Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Grzegorz Sosnowski, a imieniny przeżywa Iza Izdebska – Oboje należący w swoim czasie do prowadzonych przeze mnie Wspólnot młodzieżowych. Modlę się dla Nich o wielką wiarę w moc Bożą na każdy dzień Ich życia. I wspieram modlitwą.
Moi Drodzy, w odniesieniu do mojego słowa wprowadzającego z wczoraj – i także wczorajszego rozważania Bożego słowa – chciałbym zachęcić Was do przeczytania Listu pasterskiego Księdza Arcybiskupa Andrzeja Dzięgi, Metropolity Szczecińsko – Kamieńskiego, a niegdyś: mojego Dziekana na Wydziale Prawa na KUL, także: mojego Rodaka z Diecezji i Poprzednika (oczywiście, nie bezpośredniego) na wikariacie w Radoryżu Kościelnym. Jestem dumny i zaszczycony znajomością z Księdzem Arcybiskupem, a dzisiaj – niezmiernie wdzięczny za Jego słowa, do których – dzięki naszej drogiej Annie – Was odsyłam:
https://kuria.pl/aktualnosci/Slowo-pasterskie-Ksiedza-Arcybiskupa-Metropolity-na-III-Niedziele-Wielkiego-Postu-15-marca-2020-r_4008
Dziękuję Annie za nakierowanie nas wczoraj na to słowo. A Księdzu Arcybiskupowi dziękuję za to krzepiące, mądre i Boże słowo! Takiego słowa bardzo mi osobiście było potrzeba w tych dniach – pełnego wiary i odwagi słowa Pasterza, a nie kolejnego komunikatu sanitarno – epidemiologicznego z ambony. Owszem, te komunikaty są bardzo ważne i potrzebne, ale od Pasterzy oczekuję i bardzo potrzebuję słowa nadziei i wsparcia! I świadectwa wielkiej wiary! I umocnienia w tej wierze! Tak, ja, ksiądz, też go potrzebuję!
Dlatego bardzo dziękuję Księdzu Arcybiskupowi za to, że właśnie w Jego słowie to znalazłem. Przeczytajcie je koniecznie, moi Drodzy! Bardzo zachęcam! I przemyślcie głęboko w sercu. Skoro mamy takie wyjątkowe rekolekcje wielkopostne, to powinniśmy sięgać po głębokie i budujące treści.
A tak swoją drogą – otrzymałem wczoraj kilka sygnałów od Osób, głęboko dotkniętych wczorajszymi restrykcjami w kościołach. Burzą one ten sielankowy obraz, lansowany w mediach państwowych, ukazujący szczęśliwych ludzi przed telewizorami… Modlę się o to, aby ta cała sytuacja nie spowodowała – na dalszą metę – poważnych szkód duchowych. Jest to z pewnością wielkim sprawdzianem naszej wiary!
Dlatego, moi Drodzy, proszę Was o bardzo intensywną modlitwę, adorację Najświętszego Sakramentu, lekturę Pisma Świętego, post (także o chlebie i wodzie, o ile zdrowie pozwala), Różaniec Święty (szczególnie o 20:30), a w miarę możliwości – udział we Mszy Świętej i przyjęcie Komunii Świętej. A jeśli trzeba, to i o Spowiedź Świętą – może nawet generalną, z jakiegoś dłuższego czasu. Na tej ofensywie duchowej się skoncentrujmy – zaufajmy bezgranicznie Panu! Bo tylko On może nas uzdrowić i uratować!
I wspierajmy się także nawzajem! Łączmy się ze sobą o godzinie 20:00 poprzez nasze wspólne „Ojcze nasz”. Rozmawiajmy o tych ważnych sprawach, nieśmy sobie nawzajem nadzieję – ale nie jakąś płonną i płytką, na zasadzie: „wszystko będzie dobrze…”, tylko prawdziwą i mocną nadzieję, płynącą z wiary w nieograniczoną moc Jezusa Chrystusa!
Niech na przeżywanie tego czasu wyjątkowych rekolekcji błogosławi Was Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Poniedziałek 3 Tygodnia Wielkiego Postu,
16 marca 2020.,
do czytań: 2 Krl 5,1–15a; Łk 4,24–30
CZYTANIE Z DRUGIEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ:
Naaman, wódz wojska króla syryjskiego, miał wielkie znaczenie u swego pana i doznawał względów, ponieważ przez niego Pan spowodował ocalenie Syryjczyków. Lecz ten człowiek, dzielny wojownik, był trędowaty.
Kiedyś podczas napadu gromady Syryjczyków zabrały z ziemi Izraela młodą dziewczynę, którą przeznaczono do usług żonie Naamana. Ona rzekła do swojej pani: „O, gdyby pan mój udał się do proroka, który jest w Samarii! Ten by go wtedy uwolnił od trądu”.
Naaman więc poszedł oznajmić to swojemu panu, powtarzając słowa dziewczyny, która pochodziła z kraju Izraela.
A król syryjski odpowiedział: „Wyruszaj! A ja poślę list do króla izraelskiego”.
Wyruszył więc, zabierając ze sobą dziesięć tysięcy talentów srebra, sześć tysięcy syklów złota i dziesięć ubrań zamiennych. I przedłożył królowi izraelskiemu list o treści następującej: „Z chwilą, gdy dojdzie do ciebie ten list, wiedz, iż posyłam do ciebie Naamana, sługę mego, abyś go uwolnił od trądu”.
Kiedy przeczytano list królowi izraelskiemu, rozdarł swoje szaty i powiedział: „Czy ja jestem Bogiem, żebym mógł uśmiercać i ożywiać? Bo ten poleca mi uwolnić człowieka od trądu! Tylko dobrze zastanówcie się i rozważcie, czy on nie szuka zaczepki ze mną!”
Lecz kiedy Elizeusz, mąż Boży, dowiedział się, iż król izraelski rozdarł swoje szaty, polecił powiedzieć królowi: „Czemu rozdarłeś szaty? Niechże on przyjdzie do mnie, a dowie się, że jest prorok w Izraelu”.
Przyjechał więc Naaman swymi końmi, powozem, i stanął przed drzwiami domu Elizeusza. Elizeusz zaś kazał mu przez posłańca powiedzieć: „Idź, obmyj się siedem razy w Jordanie, a ciało twoje będzie takie jak poprzednio i staniesz się czysty!”
Rozgniewany Naaman odszedł, mówiąc: „Przecież myślałem sobie: Na pewno wyjdzie, stanie, następnie wezwie imienia Boga swego, Pana, poruszy ręką nad miejscem chorym i odejmie trąd. Czyż Abana i Parpar, rzeki Damaszku, nie są lepsze od wszystkich wód Izraela? Czyż nie mogłem się w nich wykąpać i być oczyszczony?”
Pełen gniewu zawrócił, by odejść. Lecz słudzy jego przybliżyli się i przemówili do niego tymi słowami: „Mój ojcze, gdyby prorok kazał ci spełnić coś trudnego, czy byś nie wykonał? O ileż więc bardziej, jeśli ci powiedział: «Obmyj się, a będziesz czysty»”.
Odszedł więc Naaman i zanurzył się siedem razy w Jordanie według słowa męża Bożego, a ciało jego na powrót stało się jak ciało małego dziecka i został oczyszczony.
Wtedy wrócił do męża Bożego z całym orszakiem, wszedł i stanął przed nim, mówiąc: „Oto przekonałem się, że na całej ziemi nie ma Boga poza Izraelem”.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Kiedy Jezus przyszedł do Nazaretu, przemówił do ludu w synagodze: „Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie.
Naprawdę mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej.
I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman”.
Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.
Zobaczmy, jakie środki przedsięwzięło całe otoczenie Naamana, wodza wojska króla syryjskiego, aby pomóc mu uwolnić się z trądu. I to już po tym, kiedy okazało się, że jedynym ratunkiem będzie dla niego spotkanie z Prorokiem Boga Jahwe. Bo w swoim kraju i w swoim otoczeniu nie mógł liczyć na żadną skuteczną terapię.
Jednak nawet wtedy, kiedy już zapadło postanowienie, że uda się do Proroka, to zabrał ze sobą w drogę dziesięć tysięcy talentów srebra, sześć tysięcy syklów złota i dziesięć ubrań zamiennych. Ponadto, zabrał też ze sobą list polecający od swego króla, którym to listem zupełnie nie osiągnął zamierzonego celu, bo nie dość, że nie usposobił do niego pozytywnie króla izraelskiego, to jeszcze go rozjuszył. Ten bowiem potraktował go jako kpinę z siebie, albo szukanie zaczepki.
I kiedy wreszcie Naaman – po wielu perturbacjach – stanął przed domem Proroka, wówczas okazało się, że Elizeusz nawet do niego sam nie wyszedł, tylko kazał mu przez posłańca powiedzieć: „Idź, obmyj się siedem razy w Jordanie, a ciało twoje będzie takie jak poprzednio i staniesz się czysty!” No, tego to już było za wiele!
Nic więc dziwnego, że – jak słyszeliśmy – rozgniewany Naaman odszedł, mówiąc: „Przecież myślałem sobie: Na pewno wyjdzie, stanie, następnie wezwie imienia Boga swego, Pana, poruszy ręką nad miejscem chorym i odejmie trąd. Czyż Abana i Parpar, rzeki Damaszku, nie są lepsze od wszystkich wód Izraela? Czyż nie mogłem się w nich wykąpać i być oczyszczony?” Pełen gniewu zawrócił, by odejść.
I tylko dzięki przytomnej reakcji swoich sług wrócił po rozum do głowy. I wypełnił polecenie Proroka. I wyzdrowiał. Ot, tak, po prostu. Ani wielkie bogactwo darów, ani protekcja swojego króla, ani własna wysoka pozycja, nakazująca wręcz uroczyste przyjęcie go przez Proroka – nic z tego nie zadziałało. Tylko prosta czynność – kąpiel w rzece, w zwykłej rzece, niczym nie różniącej się od tych, płynących na terytorium jego kraju… Okazało się – po raz kolejny – że żadne z ludzkich zabezpieczeń nic nie dało i w ogóle nie było potrzebne, a wystarczyła tylko odrobina zaufania do Boga…
Komentując tę historię – i jeszcze inną, podobną do tej – Jezus mówi dziś w Ewangelii: Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman.
Wiemy, jaka była reakcja ze strony rodaków Jezusa, mieszkańców Nazaretu. Jak słyszeliśmy, na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.
Właśnie, co im tu będzie mówił takie rzeczy – On, którego przecież od dziecka znają! Jak trudno im było przebić się przez tę niewidzialną barierę ludzkich sądów i przekonań, przez ten kordon własnych recept na swoje wszelkie choroby i swoich własnych sposobów na rozwiązanie życiowych problemów – i dostrzec w swoim Rodaku kogoś, kto mocą Bożą jest w stanie im pomóc, a Bożą mądrością może ich wiele nauczyć. Nie, oni widzieli w Nim jedynie mieszkańca Nazaretu, statystycznego obywatela swojego kraju…
Chciałoby się powiedzieć: och, to nasze ludzkie myślenie… to nasze tylko ludzkie patrzenie na wszystko… A gdzie wiara w moc Boga, który nie potrzebuje żadnych ludzkich środków i półśrodków, żeby okazać swoją pomoc?… Gdzie wiara w Boga – taka prosta, zwyczajna, szczera, dziecięca?…
Na którym miejscu – na liście wszystkich sposób, jakimi i my próbujemy rozwiązywać nasze obecne i inne problemy, jest wiara i wynikająca z niej modlitwa oraz ufne oddanie się w moc Jezusa Chrystusa, w którego przecież wszyscy wierzymy? Przynajmniej tak mówimy. Na którym miejscu? Czy aby nie gdzieś pod koniec?…
Moi Drodzy, my to wszystko przecież dobrze wiemy. A jednak ciągle musimy zdawać egzamin z naszej wiary, z naszego zaufania do Boga… Czy już tym razem zdamy go pozytywnie?…
przeczytałam list, jestem pod wrażeniem …oderwania od obecnej rzeczywistości
Tak! W tym najbardziej pozytywnym tego słowa znaczeniu! Czyli w znaczeniu wielkiej wiary i pasterskiej mądrości, która powinna przekraczać przyziemne lęki i jedynie ludzki sposób rozwiązywania problemów. A jednym z naszych największych problemów jest strach – a teraz już wręcz panika – przed tym najwłaściwszym i najbardziej potrzebnym „oderwaniem od obecnej rzeczywistości”.
xJ
nie to miałam na myśli, o czym Ksiądz doskonale wie
pasterska mądrość? Ksiądz raczy żartować , mądrością jest zachęcanie do roznoszenia wirusa?
rozumiem, że nie miałby Ksiądz problemu pójść do szpitala w którym są osoby z koronawirusem, bez zachowania żadnych środków ostrożności (przecież to takie zwykłe przyziemne lęki) i potem rozdawania Komunii św do ust ludziom w kościele
a gdyby Ksiądz nie miał z tym problemu to czy uważałby Ksiądz za zasadne poinformowania swoich parafian o tym, o takim swoim podejściu do wirusa?
tak tylko pytam…
Do AniM: Dlaczego przypisuje mi Pani tyle złych zamiarów i lekkomyślnych działań? Wytworzyła Pani jakieś absurdalne wizje, które z moim stanowiskiem nie mają nic wspólnego. Cały czas podkreślam, że jestem za zachowaniem wszystkich środków ostrożności, natomiast zgadzam się z Księdzem Arcybiskupem, że przy ich zachowaniu – posługa sakramentalna powinna być pełniona. Bo jestem przekonany, że wszyscy dzisiaj koncentrujemy się na ludzkich sposobach zaradzania problemowi, a przecież Jezus, obecny w Najświętszym Sakramencie, jest ponad tym. Proszę łaskawie przeczytać uważnie jeszcze raz moje słowo wstępne z niedzieli – starałem się tam bardzo jasno przedstawić moje stanowisko. Jego najkrótszą konkluzją jest: zaufajmy NAPRAWDĘ Jezusowi!
Dziękuję za wypowiedź! Nie musimy się zgadzać, ale możemy z szacunkiem wymieniać poglądy. Jestem przekonany, że wspólnie zależy nam na rozwiązaniu problemu.
xJ
Proszę Księdza, napisałam to , bo tak odebrałam Księdza słowa. Przesadziłam? Może ale możliwe,że tak samo odebrali to inni, nic się nie może stać ,bo idę przecież na Mszę Sw.
Przy zachowaniu wszelkich środków ostrożności ze strony Księdza jest Ksiądz przekonany, że inni też te środki zachowują? Jeśli ktoś myśli,że Bóg ochroni przed chorobą to będzie zajmował sie takimi przyziemnymi rzeczami jak dezynfekcja rąk?..po co ..toż to czysty znak, że jednak nie wierzy się do końca
gdyby modlitwa, wiara pomagała na choroby to zbędni byliby lekarze wszelkiej maści..ja uważam, że mam wierzyć, modlić się mimo choroby, czy wyzdrowienie jest najważniejsze?..dla mnie niekoniecznie
i jeszcze temat Komunii na rękę, ostatnio na Mszy Sw pierwszy raz tak przyjmowałam Pana Jezusa, wcześniej starałam się przyjmować w postawie klęczącej, czy teraz miałam z tym problem?
sama się zdziwiłam …żadnych wątpliwości wręcz radość..radość z tak wielkiej miłości Pana Jezusa i zaufania jakim mnie obdarzył, oddał się całkowicie w moje ręce, dosłownie i w przenośni, i moment samodzielnego przeniesienia Go do ust…dla mnie był to moment ponownego wyznania wiary w Jezusa Chrystusa i zaproszenie do swojego życia świadomie i w całkowitej wolności
sama powiedziałabym,że nie jestem godna ale dzięki posłuszeństwu zrozumiałam, że Bóg inaczej na mnie patrzy, dobitnie pokazuje, że jestem Jego dzieckiem i bardziej mi ufa niż ja sama sobie
Owszem, ale musimy zrozumieć też i tych, dla których przyjmowanie Komunii Świętej na rękę jest powodem różnych dylematów. Codziennie z takimi Osobami rozmawiam. Zwłaszcza, że Episkopat zalecił Komunię na rękę, nie nakazał. Tymczasem, wielu Księży tylko w taki sposób obecnie udziela. Musimy liczyć się z różną wrażliwością ludzi, wynikającą z tak, a nie inaczej, przeżywanej przez nich wiary!
Co do lekarzy – to, oczywiście, są potrzebni. Proszę jeszcze raz wczytać się w moje stanowisko – cały czas podkreślam, że trzeba zachować konieczne normy bezpieczeństwa. Ale jestem też przekonany, że przy ich zachowaniu, udział we Mszy Świętej i żarliwa modlitwa, zanoszona z wielką wiarą i pokorą, nie spowoduje szkody. Jeszcze raz podkreślam: ni chodzi mi o ekstrawagancję i popisywanie się jakimś głupim bohaterstwem. Sam to wszystko, co się teraz dzieje, głęboko przeżywam i stawiam pytania. Chodzi mi natomiast o zdrowy rozsądek, maksymalną normalność, a przede wszystkim – o świadectwo wiary! Bo jestem osobiście głęboko przekonany, że tego dzisiaj oczekuje od nas Pan: że to właśnie przede wszystkim u Niego szukać będziemy ratunku!
A tak w ogóle, to dziękuję za naszą dyskusję. To bardzo ważne i potrzebne, byśmy sobie nawzajem pomagali w głębokim zrozumieniu i przeżyciu tych Rekolekcji, które Pan sam dla nas prowadzi!
xJ
Ja też uwielbiam czarny [pardon za qui pro quo] humor.
No i świetnie!
xJ
To co pisze arcbp jest nie zgodne z zaleceniami rady stalej kep. Czyzby nie czytal ich komunikatu? We wloszech juz zmarlo kilku czy kilkunastu ksiezy. Jeszcze wiecej jest zarazonych. Czy my przez glupote polegajaca na nie stosowamiu sie do zalecen wladz panstwowych i koscielnych mamy dzialac przeciw wlasnemu zdrowiu i zyciu.
Żeby tylko o jasze życia chodziło. A tu idzie przede wszystkim o życie naszych dziadków, rodziców – są w grupie największego ryzyka śmierci….
BTW. Przyziemna rzeczywistość we Włoskuch szpitlach jest taka, że lekarze i personel medyczny ledwo zipie – ludzie leżą na korytarzach? Brakuje podstawowego wyposażenia,… oczywiste jest, że nie tylko chlebem człowiek żyje, ale zupełnie bez chleba pozostaje życie wieczne :).
I znowu – przypisywanie mi nie moich intencji. Nie chcę zarażania Seniorów, ani głodzenia kogokolwiek. Trzeba podjąć wszelkie ludzkie działania, ale wesprzeć je wspólną modlitwą. Proszę jeszcze raz przeczytać moje niedzielne stanowisko. Ja jestem najgłębiej przekonany, że gdybyśmy wspomnianą tam Procesję odprawili we wszystkich naszych Parafiach – oczywiście, z zachowaniem normalnych zasad zdrowego rozsądku, bez udziału starszych i chorych – to Jezus dałby mocny znak swojej obecności. Oczywiście, wiem, że można to uznać za moje „gdybanie”. Ja jednak jestem co do tego przekonany. I także do tego, że udział we Mszy Świętej i szczera, pełna wiary modlitwa – bo nie chodzi mi o jakąś ekstrawagancję i popisywanie się nie wiadomo, przed kim, na zasadzie: „a co mi tam” – że mianowicie taka pełna wiary i uniżenia przed Bogiem modlitwa w czasie Mszy Świętej i przyjęcie Komunii Świętej, tylko by pomogło w całej sprawie. Ale oczywiście – można się ze mną nie zgadzać. To jest moje stanowisko, które wypowiadam ze szczerą troską i głębokim pragnieniem zaradzenia problemowi.
A odpowiadając na głos Włodka: Arcybiskup Dzięga nie miał obowiązku posłuchać wytycznych Arcybiskupa Gądeckiego ani zaleceń KEP – do których zresztą zasadniczo odnosi się pozytywnie, co wynika z treści listu – ponieważ za swoje decyzje odpowiada bezpośrednio przed Ojcem Świętym. I oczywiście – przed Jezusem, Najwyższym Kapłanem. Byłbym też ostrożny z nazywaniem jego decyzji głupotą. Znam osobiście Księdza Arcybiskupa i wiem, że jest to Człowiek modlitwy i głębokiej refleksji. Nie działa pochopnie i pod wpływem emocji. Z całą pewnością, pisząc swój list, liczył się z całą tą falą krytyki – a nierzadko wręcz nienawiści – jaka na Niego spadłą. Osobiście, wspieram Go modlitwą.
xJ
A jakie przypisywanie intencji :)? Ja odpowiadałem Włodkowi 🙂
Przepraszam, zbyt pochopnie wyciągnąłem wnioski… Proszę mi wybaczyć, też bardzo wszystko wewnętrznie przeżywam i muszę się bardzo kontrolować, żeby zbyt emocjonalnie nie przedstawiać swego stanowiska…
Bardzo dziękuję za tę naszą wymianę zdań. Jestem przekonany, że jest ona teraz bardzo potrzebna – jako element tych Rekolekcji, w których uczestniczymy, a których Prowadzącym jest sam Bóg. Wspólnie poszukujmy najgłębszego sensu tego, co przeżywamy – i sposobów przeżycia tego czasu próby.
xJ