Przyjąwszy postać sługi…

P

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, wczorajsze słówko udało się zamieścić jeszcze wczoraj – po całym dniu różnych prób i wysiłków, aby to uczynić. Wyjaśniam tam we wstępie, co się stało. W tych dniach podejmiemy działania, aby problem definitywnie rozwiązać, może jednak zdarzyć się jeszcze w najbliższym czasie takie opóźnienie, dlatego proszę o cierpliwość.

A jednocześnie bardzo dziękuję za wiele sygnałów Waszego oczekiwania, a nawet troski o to, czy mi osobiście nic się nie stało, skoro nie ma rozważania. Dzięki Bogu, to jedynie kwestie techniczne. Bo słowo było przygotowane od samego rana. Macie więc dzisiaj, moi Drodzy, podwójną lekturę: wczorajszą i dzisiejszą.

Przy okazji, dziękuję także Księdzu Markowi, który włączył się w „akcję ratunkową”.

A oto dzisiaj rocznicę ślubu przeżywają Agnieszka i Piotr Nowiccy, czyli mój Brat cioteczny i Jego Żona.

Urodziny zaś – pierwsze – przeżywa Jan Niedziałkowski, Syn Agnieszki (Siwej) i Mariusza. Na zdjęciach, które na bieżąco Agnieszka mi przysyła, widać wyraźnie, jaki rośnie z Niego mężczyzna! Niech będzie wielką radością Boga, swoich Rodziców i nas wszystkich, którzy Go znamy!

Życzę Wszystkim świętującym by na wzór Jezusa Chrystusa – o czym więcej w rozważaniu – kształtowali w sobie postawę służby wobec Boga i drugiego człowieka. Zapewniam o modlitwie!

A teraz zapraszam do pochylenia się nad dzisiejszym – i wczorajszym – Bożym słowem, aby odpowiedzieć sobie na pytanie: Co przez to Słowo konkretnie mówi do mnie Pan?

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

26 Niedziela zwykła, A,

27 września 2020.,

do czytań: Ez 18,25–28; Flp 2,1–11; Mt 21,28–32

 

 

 

 

 

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA EZECHIELA:

To mówi Pan Bóg: Wy mówicie: „Sposób postępowania Pana nie jest słuszny”. Słuchaj jednakże, domu Izraela: Czy mój sposób postępowania jest niesłuszny, czy raczej wasze postępowanie jest przewrotne? Jeśli sprawiedliwy odstąpił od sprawiedliwości, dopuszczał się grzechu i umarł, to umarł z powodu grzechów, które popełnił.

A jeśli bezbożny odstąpi od bezbożności, której się oddawał, i postępuje według prawa i sprawiedliwości, to zachowa duszę swoją przy życiu. Zastanowił się i odstąpił od wszystkich swoich grzechów, które popełniał, i dlatego na pewno żyć będzie, a nie umrze.

CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO FILIPIAN:

Bracia: Jeśli jest jakieś napomnienie w Chrystusie, jeśli jakaś moc przekonująca Miłości, jeśli jakiś udział w Duchu, jeśli jakieś serdeczne współczucie, dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich.

Niech was ożywia to dążenie, które było w Chrystusie Jezusie.

On, istniejąc w postaci Bożej,

nie skorzystał ze sposobności,

aby na równi być z Bogiem,

lecz ogołocił samego siebie,

przyjąwszy postać sługi,

stawszy się podobnym do ludzi.

A w tym, co zewnętrzne, uznany za człowieka,

uniżył samego siebie,

stawszy się posłusznym aż do śmierci,

i to śmierci krzyżowej.

Dlatego też Bóg wywyższył Go nad wszystko

i darował Mu imię

ponad wszelkie imię,

aby na imię Jezusa

zgięło się każde kolano

istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych,

i aby wszelki język wyznał,

że Jezus Chrystus jest Panem,

ku chwale Boga Ojca.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Jezus powiedział do arcykapłanów i starszych ludu: „Co myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego i rzekł: «Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy». Ten odpowiedział: «Idę, panie», lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: «Nie chcę». Później jednak opamiętał się i poszedł. Któryż z tych dwóch spełnił wolę ojca?”

Mówią Mu: „Ten drugi”.

Wtedy Jezus rzekł do nich: „Zaprawdę powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wyście mu nie uwierzyli. Celnicy zaś i nierządnice uwierzyli mu. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć”.

Czy nie jest to zastanawiające, dlaczego naród wybrany uważał, że sposób postępowania Pana nie jest słusznyw sytuacji, w której Bóg dokonywał takich rozstrzygnięć jak te, o których słyszeliśmy w pierwszym czytaniu? A były to rozstrzygnięcia – trzeba przyznać – dość radykalne i jednoznaczne: Jeśli sprawiedliwy odstąpił od sprawiedliwości, dopuszczał się grzechu i umarł, to umarł z powodu grzechów, które popełnił. A jeśli bezbożny odstąpi od bezbożności, której się oddawał, i postępuje według prawa i sprawiedliwości, to zachowa duszę swoją przy życiu. Zastanowił się i odstąpił od wszystkich swoich grzechów, które popełniał, i dlatego na pewno żyć będzie, a nie umrze.

Jeżeli taki sposób postępowania Pana, taki sposób rozsądzania przez Niego ludzkich postaw jest – zdaniem Izraelitów – niesłuszny, to jaki miałby być ten słuszny? Może taki, że człowiek, który kiedyś był sprawiedliwy i dawno przestał nim być, dalej korzysta z jakiejś uprzywilejowanej pozycji – bo przecież był sprawiedliwy, więc trzeba go niemal na rękach nosić. To nic, że już dawno odszedł od sprawiedliwości, zszedł na złe drogi. Ale kiedyś tam był sprawiedliwy, modlił się, szanował Boga… Czyż to wszystko się nie liczy?

A ten drugi – dla odmiany – łotr skończony, co to tyle złego uczynił, a drugie tyle złego powiedział, a teraz nagle niby to się nawrócił i świętoszka udaje, zaraz ma być przez Boga nagradzany? Przecież wszyscy wiedzą, jaki on był w przeszłości, niezłe z niego „ziółko”, niech teraz nie udaje takiego pobożnego!

Moi Drodzy, czy gdyby Bóg uwzględniał takie – mnie więcej – opinie swego narodu, wówczas doczekałby się pochwały za to, że sprawiedliwie rozstrzyga? I gdyby Bóg uwzględniał takie nasze opinie, których tyle wypowiedzieliśmy i ciągle wypowiadamy na temat różnych ludzi z naszego otoczenia – wówczas uznalibyśmy, że jest sprawiedliwy?

Kiedy jednak ocenia i rozstrzyga „nie po naszemu”, to znaczy, że On już jakiś „nie nasz”, że zbyt odległy i w zależności: albo zbyt uległy, albo zbyt surowy?… Zbyt uległy dla tych, co to się tak bardzo ponoć nawrócili, a zbyt surowy dla tych, którzy przecież za sprawiedliwych powszechnie są uznawani – przede wszystkim: sami siebie za takich uważają – a oto Bóg czepia się ich, nie wiedzieć, z jakiego powodu?…

Czy gdyby Bóg „po naszemu” te sprawy rozstrzygał i nagradzał zbawieniem tych, którzy szczycą się powszechnym uznaniem w otoczeniu, piastują wysokie stanowiska, mają wpływy tu i znajomości tam – a znowu posyłał na dno piekła tych, którzy kiedyś w życiu pobłądzili i „na pewno” ich nawrócenie jest fałszywe i jest „na pewno” grą pozorów, działaniem na pokaz, na zdobycie uznania: czy wtedy lepiej by się nam Boga słuchało?

Oczywiście, doprecyzujmy, bo to konieczne: mówimy o tych, którzy naprawdę się nawrócili ze złego postępowania. Nie udają, ale się szczerze nawrócili. Bo ci, którzy faktycznie jedynie udają, żeby – na przykład – zdobyć głosy wyborców, albo inne korzyści, to po prostu nadal tkwią po uszy w złu i o żadnym nawróceniu nie ma u nich mowy. Nawrócenie na pokaz – to kpina z Pana Boga, a nie żadne nawrócenie.

Dzisiaj jednak mówimy o takich, którzy naprawdę zeszli ze złej drogi i weszli na tę właściwą, Bożą drogę. I cóż? Powiemy, że to niemożliwe? Że stary „partyjniak” nie może szczerze się modlić, należąc nawet do kółka różańcowego? I że ten stary komuch, milicjant za czasów poprzedniego ustroju – nie ma żadnych szans, żeby teraz naprawdę głęboko i pobożnie przeżywać Mszę Świętą?

A znowu ten złodziej i włamywacz, co to po latach wyszedł z więzienia – nie ma szans na uczciwe życie, na uczciwą pracę, bo… kto go tam wie, czy mu się coś do ręki znowu nie „przyklei”?… Jak już ktoś raz się czymś takim popisał, to pewnie i kolejny raz to samo zrobi…

Moi Drodzy, czy nie zdarzyło nam się nigdy w taki sposób wypowiadać, albo przynajmniej słyszeć takie wypowiedzi w swoim otoczeniu? Czy nie jest tak, że jak komuś – z racji tytułów przed nazwiskiem, czy zajmowanych stanowisk, czy posiadanego majątku lub szerokich znajomości (także znajomości wśród księży) – przysługuje opinia, że to ważny człowiek i dużo może, dużo znaczy, to jakoś tak podświadomie myślimy, że on należy do tej „lepszej części świata” i pewnie Pan Bóg też musi się z nim bardziej liczyć, niż z tym łotrem skończonym, co to w więzieniu wyrok odsiedział, i tyle zła narobił, więc teraz już ma łatkę przyklejoną i nigdy się jej nie pozbędzie? Czy nie zdarza się nam tak wartościować ludzi, jednych uważając za osoby absolutnie pozytywne, a innych – za totalnie przegranych?

Na szczęście, Bóg tak nie patrzy! Na szczęście! Bo On patrzy w serce człowieka, widzi jego prawdziwe intencje i docenia każdy wysiłek, jaki ten podejmuje w kierunku dobra, w kierunku zbawienia. I dlatego nawet jeżeli był to człowiek bardzo grzeszny i wplątany w różne machlojki, w różne ciemne sprawki, ale teraz szczerze stara się o właściwą postawę – zostanie nagrodzony.

Niestety, ten, który kiedyś był sprawiedliwy, ale teraz z tej sprawiedliwości pozostały jedynie wspomnienia, bo żyje niegodnie, żyje grzesznie, odszedł od tamtej sprawiedliwości, a żyje wbrew Bogu i na przekór Bogu – taki umrze na wieki, czyli zostanie potępiony.

Moi Drodzy, pouczenie Boże jest w tej kwestii bardzo jasne i Kościół ciągle tak właśnie naucza, że moment śmierci, a więc przejścia z tego świata na Sąd Boży, utrwala na całą wieczność ten stan człowieka, w jakim go zastaje.

Czyli, jeżeli zastaje człowieka w stanie przyjaźni z Bogiem – to ten stan będzie trwał przez całą wieczność. Nawet, jeżeli wcześniej człowiek ten popełnił wiele grzechów i żył bardzo daleko od Boga, ale w chwili śmierci zachowywał stan łaski uświęcającej, albo przynajmniej wykonał jakiś mały, drobny, ale szczery gest przeproszenia, żalu za grzechy, pragnienia bliskości Boga – to uratuje swoją wieczność! Nawet, jeżeli czeka go jeszcze czyściec, to jednak jest on już pewny zbawienia.

Jeżeli jednak ktoś żył przez lata porządnie i sprawiedliwie, ale w końcu odszedł od Boga, odwrócił się do Niego plecami, zerwał z Nim przyjaźń – to śmierć przypieczętuje i ten stan na całą wieczność.

Moi Drodzy, musimy o tym zawsze pamiętać. I przypominać sobie o tym nawzajem! Szczególnie, jeżeli jesteśmy odpowiedzialni – z jakiegokolwiek tytułu – za wychowanie innych ludzi, za ich postawę, za ich życie: zarówno to doczesne, jak i to wieczne. Przypominajmy o tym, przestrzegajmy przed złem, zachęcajmy do dobrego życia, do przyjaźni z Bogiem, do stałego stanu łaski uświęcającej! Pamiętajmy, że Bóg patrzy na nas jako na osoby wolne, odpowiedzialne, pracowite i aktywne, które codziennie kształtują – w taki, czy inny sposób – swoje życie.

My nie jesteśmy pomnikami ze spiżu lub marmuru, które raz utrwalone, zachowują swój obraz na długie lata. Każdy dzień, a nawet każda godzina przynosi jakieś nasze myśli, słowa, działania, konkretne wybory moralne – dobre i złe… Pan Bóg przygląda się im, słucha naszych słów, odnosi do siebie nasze postępowanie. Ono ma dla Niego naprawdę duże znaczenie, bo ono w końcu zadecyduje o tym, co się z nami będzie działo przez całą wieczność. Oczywiście, to Bóg daje zbawienie, to łaska Boża sprawia w nas wszelkie dobro, ale przecież my to wszystko możemy odrzucić.

A wtedy i Bóg – z całą swoją wszechmocą – okaże się bezsilny, bo do niczego nas nie zmusi. To nasza osobista decyzja ostatecznie rozstrzyga o tym, czy przyjmujemy Boże zaproszenia i Boże propozycje, czy je definitywnie odrzucamy. A Bóg traktuje nas tak bardzo, ale to bardzo poważnie, że liczy się z naszymi decyzjami. Szanuje je, przyjmuje do wiadomości – także te, że Go odrzucamy, że od Niego odchodzimy… Bóg szanuje nasze wybory. Po to dał nam wolność, abyśmy sami – jak wolni, dojrzali ludzie – owych wyborów dokonywali.

Dlatego trzeba nam wziąć sobie mocno do serca słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii i po raz kolejny uświadomić sobie, że te nasze decyzje nie od razu muszą być doskonałe i trafne. Podobnie, jak ów ewangeliczny ojciec, także Bóg Ojciec widzi i docenia wysiłek, jaki wkładamy w to, żeby się przełamać, żeby się przemóc, żeby pokonać w sobie wszelkie opory.

Zobaczmy, ten syn, który początkowo powiedział, że nie pójdzie pracować do winnicy, ostatecznie poszedł. I to on został ukazany dziś jako postać pozytywna, a nie ten, który pięknie i chętnie obiecał, ale w końcu do pracy nie poszedł. Na pierwszą myśl, to właśnie tego drugiego bylibyśmy skłonni pochwalić, bo przecież tak wspaniale zaprezentował się przed ojcem, okazał posłuszeństwo jego woli, wyraził chęć spełnienia ojcowskiej prośby.

A ten drugi – jakiś taki gburowaty, zbuntowany, niegrzeczny, wręcz opryskliwy… Pierwsze wrażenie jest właśnie takie. I my, ludzie, jesteśmy skłonni właśnie po tym pierwszym, albo zewnętrznym wrażeniu, oceniać innych ludzi.

Bóg jednak widzi więcej, dalej, głębiej… I dlatego Jezus mówi dziś do tych, którzy w sferze słów i deklaracji, i świadomości swojego wybrania, byli naprawdę mistrzami, czyli do członków narodu wybranego: Zaprawdę powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wyście mu nie uwierzyli. Celnicy zaś i nierządnice uwierzyli mu. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć.

Moi Drodzy, te słowa Jezus kieruje także do nas! Usłyszmy jeszcze raz to zdanie: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. A więc ci, którymi pobożni i prawowierni Izraelici pogardzali – to właśnie oni mieli uprzedzić ich do królestwa niebieskiego!

Czy i nas nie uprzedzą do Królestwa niebieskiego ci, którymi my – może nawet nie wprost, ale po cichu – niekiedy pogardzamy, że tacy słabo wierzący, albo i nie wierzący; a kiedyś to byli oni tacy a tacy i robili to i tamto. Czy przypadkiem nie okaże się, to oni znajdą się przed nami w Królestwie niebieskim, bo oni swoje życie zmienili i konkretnymi czynami potwierdzają swoją wiarę, a my – póki co – tylko dużo o tym mówimy i dużo obiecujemy, ale na czyny i postawy to jeszcze „będzie czas”?…

Oby tak się nie stało! Oby nasze czyny potwierdzały naszą wiarę i nasze obietnice. Obyśmy chętnie codziennie pracowali w Bożej Winnicy, a nie jedynie obiecywali, że do pracy ruszymy. Bo Bóg za czyny i postawy będzie nas nagradzał. Nie za obietnice, które pozostały jedynie obietnicami. I nie za dobre postanowienia – nawet bardzo dobre i uroczyste – które jednak nie doczekały się nigdy realizacji. I nie za odmówione dziesiątki, a nawet setki pacierzy i Różańców – odmówione dla samego odmówienia, niejako na zaliczenie.

I nie za godziny wysłuchane w Radiu Maryja czy innej pobożnej rozgłośni – jakby samo ich słuchanie miało wszystko załatwić. I nie za odbyte pielgrzymki do wielu miejsc świętych – traktowane bardziej jako religijna turystyka, niż pielgrzymowanie do Boga. I nie za zdjęcia z osobistych spotkań z Janem Pawłem II, które w wielu domach wiszą na ścianach i cieszą oko, stanowiąc okazję do pochwalenia się przed tymi, którzy do domu przychodzą.

I jeszcze za wiele innych rzeczy, które skrupulatnie spełniamy dla podkreślenia, jacy to my jesteśmy sprawiedliwi – nie będziemy nagrodzeni. A za co będziemy?

A właśnie za tę „prawdziwą” sprawiedliwość. Za to, że codziennie wypełniać będziemy te Boże słowa z pierwszego czytania: Zastanowił się i odstąpił od wszystkich swoich grzechów, które popełniał… Tylko nie mówmy, że to nas nie dotyczy, że my nie mamy od czego odstępować, bo nie mamy grzechów…

I za to będziemy nagrodzeni, że – może nawet pomimo wcześniejszych oporów i buntów – przełamiemy się i będziemy codziennie, cierpliwie i wytrwale, spełniać wolę Bożą w swoim życiu. Za to będziemy nagrodzeni – nie za słowa, obietnice i piękne pozory.

Wzorem dla nas niech będzie sam Jezus. On naprawdę nie musiał niczego udowadniać, ani niczego robić, aby nas zbawić. Mógł to uczynić jednym słowem, jedną myślą. On jednak chciał swoim czynem – także swoim cierpieniem, dobrowolnie poniesionym – pokazać, jak bardzo nas kocha.

Dlatego uczyńmy dzisiaj naszą modlitwą – modlitwą wdzięczności i uwielbienia – ten przepiękny hymn na cześć Jezusa Chrystusa, jaki Paweł Apostoł wyśpiewał w drugim czytaniu. Niech ta postawa naszego Mistrza i Zbawiciela mobilizuje nas do czynów i postaw, które potwierdzą wiarę wyznawaną ustami. O jakiej postawie mówimy?

Święty Paweł tak o niej pisze:

On [Jezus Chrystus], istniejąc w postaci Bożej,

nie skorzystał ze sposobności,

aby na równi być z Bogiem,

lecz ogołocił samego siebie,

przyjąwszy postać sługi,

stawszy się podobnym do ludzi.

A w tym, co zewnętrzne, uznany za człowieka,

uniżył samego siebie,

stawszy się posłusznym aż do śmierci,

i to śmierci krzyżowej.

Dlatego też Bóg wywyższył Go nad wszystko

i darował Mu imię

ponad wszelkie imię,

aby na imię Jezusa

zgięło się każde kolano

istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych,

i aby wszelki język wyznał,

że Jezus Chrystus jest Panem,

ku chwale Boga Ojca.

Moi Drodzy, bierzmy wzór z Jezusa Chrystusa i «przyjmujmy postać sługi» – wobec Boga i wobec siebie nawzajem!

3 komentarze

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.