Widzieć więcej… głębiej…

W

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywają:

Karol Bisek, należący w swoim czasie do Wspólnoty młodzieżowej w Serokomli, w czasie mojego krótkiego pobytu w tej Parafii;

Karol Kulikowski, za moich czasów Lektor w Parafii w Radoryżu Kościelnym.

Urodziny przeżywa zaś Małgorzata Osypiuk, należąca w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot.

Wszystkim świętującym życzę przenikliwego i głębokiego spojrzenia duchowego na sprawy tego świata! Więcej o tym w rozważaniu. Zapewniam o modlitwie!

Przypominam o pierwszym piątku miesiąca!

A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem. Co Pan konkretnie do mnie mówi? Duchu Święty, rozjaśnij umysł i serce, pomóż odczytać, zrozumieć…

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Piątek 9 Tygodnia zwykłego, rok I,

4 czerwca 2021.,

do czytań: Tb 11,5–17 Wlg; Mk 12,35–37

CZYTANIE Z KSIĘGI TOBIASZA:

Anna tymczasem chodziła każdego dnia, i siadała przy drodze na wzniesieniu, skąd mogła widzieć z daleka. A gdy tak wyglądała przybycia swego syna, spostrzegła z daleka, że powraca, a rozpoznawszy go pobiegła, aby oznajmić swemu mężowi: „Oto syn twój powraca”.

Rafał zaś rzekł do Tobiasza: „Jak tylko wejdziesz do swego domu, natychmiast oddaj cześć Panu, Bogu twemu, Jemu składając dziękczynienie; potem się zbliżysz do swego ojca i pocałujesz go, i bezzwłocznie posmarujesz jego oczy żółcią z tej ryby, którą masz przed sobą; wiedz bowiem, że od razu otworzą się jego oczy, a ojciec twój ujrzy światło niebieskie i będzie się cieszył z twojego widoku”.

Wtedy pies, który im towarzyszył w podróży, wybiegł przed nich, jakby przynosił nowinę. Ociemniały ojciec Tobiasza podniósł się i potykając się zaczął biec; podał jednak rękę słudze i wyszedł naprzeciw swego syna. A obejmując, ucałował go wraz ze swoją żoną i obydwaj rozpłakali się z radości. A gdy uczcili Boga i złożyli dziękczynienie, usiedli.

Wówczas Tobiasz wziąwszy z żółci ryby posmarował oczy swego ojca. Po upływie pół godziny oczekiwania zaczęło bielmo schodzić z jego oczu, jakby błonka jajka. Tobiasz pochwycił i zerwał ją z oczu jego i ten w tej chwili wzrok odzyskał. I wychwalali Boga, to jest on, żona jego i wszyscy, którzy go znali.

I rzekł Tobiasz: „Błogosławię Cię, Panie, Boże Izraela, Ty bowiem mnie ukarałeś i Ty mnie uleczyłeś; i oto ja widzę syna mojego Tobiasza”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:

Jezus nauczając w świątyni, zapytał: „Jak mogą twierdzić uczeni w Piśmie, że Mesjasz jest synem Dawida? Wszak sam Dawid mówi w Duchu Świętym:

«Rzekł Pan do Pana mego: Siądź po prawicy mojej, aż położę nieprzyjaciół Twoich pod stopy Twoje».

Sam Dawid nazywa Go Panem, skądże więc jest tylko jego synem?” A wielki tłum chętnie Go słuchał.

Dzisiejsze pierwsze czytanie to – jak słyszymy – szczęśliwy finał historii Tobiasza, a dokładniej: historii ślepoty, która spadła na niego tak niespodziewanie, można by nawet powiedzieć, że z nieba, a dokładniej: z wysokości, na jakiej znajdował się ptak, którego odchody spowodowały takie komplikacje. Kiedy słuchaliśmy kilka dni temu opisu tego właśnie wydarzenia, to nawet zastanawialiśmy się, dlaczego Pan dopuścił takie nieszczęście, spadające na człowieka w taki banalny – żeby nie powiedzieć: głupi – sposób.

Dzisiaj jednak widzimy, że cała sprawa szczęśliwie się kończy, a jeżeli jeszcze prześledzimy – najlepiej, czytając całą Księgę Tobiasza – przebieg wszystkich wydarzeń, jaki do tego doprowadził, to już nie będziemy mieli wątpliwości, że wszystko to było po to, aby jeszcze mocniej i wyraźniej zajaśniała chwała Pana, który tak wielkich rzeczy dokonuje wśród ludzi.

Można powiedzieć, że poprzez kolejne etapy tej historii dokonywało się stopniowo to, czego w sposób fizyczny młody Tobiasz dzisiaj dokonał jednym gestem zdjęcia bielma z oczu swego ojca: Bóg coraz bardziej otwierał oczy wszystkich uczestników tych wydarzeń na swoje działanie, przez co wszyscy coraz jaśniej i wyraźniej widzieli, z czym mają do czynienia. Z czym?

Z działaniem Boga, który wkracza w konkretną historię człowieka z bardzo konkretną pomocą. Już na samym początku dramatycznej historii Tobiasza, czyli w momencie, w którym stracił on wzrok, słyszeliśmy, iż został on porównany do sprawiedliwego Hioba, tak samo cierpiącego niewinnie, a trwającego w tym wiernie przy Panu. Tobiasz – podobnie: ani na chwilę nie zwątpił w moc i obecność Bożą.

A chociaż miał – jak pamiętamy z czytań z poprzednich dni – chwilę załamania, przez co prosił nawet o śmierć, to jednak ani na moment nie sprzeciwił się Bogu i nie złorzeczył Mu w żaden sposób. Wtedy, na samym początku także wobec swojej żony zachował się może nader podejrzliwie, ostrzegając ją przed wzięciem rzekomo skradzionego koźlątka, ale trudno to przypisać jakiejś złej woli czy złośliwości. To raczej wynikało z prawości jego myślenia i postępowania. Dlatego możemy powiedzieć, że pomimo fizycznej ślepoty, Tobiasz zachował wewnętrzne widzenie Boga, który nawet przez tak trudne doświadczenie – zadziałał jednak w jego życiu.

Niestety, takiego wewnętrznego widzenia nie da się przypisać uczonym w Piśmie. Dzisiaj Jezus wyraźnie – po raz kolejny zresztą – udowadnia im brak konsekwencji i logiki w myśleniu i wyrażanych poglądach. Wiemy, że za wszelką cenę chcieli oni Jezusa pochwycić na jakimś błędzie w nauczaniu, aby Mu się sprzeciwić, najlepiej jeszcze ośmieszyć – i w końcu postawić na swoim, udowadniając przy tym swoją wyższość.

Dzisiaj jednak po raz kolejny słyszymy, że stało się dokładnie odwrotnie: to Jezus wykazał im brak konsekwencji i logiki w myśleniu, przez co to oni sami się ośmieszyli. Ale to tylko pokazało ich wewnętrzną ślepotę, zacietrzewienie, skoncentrowanie na sobie samych.

W jednej z rozmów z religijną elitą swego narodu Jezus wyraźnie to stwierdził, że skoro uważają oni, że widzą, czyli że są oświeceni nauką Pisma i sami nauczają naród, to grzech ich trwa, skoro nie rozpoznają w Nim Bożego Wysłannika, działającego w imieniu Boga. Niestety, tak wygląda duchowa ślepota.

Mamy więc dzisiaj zderzenie dwóch przeciwstawnych sobie rzeczywistości: fizycznej ślepoty, z jednoczesnym zachowaniem wewnętrznego, duchowego wzroku – i całkiem dobrze funkcjonującego fizycznego wzroku, przy zalegającej mocno duchowej ślepocie. Które z tych nieszczęść jest gorsze?

Zaznaczmy może w tym momencie, że ślepota uczonych w Piśmie i faryzeuszy nie polegała na tym, że oni nie wiedzieli, kim jest Jezus, albo czego naucza. Oni to dobrze widzieli, wiedzieli i dużo rozumieli. Byli zbyt inteligentni na to, by wewnętrznie, w swoim sercu, tego nie wiedzieć. Ich duchowa ślepota polegała na uporze i zawziętości, iż doskonale wiedząc, z kim mają do czynienia i wewnętrznie nieraz pewnie przyznając Mu rację, jednak upierali się przy swoim, brnąć przy tym nieraz wręcz w absurd, aby na swoim postawić. Na tym – precyzyjnie rzecz ujmując – polegała ich wewnętrzna ślepota.

A w tym kontekście, dzisiejsza historia Tobiasza, pokazująca koniec fizycznej dolegliwości i wyraźne zwycięstwo czynnika duchowego, uświadamia nam, że wszelkie dolegliwości fizyczne są do uleczenia – jeśli taka wola Boża – albo do przetrwania. Na pewno natomiast nie spowodują one trwałej szkody duchowej. O wiele gorzej jest ze ślepotą duchową, ta bowiem jest zawiniona przez samego człowieka, który zwyczajnie nie chce pewnych spraw zobaczyć ani zrozumieć. A to już wówczas o wiele trudniej uleczyć.

Moi Drodzy, chyba sami nieraz przekonaliśmy się, że można być ogólnie w całkiem dobrej kondycji fizycznej, i ogólnie zewnętrznie funkcjonować zupełnie nieźle, mając zabezpieczony byt materialny i ustabilizowaną sytuację życiową – a wcale nie być szczęśliwym, przeżywając jakieś duchowe dramaty.

I można – idąc tym tokiem myślenia – na zewnątrz całkiem dobrze funkcjonować, radząc sobie w sprawach doczesnych, a w sprawach duchowych i w kwestiach wiary błądzić niczym dziecko we mgle. Okazuje się, że duchowa ślepota i niemoc mogą nas naprawdę dopadać, chociaż tego na zewnątrz nawet nie będzie widać.

A z drugiej strony – można na zewnątrz przeżywać różne ograniczenia i trudności, choroby lub kalectwo, a wewnętrznie być szczęśliwym człowiekiem, mocnym duchowo. Ileż to razy o ludziach, którzy żyją w intensywnej bliskości Boga, którzy naprawdę żyją wiarą, mówimy, że widzą oni więcej… Jakoś głębiej i lepiej rozumieją, co się wokół nich dzieje, lepiej odczytują znaki czasu…

Warto więc zadbać o to, by nigdy sprzed swoich oczu – owego duchowego spojrzenia – nie stracić Jezusa i tego wszystkiego, co On sam nam daje i czego nas naucza. Warto zadbać o to, aby On był zawsze na pierwszym miejscu. I aby żyć w stałej, pełnej jedności z Nim. A wtedy wszystko całkiem dobrze ułoży się także w tym wymiarze zewnętrznym.

Bo duchowa ślepota – to dopiero prawdziwe nieszczęście! Wtedy człowiek naprawdę błądzi! I – co jeszcze gorsze – błądzi do końca, to znaczy nie znajduje drogi do Nieba!

Prośmy więc Pana, żeby odważnie zdejmował z naszych duchowych oczu wszelkie bielmo. A może inaczej: pozwólmy Mu to zrobić! Nie upierajmy się – jak uczeni w Piśmie i faryzeusze – przy swojej ślepocie, przekonując wszystkich wokół na siłę, i samych siebie, że to my mamy rację. Dajmy się przekonywać Jezusowi! Pozwalajmy Mu zawsze nas uzdrawiać!

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.