Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Ksiądz Kanonik Doktor Jacek Sereda, Dziekan naszego Kursu, Duszpasterz Rodzin Diecezji siedleckiej. Dziękując za życzliwość i taką zwyczajną, ludzką dobroć, ale także za kapłańską solidarność, życzę Jubilatowi, aby – tak wytrwale i z zapałem, jak dotychczas – prowadził Ludzi do Jezusa! Modlę się o to przez wstawiennictwo Błogosławionym Męczenników – Unitów Podlaskich, Rodaków Księdza Jacka. Pochodzi On bowiem z Parafii Pratulin. Niech Chrystus, Najwyższy Kapłan, obficie błogosławi!
I także na wszystkim – niech błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Poniedziałek 22 Tygodnia zwykłego, rok II,
31 sierpnia 2020.,
do czytań: 1 Kor 2,1–5; Łk 4,16–30
CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:
Bracia, przyszedłszy do was, nie przybyłem, by błyszcząc słowem i mądrością dawać wam świadectwo Boże. Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego. I stanąłem przed wami w słabości i w bojaźni, i z wielkim drżeniem. A mowa moja i moje głoszenie nauki nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem ducha i mocy, aby wiara wasza opierała się nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jezus przyszedł do Nazaretu, gdzie się wychował. W dzień szabatu udał się swoim zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać. Podano Mu księgę proroka Izajasza.
Rozwinąwszy księgę, natrafił na miejsce, gdzie było napisane: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnych, abym obwoływał rok łaski od Pana”. Zwinąwszy księgę oddał słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Nim utkwione.
Począł więc mówić do nich: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli”.
A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: „Czy nie jest to syn Józefa?”
Wtedy rzekł do nich: „Z pewnością powiecie Mi to przysłowie: «Lekarzu, ulecz samego siebie»; dokonajże i tu w swojej ojczyźnie tego, co się wydarzyło, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum”.
I dodał: „Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman”.
Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić.
On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.
To jest chyba zawsze dość spory problem wszystkich, którzy podejmują się dzieła świadczenia o kimś wielkim i będącym autorytetem – mówienia o nim, promocji jego życia i działalności; ewentualnie jego twórczości – żeby jasno rozgraniczyć pomiędzy właśnie promowaniem owego znaczącego człowieka, a promowaniem samych siebie.
Bo przecież oczywistym jest, że chcąc mówić o kimś innym, chcąc promować czyjeś zasługi i osiągnięcia – używa się do tego swoich własnych zdolności i talentów, angażuje się swoje własne siły, swój czas i swoje życiowe doświadczenie, dlatego może dojść do tego, że promujący w końcu przyćmi tego promowanego. I odbiorcy bardziej skoncentrują uwagę na tym, który promuje, zamiast na tym, którego promuje.
Poniekąd, taka sytuacja jest dopuszczalna i zrozumiała w przypadku promocji dzieł wielkich kompozytorów. Wówczas i o twórcy dzieł muzycznych mówi się z uznaniem, jak i o tym, który jego dzieła wykonuje – zwłaszcza, jeśli wydobędzie z nich jakieś nowe aspekty, odważy się na własną, autorską interpretację. Taka sytuacja jest zrozumiała i chyba nawet oczekiwana. Mamy wówczas do czynienia ze swoistym podziałem zasług – pomiędzy twórcą, a wykonawcą.
Czy jednak taką zasadę – taką zależność – można odnieść do promowania osoby i nauczania Jezusa Chrystusa? Święty Paweł – jak się wydaje – dzisiaj od tego kategorycznie się odżegnuje, gdy pisze: Bracia, przyszedłszy do was, nie przybyłem, by błyszcząc słowem i mądrością dawać wam świadectwo Boże. Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego. I stanąłem przed wami w słabości i w bojaźni, i z wielkim drżeniem. A mowa moja i moje głoszenie nauki nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem ducha i mocy, aby wiara wasza opierała się nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej. I wszystko jasne.
Tak się przynajmniej wydaje. Bo chyba jednak nie do końca. Przecież widzimy różnice w ujęciu tematu przez Pawła Apostoła, a chociażby Jakuba Apostoła, czy Judę Tadeusza, lub Piotra. Kiedy czytamy ich Listy nieco uważniej, zaraz dostrzegamy różnice w sformułowaniach czy sposobie argumentowania. Także kiedy przyglądamy się ich działalności, opisanej na kartach Nowego Testamentu, także owe różnice dostrzegamy.
Zatem, ma znaczenie, kto i w jaki sposób promuje dzieło Boże. Zresztą, także dzisiaj łatwiej słucha nam się homilii tego księdza, podczas kiedy inny jakoś nas nie przekonuje… I do Spowiedzi pójdziemy do jednego, ale już do drugiego – nie… Dlatego już na etapie kierowania do określonych zadań w posłudze kapłańskiej, dobrze jest uwzględniać predyspozycje danego kapłana, aby jego praca była – od tego ludzkiej strony patrząc – bardziej owocna.
Tak, od tej ludzkiej, bo jeśli idzie o tę stronę duchową, znaną tylko Bogu, to wymyka się ona z czysto ludzkiego pojmowania. U Boga często cała sprawa wygląda inaczej, niż z naszej perspektywy. Niemniej jednak – by to jeszcze raz podkreślić – w promowaniu dzieła Bożego, w świadczeniu o Bogu, ma znaczenie, jakie kto posiada talenty i predyspozycje. W zależności od tego, jeden będzie to czynił tak, drugi inaczej. I chyba nawet wskazanym jest, aby te swoje talenty i predyspozycje w całości angażować dla sprawy Jezusa.
Ale – i to jest zasadnicza kwestia w naszych rozważaniach – ów czynnik osobisty głosiciela nie może przyćmić osoby i dzieła Jezusa! I o tym dzisiaj pisze Paweł Apostoł. Przecież on sam mógłby błyszczeć przed słuchaczami niczym gwiazda na firmamencie – swoją erudycją, wymową, wszechstronnym wykształceniem; także doświadczeniem życiowym i apostolskim. Jakże łatwo mógłby tylko na sobie skoncentrować całą uwagę uczniów – dla Jezusa już by nic nie zostało… On jednak tak nie chciał! Stwierdza to bardzo wyraźnie i bardzo mocno!
I Jezus także tego nie chciał – Jezus, jako ten, który sam promuje dzieło swego Ojca. Oto dzisiaj widzimy Go, jak przemawia do swoich rodaków. Wyraźnie wskazuje im, że to właśnie na Nim spełniły się zapowiedzi prorockie. Nie mówi tego jednak po to, by zdobyć uznanie i poklask, ale po to, by skierować ich uwagę na Boga. Jak jednak słyszeliśmy, nie spotkało się to ze zrozumieniem. Wprost przeciwnie – poskutkowało odrzuceniem!
Mieszkańcy Nazaretu odrzucili Jezusa, wprost chcąc Go zabić, bo zobaczyli w Nim – właśnie – jedynie mieszkańca Nazaretu, swojego znajomego, może kolegę z dzieciństwa… Skoncentrowali się na osobie Jezusa w jej wymiarze doczesnym, nie byli więc w stanie wznieść się ponad to i dostrzec wymiar głębszy, duchowy; ten wymiar Boży. Oni nie dostrzegli w Jezusie Syna Bożego, Wysłannika Boga.
A nawet, jeśli w rzeczywistości – gdzieś tam, głębi serca – dostrzegli, to w histeryczny sposób od tego się odżegnali, nie dopuszczając nawet do siebie takiej myśli, że przez Niego naprawdę może przemawiać Bóg i że On naprawdę przynosi im Boga, przynosi im zbawienie. Nic z tych rzeczy: pomimo początkowego zachwytu nauczaniem Jezusa – w decydującym momencie wszystko zaprzepaścili!
Czy gdyby Jezus jednak zechciał tylko na sobie zatrzymać ich uwagę, powołując się na wspólne pochodzenie i miłe wspomnienia z dawnych lat, nawiązując przy tym do wzajemnej znajomości – czy to spowodowałoby inną reakcję? Uczyniłoby ją bardziej życzliwą?…
Trudno powiedzieć. Nie musimy się jednak nad tym zastanawiać, bo ani Jezus, ani Paweł, nie koncentrowali uwagi na sobie jako na konkretnych prywatnych osobach, ale „przekierowywali” ją na Boga! A dokładniej: Jezus na Boga, a Paweł – na Jezusa, jako Syna Bożego. Żaden z Nich nie chciał samym sobą Boga przesłaniać. Chociaż i Jezus, i Paweł, i inni Apostołowie – całe swoje serce, wszystkie swoje talenty i siły, swoje zaangażowanie i swój czas poświęcili pełnionej posłudze. Nie spowodowało to jednak skoncentrowania uwagi na nich samych, ale tym bardziej jeszcze – wskazało na Boga, któremu się poświęcili.
Moi Drodzy! Nam, kapłanom – już na etapie formacji seminaryjnej, ale i potem, w ramach różnego rodzaju rekolekcji kapłańskich i dni skupienia – ciągle przypomina się, że nie możemy sobą przesłaniać Jezusa. Mamy Go wskazywać, mamy do Niego prowadzić – ale nigdy nie przesłaniać! Bo taka pokusa zawsze się pojawia – szczególnie w przypadku kapłanów szeroko uzdolnionych w różnych dziedzinach.
Dlatego każdy z nas winien zapisać w sobie w sercu i właściwie każdego dnia powtarzać za Apostołem Pawłem: Bracia, przyszedłszy do was, nie przybyłem, by błyszcząc słowem i mądrością dawać wam świadectwo Boże. Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego. I stanąłem przed wami w słabości i w bojaźni, i z wielkim drżeniem. A mowa moja i moje głoszenie nauki nie miały nic z uwodzących przekonywaniem słów mądrości, lecz były ukazywaniem ducha i mocy, aby wiara wasza opierała się nie na mądrości ludzkiej, lecz na mocy Bożej.
Dobrze byłoby, gdyby nie tylko kapłani codziennie to powtarzali i sobie uświadamiali, ale wszyscy uczniowie Jezusa – uczniowie, mający być przecież także Jego świadkami.
Jak ja osobiście radzę sobie z tym zadaniem? I jak radzę sobie z tym niebezpieczeństwem, że siebie samego postawię w centrum uwagi ludzi, którzy na mnie patrzą i przeze mnie winni dotrzeć do Jezusa, winni zobaczyć Go w moim stylu życia? Czy rzeczywiście widzą Jezusa, czy jednak – tylko mnie i moje talenty, moją aktywność, moją zapobiegliwość o własną chwałę?… Czy wszystkim, co myślę, mówię i robię – wskazuję na Jezusa?… I tylko na Niego?…