Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pozdrawiam serdecznie z Surgutu, z Syberii.
Bardzo serdecznie dziękuję za wszystkie życzenia urodzinowe, a przede wszystkim za modlitwę. Jestem wzruszony tym poważnym podejściem do modlitwy, do ofiarowania Komunii przez Annę, wyrażoną w słowach – zawiodłam was… bo w tym dniu nie udało się być na Mszy Św. Dziękuję za modlitwę i Komunię Św. 18 sierpnia, myślę, że i 18 też nam modlitwa jest potrzebna, jak i 21 sierpnia także. Dziękuję raz jeszcze. Sam modliłem się za tych, którzy szczególnie w tym dniu o mnie pamiętali i pozdrawiali, bo nawet nie wiem, czy wszystkim zdążyłem odpowiedzieć. Na samym facebooku było ponad sto pozdrowień, życzeń, więc jeśli komuś nie odpowiedziałem wprost, to wybaczcie, ale odpowiedziałem modlitwą za Was.
Dołączam się jednocześnie do życzeń imieninowych dla Ks. Jacka, gospodarza tego Domu, nowego i pięknego. Niech Pan Bóg mu błogosławi i prowadzi, zwłaszcza w tym nowym zadaniu, nowym posługiwaniu, jakie niedługo podejmie, a w zasadzie to już podjął. Wspieram modlitwą.
Dziś wspomnienie Piusa X, papieża. Polecam jego biografię – niżej link. Kiedy tę biografię przed chwilą przeczytałem, to mówiąc krótko, można by podsumować – dobra wytrwałość, wierność powołaniu, gorliwość. Takimi cechami, cnotami odznaczał się jako człowiek, jako ksiądz, jako biskup, jako papież. Polecam lekturę tego życiorysu:
https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/08-21a.php3
A co dziś w słowie?
(Sdz 9, 6-15)
Wszyscy możni miasta Sychem oraz cały gród Millo zgromadzili się i przyszedłszy pod dąb, gdzie stała stela w Sychem, ogłosili Abimeleka królem. Doniesiono o tym Jotamowi, który poszedłszy, stanął na szczycie góry Garizim, a podniósłszy głos, tak do nich wołał: „Posłuchajcie mnie, możni Sychem, a Bóg usłyszy was także. Zebrały się drzewa, aby namaścić króla nad sobą. Rzekły do oliwki: Króluj nad nami! Odpowiedziała im oliwka: Czyż mam się wyrzec mojej oliwy, która służy czci bogów i ludzi, aby pójść i kołysać się ponad drzewami? Z kolei zwróciły się drzewa do figowca: Chodź ty i króluj nad nami! Odpowiedział im figowiec: Czyż mam się wyrzec mojej słodyczy i wybornego mego owocu, aby pójść i kołysać się ponad drzewami? Następnie rzekły drzewa do krzewu winnego: Chodź ty i króluj nad nami! Krzew winny im odpowiedział: Czyż mam się wyrzec mojego soku rozweselającego bogów i ludzi, aby pójść i kołysać się ponad drzewami? Wówczas rzekły wszystkie drzewa do krzewu cierniowego: Chodź ty i króluj nad nami! Odpowiedział krzew cierniowy drzewom: Jeśli naprawdę chcecie mnie namaścić na króla, chodźcie i odpoczywajcie w moim cieniu! A jeśli nie, niech ogień wyjdzie z krzewu cierniowego i spali cedry libańskie”.
(Mt 20, 1-16)
Jezus opowiedział swoim uczniom następującą przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy. Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: „Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam”. Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił. Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: „Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?” Odpowiedzieli mu: „Bo nas nikt nie najął”. Rzekł im: „Idźcie i wy do winnicy”. A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: „Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych”. Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: „Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzy znosiliśmy ciężar dnia i spiekotę”. Na to odrzekł jednemu z nich: „Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czyż nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje, i odejdź. Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?” Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi”.
Chciałbym zatrzymać się na Ewangelii. I czytanie wymagało by szerszego komentarza, nie zdążymy z tym, więc dziś zatrzymam się na Ewangelii.
Znana nam dobrze przypowieść o robotnikach w winnicy. Byli ci najęci rano, którzy wytrwale pracowali do wieczora. Rano zapewne cieszyli się, że znaleźli pracę, że będzie za co nakarmić rodzinę. Cieszyli się, że jest praca i że dostaną za nią zapłatę. Wiedzieli jaką – jednego denara. Potem przyszli do pracy inni, potem jeszcze inni, którzy tak samo cieszyli się, że znaleźli pracę. Do samego wieczora tak przychodzili. A kiedy nadszedł wieczór wszyscy pracę skończyli.
Tu mała dygresja do tych, którzy pracę przynoszą do domu, albo pracą żyją w domu. Jest wieczór, jest czas, kiedy pracę trzeba zakończyć, zostawić, wyjść z pracy, niezależnie od tego ile żeśmy zrobili. Koniec dygresji.
Ciekawe, że gospodarz zaczął wypłacać pieniądze od ostatnich a nie od pierwszych. Tak jakby specjalnie, na złość… Nie, nie na złość, chciał im, a raczej nam, coś pokazać.
W związku z tym kilka myśli, jakie przychodzą mi do głowy, mam nadzieję, że od Ducha Świętego…
Otóż, problem robotników, tych, którzy pracowali od rana zaczął się wtedy, gdy się zaczęli porównywać. Obudziła się zazdrość – oni lepsi, my gorsi.
Porównywanie się z innymi, porównywanie się rodzące zazdrość – straszna rzecz.
Ktoś nazwał ciekawie zazdrość – najgłupszym grzechem. Czemu? Bo nic z niego nie masz a ni w tym życiu, ani w innym. Ukradłeś coś, masz grzech, zagraża to zbawieniu, ale masz choć w tym życiu coś. Tak w przypadku wielu innych grzechów, choć na chwilę masz jakąś przyjemność. W przypadku zazdrości – nieprzyjemność od początku i jeszcze grzech do tego. Po co więc zazdrościć?
Jak głupim jest porównywać się z innymi – oni są lepsi, ja gorszy, albo na odwrót. owszem, jeśli to jest zdrowa rywalizacja, nie budząca zazdrości a mobilizująca do pracy, do wysiłku, jak w sporcie, to co innego. Mówię tu o głupiej zazdrości – jego lubią, mnie nie lubią…
Cały dzień pracowali i było dobrze, byli zadowoleni, wieczorem porównali się z innymi i pojawiła się gorycz niezadowolenia, szemrania – po co?
Prośmy Boga, by nas uwalniał od złego i głupiego porównywania się, od zazdrości. Spróbujmy się dziś ucieszyć z tego, że komuś innemu się coś udało, że kogoś innego pochwalili, docenili. Ucieszmy się tym szczerze, gratulujmy mu tego i cieszmy się. Nam nic nie ubyło.
Inna myśl związana z tym fragmentem, z tą przypowieścią…
Kiedy owi robotnicy szli do pracy, cieszyli się, cieszyli się, że mogą pracować, że mogą pracować w winnicy, u takiego gospodarza. Popracowali dzień, jak czytamy: „znosili ciężar dnia i spiekotę…”. Wyszli rozgoryczeni, smutni, niezadowoleni…
Ostatni, którzy przyszli wieczorem, którzy tyle czekali i nareszcie się dostali do pracy w winnicy, pokazują zapewne radość tych pierwszych, kiedy oni zaczynali.
Dlaczego w wielu przypadkach ten pierwszy entuzjazm, pierwsza radość ginie pod ciężarem dnia i spiekoty. Szara codzienność, wypala, gasi, ów pierwszy entuzjazm. Czemu? Młodzi zakochani, nie widzą świata poza sobą, serduszka w oczach, mogą godzinami siedzieć razem i nic nie robić – są szczęśliwi, bo są razem. A potem jest ślub, dzieci, szara rodzinna codzienność… A potem czasem i rozwód… A nawet jeśli nie tak strasznie, to bywają jakieś kłótnie, jakieś spory, zmęczenie sobą… Już nie ma godzinami przesiadywania razem. Ciężar dnia i spiekota zwykłości, codzienności, zabija ów pierwszy entuzjazm.
A w relacjach z Bogiem… Widzę często ludzi, którzy odnaleźli Boga, piękne świadectwo, niesamowita gorliwość, ludzie promieniują Bogiem, dają o nim świadectwo, modlą się, na Mszę Św. przychodzą codziennie. A potem, mija czas, wszystko staje się takim zwykłym, szarym – ciężar dnia i spiekota…
Uderza w nas słońce, wiatr, mróz codzienności…
A może warto wrócić do tego początku? Lubię, nawet doświadczonych małżonków z wieloletnim stażem, pytać o ich pierwsze spotkanie – jak żeście się poznali? Jak żeście się spotkali? – zawsze po takim pytaniu pojawia się uśmiech na ich twarzach – zawsze.
Właśnie, powrót do początków…
Wczoraj miałem mały jubileusz, prawdę mówiąc przypomniałem sobie o nim rozmyślając nad tą Ewangelią. 20 sierpnia 2009 roku przyleciałem na Syberię, już do posługi, na stałe. 19 sierpnia wyleciałem z Polski, 20 sierpnia dotarłem. Równo 10 lat. I w tym samym czasie, ks. Paweł, który niebawem tu będzie, przysyła mi zdjęcia z pięknej modlitwy posłania – w swojej parafii, w Ząbkach, proboszcz i wszyscy kapłani, modlą się nad nim, proboszcz poświęca i wkłada krzyż misyjny… Swoją drogą cieszę się radością ks. Pawła, bo mi nikt nigdy takiego krzyża misyjnego nie wkładał, a szkoda, bo to jest piękny gest i nie tylko gest. Kiedy tak to oglądałem, kiedy słucham czasem ks. Pawła, z jaką radością i gorliwością zbiera się do wyjazdu, to sobie przypominam to, co we mnie się działo 10 lat temu. I patrzę na te dziesięć lat… Nie przeszło mi, cieszę się, że tu jestem, ale… ileż było przez te 10 lat tego ciężaru dnia i siekoty, ile razy biczowały – słońce i mróz, wiatr codzienności, szarości, różnych problemów, czasem i walki z samym sobą, i wad, i grzechów…
Jak to pięknie wygląda na początku, a jak potem ciężko znosić ów ciężar dnia i spiekotę, albo u nas to raczej ciężar dnia i mróz, śnieg, i zimę… (ciężko mi przychodzą teraz latem te słowa – śnieg, mróz, zima. Nie chcę o tym nawet myśleć, trochę mam tego dosyć, więc póki nie ma to i wspominać się nie chce).
Spróbujmy dziś wrócić, do tych pierwszych chwil, powspominać, przeżyć to jeszcze raz. Po co? Żeby wrócić do pierwszej miłości, żeby nie dać się sobie i temu zestarzeć, oklapnąć, żebyśmy nie zgubili pod wieczór tego co było rano, żeby nie dać ciężarowi dnia i spiekoty zepsuć radości początku.
Wróćmy do: małżonkowie – do dnia ślubu, do pierwszych chwil jak poznaliście się, do chwil zakochania… Księża – do momentu odkrycia powołania, do wstąpienia do seminarium, do święceń… Podobnie zakonnicy, siostry zakonne – moment powołania, ślubów… A także i samotni ludzie, do chwil największej radości, odkrywania sensu i radości swojego życia, Bożego wezwania, do chwil największej pobożności doświadczenia Bożej miłości.
I jeśli widzimy młodych, którzy teraz to przeżywają, to niech w nas będzie radość, niech im się uda, błogosławmy ich, nie zazdrośćmy.
A co na Syberii?
Na Syberii, zaraz po tym jak napisałem rozważanie w zeszłym tygodniu, wstrząsnęła nami nieoczekiwana śmierć taty naszej siostry Joanny (o czym potem ks. Jacek pisał). W piątek był pogrzeb, widziałem zdjęcia, jakieś krótkie nagrania, był to piękny pogrzeb, godny takiego człowieka, pogrzeb pełen wiary i nadziei w zmartwychwstanie, wielka modlitwa za zmarłego, ale też świadectwa nawróceń, spowiedzi po latach. Ta Boża chwała przeplata się z krzyżem, z wielką stratą i smutkiem najbliższych, którym trzeba się teraz przyzwyczaić do tej nowej rzeczywistości. Módlmy się też za s. Joannę i jej rodzinę.
Ja w niedzielę odwiedziłem w szpitalu, na reanimacji, naszego parafianina, Anatolia, o którym kiedyś pisałem. Przyjął Komunię Św., namaszczenie chorych, wciąż stan jest poważny. Z całą jego rodziną i całą parafią modlimy się za niego.
A w sobotę, w dzień moich urodzin, dwie pary zawarły sakramentalny związek małżeński. To już ludzie nie najmłodsi, po blisko 40 lat małżeństwa. Piękne świadectwo, katolicy od urodzenia, rodem z Ukrainy, korzenie polskie, potem przyjechali tutaj, na północ i jak wielu tutaj na naszej północy, z powodów braku kościoła i księdza gdzieś się zagubili. Niedawno Oleg, jeden z nich miał sześćdziesiątkę. Przyjechali bliscy z Ukrainy, przyjechali z nim do kościoła i tak się zaczęło. Mieszkają w Nieftiejugansku, 70 km. od Surgutu. Przyjeżdżają w każdą niedzielę, a czasem jeszcze i w inne dni przyjeżdżali na katechizację i przygotowanie do sakramentów. Pięknie otworzyli się na Pana Boga i właśnie w sobotę był ich ślub, a raczej śluby. Nie tylko ślub, to były też, pierwsze spowiedzi i pierwsze Komunie Św. tych ludzi.
Trudno sobie wyobrazić piękniejszy prezent jaki mogą ludzie podarować księdzu na urodziny, niż to, że się nawracają, przychodzą do kościoła, wracają do Pana Boga.
Po Mszy Św. Była uczta, mnóstwo jedzenia, piękne śpiewy, radosne rozmowy. Świętowaliśmy i ślub i urodziny, wszystko razem. Niżej trochę zdjęć z tej uroczystości. Można obejrzeć.
Takie to różne radości naszej parafii, i nie tylko radości. Dużo jeszcze innych spraw można by napisać, ale na razie wystarczy.
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący, Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen.
Księże Marku, lepiej dla mnie byłoby nie deklarować modlitwy, ofiarowania Eucharystii, bo nie musiałbym publicznie przyznawać się do niewypełnienia obietnicy. Ufam, że Bogu wystarczyło moje pragnienie dobra i On sam obdarza Was sowicie każdego dnia, bo jesteście Jego umiłowanymi dziećmi.
Ps. Piękne zadanie nam dziś Ksiądz zostawił. Ja częściowo już w niedzielę je przerobiłam :). Wspominając z mężem nasze zapoznanie i pytając go , czy pamięta w jakiej sukience byłam na pierwszej zaplanowanej potańcówce…i muszę powiedzieć, że pamiętał wiele szczegółów… a przecież minęło 48 lat od naszego osobistego poznania.
Słowa podziwu dla Męża! I dla Waszej wzajemnej miłości…
xJ
Daleko nam do miłości doskonałej , ewangelicznej wg 1Kor 13… ale uczymy się wciąż na nowo…a po upadku zaczynamy od początku, od podstaw
I o to właśnie chodzi!
xJ
„On szedł w spiekocie dnia i szarym pyle dróg,
A idąc uczył kochać i przebaczać.
On z celnikami jadł, On nie znał, kto to wróg,
Pochylał się nad tymi, którzy płaczą”
Tak mi się skojarzył fragment „Mój mistrzu” z dzisiejszym tytułem rozważania. A myśląc o dzisiejszej Ewangelii, to zastanawiam się czy w Królestwie Niebieskim też będą takie przepychanki, dlaczego on, czy ona tu jest, przecież ja zasłużyłem na to całym życiem, a ta czy inna osoba nawróciła się tak późno itp. Bardzo ciekawe myśli dotyczące zazdrości, to faktycznie głupi grzech i potrafi bardzo ranić nie tylko osobę która się temu uczuciu poddaje ale i osobie o którą ktoś jest ciągle zazdrosny, wysuwa nierealne podejrzenia, wszędzie doszukuje się zdrady, kłamstwa. Zazdrość potrafi zatruć i zniszczyć miłość.
Jestem absolutnie pewny, że w Królestwie niebieskim nie będzie żadnych przepychanek i żadnej zazdrości. Na pewno!
xJ
Bardzo często czytam bloga w drodze na busa przed praca.Dzisiaj też tak było żałowałam trochę,że ten wpis nie pojawił się wczoraj bo być może uratował by on mój blog a tak go skasowałam,ale to nic bo w miejscu starego zawsze może powstać coś nowego lepszego być może i w tym wypadku tak będzie jednak to już czas pokaże.Jednak ten wpis też pokazał mi osobiście jak ja żyje bardzo praca wracając o 22.30 i wiszac bardzo często na tel nawet do 1 w nocy bo ktoś zadzwoni i ma coś ważnego mi do powiedzenia.A żeby było mało rano przed praca ktoś zadzwoni i znów np 2 godz wiszę na tel.Jedno co jest dobre że znajduje w tej swojej codzienności czas dla moich synow.Pomimo,ze moje małżeństwo zgasło i nie zamierzam wracać do tego co kiedyś bylo dobre.Wole swoją szara rzeczywistość niż kolejne rozczarowanie czymś czego nie ma już dawno.
Myślę, że Ksiądz Marek ma rację – od pracy trzeba odpocząć. Przynajmniej w domu…
xJ
Napewno Ks.Marek ma rację i w żadnym razie nie mówię że nie.Tylko czasem zwyczajnie się nie da.W moim wypadku musiałabym chyba zgubić tel,usunac fb i whatsApp.Jednak niestety moja szefowa nie byla by zbyt szczęśliwa z tego faktu.
Ale Dzieci – z pewnością byłyby szczęśliwe!
xJ
Wie Ksiądz zapewne i tak tylko będąc z nimi w domu przez 6h od rana kiedy wstaja muszę ogarnąć parę spraw przed praca zrobic obiad,pranie,czasem do miasta wyskoczyć.Jednak dużo z tego wszystkiego staram się robić tak aby znaleźć czas dla nich i tak jest z tel.I po mimo iż może nie spędzam z nimi tego czasu tak na maksa całe 6 h to staram się dać im tyle ile się da i nie mówię bo nie chcieli że mną coś porobić to niech grają na tel ile się da.I nie jestem idealna nigdy nie byłam i też nie będę.
Ks. Marku, może Ksiądz napisać kilka slów jak wygląda sytuacja z pożatem Tajgi – u nas jakoś specjalnie się o tym nie pisze…
Odpowiadając na ostatni wpis M: Nikt z nas, na tym świecie, nie jest idealny…
xJ
Dopiero dzis zobaczylam Księdza odpowiedz Co racja to racja,ale nawet nie wie Ksiądz ile idealnych ludzi mnie otatacz.A moze inaczej ile ludzi z mojego otoczenia uwaza się za idealnych.
To w końcu idealnych – czy takich, którzy jedynie uważają się za idealnych?…
xJ