Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu wczorajszym urodziny przeżywał Paweł Siwiec, należący w swoim czasie do Wspólnoty młodzieżowej w Trąbkach. Niech Mu Pan błogosławi i prowadzi przez życie. Zapewniam o modlitwie!
Raz jeszcze zachęcam do refleksji nad propozycją, którą zamieściłem wczoraj oraz nad słówkiem Księdza Marka z piątku. Dzielmy się swoimi przemyśleniami! Niech to będzie jednym z elementów tych niezwykłych rekolekcji, które Bóg dla nas prowadzi!
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
4 Niedziela Wielkiego Postu, A,
22 marca 2020.,
do czytań: 1 Sm 16,1b.6–7.10–13a; Ef 5,8–14; J 9,1–41
CZYTANIE Z PIERWSZEJ KSIĘGI SAMUELA:
Pan rzekł do Samuela: „Napełnij oliwą twój róg i idź: Posyłam cię do Jessego Betlejemity, gdyż między jego synami upatrzyłem sobie króla”.
Kiedy przybyli, spostrzegł Eliaba i mówił: „Z pewnością przed Panem jest Jego pomazaniec”. Jednak Pan rzekł do Samuela: „Nie zważaj ani na jego wygląd, ani na wysoki wzrost, gdyż nie wybrałem go, nie tak bowiem człowiek widzi, jak widzi Bóg, bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce”.
I Jesse przedstawił Samuelowi siedmiu swoich synów, lecz Samuel oświadczył Jessemu: „Nie ich wybrał Pan”. Samuel więc zapytał Jessego: „Czy to już wszyscy młodzieńcy?” Odrzekł: „Pozostał jeszcze najmniejszy, lecz on pasie owce”. Samuel powiedział do Jessego: „Poślij po niego i sprowadź tutaj, gdyż nie rozpoczniemy uczty, dopóki on nie przyjdzie”. Posłał więc i przyprowadzono go: był rudy, miał piękne oczy i pociągający wygląd.
Pan rzekł: „Wstań i namaść go, to ten”.
Wziął więc Samuel róg z oliwą i namaścił go pośrodku jego braci. Począwszy od tego dnia duch Pana opanował Dawida.
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO EFEZJAN:
Bracia: Niegdyś byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu: postępujcie jak dzieci światłości. Owocem bowiem światłości jest wszelka prawość i sprawiedliwość, i prawda. Badajcie, co jest miłe Panu. I nie miejcie udziału w bezowocnych czynach ciemności, a raczej piętnując, nawracajcie tamtych. O tym bowiem, co u nich się dzieje po kryjomu, wstyd nawet mówić. Natomiast wszystkie te rzeczy piętnowane stają się jawne dzięki światłu, bo wszystko, co staje się jawne, jest światłem.
Dlatego się mówi: „Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus”.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Jezus przechodząc ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia.
Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: „Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomy – on czy jego rodzice?” Jezus odpowiedział: „Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże. Potrzeba nam pełnić dzieła Tego, który Mnie posłał, dopóki jest dzień. Nadchodzi noc, kiedy nikt nie będzie mógł działać. Jak długo jestem na świecie, jestem światłością świata”.
To powiedziawszy splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego, i rzekł do niego: „Idź, obmyj się w sadzawce Siloe” – co się tłumaczy: Posłany. On więc odszedł, obmył się i wrócił widząc.
A sąsiedzi i ci, którzy przedtem widywali go jako żebraka, mówili: „Czyż to nie jest ten, który siedzi i żebrze?” Jedni twierdzili: „Tak, to jest ten”, a inni przeczyli: „Nie, jest tylko do tamtego podobny”. On zaś mówił: „To ja jestem”.
Mówili więc do niego: „Jakżeż oczy ci się otwarły?”
On odpowiedział: „Człowiek zwany Jezusem uczynił błoto, pomazał moje oczy i rzekł do mnie: «Idź do sadzawki Siloe i obmyj się». Poszedłem więc, obmyłem się i przejrzałem”. Rzekli do niego: „Gdzież On jest?” On odrzekł: „Nie wiem”.
Zaprowadzili więc tego człowieka, niedawno jeszcze niewidomego, do faryzeuszów. A dnia tego, w którym Jezus uczynił błoto i otworzył mu oczy, był szabat. I znów faryzeusze pytali go o to, w jaki sposób przejrzał. Powiedział do nich: „Położył mi błoto na oczy, obmyłem się i widzę”.
Niektórzy więc spośród faryzeuszów rzekli: „Człowiek ten nie jest od Boga, bo nie zachowuje szabatu”. Inni powiedzieli: „Ale w jaki sposób człowiek grzeszny może czynić takie znaki?” I powstało wśród nich rozdwojenie. Ponownie więc zwrócili się do niewidomego: „A ty, co o Nim myślisz w związku z tym, że ci otworzył oczy?” Odpowiedział: „To jest prorok”.
Jednakże Żydzi nie wierzyli, że był niewidomy i że przejrzał, tak że aż przywołali rodziców tego, który przejrzał, i wypytywali się ich w słowach: „Czy waszym synem jest ten, o którym twierdzicie, że się niewidomym urodził? W jaki to sposób teraz widzi?” Rodzice zaś jego tak odpowiedzieli: „Wiemy, że to jest nasz syn i że się urodził niewidomym. Nie wiemy, jak się to stało, że teraz widzi, nie wiemy także, kto mu otworzył oczy. Zapytajcie jego samego, ma swoje lata, niech mówi za siebie”. Tak powiedzieli jego rodzice, gdyż bali się Żydów. Żydzi bowiem już postanowili, że gdy kto uzna Jezusa za Mesjasza, zostanie wykluczony z synagogi. Oto dlaczego powiedzieli jego rodzice: „Ma swoje lata, jego samego zapytajcie”.
Znowu więc przywołali tego człowieka, który był niewidomy, i rzekli do niego: „Daj chwałę Bogu. My wiemy, że człowiek ten jest grzesznikiem”. Na to odpowiedział: „Czy On jest grzesznikiem, tego nie wiem. Jedno wiem: byłem niewidomy, a teraz widzę”. Rzekli więc do niego: „Cóż ci uczynił? W jaki sposób otworzył ci oczy?” Odpowiedział im: „Już wam powiedziałem, a wyście mnie nie wysłuchali. Po co znowu chcecie słuchać? Czy i wy chcecie zostać Jego uczniami?”
Wówczas go zelżyli i rzekli: „Bądź ty sobie Jego uczniem, my jesteśmy uczniami Mojżesza. My wiemy, że Bóg przemówił do Mojżesza. Co do Niego zaś nie wiemy, skąd pochodzi”.
Na to odpowiedział im ów człowiek: „W tym wszystkim to jest dziwne, że wy nie wiecie, skąd pochodzi, a mnie oczy otworzył. Wiemy, że Bóg grzeszników nie wysłuchuje, natomiast wysłuchuje Bóg każdego, kto jest czcicielem Boga i pełni Jego wolę. Od wieków nie słyszano, aby ktoś otworzył oczy niewidomemu od urodzenia. Gdyby ten człowiek nie był od Boga, nie mógłby nic uczynić”.
Na to dali mu taką odpowiedź: „Cały urodziłeś się w grzechach, a śmiesz nas pouczać?” I precz go wyrzucili.
Jezus usłyszał, że wyrzucili go precz, i spotkawszy go rzekł do niego: „Czy ty wierzysz w Syna Człowieczego?” On odpowiedział: „A któż to jest, Panie, abym w Niego uwierzył?” Rzekł do niego Jezus: „Jest Nim Ten, którego widzisz i który mówi do ciebie”. On zaś odpowiedział: „Wierzę, Panie!” i oddał Mu pokłon.
Jezus rzekł: „Przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić sąd, aby ci, którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą, stali się niewidomymi”. Usłyszeli to niektórzy faryzeusze, którzy z Nim byli, i rzekli do Niego: „Czyż i my jesteśmy niewidomi?” Jezus powiedział do nich: „Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: «Widzimy», grzech wasz trwa nadal”.
Dzisiejszą niedzielę – czwartą Wielkiego Postu – nazywamy w liturgii Niedzielą LAETARE. To łacińskie słowo oznacza tyle, co: Radujcie się! – i jest pierwszym słowem antyfony na Wejście, czyli na rozpoczęcie dzisiejszej Mszy Świętej. My tę antyfonę zastępujemy pieśnią na Wejście, natomiast gdybyśmy jej nie śpiewali, to Celebrans – jeszcze przez znakiem Krzyża – wypowiedziałby słowa tejże antyfony.
A brzmią one: Raduj się, Jerozolimo, zbierzcie się wszyscy, którzy ją kochacie. Cieszcie się, wy, którzy byliście smutni, weselcie się i nasycajcie u źródła waszej pociechy. Są to słowa z Proroctwa Izajasza.
Kościół tak ustawił te sprawy, że kiedy liturgiczny okres przygotowania – czy to Adwent, czy Wielki Post – osiąga połowę swego biegu, wówczas daje nam taką „radosną” niedzielę. Wtedy zamiast kolory fioletowego ornatu, można używać koloru różowego – jakby dla zaznaczenia, że ostrość tego czasu przygotowania, jego (jeśli tak to można ująć) surowość zostaje złagodzona. Bo już blisko jest wypełnienie tego, do czego się przygotowujemy: czy to Boże Narodzenie, czy Święta Paschalne.
I właśnie w takim duchu przeżywamy dzisiejszą niedzielę – Niedzielę LAETARE – zaś w Adwencie jest to trzecia niedziela tego okresu i nazywa się Niedzielą GAUDETE – również od pierwszego słowa antyfony na Wejście, a oba słowa znaczą w przybliżeniu to samo: „Cieszcie się!”, „Radujcie się!”, „Weselcie się!”
Kościół wzywa nas do radości. Aż chciałoby się zapytać: Czy aby na pewno? W obliczu tego, co się dzieje – Kościół wzywa do radości? Czy nie jest to znakiem jego oderwania od rzeczywistości? Czy Ojciec Święty, albo ktoś w Watykanie, nie mógłby na ten czas zmienić treści tej niedzieli, albo przenieść jej obchodzenie na inny czas? Z czego mamy się radować, cieszyć, weselić – jakiego by tu słowa nie użyć – z czego?…
Z tego, że nie wiemy, co jutro będzie i jak się dalej sprawy potoczą? I kiedy się to wszystko skończy? A ile osób będzie zakażonych? A co ze Świętami?… Kolejne dni – im dłużej sprawa się ciągnie – przynoszą tylko więcej pytań, a żadnych odpowiedzi… A tymczasem, Kościół każe nam się radować…
Boże zaś słowo przynosi dziś opis powołania i namaszczenia Dawida na króla. Jak słyszeliśmy, Dawid był najmłodszym z grona swoich braci i – w związku z tym – w ogóle nie branym pod uwagę przez swego ojca w sprawie, z jaką przybył tamtego dnia do nich Prorok Samuel. Wszyscy dorodni bracia stanęli – jak mówimy: jak jeden mąż – aby się przedstawić mężowi Bożemu. Ale żadnego z nich nie wybrał Pan.
A wówczas okazało się, że Dawida nawet wśród nich nie było, bo nikt go nie zawołał z pastwiska, gdzie doglądał owiec. Prorok musiał się o niego upomnieć, zażądać jego wezwania, a wtedy okazało się, iż to on właśnie jest tym wybranym. On, o którym nikt, nawet własny ojciec, nie pomyślał… Ale Bóg pomyślał! Dlaczego?
Wytłumaczenie znajdujemy w słowach samego Boga: Nie tak bowiem człowiek widzi, jak widzi Bóg, bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce. Bóg widzi to, czego nie widać na zewnątrz. Możemy tu zatem mówić o szczególnie „wyostrzonym” wzroku Bożym… Bo ludzie widzą tylko to, co można dostrzec, dotknąć, co rzuca się w oczy… Często jednak cała sfera duchowa, wewnętrzna – jest dla nich niewidoczna. A Bóg widzi wszystko.
Czy możemy zatem mówić o jakiejś ślepocie ludzi, którzy nie dostrzegają tak wielu ważnych spraw, wartości, okoliczności, zatrzymując się na pierwszym wrażeniu; na tym, co od razu i pobieżnie można zobaczyć, bez wchodzenia w głąb?…
Czyż nie tak właśnie widzieli wszystko i wszystkich faryzeusze i uczeni w Piśmie – także ci, o których mowa w dzisiejszej Ewangelii? Chociaż to nie oni – w tym wymiarze fizycznym – byli niewidomymi, a człowiek, którego Jezus uleczył. Ten niewidomy od urodzenia doznał wielkiej łaski. W sposób bardzo oryginalny – dziś powiedzielibyśmy, że bardzo niehigieniczny – Jezus uwolnił go od ślepoty. Splunął bowiem na ziemię, uczynił błoto i nałożył mu na oczy. A potem kazał iść i obmyć się w sadzawce.
Normalnie, to byśmy powiedzieli, że to jakieś szaleństwo: błoto na oczy, żeby człowiek widział? Ale tak się właśnie stało, bo to nie błoto było ważne, a Jezus, który okazał swą moc. Nie było to więc szaleństwo. Szaleństwo zaczęło się potem, kiedy cała ekipa faryzeuszów zaczęła dochodzić, w jaki to sposób człowiek niewidomy od urodzenia – nagle przejrzał?! Został uzdrowiony, ale przez kogo? Kiedy się dowiedzieli, przez kogo – to dlaczego w szabat? A tak w ogóle – to czy ów niewidomy był naprawdę niewidomy? A może oszukuje?
Przyznaję, że bardzo lubię ten fragment Janowej Ewangelii, rozdział dziewiąty, gdy z szerokim uśmiechem na twarzy czytam o całym tym nieporadnym miotaniu się gromady duchowych ślepców, którzy nie tyle, że nie widzieli, kto i czego dokonał, ile zwyczajnie nie chcieli dostrzec mocnego znaku ze strony Jezusa! Oni nie chcieli przyjąć w ogóle do wiadomości, że Jezus dokonał tego, czego dokonał!
Dlatego, wśród wielu działań, jakie podjęli, było i to, że aż przywołali rodziców tego, który przejrzał, i wypytywali się ich w słowach: „Czy waszym synem jest ten, o którym twierdzicie, że się niewidomym urodził? W jaki to sposób teraz widzi?” Potem wypytywali samego zainteresowanego, aby kilka razy usłyszeć w odpowiedzi to samo. Całe to zamieszanie, jakie wywołali – tak z boku patrząc – naprawdę wygląda komicznie.
Ale tak jest zawsze, kiedy człowiek na siłę, a po omacku, szuka rozwiązania swoich spraw po swojemu, zamiast uwierzyć bezgranicznie Jezusowi! Faryzeusze nie tyle, że nie wierzyli, bo wręcz doskonale wiedzieli, kim jest Jezus i jaka jest Jego moc. Ale nie chcieli tego uznać, bo to zagrażało ich pozycji i uderzało wprost w ich pychę. Dlatego robili, co mogli, żeby osłabić moc znaku, dokonanego przez Jezusa.
Jak wiemy, nie udało się im to, bo świadectwo, jakie dawał uzdrowiony, było nie do przebicia i nie do zanegowania. A sam Jezus tak skomentował całą sytuację: Przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić sąd, aby ci, którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą, stali się niewidomymi”. A wtedy – jak dalej relacjonuje Ewangelista – usłyszeli to niektórzy faryzeusze, którzy z Nim byli, i rzekli do Niego: „Czyż i my jesteśmy niewidomi?” Jezus powiedział do nich: „Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: «Widzimy», grzech wasz trwa nadal”.
Tak, oni byli tymi rzekomo widzącymi, bo przecież byli tak bardzo wtajemniczeni w Pisma i Boże Prawo, dlatego to oni byli nauczycielami Izraela i to oni pierwsi powinni wykazać się swoim mądrym spojrzeniem na życie, na Boga, na ludzi, na wszystkie sprawy na ziemi… Tymczasem, oni byli najbardziej zacietrzewieni w uporze, ślepi na ewidentne znaki działania Boga. Zamknięci i zablokowani wewnętrznie!
A ponieważ sami uznawali się za widzących i wręcz doskonałych, przeto ponosili odpowiedzialność za sprowadzanie ludzi na złą drogę. I za swoje grzechy, które tak licznie w uporze popełniali. Nie od dzisiaj bowiem wiadomo, że stopień odpowiedzialności przed Bogiem za czyny, dokonane przez człowieka, zależy od poziomu jego uświadomienia i wtajemniczenia w sprawy Boże.
Nie jest więc żadną tajemnicą, że większą odpowiedzialność za taki sam grzech ponosi przed Bogiem – na przykład – ksiądz, niż wierny świecki; rodzic, niż jego dziecko; człowiek starszy i wykształcony, niż młody, uczący się, wchodzący w życie.
Prawdziwy dramat ma miejsce jednak wtedy, kiedy ci widzący – albo ci, którzy powinni być owymi widzącymi – okazują się ślepcami. Tak było w przypadku faryzeuszów – i to zarówno w historii, dzisiaj nam opowiedzianej, jak i w tylu różnych sytuacjach, opisanych na kartach Pisma Świętego.
Dlatego Święty Paweł – w drugim czytaniu – przestrzega wiernych Efezu, a jednocześnie także nas wszystkich: Niegdyś byliście ciemnością, lecz teraz jesteście światłością w Panu: postępujcie jak dzieci światłości. Owocem bowiem światłości jest wszelka prawość i sprawiedliwość, i prawda. Badajcie, co jest miłe Panu. I nie miejcie udziału w bezowocnych czynach ciemności, a raczej piętnując, nawracajcie tamtych. Po czym konkluduje swój wywód tyle pięknym, co mocnym i nośnym wezwaniem: Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus!
Moi Drodzy, my też niegdyś byliśmy ciemnością – kiedy jeszcze nie byliśmy dojrzali w wierze, a może trwaliśmy w jakichś nałogach, grzechach… Dzisiaj jesteśmy światłością w Panu – przynajmniej, chcemy być, staramy się o to… Postępujmy zatem, jak dzieci światłości! Badajmy, co jest miłe Panu – i co On chce nam powiedzieć także przez trudne doświadczenia.
Niech naszą reakcją na to, czego nie rozumiemy i co nas tak po ludzku przerasta, nie będzie paniczne miotanie się, jak dzisiaj miotali się faryzeusze, ale ufne oddanie się w ręce Boga! I oddanie w Jego ręce tego, co nas może i niepokoi, a może nawet tak po ludzku przeraża, ale jednak nie stanowi jakieś ostatecznej tragedii, bo wiemy, że Pan jest większy od tego wszystkiego! On jest większy! I to od Niego wszystko zależy, nie od naszej zaradności, czy pomysłowości.
Nie tak bowiem człowiek widzi, jak widzi Bóg, bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce. I On sam wie, jakie dobro – dla naszych serc, dla naszej wiary – wyprowadzi w przyszłości z tego, co teraz przeżywamy. Tylko zaufajmy Mu bezgranicznie i nie miotajmy się, jak ślepi, po omacku, ale całe nasze serca skierujmy ku Panu: do Niego się módlmy, do Niego się nawracajmy z naszych grzechów i wad; w Jego słowa się wsłuchujmy, dawajmy też – na prawo i lewo, kiedy tylko i komu możemy – świadectwo swojej wiary i swego przekonania, że to, co się dzieje, to po to jest, żeby ludzie zwrócili się ku Bogu, żeby sobie przypomnieli o Bogu, żeby w ogóle dostrzegli Boga!
Czyli – mówiąc krótko – żeby przejrzeli na oczy! A wtedy będzie tylko jedna, wielka radość!
Bóg patrzy w serce każdego człowieka. Tak jak przejrzał serca 8 synów Jessego i wskazał Samuelowi Dawida, mówiąc doń ” to ten”, tak samo widzi i moje serce, moje intencje, moje czyny. Pan Bóg dał mi czas Wielkiego Postu, swoistych rekolekcji, ale czy ten czas jest dla mnie Wielki, czy ja przygotowuję się na coś Wielkiego, czy oczekuję czegoś Wielkiego, czy przygotowuję się na spotkanie z Wielkim, Potężnym Bogiem, Zmartwychwstałym Panem. Czy sprawy tego świata pochłonęły całkowicie…. Panie, uzdrów moje oczy, chcę widzieć Ciebie przychodzącego w Chwale. Przygotuj każdego kto chodzi w ciemności na spotkanie z Tobą. Przyjdź Światłości Prawdziwa. Czekamy Ciebie.
Obyśmy się wszyscy dobrze przygotowali na spotkanie…
xJ
Szczęść Boże, jak zwykle dużo mądrych treści do zastanowienia. Wydaje mi, że w obecnej sytuacji zostaje nam tylko radowanie się w Panu, inaczej może nas dopaść marazm i depresja. Niech się Ksiądz trzyma i ładuje baterie do działania. Po takiej przerwie studenci wrócą na uczelnie z nową motywacją.
Dzięki! Trzymajmy się razem – i wspierajmy! W tym kontekście – ponawiam moją prośbę z 23 marca.
xJ