Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, i tak oto dobiegł do końca nasz pobyt w Szklarskiej Porębie. Wczoraj, na Mszy Świętej wieczorowej, sprawowanej w naszym domu, uczestniczyła Grupa z Katowic. Są to Osoby w wieku emerytalnym, które jednak od kilku lat wyjeżdżają: latem na wspólne rajdy rowerowe, a zimą – na narty biegowe. Po Mszy Świętej – dobra rozmowa o różnych sprawach „z życia wziętych”.
W ciągu dnia zaś odwiedziliśmy, wraz z Kubą, Panią Teresę Stobińską, od której rozpoczęła się – przed ponad dwudziestu laty – moja przygoda ze Szklarską. Nieustająco dziękuję Pani Teresie za to, że pomogła mi wejść w atmosferę tego miejsca i swoją życzliwością zachęciła, aby stale tu przyjeżdżać.
A oto dzisiaj udaję się wkrótce, wraz z Kubą, do kościoła Parafii Świętego Maksymiliana Kolbego – czyli tej, na terenie której jesteśmy – aby sprawować trzy Msze Święte i w ten sposób pomóc miejscowemu Proboszczowi, Księdzu Bogusławowi Sawarynowi, Dziekanowi miejscowego Dekanatu, w posłudze duszpasterskiej. Niestety, Diecezja legnicka mocno odczuwa spadek ilości Kapłanów, przez co Ksiądz Proboszcz musi się obywać bez wikariusza, wspierany ewentualnie posługą księży rezydentów. Dlatego staram się zawsze, będąc tutaj, włączyć w posługę duszpasterską – chociaż przy okazji niedzieli.
Jest to też dla mnie doskonałą okazją do tego, by odwdzięczyć się w ten sposób za ogromną życzliwość Księdza Dziekana, której zarówno ja, jak i Młodzież, z którą od lat tu przybywałem, doświadczaliśmy i wciąż doświadczamy z Jego strony. Tak się składa, że kiedy ja przyjąłem Święcenia kapłańskie i zacząłem przyjeżdżać do Szklarskiej, Ksiądz Dziekan akurat tu przybył, aby tworzyć nową Parafię – właśnie Parafię Świętego Maksymiliana. Niech Dobry Bóg wynagrodzi Księdzu Dziekanowi Jego życzliwość i otwartość! Niech błogosławi Mu w posłudze i obdarza zdrowiem.
Niech wynagrodzi także Państwu Annie i Tomaszowi Marczewskim, naszym Gospodarzom, którym dziękujemy za – jak zawsze – rodzinne przyjęcie. Niech też ma w swojej opiece Ich małego Synka, Karola.
Po Mszach Świętych i obiedzie u Księdza Dziekana, ruszamy wraz z Kubą w drogę powrotną. Przy tej okazji dziękuję Jakubowi za wspólny wyjazd, a w jego trakcie – wspólną modlitwę, w tym także wspólny Brewiarz.
Moi Drodzy, pamiętajmy w modlitwie o Księdzu Marku i akcji z rodzinami, jaka ma miejsce w Tomsku. Dwa dni temu dotarło do mnie zdjęcie z samolotu, z podróży. Niech inicjatywa, która jest tam aktualnie realizowana, przyniesie błogosławione owoce.
Polecam też Waszej opiece naszą Mamę, która znalazła się w szpitalu. Przewidujemy, że nie jest to nic groźnego – kolejne problemy z prawą nogą i raną, która się nie goi – natomiast jest to już kolejne zawirowanie zdrowotne, w ostatnim czasie, w życiu naszej Mamy. Proszę także o modlitwę w intencji Mamy Księdza Leszka, która też ciągle „zalicza” kolejne wizyty w szpitalach i nie może się doczekać ulgi w cierpieniu. Naszą modlitwą otaczajmy także innych Chorych, szczególnie tych, nam bliskich. Nie zapominajmy o naszej Drogiej Annie, która jest – jak wierzymy – po zabiegu i wraca do zdrowia.
Na głębokie i radosne przeżywanie Dnia Pańskiego – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
7 Niedziela zwykła, A,
do czytań: Kpł 19,1–2.17–18; 1 Kor 3,16–23; Mt 5,38–48
CZYTANIE Z KSIĘGI KAPŁAŃSKIEJ:
Pan powiedział do Mojżesza: „Mów do całej społeczności synów Izraela i powiedz im: «Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan Bóg wasz!
Nie będziesz żywił w sercu nienawiści do brata. Będziesz upominał bliźniego, aby nie zaciągnąć winy z jego powodu. Nie będziesz szukał pomsty, nie będziesz żywił urazy do synów twego ludu, ale będziesz kochał bliźniego jak siebie samego. Ja jestem Pan.»”
CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Bracia: Czyż nie wiecie, że jesteście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście.
Niechaj się nikt nie łudzi. Jeśli ktoś spośród was mniema, że jest mądry na tym świecie, niech się stanie głupim, by posiadł mądrość. Mądrość bowiem tego świata jest głupstwem u Boga. Zresztą jest napisane: „On udaremnia zamysły przebiegłych” lub także: „Wie Pan, że próżne są zamysły mędrców”.
Nikt przeto niech się nie chełpi z powodu ludzi. Wszystko bowiem jest wasze: czy to Paweł, czy Apollos, czy Kefas; czy to świat, czy życie, czy śmierć, czy to rzeczy teraźniejsze, czy przyszłe; wszystko jest wasze, wy zaś Chrystusa, a Chrystus Boga.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Słyszeliście, że powiedziano: «Oko za oko i ząb za ząb». A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu, lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nastaw mu i drugi. Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz. Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące. Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie.
Słyszeliście, że powiedziano: «Będziesz miłował swego bliźniego», a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych.
Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski.
W pierwszym czytaniu Bóg mówi do nas przez Mojżesza: Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan Bóg wasz! W Ewangelii, Jezus mówi: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. A Święty Paweł, w drugim czytaniu, dorzuca: Nikt przeto niech się nie chełpi z powodu ludzi. Wszystko bowiem jest wasze: czy to Paweł, czy Apollos, czy Kefas; czy to świat, czy życie, czy śmierć, czy to rzeczy teraźniejsze, czy przyszłe; wszystko jest wasze, wy zaś Chrystusa, a Chrystus Boga.
Zatem, mierzymy bardzo wysoko! Mierzymy do samego Nieba! Mierzymy do samego Boga! I jeżeli nawet jest wiele powodów, dla których my, ludzie wierzący w Boga, mamy być świętymi i do tej świętości dążyć, to ten argument jest najmocniejszy i najbardziej przekonujący: mamy być świętymi, mamy być doskonałymi – bo taki jest Bóg, w którego wierzymy!
I dlatego także Apostoł Paweł nie pozwolił Koryntianom koncentrować się tylko na osobach konkretnych głosicieli Ewangelii, konkretnych głosicieli Jezusa – ale na samym Jezusie i na samej Ewangelii! Bo tu o Niebo chodzi – o tę najwyższą stawkę wszystko się rozgrywa! Nie o ludzi, nie o zwyczaje, nie o poczucie przyzwoitości, zgodnie z którym jakoś „wypada” porządnie postępować – nie! Przekaz jest jasny: Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan Bóg wasz! I tak właśnie – wysoko, najwyżej, jak się da – mamy, moi Drodzy, w swoim życiu mierzyć.
A wówczas nie będzie dla nas żadnym problemem, dlaczego mamy nadstawić drugi policzek, oprócz tuniki oddać płaszcz i iść dwa tysiące kroków. Oczywiście, my dobrze wiemy, że tych wskazań nie bierzemy dosłownie, tylko w tym sensie, że mamy zaniechać aptekarskiego wyliczania drugiemu człowiekowi, a także zemsty, czyli praktycznego stosowania zasady, o której Jezus wspomina w Ewangelii: Oko za oko i ząb za ząb.
Zasada ta, w tamtym czasie, była niemałym dobrodziejstwem dla świata – co nas zapewne dzisiaj mocno dziwi – ponieważ znacząco ograniczała samosądy przy wymierzaniu sobie sprawiedliwości. Z jednej strony, złoczyńca wiedział, że za to, co zamierza zrobić, lub już zrobił, spotka go kara równa temu, co zrobił, więc z pewnością świadomość tego działała hamująco na niektóre zapędy, z drugiej jednak strony mógł być pewny – kiedy już stanął przed sądem – że nie będzie ukarany dużo bardziej, niż sam zawinił.
Czyli – na przykład – że za jedno, wybite oko, nie straci obojga oczu. Albo nawet życia – bo i tak się zdarzało, w zależności oczywiście od tego, jakich znajomych i przyjaciół miał pokrzywdzony i na czyją pomoc mógł liczyć. I jaką w ogóle pozycję społeczną zajmował. Wspomniana zasada wprowadzała tu pewien porządek i jakieś proporcje pomiędzy winą a karą. I dlatego – na owe czasy – była pewnym osiągnięciem cywilizacyjnym i niosła pewne korzyści.
Jednak Jezus swoim uczniom każe pójść dalej – o wiele dalej! I dać z siebie dużo więcej, aniżeli tylko to minimum, które było w tejże zasadzie zarysowane. To właśnie w tym kontekście mówi o nadstawieniu drugiego policzka, oddaniu płaszcza i przemierzeniu dodatkowego tysiąca kroków.
Właśnie w tym kontekście mówi: Słyszeliście, że powiedziano: «Będziesz miłował swego bliźniego», a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują; tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie… Po czym stawia pytania tak oczywiste, że właściwie trudno się nad nimi zastanawiać: Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie?
Właśnie, cóż w końcu ma odróżniać od innych ludzi ucznia Boga, będącego pełnią miłości i doskonałości, jeżeli w swoim postępowaniu będzie się trzymał jedynie minimalnej miary? To jasne, że winien dać z siebie więcej. Tylko – że to takie trudne…
Bo jak miłować nieprzyjaciół? Albo jak zastosować zasadę, wskazaną w pierwszym czytaniu: Nie będziesz żywił w sercu nienawiści do brata. Będziesz upominał bliźniego, aby nie zaciągnąć winy z jego powodu. Nie będziesz szukał pomsty, nie będziesz żywił urazy do synów twego ludu, ale będziesz kochał bliźniego jak siebie samego. I nawet, jeżeli w takim podstawowym rozumieniu starotestamentalnym bliźnim był zasadniczo inny Izraelita, bo dopiero Jezus poszerzył to pojęcie na wszystkich ludzi, to i tak stanowiło to duże wyzwanie.
My dzisiaj rozumiemy je po Jezusowemu, a więc w bliźnim widzimy po prostu każdego drugiego człowieka. I temuż bliźniemu staramy się okazywać miłość. Naturalnie, nie tę uczuciową, polegającą na rzucaniu się na szyję, albo wzdychaniu pod oknem ukochanej osoby, ale na okazywaniu dobra drugiemu człowiekowi i konsekwentnym dążeniu do tegoż dobra. My mamy w drugim człowieku dostrzec kogoś ważnego i wartościowego, kogoś będącego indywidualnością, głębią; kogoś jedynego w swoim rodzaju. Bo tak właśnie trzeba nam postrzegać drugiego człowieka.
To nie jest jakiś „numerek” na liście w rejestracji; to nie jest ktoś ginący w tłumie. Przecież za każdego człowieka Jezus, Boży Syn, oddał swoje życie, każdego ogarnął swoją miłością, więc i my nie nie możemy inaczej! Do każdej i każdego z nas Jezus powiedział: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski. Właśnie dlatego od nas, swoich uczniów, oczekuje czegoś więcej, niż tylko konieczne minimum. Oczekuje od nas, że zainteresujemy się tym, co wypowiada po słowach: A ja wam powiadam…
To, co pojawia się przed tymi słowami – to stan, określony przepisami Prawa Starego Testamentu, to jest owo minimum, o którym tu sobie wspominamy… To natomiast, co jest po tych słowach: A Ja wam powiadam – to właśnie program dla nas! To jest ta część wypowiedzi Jezusa, którą kieruje do swoich uczniów. Także do nas, moi Drodzy!
Bo my dzisiaj chyba musimy to uczciwie przyznać, że w naszym praktykowaniu wiary i w naszym pojmowaniu spraw Bożych często stosujemy miarę minimalną. Przypominają mi się w tym momencie rozmowy z Młodzieżą na katechezie, która zadając pytania w różnych kwestiach, bardzo często takie pytanie zaczynała od słów: „A czy jest grzechem” – to, lub tamto?… Tutaj była wskazywana jakaś postawa, czy zachowanie.
Zwykle, w swoich odpowiedziach, starałem się nieco rozszerzyć omawianą kwestię i nie poprzestać na tym, czy to jest grzech, czy nie, tylko wskazać, co powinniśmy zrobić, żeby nasza postawa – w tejże sprawie – była bardziej chrześcijańska. I bardziej aktywna, niż pasywna. To znaczy, żebyśmy nie tyle drżeli o to, żeby nie popełnić grzechu, czyli żeby tej minimalnej miary nie przekroczyć, tej ostatecznej granicy, za którą jest już tylko grzech, ale żebyśmy próbowali dać z siebie więcej! Pójść bardziej do przodu! Uczynić coś w sposób aktywny i progresywny, a nie tylko przyjąć pozycję obronną, aby tylko nie popełnić grzechu, a jak się go nie popełni, to już wszystko w porządku.
Owszem, o to też – i może nawet w pierwszej kolejności – winniśmy się troszczyć, żeby się ustrzec od grzechu. Ale bezczynność też jest grzechem – bardzo często jest grzechem zaniedbania, bo kiedy trzeba nam zająć jakieś stanowisko, albo coś konkretnego, dobrego uczynić, a my tego nie czynimy, to takie zaniechanie też jest grzechem.
Swoją drogą, to bardzo rzadko spowiadamy się z grzechów zaniedbania. Tak obrazowo mówiąc, kiedy przygotowujemy się do Spowiedzi i robimy rachunek sumienia, to często patrzymy, czy nasze ręce nie są brudne od złych uczynków. Powtarzam – to taki obraz. I może być tak, że faktycznie: ustrzeżemy się od nich. I staniemy przed Bogiem, mówiąc: „Zobacz, Panie, moje ręce są czyste. Nie brudzi ich grzech, uniknąłem grzechu, nie przekroczyłem zarysowanej granicy moralnej!” Nie zdziwmy się jednak, jeżeli w odpowiedzi usłyszymy: „Tak, Twoje ręce są czyste. To prawda. Ale są też… puste! Nie masz Mi nic do ofiarowania”…
I właśnie żeby takiej ewentualności się ustrzec, Jezus dzisiaj każe nam stosować wyższą miarę i nie pozwala nam poprzestać na minimum. Każe nam mierzyć maksymalnie! Konkretnie oznacza to, że nie damy się zamknąć w takim schemacie myślowym, który w Starym Testamencie określała zasada: Oko za oko…, a my to nieraz wyrażamy porzekadłem: „Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”.
Nawiasem mówiąc, to porzekadło nie wyraża prawdy, bo Bóg zawsze da Kubie więcej, niż Kuba Bogu, ale wiemy, o co w nim chodzi: o odpłacanie – znowu polskie porzekadło – „pięknym za nadobne”. Otóż, my – przyjaciele Jezusa i Jego uczniowie – nie możemy taką miarą mierzyć. Nie możemy na każdym kroku patrzeć, jakby się na drugim odegrać, zemścić na nim, a przy okazji – pokazać, kto tu rządzi. My nie możemy robić afery z każdego drobiazgu, który można byłoby w ogóle pominąć, albo obrócić w żart. Ale i w sprawach wielkiej wagi nie możemy stosować złośliwości, szyderstwa, nie wolno nam nikogo mieszać z błotem. Trzeba pewien poziom zachować.
I trzeba nam odważnie zabierać głos – szczególnie wtedy, kiedy milczenie będzie oznaczało poważne zaniedbanie dobra. O takiej sytuacji mowa dziś w pierwszym czytaniu, w słowach: Będziesz upominał bliźniego, aby nie zaciągnąć winy z jego powodu. Trudne to, prawda? O ile łatwiej powiedzieć sobie: „A co mnie to obchodzi?… Co ja się będę wtrącał?… To nie moja sprawa”…
Na pewno? Słyszymy dzisiaj, że takie wycofanie się jest równoznaczne z zaciągnięciem winy – właśnie z powodu tego zła, którego się nie wskazało, nie napiętnowało. Podkreślmy: zła – a nie człowieka. Zło mamy piętnować, a człowiekowi – z miłością zwracać uwagę. Takiej właśnie aktywnej postawy oczekuje od nas Pan.
Tak, moi Drodzy, konkretnie od nas – obecnych chociażby na tej Mszy Świętej. I od naszych Bliskich, od naszych Rodzin, od całej naszej Rodziny parafialnej! Bądźmy apostołami takiego właśnie aktywnego chrześcijaństwa! Niech ten nasz katolicyzm nie będzie ciągle defensywą, ciągłą obroną: ciągłym strachem przed grzechem, ale też takim ciągłym „niewychylaniem się”, w obawie, żeby kogoś nie urazić, żeby w czyichś oczach nie stracić, żeby nie zdenerwować tych, którzy może nie wierzą, albo inaczej myślą…
Moi Drodzy, nasze chrześcijaństwo nie może być takie! My, ludzie wierzący, katolicy, przyjaciele Jezusa i Jego uczniowie – nie możemy ciągle przepraszać, że żyjemy! I za te medialnie nagłaśniane skandale obyczajowe, jakie niestety mają miejsce wśród ludzi Kościoła – także nie możemy bez końca wstydzić się i przepraszać! Owszem, to jest skandaliczne i tego nie da się w żaden sposób usprawiedliwić, ale nie dajmy sobie wmówić, że Kościół to taka sierotka, w którą każdy może – przepraszam za to wyrażenie – walić jak w bęben i obrzucać każdym błotem! Te skandale, błędy i grzechy, to nie jest – jak nam próbują wmówić – cały obraz Kościoła! To przecież nieprawda! To jedno wielkie kłamstwo!
Dlatego przestańmy się wstydzić! Przestańmy się wstydzić naszej wiary – idźmy z nią do ludzi! Bądźmy świadkami Jezusa! On jest największy! On jest najświętszy! On jest najdoskonalszy! On jest Zwycięzcą – a my jesteśmy Jego uczniami! Czego się więc boimy? Kogo?
Moi Drodzy, jeżeli dzisiaj mówimy o takich, czy innych, problemach Kościoła, czy świata i szukamy na nie sposobu, to jeden na pewno mamy w ręku – nasze świadectwo, naszą postawę, naszą odwagę, naszą radość i nadzieję, z którymi możemy codziennie wychodzić do ludzi.
Oczywiście, powiedzmy uczciwie i to, że aby z czymś do ludzi wyjść i coś im dać, to trzeba coś mieć! Trzeba napełnić swoje serce! Bo tylko to możemy innym dać, co mamy we własnym sercu. Dlatego módlmy się, oczyszczajmy systematycznie serce w Sakramencie Pokuty – nie rzadziej, jak co miesiąc; przystępujmy do Komunii Świętej – najlepiej na każdej Mszy Świętej; czytajmy Pismo Święte, słuchajmy go, rozważajmy, starajmy się układać według niego swoje życie…
Starajmy się też dostrzegać Jezusa w naszych bliźnich i w sytuacjach, które dzieją się w naszym życiu. On również tą drogą do nas dociera i do nas mówi. Napełniajmy nasze serca wszystkim, co święte! A będziemy mieli co dać ludziom – i to coś, czego dzisiaj ludzie najbardziej potrzebują. A czego potrzebują? Świętości! Pomóżmy im być świętymi! Zanieśmy im Boga!
Paweł Apostoł mówi dzisiaj: Czyż nie wiecie, że jesteście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście.
Jezus w Ewangelii mówi: Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski.
A w pierwszym czytaniu Bóg mówi: Bądźcie świętymi, bo Ja jestem święty, Pan Bóg wasz!