Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Michał Różanowski, należący w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot. Niech Pan Mu udziela swoich darów, a On – niech się na nie otwiera. O to będę się dla Niego modlił.
A oto dzisiaj, moi Drodzy, w Parafii Matki Bożej Częstochowskiej, w Radoryżu Kościelnym – czyli w Parafii mojego pierwszego wikariatu – o godzinie 11:00 sprawowana będzie Msza Święta pogrzebowa świętej pamięci Teresy Mućki, Mamy Księdza Leszka, bliskiego mi Człowieka. Pani Teresa też była mi bardzo bliska. Nasze Rodziny zżyły się ze sobą – moi Rodzice byli w stałym kontakcie z Panią Teresą.
Dzisiaj wszyscy składamy Bogu wielkie dziękczynienie za Jej ciche, ale piękne i pracowite życie, otaczając modlitwą także Jej zmarłego Męża Mirosława, oraz prosząc o pocieszenie i chrześcijańską nadzieję dla Ich Synów: Marcina i Księdza Leszka.
Jeżeli możecie – łączcie się z nami w modlitwie…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Poniedziałek 14 tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie Bł. Marii Teresy Ledóchowskiej, Dziewicy,
6 lipca 2020.,
do czytań: Oz 2,16.17b–18.21–22; Mt 9,18–26
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA OZEASZA:
To mówi Pan: „Chcę przynęcić niewierną oblubienicę, na pustynię ją wyprowadzić i mówić do jej serca, i będzie mi tam uległa jak za dni swej młodości, gdy wychodziła z egipskiego kraju.
I stanie się w owym dniu, że nazwie Mnie: «Mąż mój», a już nie powie: «Mój Baal».
I poślubię cię sobie znowu na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie. Poślubię cię sobie przez wierność, a poznasz Pana”.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Gdy Jezus mówił, pewien zwierzchnik synagogi przyszedł do Niego i oddając pokłon, prosił: „Panie, moja córka dopiero co skonała, lecz przyjdź i włóż na nią rękę, a żyć będzie”. Jezus wstał i wraz z uczniami poszedł za nim.
Wtem jakaś kobieta, która dwanaście lat cierpiała na krwotok, podeszła z tyłu i dotknęła się frędzli Jego płaszcza. Bo sobie mówiła: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa”.
Jezus obrócił się i widząc ją, rzekł: „Ufaj córko; twoja wiara cię ocaliła”. I od tej chwili kobieta była zdrowa.
Gdy Jezus przyszedł do domu zwierzchnika i zobaczył fletnistów oraz tłum zgiełkliwy, rzekł: „Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi”. A oni wyśmiewali Go. Skoro jednak usunięto tłum, wszedł i ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała. Wieść o tym rozeszła się po całej tamtejszej okolicy.
Niejednokrotnie na kartach Pisma Świętego, szczególnie Starego Testamentu, więź Boga ze swoim wybranym narodem jest ukazana jako więź dwojga zakochanych, oblubieńca i oblubienicy, tworzących zwykle związek małżeński. Oblubieńcem jest Bóg, a naród – oblubienicą.
I tenże Oblubieniec – niestety – musi się często uskarżać na swoją oblubienicę, bo ta co i raz gardzi Jego miłością i odwraca się od Niego. Także w dzisiejszym pierwszym czytaniu pobrzmiewa ten ton, kiedy to Bóg określa swój naród mianem «niewiernej oblubienicy»… A jednak, Oblubieńcowi bardzo zależy, aby tę swoją «niewierną» na nowo pozyskać, przyciągnąć do siebie, wręcz – jak to chociażby dzisiaj słyszymy – przynęcić.
Mocno to słowo – przyznajmy – brzmi w kontekście, który omawiamy. Słowa Boga dokładnie brzmią tak: Chcę przynęcić niewierną oblubienicę, na pustynię ją wyprowadzić i mówić do jej serca, i będzie mi tam uległa jak za dni swej młodości, gdy wychodziła z egipskiego kraju. W innym tłumaczeniu zdanie to brzmi jeszcze dosadniej: Dlatego oto Ja zwabię ją i wyprowadzę na pustynię.
Moi Drodzy, zobaczmy, z jak wielką intensywnością Bóg podejmuje próby ponownego zjednoczenia się ze swoim narodem! Słyszymy dalej: I stanie się w owym dniu, że nazwie Mnie: «Mąż mój», a już nie powie: «Mój Baal».
Owo: mój Baal, oznacza tyle, co „mój Pan” – i był to częsty ówcześnie sposób zwracania się żony do męża. A jeśli wyjść poza małżeński krąg, to w ten sposób zwracano się zarówno do Boga Jedynego, jak i do bóstw pogańskich. Dlatego Prorok dzisiaj odżegnuje się od tego tytułu, zastępując go zwrotem: mój Mąż, aby nie było wątpliwości, że chodzi o tego jednego – i tylko tego jednego – Oblubieńca.
I to właśnie ten Oblubieniec deklaruje: I poślubię cię sobie znowu na wieki, poślubię przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie. Poślubię cię sobie przez wierność, a poznasz Pana. Można chyba powiedzieć, że Bóg jest wręcz nieustępliwy w poszukiwaniu i zdobywaniu swojej niewiernej oblubienicy. Bóg robi wszystko, co może, żeby ta powróciła do Niego i już przy Nim została. Dlatego chce ją poślubić – chce ją poślubić znowu – a dokona tego przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie. I także przez wierność.
Z tymi wszystkimi darami Oblubieniec wychodzi do swej oblubienicy, tym wszystkim chce ją przynęcić, zaprosić do siebie, zwabić – słowem: zrobić wszystko, co w Jego mocy, aby już od Niego nie odchodziła, aby już nie odrzucała Jego miłości. I jeśli tak sobie na spokojnie pomyślimy, kim i jak wielkim jest Bóg, a kim człowiek, to taki sposób działania wielkiego i potężnego Boga wobec kapryśnego ludu jest oznaką naprawdę wielkiej miłości!
Ale Bóg w wychodzeniu do człowieka właśnie taką miłością się kieruje. Przekracza wszelkie granice – a chociażby te, które zakreśla Jego majestat, a które zasadniczo powinny stanowić kres uniżania się Boga i wychodzenia do człowieka z kolejnymi zaproszeniami, które człowiek odrzuca… Nawet według naszego ludzkiego pojmowania wydaje się, że tak powinno być – w którymś momencie Bóg powinien powiedzieć: dość! Już dalej nie zrobię kroku! A Bóg robi – wręcz naprasza się człowiekowi.
W Ewangelii zaś widzimy, jak przekracza granice, zakreślone przez prawa natury – w tym także: granicę życia i śmierci – dokonując wskrzeszenia i uzdrowienia. I to też – z miłości do człowieka! Nie dla pokazania swojej wyższości i mądrości – chociaż i jedno, i drugie, jest czymś oczywistym – ale dla przekonania człowieka, że Mu naprawdę na nim zależy.
Mamy nawet, w dzisiejszej Ewangelii, wyraźnie pokazany ten moment wyjścia Boga do człowieka: kiedy zwierzchnik synagogi prosił o wskrzeszenie dopiero co zmarłej córki – swoją drogą, przyznajmy: bardzo to śmiała prośba! – wówczas Jezus wstał i wraz z uczniami poszedł za nim. Ot, tak, po prostu. Bez słowa. Wstał i zwyczajnie poszedł.
Ale nie tylko do owej zmarłej córki, szybko się bowiem miało okazać, że w ten sposób wyszedł także na spotkanie kobiety cierpiącej na krwotok. Ona naprawdę nie znalazła się tam przypadkiem, nie natknęła się na Niego ot, tak sobie. Z całą pewnością – choć my tego nie widzimy, bo Ewangelista o tym nie wspomniał – Jezus w jakiś sobie wiadomy sposób przywołał ją wtedy do siebie. Mówiąc językiem dzisiejszego pierwszego czytania: zwabił, przynęcił. W jakiś sposób wzbudził w niej wiarę i najgłębsze przekonanie, że tylko u Niego może ona szukać ratunku.
A czyż podobny proces nie dokonał się w sercu zwierzchnika synagogi – i to może nawet w jeszcze większym stopniu? O ile bowiem kobieta miała świadomość ciężkości swojej choroby, ale jednak żyła i dała nawet rady chodzić, o tyle córka zwierzchnika już nie żyła!
Dlatego zaznaczyliśmy sobie, że prośba ojca była naprawdę bardzo śmiała! Była świadectwem jego wielkiej wiary. Ale jak mocna i przekonująca musiała być owa wewnętrzna, duchowa przynęta, jaką Bóg poruszył i ośmielił jego serce, by ten zwrócił się do Jezusa z tak niebywałą prośbą!
Widzimy zatem, moi Drodzy, że tam, gdzie spotyka się bezgraniczna miłość Boga z otwartością serca i szczerą wiarą człowieka – tam zwykle dzieją się cuda! Dokonują się rzeczy wielkie! Bóg w tym celu przekracza wszelkie granice i zniża swój wielki majestat. A jakie granice człowiek jest w stanie przekroczyć – szczególnie te, które wyznacza jego egoizm, pycha, zatwardziałość serca?… Na ile człowiek jest w stanie – jakby to dziwacznie nie brzmiało – zniżyć swój, wydumany majestat?…
Jeżeli szukamy pozytywnych wzorców owego właściwego odpowiadania na zaproszenie Boga i otwierania się na Jego miłość, to z pewnością znajdziemy je w postawie Patronki dnia dzisiejszego, Błogosławionej Marii Teresy Ledóchowskiej.
Urodziła się ona w czasie Powstania Styczniowego, w dniu 29 kwietnia 1863 roku, w Loosdorf, w Austrii, dokąd jej rodzina wyemigrowała po Powstaniu Listopadowym. 12 maja 1874 roku, przyjęła Pierwszą Komunię Świętą, a 15 lipca 1878 roku – Sakrament Bierzmowania.
Od najmłodszych lat wykazywała wybitne uzdolnienia literackie, muzyczne i aktorskie. Mając pięć lat, napisała mały utwór dla domowników, a jako dziewięcioletnia dziewczynka układała wiersze. Rodzina każdy dzień kończyła wspólnym pacierzem, a w niedzielę uczestniczyła we Mszy Świętej. Matka naszej Patronki, jako osoba niezwykle czuła na niedolę bliźnich, a do tego bardzo towarzyska i pogodna, umiała wychować dzieci w karności i sumienności. Ojciec pogłębiał wiedzę dzieci, zapoznając je z historią malarstwa i sztuki, z historią Polski i ojczystą mową.
W roku 1873 rodzice stracili po raz drugi majątek na skutek bankructwa instytucji, której akcje wykupili – bo pierwszy raz dziadek stracił wszystko za udział w Powstaniu Listopadowym. W tej sytuacji, ojciec Marii Teresy sprzedał majątek w Loosdorf i wynajął mieszkanie w St. Polten. Tu dzieci uczęszczały do szkoły. Dokumentem z tych lat jest świadectwo szkolne Marii Teresy Ledóchowskiej, wystawione w 1875 roku, na którym widnieją same oceny bardzo dobre. Miała wówczas dwanaście lat.
Wielkim przeżyciem dla niej była wiadomość o uwięzieniu w Ostrowie Wielkopolskim jej stryja, arcybiskupa Mieczysława Ledóchowskiego. Posłała do więzienia napisany przez siebie wiersz ku jego czci. W dwa lata później, w roku 1875, witała go radośnie w Wiedniu, gdy jako kardynał zatrzymał się tam w drodze do Rzymu. I jemu to właśnie zadedykowała swoją pierwszą książkę. Było to sprawozdanie z podróży, jaką odbyła po Polsce ze swoim ojcem, gdy miała szesnaście lat.
W 1883 roku, Ledóchowscy przenieśli się na stałe z Austrii do Polski, a konkretnie – do Lipnicy Murowanej koło Bochni, gdzie ojciec wykupił mocno zaniedbany majątek. Powitał ich burmistrz miasta i ludność w strojach krakowskich – chlebem i solą. Maria ucieszyła się z powrotu do Polski. A miała wtedy dwadzieścia lat. Rychło jednak zaznała, jakie są kłopoty w prowadzeniu gospodarstwa. W porze zimowej chętnie zwiedzała pobliski Kraków i brała udział w towarzyskich zebraniach i zabawach. Wyróżniała się urodą i inteligencją, dlatego szybko zdobyła sobie wzięcie.
W zimie 1885 roku zachorowała na ospę i przez wiele tygodni leżała, walcząc o życie. Choroba zostawiła ślady na jej twarzy. Organizm był osłabiony, bowiem sześć lat wcześniej przebyła ciężki tyfus. I to właśnie ta choroba uczyniła ją dojrzałą duchowo. Poznała marność życia doczesnego i rozkoszy świata. Zrodziło się w niej postanowienie oddania się na służbę Panu Bogu, jeśli tylko dojdzie do zdrowia. Na ospę zachorował także jej ojciec, wskutek czego – opatrzony Świętymi Sakramentami – niedługo zmarł. Pochowany został w Lipnicy. Maria Teresa, sama osłabiona po ciężkiej chorobie, nie była zdolna do prowadzenia majątku.
W wyniku starań rodziny, cesarz Franciszek Józef I mianował ją damą dworu wielkich książąt toskańskich w Salzburgu. Żyjąc na dworze, Maria Teresa nie zaprzestała prowadzenia życia przepełnionego wewnętrznym skupieniem. W 1886 roku po raz pierwszy zetknęła się z zakonnicami, które przybyły na dwór arcyksiężnej po datki na misje. Wtedy też po raz pierwszy spotkała się z ideą misyjną Kościoła.
A w tym właśnie czasie kardynał Karol Marcial Lavigerie, arcybiskup Algieru, rozwijał ożywioną akcję na rzecz Afryki. Pewnego dnia Maria Teresa dostała do ręki broszurę kardynała, gdzie przeczytała słowa: „Komu Bóg dał talent pisarski, niechaj go użyje na korzyść tej sprawy, ponad którą nie ma świętszej!” To było dla niej światłem z nieba. Znalazła cel swojego życia! Postanowiła skończyć z pisaniem dramatów dworskich, a wszystkie swoje siły poświęcić dla misji afrykańskich. W tej sprawie napisała też do stryja, kardynała Ledóchowskiego, który pochwalił jej postanowienie.
Jej pierwszym krokiem w ramach tejże działalności było napisanie dramatu „Zaida Murzynka”, wystawionego następnie w teatrze salzburskim i w innych miastach. Ponieważ obowiązki damy dworu zabierały jej zbyt wiele cennego czasu, zwolniła się z nich. Stanęła na czele komitetów antyniewolniczych. Te jednak rychło ją zwolniły, gdyż chciała, aby były to komitety katolickie, a nie międzywyznaniowe.
W 1890 roku, Maria zamieszkała w pokoiku przy domu starców u sióstr szarytek. Zerwała stosunki towarzyskie i oddała się wyłącznie sprawie Afryki. W tymże samym 1890 roku, na własną rękę, zaczęła wydawać „Echo z Afryki”. Nawiązała kontakt korespondencyjny z misjonarzami. Wkrótce korespondencja rozrosła się tak bardzo, że musiała zaangażować sekretarkę i ekspedientkę. Jednak widząc, że dzieło dalej się rozbudowuje, w jednym z numerów „Echa” z roku 1893 zamieściła apel o pomoc.
Z pomocą jednego z ojców jezuitów, opracowała statut Sodalicji Świętego Piotra Klawera. W dniu 29 kwietnia 1894 roku, w swoje trzydzieste pierwsze urodziny, przedstawiła go na prywatnej audiencji Papieżowi Leonowi XIII do zatwierdzenia. Papież dzieło pochwalił i udzielił mu swojego błogosławieństwa. Siedzibą Sodalicji były początkowo dwa pokoje przy kościele Świętej Trójcy w Salzburgu. Tam też założyła muzeum afrykańskie.
Od roku 1892, „Echo z Afryki” wychodziło także w języku polskim. Administrację pisma Maria Teresa umieściła przy klasztorze sióstr urszulanek, gdzie zakonnicą była wtedy jej młodsza siostra, Urszula. W 1894 roku, Maria Teresa miała już własną drukarnię. Od 1911 roku „Echo” zaczęło wychodzić w dwunastu językach. Ponadto, drukowano broszury misyjne, kalendarze, odezwy, a potem katechizmy i książeczki religijne w językach Afryki.
W dniu 9 września 1896 roku, Maria Teresa złożyła śluby zakonne na ręce kardynała Hellera, biskupa Salzburga. W 1897 roku, kardynał zatwierdził konstytucję przez nią ułożoną dla tegoż zgromadzenia zakonnego. W tym też samym roku, Maria Teresa założyła w Salzburgu drukarnię misyjną. W roku 1899, Święta Kongregacja Rozkrzewiania Wiary, na której czele stał kardynał Ledóchowski, wydała pismo pochwalne, a w roku 1899 ta sama Kongregacja przyjęła Sodalicję pod swoją bezpośrednią jurysdykcję. 10 czerwca 1904 roku, Święty Papież Pius X, osobnym dokumentem pochwalił dzieło, a w roku 1910 Stolica Apostolska udzieliła mu definitywnej aprobaty.
W roku 1904 Maria Ledóchowska przeniosła swoją stałą siedzibę do Rzymu. W cztery lata potem udała się osobiście do Polski, aby szerzyć tam ideę misyjną. Na wiadomość o powstaniu Polski niepodległej w roku 1918, Maria Teresa poleciła zatknąć polskie sztandary na domach swego zgromadzenia. W roku 1920, wysłała zapomogę do Polski. Pod koniec jej życia, „Echo z Afryki” miało już około stu tysięcy egzemplarzy nakładu. W roku 1901, Maria Teresa założyła przy domu głównym Sodalicji w Rzymie międzynarodowy nowicjat. Także i biura Sodalicji były rozsiane niemal po wszystkich krajach Europy. Przy każdej filii założono muzeum Afryki. Nadto, nasza Patronka wyjeżdżała do wielu różnych miejsc z wykładami i odczytami o misjach w Afryce.
Zmarła 6 lipca 1922 roku, w obecności swoich duchowych córek. 10 lipca złożono jej ciało na głównym cmentarzu rzymskim przy Bazylice Świętego Wawrzyńca. Proces beatyfikacyjny rozpoczęto w roku 1945. Papież Paweł VI, w świętym roku jubileuszowym, w niedzielę misyjną, dnia 19 października 1975, wyniósł ją do chwały ołtarzy. Ciało Błogosławionej, od roku 1934, znajduje się w domu generalnym Sodalicji.
W czasie Soboru Watykańskiego II, biskupi Afryki licznie nawiedzali grób tej, która całe swoje życie i wszystkie swoje siły poświęciła dla ich ojczystej ziemi. W nagrodę za bezgraniczne oddanie się sprawom Afryki, Maria Teresa zdobyła zaszczytny przydomek Matki Afryki. Jest patronką dzieł misyjnych w Polsce.
W swoim apostolskim piśmie, Papież Paweł VI tak pisał o Błogosławionej Marii Teresie: „Apostolskie zadania, wyznaczone przez Chrystusa, stało się natchnieniem całego życia czcigodnej Marii Teresy Ledóchowskiej, tak że dała wspaniały przykład współdziałania kobiet w misyjnym dziele Kościoła.
Chrystus wzbudził w niej pragnienie służenia Mu sercem niepodzielnym. On odkupił i uświęcił ludzi przez swoje posłuszeństwo, posunięte aż do śmierci krzyżowej. On powołał Marię Teresę, aby z miłości ku Niemu służyła Mu w Jego braciach, zwłaszcza tych najbardziej opuszczonych i nieszczęśliwych – niewolnikach z Afryki. Maria Teresa usłyszała Boże wezwanie i całkowicie posłuszna woli Boga, porwana miłością ku Niemu, wielkodusznie i wytrwale poszła za tym powołaniem.
Maria Teresa wyprzedziła czasy, w których żyła, tak bardzo nie sprzyjające apostolstwu kobiet. Musiała przezwyciężyć wiele przeszkód i uprzedzeń, aby móc się oddać apostolstwu i pracy redaktorskiej i wydawniczej. Przewędrowała całą Europę, szerząc wszędzie apostolstwo misyjne, wydając różnojęzyczne czasopisma, zakładając wydawnictwa. Bóg błogosławił dziełu, które rozrastało się i umacniało: założoną przez siebie Sodalicją Świętego Piotra Klawera kierowała roztropnie i z wielką miłością, dzięki której odczuwało się tym bardziej Bożą bliskość.
Tajemnica miłości dopełniła się w śmierci Marii Teresy […]. Katolicy z Afryki opłakiwali odejście swej matki – jak ją nazywali – ale przez działalność założonego przez nią Instytutu, żyjącego jej duchem, nie przestają i dzisiaj doświadczać wielkości i siły tej miłości, która nią owładnęła. Ale nie tylko ludy Afryki pamiętają i podziwiają Marię Teresę, lecz i cały Kościół, bo znamienny przykład jej życia jest dobrem nie tylko jednego kontynentu. W jej życiu Bóg ukazał Kościołowi, a także wszystkim ludziom dobrej woli, czego może dokonać miłość jednego człowieka, który całkowicie oddał się Bogu, a przez Niego i całej cierpiącej ludzkości.” Tyle Święty Papież Paweł VI.
Wpatrzeni w świetlany przykład jej świętości, a jednocześnie zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, raz jeszcze zapytajmy samych siebie, na ile szeroko jesteśmy w stanie otworzyć swoje serce, aby się dać przynęcić miłości Bożej?
A tak konkretnie: jak w codzienności realizujemy Bożą naukę i jak wygląda nasz kontakt z Bogiem na modlitwie? Z czego jesteśmy w stanie zrezygnować – szczególnie ze swoich przyzwyczajeń i wygód – aby zbliżyć się do Boga?… Na ile nasza postawa jest wzorem dla innych, czyli – na ile jesteśmy misjonarzami Bożej miłości?…
Do czego jeszcze posunie się człowiek?
https://citizengo.org/pl/fm/180652-hollywood-robi-z-jezusa-chrystusa-lesbijke-mowimy-nie?utm_source=fb&utm_medium=social&utm_campaign&utm_content=typage&tcid=74867460&fbclid=IwAR3lSjMvjxS1siDwLVrDb5febgsV0vPXeV6fJqnGuUmTJTmdzD3_kanw5fY
Panie Jezu, widzisz jak świat stworzony przez Twojego Ojca choruje, jak ludzie zatracają się w grzechach, jak Cię dziś krzyżują w nowoczesny sposób…. Jezu dotykam się Ciebie nie ukradkiem jak dzisiejsza kobieta z Ewangelii. Dotykam się Ciebie Jezu jawnie i proszę nie tylko za siebie ale za każdego człowieka w potrzebie, każdego żyjącego tak jak by Ciebie nie było, każdego oczekującego Twojego miłosierdzia z tej i tamtej strony. Dziś proszę Cię szczególnie o wieczną radość do śp. Rodziców ks. Leszka. Amen.
Dziękuję za modlitwę o pokój wieczny dla Rodziców Księdza Leszka! I proszę nadal o tę modlitwę, jak również – za samego Księdza Leszka i Jego Brata, Marcina, aby po Bożemu przeżyli to bardzo trudne doświadczenie. I aby Pan sam wyprowadził z niego konkretne dobro!
xJ
Księże Jacku , nie powiększam ilości modlitw. Umieszczam wszystkie kierowane do mnie intencje i prośby o modlitwę, w tych które odmawiam każdego dnia. Dwukrotnie już spowiednicy zwalniali mnie z moich zobowiązań modlitewnych, dlatego muszę być roztropna. Ja również proszę o modlitwę o szczęśliwy przebieg zabiegu usunięcia zaćmy 22 lipca, ( tym razem również o 15tej ) a żeby się odbył muszę być ogólnie zdrowa.
Pamiętam o Pani codziennie w modlitwie – tak, jak o wszystkich mi życzliwych. A 22 lipca będę pamiętał szczególnie. Niech dobry Bóg obdarzy łaską zdrowia!
xJ
Lekarka rodzinna wystawiła już mi zaświadczenie, że nie widzi przeciwwskazań, poinstruowała mnie o zagrożeniu z powodu mojego dużego ciśnienia w kontaktach osobistych z personelem medycznym ( 195/107), poprzednio było podobnie- mam syndrom białego fartucha 🙂 . Bóg zapłać za życzliwość, dobre słowo i modlitwę. Szczęść Boże.