Bylebym pozyskał Chrystusa!

B

Niech
będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, wspominałem Wam
kiedyś, że w ramach Jubileuszu 200 lecia naszej siedleckiej
Diecezji będą odbywały się w niej Jubileuszowe Misje
Ewangelizacyjne, i że zostałem przez Księdza Biskupa włączony do
grona Misjonarzy, spośród których Księża Proboszczowie mogą
zapraszać kogoś do poprowadzenia Misji w swojej Parafii.

I
dzisiaj właśnie rozpoczynam takie Misje, w Parafii Kościeniewicze,
niedaleko mojej rodzinnej Miejscowości. Właśnie tam ruszam.
Wcześniej jednak zajadę do Kodnia, gdzie odbiorę krzyż misyjny,
który poświęci mi Przełożony kodeńskiej Wspólnoty zakonne,
Ojciec Sebastian Wiśniewski, wieloletni Misjonarz.

Misje
te będę prowadził przez osiem dni, do następnej niedzieli, łącząc
je – w pewnym zakresie – z obowiązkami parafialnymi, a
szczególnie szkolnymi, bo obiecałem Dyrektorowi pomoc w
przeprowadzeniu egzaminów gimnazjalnych, w obliczu zapowiadanego
strajku, i zamierzam się z tego wywiązać. Dlatego ten czas będzie
zapewne dość intensywny i wiele godzin będzie za kierownicą… Od
Miastkowa do Kościeniewicz jest około stu trzydziestu kilometrów…
Ale, cóż… Będzie czas na modlitwę.
I
Was o tę modlitwę proszę. A na dzisiejszy dzień – niech Was
błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty.
Amen
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Niedziela
Wielkiego Postu, C,
do
czytań: Iz 43,16–21; Flp 3,8–14; J 8,1–11

CZYTANIE
Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:

Tak
mówi Pan, który otworzył drogę przez morze i ścieżkę przez
potężne wody; który wiódł na wyprawę wozy i konie, także i
potężne wojsko; upadli, już nie powstaną, zgaśli, jak knotek
zostali zdmuchnięci.

Nie
wspominajcie wydarzeń minionych, nie roztrząsajcie w myśli dawnych
rzeczy. Oto Ja dokonuję rzeczy nowej: pojawia się właśnie. Czyż
jej nie poznajecie? Otworzę też drogę na pustyni, ścieżyny na
pustkowiu. Sławić Mnie będą zwierzęta polne, szakale i strusie,
gdyż na pustyni dostarczę wody i rzek na pustkowiu, aby napoić mój
lud wybrany. Lud ten, który sobie utworzyłem, opowiadać będzie
moją chwałę”.

CZYTANIE
Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO FILIPIAN:

Bracia:
Wszystko uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość
poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego.

Dla
Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym
pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim, nie mając mojej
sprawiedliwości, pochodzącej z Prawa, lecz Bożą sprawiedliwość,
otrzymaną przez wiarę w Chrystusa, sprawiedliwość pochodzącą od
Boga, opartą na wierze – przez poznanie Chrystusa: zarówno mocy
Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach, w nadziei,
że upodabniając się do Jego śmierci, dojdę jakoś do pełnego
powstania z martwych.

Nie
mówię, że już to osiągnąłem i już się stałem doskonałym,
lecz pędzę, abym też pochwycił, bo i sam zostałem pochwycony
przez Chrystusa Jezusa.

Bracia,
ja nie sądzę o sobie samym, że już pochwyciłem, ale to jedno
czynię: zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku
temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do
jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Jezus
udał się na Górę Oliwną, ale o brzasku zjawił się znów w
świątyni. Wszystek lud schodził się do Niego, a On usiadłszy
nauczał.

Wówczas
uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę, którą
pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją na środku,
powiedzieli do Niego: „Nauczycielu, kobietę tę dopiero pochwycono
na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować.
A Ty co mówisz?” Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli
o co Go oskarżyć.
Lecz
Jezus nachyliwszy się pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym
ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: „Kto z was jest
bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień”. I powtórnie
nachyliwszy się, pisał na ziemi.

Kiedy
to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić,
poczynając od starszych. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca
na środku.

Wówczas
Jezus podniósłszy się rzekł do niej: „Niewiasto, gdzież oni
są? Nikt cię nie potępił?” A ona odrzekła: „Nikt, Panie!”
Rzekł do niej Jezus: „I Ja ciebie nie potępiam. Idź, a od tej
chwili już nie grzesz”.

Dzisiejsze
czytania – jeśli się dobrze w nie wsłuchać – niosą ze sobą
jakieś mocne przesłanie o nowości. Zwróćmy na to uwagę.
W każdym z nich jest mowa o czymś nowym, o odnowieniu życia
człowieka i tego wszystkiego, co jest wokół niego, a źródłem
tej nowości jest Bóg.
I
tak oto, w pierwszym czytaniu, z Proroctwa Izajasza, słyszymy: Tak
mówi Pan, który otworzył drogę przez morze i ścieżkę przez
potężne wody,

[…]:
„Nie
wspominajcie wydarzeń minionych, nie roztrząsajcie w myśli dawnych
rzeczy. Oto Ja dokonuję rzeczy nowej: pojawia się właśnie. Czyż
jej nie poznajecie? Otworzę też drogę na pustyni, ścieżyny na
pustkowiu…”.


Widzimy
tu wyraźną aluzję do 
wyjścia
Izraelitów z niewoli egipskiej
i
przejścia przez wody Morza Czerwonego – a dokładniej: przez suche
dno Morza Czerwonego – do ziemi obiecanej, chociaż to jeszcze
wymagało przejścia przez pustynię. Całe to wydarzenie w
niewątpliwy sposób oznaczało dla narodu wybranego
coś
absolutnie nowego.
Zresztą,
Prorok mówi wprost – jeszcze raz przywołajmy te słowa:
Oto
Ja dokonuję rzeczy nowej: pojawia się właśnie.


To
prawda, że Izraelici chyba nie do końca byli przygotowani na tę
nowość, bo co i raz
wzdychali
za niewolą egipską

– w każdym momencie, kiedy tylko doświadczyli nieco trudności na
pustyni, zaraz się buntowali i wygadywali jakieś dziwne rzeczy,
że
tak dobrze było
im
w
Egipcie,

gdzie i jedzenia mieli
podobno
pod
dostatkiem, i wody do picia, i dach nad głową
mieli
Jakby zupełnie zapomnieli tych czterystu trzydziestu lat
niewoli,
w czasie których byli
poniżani,
traktowani gorzej, niż zwierzęta,

a do tego głodzeni, bici i zmuszani do nadludzkiej pracy, przy
której wielu ich zmarło…

Szybko
o tym wszystkim zapominali,

kiedy tylko pojawiła się jakakolwiek trudność na pustyni –
trudność, którą Bóg i tak rozwiązał, bo wcześniej rozwiązał
ich
wiele
więcej,
więc było się do czego odwołać. Nie,
to
wszystko szło jakby w niepamięć,

a zaczynało się biadolenie i wzdychanie za domem niewoli.

Moi
Drodzy, to tylko pokazuje nam, że wolność jest
darem
naprawdę wielkim i pięknym,

ale też – i to musimy sobie jasno powiedzieć –
darem
trudnym.

Jest ona znakiem
totalnej
nowości,

to prawda, ale wiąże się z pewnymi wyrzeczeniami, a nade wszystko
z
odpowiedzialnością

za każde swoje słowo i każdy swój czyn. Niewolnik nie ponosi być
może takiej odpowiedzialności, skoro o każdej chwili
swego
życia
decyduje
jego
pan
– żeby nie powiedzieć: właściciel.
Człowiek
wolny decyduje o sobie sam,

ale też sam ponosi odpowiedzialność za swoje słowa i czyny, za
swoje postanowienia
i
wybory.
A
to jest trudne.

Przekonał
się o tym naród wybrany wielokrotnie…
Przekonał
się, że

wolność
jest trudna.
I
n
owość
jest trudna.

Łatwiej żyć w tym, co stare, oklepane, taplać się w takim swoim
własnym
błotku,

do którego się jest przyzwyczajonym… A tu tymczasem –
powiew
świeżości, nowości, jakieś nowe tchnienie!
Trzeba
otworzyć okna i przewietrzyć całą tę stęchliznę starych
przyzwyczajeń, starych sposobów myślenia, mówienia i działania.
To
jednak
wymaga
trochę wysiłku. Może nawet nie trochę…

Przekonał
się o tym –
jako
rzekliśmy –
naród
wybrany, naród izraelski. I przekonał się o tym – dodajmy tak na
marginesie –
także
naród polski.

Zobaczmy, jaką jednością byliśmy pod zaborami, czy pod panowaniem
systemu komunistycznego, a jak bardzo
nie
potrafimy być wolnymi

jak się ciągle kłócimy, jak jesteśmy podzieleni, jak już i 
Bóg
jest nam mniej potrzebny,

i Kościół jakby mniej potrzebny, niż wtedy, gdy właśnie w
świątyniach gromadziliśmy się, by modlić się o wyzwolenie ze
zniewolenia komunistycznego.

Nagle
się okazało, że i 
Papież
Jan Paweł II nie jest nam potrzebny,
a
dzisiaj to nawet wielu krytykuje go i domaga się odwołania
kanonizacji, bo przecież rzekomo osłaniał złe zachowania
duchowieństwa. Kto by jeszcze kilka lat temu pomyślał, moi Drodzy,
że
można krytykować Jana Pawła II!

To był niekwestionowany autorytet! I dla wielu na szczęście nadal
jest. Ale – niestety – nagle pojawili się ci, którzy ośmielają
się wprost go
bezpodstawnie
krytykować,
fałszywie
oskarżać,

a nawet domagać się odwołania jego kanonizacji! I w ogóle –
tyle nierozsądnych słów na jego temat wypowiadać…

Ale
i na temat Pana Boga, Kościoła, zasad naszej wiary… Można
odnieść wrażenie, że dla niektórych ludzi, naszych rodaków –
a czasami nawet naszych bliskich –
nie
ma
już
żadnej
świętości!

Czyżby zatem ta wolność, ta nowość, tak dużo kosztowała, że
nie jesteśmy w stanie
udźwignąć
jej wartości i wielkości, jej ciężaru?…

Czy
więc,
być może

– aż boję się to powiedzieć – potrzeba nam znowu
jakiegoś
prześladowania i zniewolenia,

żebyśmy się
wreszcie
ponownie
zjednoczyli

zjednoczyli
pomiędzy
sobą, a nade wszystko z Bogiem?

Niech
Bóg broni,

by tak się miało stać! Ale jest jakiś problem z naszym
przeżywaniem wolności.
I
Jan Paweł II przed tym przestrzegał – jakby to przeczuwał.

Może dlatego dzisiaj tak wielu na niego nastaje? Mówił nam – już
w czasie pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny, a potem także w trakcie
następnych – że 
nie
wystarczy odzyskać wolnoś
ć
To niewątpliwie wielki dar i wielkie osiągnięcie, ale to nie
wystarczy.
Nie
wystarczy wolność mieć

i tylko się nią cieszyć. Wolność trzeba jeszcze
mądrze
zagospodarować,

mądrze ją wykorzystać!
I
dzisiaj widzimy,
jak
prorocze były jego słowa

– jakie mamy z tym problemy.

I
to
nie
tylko w sferze społecznej, politycznej czy – powiedzielibyśmy –
historycznej wolność jest dużym wyzwaniem i 
wszystko
co, nowe,
tak
dużo
kosztuje.
Także
w naszej chrześcijańskiej codzienności,
w
tych najbardziej zwyczajnych okolicznościach naszego życia widzimy,
jak trudno nam się pozbyć tego, co może i stare,
stęchłe
i byle jakie,

ale do czego przyzwyczailiśmy się –
jak
trudno nam się tego pozbyć
i
wyb
rać
to
,
co nowe.
Dlatego
warto posłuchać odważnych słów Świętego Pawła Apostoła,
który do swoich uczniów Filipian, ale i do nas mówi w drugim
czytaniu:
Wszystko
uznaję za stratę ze względu na najwyższą wartość poznania
Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla Niego wyzułem się ze wszystkiego
i uznaję to za śmieci, bylebym pozyskał Chrystusa i znalazł się
w Nim…

A
w ostatnich zdaniach tego
ż
czytania stwierdza:
Bracia,
ja nie sądzę o sobie samym, że już pochwyciłem, ale to jedno
czynię: zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku
temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku nagrodzie, do
jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie.


Właśnie,
zapominając o tym, co już było, co pozostawił za sobą, a wręcz
uznając to 
za
stratę, za śmieci, za niepotrzebny balast

– zwraca swoje serce ku Jezusowi, od którego spodziewa się
wiecznej nagrody.

Skoro
zatem to wszystko, co było przedtem, ale nie było związane z
Jezusem, uznaje za sprawy tak przestarzałe, że wręcz warte
wyrzeczenia, przeto daje nam jasno do zrozumienia, że 
Chrystus
przynosi ze sobą nowość.

On
sam jest to absolutną Nowością.

Dlatego Ewangelię, którą On sam,
Jezus
Chrystus,

głosił, a którą dzisiaj głosi
Jego
Kościół,
zwykliśmy nazywać – no, właśnie –
Dobrą
Nowiną!
To
jest wieść
absolutnie
nowa

i
mocno poruszająca serca,

że Chrystus
jest
naszym Panem, Bratem i Zbawicielem, że 
przyszedł
nas zbawić, dać nam wszystkim szczęście wieczne!

Wszystkim –
bez
wyjątku!


Bez
względu na to, kto z jakiej rodziny pochodzi, czy jakie ma
wykształcenie i ile tytułów stoi przed jego nazwiskiem, i jakie
wysokie stanowisko zajmuje.
Wszystkim
Jezus Chrystus, Boży Syn, Bóg Człowiek

otworzył
bramy Nieba!

Także bez względu na to, jaką kto drogę przeszedł przez życie,
a konkretnie:
ile
w życiu grzeszył.
Jeżeli
tylko chce się tego grzesznego balastu pozbyć – ma taką szansę.
Podkreślmy jeszcze raz:
każdy
bez wyjątku!
Nawet,
jeżeli jest takim wielkim grzesznikiem, jak niewiasta z dzisiejszej
Ewangelii. Zobaczmy,
ona
naprawdę wiele nagrzeszyła.

I co do tego nikt nie m
iał
wątpliwości. Nikt. Dlatego Ewangelista Jan, opisując całe
wydarzenie, nie próbuje nas przekonywać,
że
to w sumie nic takiego,

że tak się jej niechcący przydarzyło – nic z tych rzeczy! Jasno
i konkretnie stwierdza:
Wówczas
uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę, którą
pochwycono na cudzołóstwie.

Ten
fakt był bezsporny i Ewangelista mu nie zaprzecza.
I
Jezus także
nie
udawał, że nic się nie stało.

Kiedy już przeciwnicy się rozeszli i odsyłał ową kobietę, nie
powiedział: „Dobrze, nie martw się, to nic takiego, nie ma o czym
mówić” – nie! Powiedział wyraźnie:
I
Ja ciebie nie potępiam. Idź, a od tej chwili już nie grzesz.

Ja
ciebie nie potępiam.
Ale
nie grzesz.

Tak
na marginesie, moi Drodzy, zwróćmy uwagę na ten epizod. Z jednej
strony bowiem przypomina nam on, że zawsze mamy potępić zło, ale
nigdy
nie wolno nam potępić człowieka,

bo człowiek zawsze może się nawrócić, dlatego trzeba dać mu
drugą, trzecią, dziesiątą, czy setną sza
n
tak,
jak Bóg daje nam je bez końca…

To po pierwsze.
A
po drugie: kiedy będziemy się nawzajem za coś przepraszać, albo
ktoś będzie nas za coś przepraszał – szczególnie ktoś
młodszy;
ktoś,
kogo
wychowujemy lub kształtujemy,
a
więc nasze dziecko, wnuk lub uczeń – to nie mówmy mu, że nic
się nie stało i żeby się nie przejmował.
Owszem,
stało się. Zrobił źle.
Ale
niech wyciągnie z tego wnioski
i
już na przyszłość tak nie robi!

To jest właściwa postawa chrześcijańska w takim momencie. Taki
przykład zresztą daje nam Jezus! Ale to taka uwaga dodatkowa.
Natomiast
tym, co musimy koniecznie i szczególnie podkreślić po usłyszeniu
dzisiejszej Ewangelii, to fakt, że kobieta grzeszna – pod wpływem
tego wielkiego miłosierdzia, które okazał jej Jezus –
porzuciła
„to, co za nią”.
Tak,
jak dziś określił to Święty Paweł. Porzuciła całe swoje
dotychczasowe życie. Ona, wielka grzesznica,
odrzuciła
cały swój grzech

jak zbędny balast!
Natomiast
jej oskarżyciele, którzy przynajmniej w swoich własnych oczach
wyglądali na świętych i pobożnych, na gorliwie przestrzegających
Prawa starotestamentalnego –
oni
swoich grzechów nie porzucili…

Dlatego ze spuszczonymi głowami odeszli, kiedy Jezus, przerywając
pisanie na piasku, powiedział:
Kto
z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień…


Co
wówczas pisał? Dokładnie nie wiemy, ale powszechnie przypuszcza
się, że 
właśnie
ich grzechy.

I oni to zobaczyli… I odeszli. Odeszli fizycznie, z tego miejsca.
Czy jednak
odeszli
od swoich grzechów?

Możemy wątpić. Może przynajmniej niektórzy z nich… Nie wiemy…
Dobrze,
gdyby tak było…
Natomiast
dla nas, moi Drodzy, to jest bardzo czytelna nauka, że Jezus
Chrystus, ogłaszając nam Dobrą Nowinę, chce i 
nasze
życie uczynić zupełnie nowym!

Dlatego domaga się od nas porzucenia – jak zbędnego balastu, jak
śmieci – tego wszystkiego, co stare, stęchłe, ciasne,
zaskorupiałe, schematyczne,
a
nade wszystko: grzeszne!
Lub
prowadzące do grzechu.
Jutro,
w ramach naszych misji, będziemy mieli okazję wyrzucić do
przygotowanego kosza na śmieci – właśnie
te
wszystkie śmieci, które utrudniają nam drogę do Boga,

a więc amulety, talizmany, horoskopy, i inne tego typu akcesoria.
Założymy natomiast uroczyście
poświęcone
medaliki.

To będzie znak zewnętrzny.

Trzeba
natomiast, abyśmy codziennie – a szczególnie wtedy, kiedy
przystępujemy do Sakramentu Pokuty – wyrzucali ze swego serca i ze
swego życia, ze swego postępowania, to wszystko, co jest naszych
duchowym
balastem, naszym złym przyzwyczajeniem:

takim przyzwyczajeniem, które i nam samym tak naprawdę utrudnia
życie, i innym z nami. A przede wszystkim – abyśmy
wyrzucili
grzech.

Tak ostatecznie i definitywnie.

Pomyślmy
dzisiaj, co jest
tym
naszym największym
duchowym
balastem,
ciężarem;

co jest takim śmieciem,

którego powinniśmy się jak najszybciej pozbyć ze swego życia?
Jak najszybciej, chociaż może ciągle jeszcze brakuje odwagi…
I
przejrzyjmy dziś nasze rzeczy
osobiste,
ale i wyposażenie naszego domu, aby przygotować do wyrzucenia w
dniu jutrzejszym to wszystko, co ma
jakikolwiek
związek z zabobonem,

magią, wróżbiarstwem,
albo
innymi grzechami.
Pomyślmy
teraz przez chwilę –
czego
powinniśmy się jak najszybciej pozbyć?…

10 komentarzy

  • Dziękując za błogosławieństwo kapłańskie, błogosławię również Księdza-Misjonarza na posługę misyjną i duszpasterską i wszelką inną w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Będę pamiętać w modlitwie codziennej. Niech Bóg ma Księdza w swojej opiece a Duch Święty prowadzi przez wypowiadane Słowo, ku oczyszczeniu i pokrzepieniu serc ludzkich. Błogosławionego tygodnia wszystkim czytającym i słuchającym.

  • Zapewniam o modlitwie.Oby Duch Święty prowadził Księdza we wszystkich działaniach a Matka Najświętsza nieustannie otaczała opieką.
    H.

  • Wspieram Księdza modlitwą i proszę o modlitwę w intencji całej, znanej Księdzu parafii Św. Ojca Pio w Warszawie – zaczynamy rekolekcje, które prowadzi ks. prof. Czesław Parzyszek SAC.

    • Znana jest mi Parafia Ojca Pio – i znany mi jest Ks. Prof. Czesław Parzyszek SAC. Ma rodzinę w Miastkowie i spotkaliśmy się na jakimś pogrzebie kogoś z Jego bliskich. Potem odbyliśmy dłuższą, dobrą rozmowę, w czasie obiadu. Otwarty i dobry człowiek – takie odniosłem wówczas wrażenie.
      A za rekolekcje stale modlę się w Adwencie i w Wielkim Poście – i innych staram się do tej modlitwy mobilizować. O Parafiach, w których pracowałem, też stale pamiętam.
      xJ

  • Przy tym fragmencie Ewangelii zawsze zwracam uwagę na postawę ludzi po tym, jak Jezus obwarował ukamienowanie kobiety w zasadzie można powiedzieć: rachunkiem sumienia….Otóż nikt z obecnych, podkreślam NIKT z obecnych tam ludzi nie uznał, że jest bez grzechu i nie rzucił kamieniem…. ciekawe jak by z tym było dzisiaj w świecie królującego samo-usprawiedliwiania 🙂

  • Księże Jacku, patrząc na naszą historię, to ani podczas zaborów, ani pod komuną taką znowu jednością nie byliśmy… owszem polskość dzięki Bogu przetrwała, ale z jednością nie było tak pięknie…

    • Pięknie może nie było, ale – tak mi się wydaje – jakoś nam łatwiej było być razem, w obliczu zagrożenia. Na pewno, nie była to idealna jedność, ale też nie było to, co jest teraz… Ale to tylko takie moje spostrzeżenie, nie upieram się przy tym…
      xJ

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.