościoła, zaczynającego swą publiczną, samodzielną działalność.
Znowu Maryja jest obecna… Przy czym musimy zauważyć, że Ona
nigdy – w czasie ziemskiej działalności Jezusa – nie
narzucała się ze swoją obecnością.
Opisane
dzisiaj wydarzenie, jakkolwiek pierwsze i przez to sugerujące, iż
Matka będzie ciągle za swym Synem podążała i pokazywała Mu
palcem, co i kiedy ma robić – to wydarzenie okazało się
praktycznie jednym z ostatnich!
Bo potem mamy sygnały, że
gdzieś tam się pojawiła i chciała z Nim rozmawiać, ale On
powiedział, że Jego Matką i braćmi są ci, którzy wypełniają
wolę Bożą… Wiemy też, że była obecna w czasie Jego
straszliwej Męki, i że pod krzyżem do końca wytrwała…
Ale w czasie całej działalności swego Syna – przynajmniej tej
działalności, opisanej na kartach Ewangelii – spotykamy Ją
bardzo, ale to bardzo sporadycznie.
Chociaż
wiemy, że była – dyskretnie, cicho, na uboczu, na drugim planie –
wspierała swego Syna swą troskliwą bliskością, miłością,
modlitwą…
Na pewno – o czym Ewangeliści nie napisali –
coś Mu tam poradziła, podpowiedziała, może i pocieszyła, kiedy
tak po ludzku było Mu smutno lub ciężko… Ale nigdy nie wyszła
na pierwszy plan.
I nawet w tych wydarzeniach, o których dzisiaj
mówimy, chociaż jest obecna w sposób bardzo wyraźny i
bezdyskusyjny, to jednak nie jest to obecność pierwszoplanowa.
Maryja usuwa się wyraźnie w cień, ani przez moment nie chce
stanowić jakiejkolwiek konkurencji dla swego Syna, jakby nie
chciała Mu w niczym przeszkodzić…
A
przecież – jak to wynika z pierwszego dzisiejszego czytania, z
Księgi Rodzaju – Jej rola w historii zbawienia była absolutnie
wyjątkowa, niepowtarzalna i nie do przecenienia.
Wszak to Ona
stała się ową nową Ewą, która miała uratować świat od
skutków przestępstwa, popełnionego przez pierwszą Ewę. Była to
więc – i jest – rola nadzwyczajna! A spełniana tak
bardzo zwyczajnie, tak po prostu, po cichu, bez rozgłosu i patosu…

Gdybyśmy
zatem chcieli zebrać te wszystkie refleksje, które tu sobie
poczyniliśmy i zapytać, na czym tak naprawdę polegała rola,
jaką Maryja spełniała – i dziś spełnia – w Kościele Jej
Syna, to moglibyśmy powiedzieć, że polega… na trwaniu!
Maryja trwała i wciąż trwa – przy Jezusie i przy Jego Kościele,
a dokładniej: w Jego Kościele. Maryja trwa… Jeszcze raz
podkreślmy: nie w sposób bezczynny, na zasadzie obserwatora, nie!
Maryja trwa – na modlitwie, poprzez swoje zatroskanie; trwa
z miłością, trwa konsekwentnie, bez względu na okoliczności,
czyli bez względu na to, czy Jej Syn i Jego Kościół jest przez
ludzi chwalony i podziwiany, czy jest odrzucany i potępiany…
Maryja trwa.
Trwa
– czyli dokonuje jednej z najtrudniejszych rzeczy, jakich
może dokonać ktoś, kto mówi, że kocha drugiego: trwa przy
nim.
To właśnie po tym za każdym razem sprawdza się
prawdziwość deklarowanej miłości.
Nie po tym, że się od
czasu do czasu dokona jakiegoś może i bardzo spektakularnego i
bohaterskiego, ale jednak pojedynczego i okazyjnego gestu, ale po
tym, że się przy kochanej osobie trwa na co dzień! W doli i
niedoli, w radości i smutku; wtedy, kiedy ten kochany postępuje
szlachetnie i przynosi dumę, jak i wtedy, kiedy błądzi i przynosi
tak naprawdę wstyd i zażenowanie,
a nawet ból i rozczarowanie…

Maryja
tak właśnie trwała i trwa w Kościele. Od samego początku.
Dlatego jest jego Matką – właśnie dlatego, że była u Jego
początków,
ale też i dlatego, że jak prawdziwa matka, trwa
w nim i przy nim w dobrej i złej doli.
Czy
ja mogę powiedzieć z całą szczerością, że moja miłość do
Kościoła wyraża się w ten sam sposób: czy Kościół
Chrystusowy jest moim Kościołem,
za który czuję się
osobiście odpowiedzialny, czy jest to jakiś tam, czyjś Kościół:
może Papieża, a może Proboszcza, a może jeszcze kogoś,
dlatego ja mogę go wyłącznie krytykować i stawiać mu wymagania,
niczego od siebie nie dając?…
Czy
moja miłość do Kościoła wyraża się w codziennym, pełnym
miłości trwaniu na modlitwie i w konsekwentnym postępowaniu,
zgodnym z Ewangelią i przykazaniami, w codziennym okazywaniu troski
i dobroci drugiemu człowiekowi – czy tylko w słowach, słowach,
słowach?…
Owszem wielkich i wzniosłych, ale tylko słowach?…

Czy
moja miłość wyraża się w trwaniu?…

3 komentarze

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.