Jak by tu zmienić bieg historii świata?…

J

Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym
imieniny przeżywa Ksiądz Jacek Wo
jdat, Kolega z
jednego roku Święceń, oraz Ksiądz Jacek Szostakiewicz, starszy
Kolega, pochodzący z mojej rodzinnej Parafii. Niech Im Pan
błogosławi i ciągle wzmacnia Ich kapłańską gorliwość.
Zapewniam o modlitwie!
Moi
Drodzy, wczoraj około godziny 15:30 wyjechaliśmy ze Szklarskiej
Poręby i przed północą dotarliśmy na miejsce. Dziękujemy Bogu
za ten naprawdę wspaniały czas. Dziękujemy naszym Gospodarzom, Państwu Annie i Tomaszowi Marczewskim, za niezwykle życzliwe przyjęcie! A Wam dziękujemy za to, że
byliście tam z nami sercem i modlitwą. Dzięki za każde dobre
słowo pozdrowień, wszelkimi drogami do nas skierowane.
Na
głębokie i radosne przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was
błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty.
Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

5
Niedziela zwykła, C,
do
czytań: Iz
6,1–2a.3–8
; 1
Kor 15,1–11;
Łk
5,1–11

CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
W
roku śmierci króla Ozjasza ujrzałem Pana, siedzącego na wysokim i
wyniosłym tronie, a tren Jego szaty wypełniał świątynię.
Serafiny stały ponad Nim; każdy z nich miał po sześć skrzydeł.
I
wołał jeden do drugiego: „Święty, Święty, Święty jest Pan
Zastępów. Cała ziemia pełna jest Jego chwały”. Od głosu tego,
który wołał, zadrgały futryny drzwi, a świątynia napełniła
się dymem.
I
powiedziałem: „Biada mi! Jestem zgubiony! Wszak jestem mężem o
nieczystych wargach i mieszkam pośród ludu o nieczystych wargach, a
oczy moje oglądały Króla, Pana Zastępów!”
Wówczas
przyleciał do mnie jeden z serafinów, trzymając w ręce węgiel,
który kleszczami wziął z ołtarza. Dotknął nim ust moich i
rzekł: „Oto dotknęło to twoich warg: twoja wina jest zmazana,
zgładzony twój grzech”.
I
usłyszałem głos Pana mówiącego: „Kogo mam posłać? Kto by Nam
poszedł?” Odpowiedziałem: „Oto ja, poślij mnie!”

CZYTANIE
Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Przypominam,
bracia, Ewangelię, którą wam głosiłem, którą przyjęliście i
w której też trwacie. Przez nią również będziecie zbawieni,
jeżeli ją zachowacie tak, jak wam rozkazałem. Chyba żebyście
uwierzyli na próżno.
Przekazałem
wam na początku to, co przejąłem: że Chrystus umarł za nasze
grzechy, zgodnie z Pismem, że został pogrzebany, że zmartwychwstał
trzeciego dnia, zgodnie z Pismem; i że ukazał się Kefasowi, a
potem Dwunastu, później zjawił się więcej niż pięciuset
braciom równocześnie; większość z nich żyje dotąd, niektórzy
zaś pomarli. Potem ukazał się Jakubowi, później wszystkim
apostołom. W końcu, już po wszystkich, ukazał się także i mnie
jako poronionemu płodowi.
Jestem
bowiem najmniejszy ze wszystkich apostołów i niegodzien zwać się
apostołem, bo prześladowałem Kościół Boży. Lecz za łaską
Boga jestem tym, czym jestem, a dana mi łaska Jego nie okazała się
daremna; przeciwnie, pracowałem więcej od nich wszystkich, nie ja,
co prawda, lecz łaska Boża ze mną.
Tak
więc czy to ja, czy inni, tak nauczamy i tak wyście uwierzyli.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Zdarzyło
się raz, gdy tłum cisnął się do Jezusa, aby słuchać słowa
Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret, że zobaczył dwie
łodzie, stojące przy brzegu, rybacy zaś wyszli z nich i płukali
sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona,
poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi
nauczał tłumy.
Gdy
przestał mówić, rzekł do Szymona: „Wypłyń na głębię i
zarzućcie sieci na połów!” A Szymon odpowiedział: „Mistrzu,
przez całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje
słowo zarzucę sieci”. Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie
mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na
wspólników w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci
podpłynęli i napełnili obie łodzie, tak że się prawie
zanurzały.
Widząc
to, Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: „Odejdź ode
mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny”. I jego bowiem, i
wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego
dokonali; jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy
byli wspólnikami Szymona. Lecz Jezus rzekł do Szymona: „Nie bój
się, odtąd ludzi będziesz łowił”. I przyciągnąwszy łodzie
do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim.

Wydaje
się, że ten dylemat, przed jakim stanął Bóg, a który wyraził w
słowach: Kogo
mam posłać? Kto by Nam poszedł?,

jest
wciąż aktualny. Bóg ciągle zadaje to pytanie kolejnym pokoleniom
ludzi, spośród których 
ciągle
powołuje

jednych do takiej, drugich do innej misji, a na pewno wszystkich,
którzy przyznają się do Niego i uznają się za wierzących –
powołuje do 
codziennego
świadczenia

o wyznawanej wierze.
Ale
to
powoływanie
odnosi skutek tylko u

tych, którzy – podobnie, jak dziś Izajasz – ochotnym sercem
odpowiadają:
Oto
ja, poślij mnie!


Stąd
też, niejako
na
marginesie,

można
zauważyć,
że zjawisko, które zwykliśmy określać jako
brak
powołań kapłańskich

– zjawisko nasilające się ostatnio także w naszej Ojczyźnie, o
Europie zachodniej nawet nie wspominając – nie polega tak naprawdę
na tym, że 
Bóg
nie powołuje

nowych pracowników do swojej Winnicy, albo powołuje rzadziej, albo
mówi ciszej, dlatego nie słychać Jego głosu. To nie tak.

Bóg
nie jest chwiejny i zmienny

w swoich postanowieniach i działaniach – wprost przeciwnie: jest
bardzo stały, konsekwentny i wytrwały. I dlatego
ciągle
stawia to pytanie:
Kogo
mam posłać? Kto by Nam poszedł?,

tylko
ze strony ludzi nie doczekuje się ochotnej odpowiedzi.
Często
– żadnej odpowiedzi… Dlatego nie tyle należy mówić o braku
powołań, co o 
braku
powołanych, braku gotowości

tych, których Pan powołuje.

Izajasz
daje dziś wspaniały przykład
właśnie
owej gotowości, wypowiadając znamienne słowa:
Oto
ja, poślij mnie!


Oto
ja

– a więc oddaję samego siebie i całego siebie; takiego, jakim
jestem i kim jestem! Oddaję do pełnej dyspozycji Boga, mówiąc:
Poślij
mnie!
W
ten sposób odpowiadam na ów Boży dylemat, wyrażony w pytaniu:
Kogo
mam posłać? Kto by 
Nam
poszedł?


Otóż,
właśnie:
Kto
by Nam poszedł?

– przy czym słowo:
„Nam”
napisane jest wielką literą, przeto wiemy, kto to pytanie
stawia.
A
skoro tak, to Prorok, który 
jest
gotów

pójść, pójdzie
w
imię Boga,

pójdzie
w
sprawie Boga,

pójdzie
ze
względu na Boga

– nie w swojej prywatnej sprawie i nie w czyjekolwiek inne imię.

Takie
właśnie przestawienie myślenia i 
zmianę
życiowych priorytetów

Jezus zaproponował dziś Szymonowi, Jakubowi i Janowi. Ci trzej,
skądinąd bliscy sobie ludzie – wspólnicy w jednym, rybackim
biznesie”
– od lat wykonywali swój fach. A skoro tak, to 
dobrze
się na nim znali,

bo w końcu jakiegoś doświadczenia się z czasem nabywa.
Ale
oto dzisiaj to ich doświadczenie zostało poddane próbie.

Skoro
bowiem po całonocnym połowie wrócili z niczym, to oznaczało, że
tam,
gdzie
łowili,

po prostu nie było ryb – i już.
Oni
o tym dobrze wiedzieli, mieli z pewnością
właściwy
i realny osąd sytuacji.

Jakież zatem musiało być ich zdziwienie – a 
można
się domyślać, że

i zdenerwowanie – kiedy Jezus, zakończywszy swoje nauczanie,
niespodziewanie polecił:
Wypłyń
na głębię i zarzućcie sieci na połów!

Tak zwyczajnie, bezceremonialnie i po prostu.

Moi
Drodzy, czy wyczuwamy tę sytuację? Oto doświadczeni rybacy, którzy
– mówiąc kolokwialnie – zęby na tym fachu zjedli, nie ułowili
przez całą noc ani jednej ryb
ki,
a
teraz mają zarzucić sieci w innym miejscu?!

Przecież gdyby to miało coś dać – czyż sami nie wiedzieliby o
tym i 
już
dawno
by
tego
nie zrobili?

Możemy
się zatem domyślać, że pierwsze ich
skojarzenia
nie były dla Jezusa zbyt
życzliwe
I może dobrze, że ich
dziś
nie słyszymy. Jednak z całej sytuacji doskonale wybrnął Szymon,
stwierdzając:
Mistrzu,
przez
całą
noc pracowaliśmy i nic
eśmy
nie ułowil
i.
Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci.


Powiedzmy
sobie jasno
,
że
postąpił
naj
rozsądniej,
jak
tylko
w
tej sytuacji
można
było postąpić: z jednej strony, powołał się i na swoje
działanie,
i –
tak
nie
wprost, pośrednio,
ale
można to wyczuć

na swoje
doświadczenie,
z
drugiej jednak strony:

odważył
się zaufać Jezusowi!
A
co się stało potem, to już wiemy.

Ale
nie to było w tym momencie najważniejsze. Owszem, to było
niezwykłe i spektakularne,
ale
nie najważniejsze.
Bo
nie o ryby chodziło Jezusowi.
A
o

co chodziło? O 
to,
co
wyraził
w słowach, skierowanych do Piotra:
Nie
bój się, odtąd ludzi będziesz łowił.

A
w ten sposób jasno
dał
do zrozumienia
,
że każąc Piotrowi raz jeszcze spróbować połowu – pomimo
nieudanych prób w nocy – nie chciał go
w
jakikolwiek sposób zlekceważyć,

czy powiedzieć c
zeg
w stylu:
„I
cóż Wy, Chłopaki, tak naprawdę potraficie?
Na
cóż zdało się to Wasze doświadczenie?
Cała
noc mordęgi – i 
co?
A
Ja
tu raz tylko pokazałem, gdzie macie łowić, i proszę bardzo:
sieci
wręcz pękają!

Co
Wy tak naprawdę umiecie zrobić?”
Nie,
nie to chciał
Jezus
p
owiedzieć
i
udowodnić
.
Chciał im tylko pokazać, że 

w życiu sprawy ważne i ważniejsze;

i są cele doraźne, i cele wyższe, a On ich właśnie
do
tych wyższych powoł
uje.
Dał im do zrozumienia, że 
jeżeli
oni podejmą z Nim współpracę w sprawach wyższej wagi, to 
On
sam zatroszczy się o te doczesne.

Przeto cała sprawa nie oznaczała zlekceważenia doświadczenia
rybaków, ale właśnie
wykorzystania
ich doświadczenia


a bardziej jeszcze: ich dobrej woli i otwartego serca –
do
połowów
o
wiele bardziej znaczących i ważnych!

A
skoro ów połów doczesny odbył się tak pomyślnie i obficie, to
można mieć nadzieje, że i te duchowe połowy – połowy ludzi –
także będą owocne. Bo
za
jednymi i drugimi stoi moc Boża.
Oby
tylko
człowiek
podjął z nią współpracę. To znaczy: oby nie ufał jedynie
sobie,
a
właśnie Jezusowi i Jego mocy
.
Oby też się dał porwać
do
rzeczy wzniosłych i zamierzeń wysokich!

Tak,
jak Święty Paweł, który mając świadomość tego, kim był,
zanim został Apostołem, pisał do Koryntian,
co
my usłyszeliśmy dziś w drugim czytaniu:
Jestem
bowiem najmniejszy ze wszystkich apostołów i niegodzien zwać się
apostołem, bo prześladowałem Kościół Boży. Lecz za łaską
Boga jestem tym, czym jestem, a dana mi łaska Jego nie okazała się
daremna; przeciwnie, pracowałem więcej od nich wszystkich, nie ja,
co prawda, lecz łaska Boża ze mną.


Łaska
Boża w przypadku Pawła
faktycznie
nie
okazała się daremna.

Dlaczego?
Bo Paweł jej po prostu nie zmarnował. Gdy bowiem nastąpiło owo
pamiętne
spotkanie
na
drodze do Damaszku,

kiedy
Pan ukazał się mu – jak sam Paweł się określił –
jako
poronionemu płodowi,

wówczas
w umyśle i sercu
tego
dotychczasowego
zajadłego prześladowcy wszystko, ale to dokładnie
wszystko
się odmieniło,

wszystko się poprzestawiało, nastąpił całkowity „reset”
dotychczasowego myślenia i działania, dzięki czemu Kościół
zyskał jednego z 
największych
swoich Nauczycieli i Apostołów.

Można nawet zaryzykować takie obrazowe stwierdzenie, że 
„poroniony
płód”
zrodził tak wiele duchowych dzieci

poprzez swoje gorliwe nauczanie i ofiarną posługę. A ile takich
duchowych dzieci
zrodzili
Apostołowie:
Piotr,
Jakub i Jan?
A
pozostali
Apostołowie?
A
jak wielu jak wiele nauczyło się
z
pism Proroka Izajasza?


Zobaczmy,
moi Drodzy, mamy tu
całą
galerię ludzi wielkich,

ludzi nietuzinkowych, ludzi niezwykłych i odważnych, ludzi mądrych
i duchowo płodnych; ludzi przebojowych
i
jedynych w swoim rodzaju –
ale
jednak ludzi!
To
nie byli przybysze z innej planety, to nie były istoty o jakiejś
nadz
iemskiej
mocy i sile, to nie byli jacyś półbogowie – nie!

To
byli
ludzie
z krwi i kości,

najzwyklejsi ze zwykłych, do tego jeszcze obarczeni ludzkimi
słabościami, grzechami, a wręcz mający niejedną zbrodnię na
sumieniu (jak chociażby Święty Paweł w tym wcześniejszym okresie
życia, o którym tu sobie wspominaliśmy); zatem:
byli
to
zwykli
ludzie!
A
przecież –
tak
niezwykli.

Dlaczego niezwykli? Bo dokonali tak bardzo wiele. A dlaczego tego
dokonali? Bo pozwolili
Bogu
działać w sobie i przez siebie.


Bo
zarzucili sieci tam, gdzie –

według
ludzkiego rozeznania i wieloletniego doświadczenia –

nie
powinno być ani jednej rybki. Bo powiedzieli:
Oto
ja, poślij mnie!

kiedy inni nie chcieli pójść (przy czym, tu wcale nie musi
od
razu
chodzić
o kapłaństwo lub życie zakonne…). Bo nie bali się
zmienić
kierunku swego dotychczasowego życia

i zacząć wszystkiego od nowa.

Tacy
ludzie, moi Drodzy, znaczą historię świata i historię Kościoła!
Oni
ją znaczą – i oni ją tworzą.

Pojedynczy ludzie! Zobaczmy, przy tej okazji, do jak wielkich rzeczy
zdolny jest pojedynczy człowiek. I to nie tylko piastujący
tak
wysokie

stanowisko, jak Jan Paweł II – chociaż on także naznaczył
bieg
historii świata na długie setki lat.


Ale
przecież
Święty
Jan Maria Vianney

był prostym, wiejskim proboszczem,
Błogosławiona
Karolina Kózkówna

była prostą dziewczyną ze wsi,
Błogosławieni
Unici Podlascy

byli prostymi rolnikami, pracującymi na swoich gospodarstwach, w
dużej większości nie umiejącymi czytać i pisać! Oni wszyscy –
tu wymienieni i ci, na wyliczenie których dnia bym nam zabrakło –
znaczą
historię świata i historię Kościoła.

Bo
pojedynczy człowiek jest w stanie naprawdę dokonać bardzo, ale to
bardzo wiele! Pewnie, że 
działając
we wspólnocie –

może jeszcze więcej. We wspólnocie jest zawsze siła! Ale ci
pojedynczy ludzie także działają we wspólnocie –
we
wspólnocie z Jezusem!

Oni
nie są sami. Bo człowiek sam nic nie jest w stanie zrobić – na
pewno, nic dobrego. Ale kiedy swoje słabe, ludzkie siły,
pomnoży
przez moc Bożą,
to
będzie w stanie dokonać cudów! Tak, jak dokonywali ich wielcy
ludzie, o których tu dziś mówimy.

Jednak
ktoś mógłby zapytać:
Co
z tego wynika dla nas,

takich
zwyczajnych

ludzi? Oni – to wielcy Święci. Ale my?

Otóż,
my też
możemy
takimi się stawać.
A
wręcz powinniśmy! Dlaczego sami często skazujemy się na
przeciętność?
Tak
łatwo
wmawiamy
sobie,

że nie jesteśmy w stanie niczego wielkiego dokonać, bo my to tylko
tak… od pierwszego do pierwszego,
żeby
się to wszystko jakoś toczyło,

żeby nam nikt za bardzo głowy nie zawracał, zbyt dużo od nas nie
chciał, bo my to tacy zwyczajni ludzie – chcemy mieć święty
spokój.

Tylko
co zrobić,
kiedy
tego świętego spokoju jak raz nie ma,

bo problemy w rodzinie, bo problemy w pracy, bo jakaś choroba się
przyplątała, a tu jeszcze pijaństwo w domu, awantury, i z
sąsiadami nie za dobrze…
Co
robić? Usiąść i biadolić? Narzekać? Przeklinać?

Tak najłatwiej. Ale czy to naprawdę najlepsze rozwiązanie? Czy to
w ogóle jakiekolwiek rozwiązanie?
Moi
Drodzy,
jeżeli
dzisiaj mówimy o ludziach, którzy – z pomocą Bożą! – byli i
są w stanie
zmienić
bieg historii całego świata,
to
po pierwsze: jeżeli oni mogli, to 
dlaczego
my nie możemy?

A po drugie: nie musimy zaczynać od razu od całego świata.
Zacznijmy
od swojej rodziny,

od miejsca pracy, od swojej klasy w szkole… I nie tłumaczmy, że
nie damy rady,
gdyż
sytuacja
rzekomo
jest beznadziejna. To nieprawda!
Dla
chrześcijanina nie ma sytuacji beznadziejnej!
Prawdziwy
chrześcijanin absolutnie
wykreśla
ze swojego słownika

takie pojęcia, jak właśnie: „sytuacja beznadziejna”, ale też
„tragedia”, „
sytuacja
bez wyjścia”, lub też: „nic się nie da zrobić”!
Moi
Drodzy, powiedzmy to bardzo jasno i zdecydowanie:
każda
żona, każda matka,

narzekająca na pijaństwo swego męża lub syna – jest w stanie
zmienić tę sytuację!
Każdy
nauczyciel,

narzekający na młodzież i dzieci, którym się nic nie chce i z
którymi nie może dojść do porozumienia – jest w stanie zmienić
tę sytuację!
Każdy
pracownik,

narzekający na fatalną atmosferę w swojej pracy – jest w stanie
zmienić tę sytuację!
Każdy
duszpasterz,

borykający się z problemem braku zrozumienia i współpracy ze
strony swoich parafian – jest w stanie zmienić tę sytuację! I w
ogóle
każdy,
kto boryka się z jakimkolwiek problemem,

z którym jakoby „nic się nie da zrobić” – jest w stanie
zmienić tę sytuację!

Jeżeli
nie jest w stanie zrobić tego w tym momencie, to znaczy, że 
jeszcze
więcej
musi się
modlić,
częściej przystępować do 
Komunii
Świętej,
podejmować
w tej intencji
posty
i wyrzeczenia,

ofiarować w tej intencji swoje codzienne
krzyże
i doświadczenia,

prosić
Ducha
Świętego o światło

do podejmowania właściwych działań (w końcu, po coś się to
Bierzmowanie przyjmowało…); częściej i uważniej
czytać
Pismo Święte,

szukając tam odpowiedzi na pytanie, jak zaradzić danej sytuacji; a
wreszcie także –
rozmawiać
o tym z innymi i prosić ich o modlitwę.

Tyle można zrobić.

A
do tego – a może: przede wszystkim! –
nie
wolno tracić nadziei, nie wolno się załamywać, zniechęcać,
rezygnować!
Nie
wolno!
Bo
cała nasza nadzieja w Bogu! Dlatego nie wolno się poddać ani na
chwilę – chociażby czas rozwiązania naszych problemów
wydłużał
się i oddalał.

Jeżeli podejmiemy te wskazane działania, a do tego będziemy bardzo
zdecydowani,
wytrwali i 
zaufamy
Bogu

– zwyciężymy! Zmienimy bieg historii świata – tego
swojego
świata,

w którym na co dzień żyjemy.
A
przez to – w jakimś stopniu –
także
całego świata!
Moi
Drodzy, jesteśmy w stanie tego dokonać! Każda i każdy z nas –
jest w stanie tego dokonać.
Przypomnijmy
jeszcze raz:
częsta
Komunia Święta, gorliwa modlitwa, ofiarowanie w 
danej
intencji postów, cierpień, wyrzeczeń i codziennych krzyży; prośba
do Ducha Świętego o światło, rozmowy z ludźmi i 
zachęta,
by i oni się modlili; lektura Pisma Świętego, a nade wszystko –

cierpliwość, wytrwałość i niegasnąca nadzieja!
W
ten sposób każda i każdy nas – jedna osoba – jest w stanie
potrząsnąć światem.
Wiem,
co wielu z Was teraz sobie myśli: „Co On gada? Takie księżowskie
ględzenie na ambonie.
Przecież
to niemożliwe!”
Niemożliwe?
Naprawdę?
No
to są dwa wyjścia: albo nadal narzekać, załamywać się i
biadolić, albo 
odważyć
się – i zawalczyć.

Co wybieracie?…

8 komentarzy

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.