Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywają:
►Ksiądz Jacek Owsianka, Proboszcz mojej rodzinnej Parafii Chrystusa Miłosiernego w Białej Podlaskiej i jednocześnie Kustosz Sanktuarium Bożego Miłosierdzia Diecezji siedleckiej;
►Karol Orłowski, nasz poprzedni Gospodarz w Szklarskiej Porębie;
►Klaudia Kołodziejczuk, włączająca się w swoim czasie w działalność młodzieżowych Wspólnot;
Życzę Jubilatom jak najgłębszej, osobistej więzi z Jezusem i o takową będę się dla Nich modlił.
Moi Drodzy, chciałbym jeszcze raz odnieść się do sprawy, którą szerzej komentowałem w niedzielę. Bo po Waszych wypowiedziach wnioskuję, że nie do końca zostałem zrozumiany.
Ja naprawdę nie lekceważę sytuacji i nie uważam, że nic się nie dzieje. Uważam natomiast, że nie ma w przestrzeni publicznej wolnej wymiany poglądów i nie dopuszcza się do głosu tych, którzy mają na sprawę inny pogląd, od tego oficjalnego. Wyraźnie napisałem, że z artykułami, do których linki zamieściłem, można się zgadzać lub nie do końca, ale trzeba dopuszczać do głosu różne opcje.
W tym kontekście, warto zauważyć, że nawet tygodnik, który jest jednoznacznie kojarzony z obecną Ekipą rządzącą, otwarcie podejmuje dyskusję na temat dotychczasowego sposobu radzenia sobie z problemem:
https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/512842-pan-minister-szumowski-niepotrzebnie-bierze-to-do-siebie
oraz:
Ciekawe, prawda?
A co do poglądu na temat noszenia koszmarnych masek, to jest to mój osobisty pogląd i nie zamierzam go zmieniać. Opiera się na opinii specjalistów, którzy otwarcie wskazują, że noszenie masek nic nie daje, a nawet może szkodzić. Zresztą, pisałem o tym w niedzielę.
Życzę Wszystkim dobrego dnia! Obiecuję pomodlić się za Was w Kodniu, u Matki.
A w naszym Ośrodku dzisiaj ostatnie spotkanie w ramach pielgrzymowania duchowego. Jutro Ekipa z Grupy akademickiej ma swój dzień na trasie.
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Środa 19 Tygodnia zwykłego, rok II,
12 sierpnia 2020.,
do czytań: Ez 9,1–7;10,18–22; Mt 18,15–20
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA EZECHIELA:
Pan wołał donośnie, tak że ja słyszałem: „Zbliżcie się, straże miasta, każdy z niszczycielską bronią w ręku”. I oto przybyło sześciu mężów drogą od górnej bramy, położonej po stronie północnej, każdy z własną niszczycielską bronią w ręku. Wśród nich znajdował się pewien mąż, odziany w lnianą szatę, z kałamarzem pisarskim u boku. Weszli i zatrzymali się przed ołtarzem z brązu.
A chwała Boga izraelskiego uniosła się znad cherubów, na których się znajdowała, do progu świątyni. Następnie zawoławszy męża odzianego w szatę lnianą, który miał kałamarz u boku, Pan rzekł do niego: „Przejdź przez środek miasta, przez środek Jerozolimy i nakreśl ten znak TAW na czołach mężów, którzy wzdychają i biadają nad wszystkimi obrzydliwościami w niej popełnianymi”.
Do innych zaś rzekł, tak iż słyszałem: „Idźcie za nim po mieście i zabijajcie. Niech oczy wasze nie znają współczucia ni litości. Starca, młodzieńca, pannę, niemowlę i kobietę wybijajcie do szczętu. Nie dotykajcie jednak żadnego męża, na którym będzie ów znak. Zacznijcie od mojej świątyni”.
I tak zaczęli od owych starców, którzy stali przed świątynią. Następnie rzekł do nich: „Zbezczeście również świątynię, dziedzińce napełnijcie trupami!” Wyszli i zabijali w mieście.
A chwała Pana odeszła od progu świątyni i zatrzymała się nad cherubami. Cheruby rozwinęły skrzydła i uchodząc uniosły się z ziemi na moich oczach, a koła z nimi. Zatrzymały się w wejściu wschodniej bramy świątyni Pana, a chwała Boga izraelskiego spoczywała nad nimi u góry. Była to ta sama istota żywa, którą pod Bogiem izraelskim oglądałem nad rzeką Kebar, i poznałem, że były to cheruby. Każdy miał po cztery oblicza i cztery skrzydła, a pod skrzydłami coś w rodzaju rąk ludzkich. Wygląd ich twarzy był podobny do tych samych twarzy, które widziałem nad rzeką Kebar. Każdy poruszał się prosto przed siebie.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Gdy twój brat zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź ze sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków opierała się cała prawda. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik.
Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie.
Dalej zaprawdę powiadam wam: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich”.
Oba dzisiejsze teksty biblijne niosą właściwie jedno przesłanie: Bóg jest bezlitosny wobec zła – i jednocześnie bezgranicznie miłosierny wobec człowieka.
W pierwszym czytaniu, słyszymy z jaką mocą dopomina się ukarania grzesznego miasta. W wizji, danej Prorokowi Ezechielowi, ukazuje sześciu mężów, [przybyłych] drogą od górnej bramy, położonej po stronie północnej, każdy z własną niszczycielską bronią w ręku.
Jednak, spośród nich wszystkich jeden się wyróżniał – ten z kałamarzem pisarskim u boku. I to właśnie on, zanim miało nastąpić dzieło zniszczenia, otrzymał następujące polecenie: Przejdź przez środek miasta, przez środek Jerozolimy i nakreśl ten znak TAW na czołach mężów, którzy wzdychają i biadają nad wszystkimi obrzydliwościami w niej popełnianymi.
Z pewnością, widzimy tu wyraźne nawiązanie do historii wyjścia Izraelitów z niewoli egipskiej, które to wyjście poprzedzone zostało – i, w jakiś sposób, spowodowane, a na pewno przyspieszone – ostatnią plagą, jaką była śmierć pierworodnych. Jak pamiętamy, wtedy także anioł śmierci miał przejść przez cały Egipt i pozabijać wszystko, co pierworodne – zarówno wśród ludzi, jak i wśród zwierząt. Miał to więc być – i był – totalny pogrom, prawdziwie sądny dzień! I dokładniej: noc.
Jednak, nie we wszystkich domach wówczas rozległ się lament i nie wszystkich, przebywających w Egipcie, dotknęło to nieszczęście. Wyratowali się od niego ci wszyscy, którzy drzwi swoich domów oznaczyli krwią baranka. Był to znak ratunku, znak ocalenia! I taki sam znak dzisiaj miał uczynić jeden z sześciu wysłanników Boga, w których należy widzieć Jego aniołów. Na to wskazuje lniana szata owego męża, wyposażonego w kałamarz. Lniane szaty – w tradycji biblijnej – nosili właśnie aniołowie i kapłani.
Zatem, Bóg wysłał jednego z aniołów, aby zanim dokona się dzieło zniszczenia, wyraźnie oznaczył tych, którzy mieli być wyratowani. Jak słyszeliśmy, to ci, którzy którzy wzdychają i biadają nad wszystkimi obrzydliwościami w niej popełnianymi. Czyli ci, którzy nie akceptują powszechnego zepsucia i grzechu, panującego w mieście.
I kiedy już ci będą oznaczeni – a tym samym, uratowani – wówczas ma nastąpić to, co Bóg polecił w słowach: Idźcie […] po mieście i zabijajcie. Niech oczy wasze nie znają współczucia ni litości. Starca, młodzieńca, pannę, niemowlę i kobietę wybijajcie do szczętu. Nie dotykajcie jednak żadnego męża, na którym będzie ów znak. Zacznijcie od mojej świątyni.
W ten symboliczny sposób nakazane zostało radykalne rozprawienie się ze złem. Zauważmy, że nawet świątynia miała zostać splądrowana i zniszczona, co dla każdego Żyda musiało być zapowiedzią wyjątkowo szokującą – ze względu na jej znaczenie w życiu narodu wybranego, nie tylko zresztą religijnym. Świątynia Pańska zawsze była azylem przed wszelkimi niebezpieczeństwami, jakie niesie świat, a oto tutaj i ona miała zostać dotknięta karą Bożą!
To bardzo czytelnie uświadamia nam, że w rozumieniu Boga nie ma żadnej, najmniejszej akceptacji dla zła, dla grzechu. Jednak Bóg potępia zło, nie człowieka! Może w surowym i specyficznym języku Starego Testamentu nie jest to przekonująco wyrażone. Ale już w języku ewangelicznym – z całą pewnością.
Bo oto Jezus domaga się ratowania człowieka przed złem, jednak nie w ten sposób, że dobrzy mają być oddzieleni od złych i ocaleni, a źli – wybici do szczętu, ale w ten, że sam złoczyńca ma być uratowany od zła, które popełnia, które tkwi w jego sercu. Jezus wskazuje kilkustopniowy proces: najpierw upomnienie go w cztery oczy, potem upomnienie przez dwie lub trzy osoby, potem przez wspólnotę Kościoła, a jeśli nawet to wszystko miałoby nie poskutkować, to należy go potraktować jak poganina lub celnika.
W pierwszym odbiorze, zapewne myślimy, że to oznacza odrzucenie – na zasadzie: „Daj sobie już z nim spokój, i tak nic z niego dobrego nie będzie, on już jest nie do uratowania”. Mniej więcej, takie spojrzenie prezentowali ówcześni pobożni Żydzi: żaden pobożny i gorliwy religijnie Izraelita nie powinien spotykać się ani z celnikami, ani z poganami. To byli ludzie dla niego nieczyści!
Jednak Jezus spotykał się i rozmawiał – z jednymi i drugimi! I nie szczędził wysiłku w przekonaniu do wiary, do Boga – tak jednych, jak i drugich. Oni nie byli dla Niego nieczyści – oni byli dla Niego przede wszystkim przedmiotem szczególnej troski, szczególnego wysiłku, aby z miłością naprowadzić ich na właściwą drogę. A skoro tak, to również dla ucznia Chrystusa stwierdzenie: Niech ci będzie jak poganin i celnik – winno oznaczać szczególną duchową mobilizację! I wysiłek, podjęty w celu uratowania pogubionego bliźniego.
Bo dla Jezusa każdy człowiek jest ważny! Każdy jeden, pojedynczy. Wyraźnie wynika to z nauki o upomnieniu, ale nie możemy przeoczyć jeszcze innych Jezusowych słów, dzisiaj wypowiedzianych. Otóż, jako drugi etap upominania, Jezus każe oprzeć całą sprawę na zgodnym stanowisku dwóch lub trzech osób. A w ostatnich zdaniach Ewangelii, Jezus mówi: Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich.
Zauważmy, chodzi o dwie lub trzy osoby – nie o dwa lub trzy miliony osób! Nawet mała wspólnota, zebrana w imię Jezusa, ma wielką moc! Nawet mała wspólnota modlitewna, zgodnie zanosząca do Boga swoje wołanie, może wymodlić tak wiele!
Moi Drodzy, miejmy to zawsze w świadomości – szczególnie wtedy, kiedy będzie się cisnęło do głowy pytanie, będące jednocześnie wątpliwością: „A cóż ja jeden, biedny, mogę zrobić?… Albo nawet – nas kilkoro: cóż możemy zrobić, co osiągnąć?”…
Oczywiście, sam człowiek – zasadniczo nic, albo niewiele. I nawet kilkoro – również. Ale kiedy tę ludzką niemoc i słabość pomnoży się przez moc Bożą, to okaże się, że jeden człowiek – a tym bardziej kilkoro – naprawdę może poruszyć świat! Bo Bóg nigdy nie ma do czynienia z ludzkim, bezkształtnym tłumem – tylko zawsze z jednym, konkretnym, pojedynczym człowiekiem. Nawet, jeżeli tych ludzi w danym czasie czy miejscu jest wielu, to Bóg widzi każdą i każdego indywidualnie: z jego przeżyciami, z jego dylematami… Każdemu – by tak rzec – indywidualnie zagląda do serca.
Dlatego nigdy nie możemy popadać w pesymizm i rezygnację, w przekonaniu, że jedna osoba nie jest w stanie dokonać niczego dobrego. Owszem, z Bożą pomocą – jest w stanie! Dobro, uczynione przez jednego człowieka, ma wielką wartość w oczach Bożych – jeśli jest wsparte modlitwą, wynikającą ze szczerego zaufania. Podobnie, kiedy modli się i dobro czyni kilka osób. Naprawdę, nie potrzeba tłumu.
Niestety, musimy i to mocno podkreślić, że także zło, uczynione choćby przez jednego człowieka, ma swoją moc i wartość w oczach Bożych – oczywiście, złą moc i złą wartość. Nie można zatem podchodzić do sprawy na zasadzie: „A co komu szkodzi mój grzech? To moja, prywatna sprawa!” No, właśnie, nie! Każdy grzech bowiem uderza w cały Kościół i rani cały Kościół! Tak, pojedynczy grzech pojedynczego człowieka – rani cały Kościół!
Moi Drodzy, my naprawdę musimy sobie gdzieś głęboko w sercach i umysłach zakodować, że Bóg inaczej patrzy na świat i ludzi, niż my patrzymy. Dla Niego naprawdę ma znaczenie postawa pojedynczego człowieka! Dobro i zło – w wykonaniu pojedynczego człowieka. Na szczęście, wielką pozytywną wartość ma dla Niego również modlitwa pojedynczego człowieka, nie mówiąc już o zgodnej, wspólnej modlitwie dwóch lub trzech osób!
Jak zatem wygląda moja osobista relacja z Bogiem? Czy mam świadomość wagi swoich słów i zachowań – tych dobrych, ale także, niestety, tych złych?… Czy zawsze pamiętam, że w odbiorze Boga nie ma we mnie niczego takiego, co byłoby dla Niego nieistotne? Co więc robię, aby w moich osobistych relacjach z Bogiem było tylko dobro?
I co robię, aby z moimi najbliższymi budować wspólnotę wokół spraw Bożych – choćby z pojedynczymi, najbliższymi osobami? Czy dla mnie samego każdy mój czyn, moje słowo, moja myśl – mają taką samą wartość, jak dla Boga?…