Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus!
Pozdrawiam serdecznie z Surgutu, z Syberii.
Dziś wspomnienie św. Moniki. Zapraszam do wspólnego porozmyślania nad Słowem Bożym, nad tym co dziś daje nam liturgia. Prośmy, by Duch Święty nas w tym poprowadził.
(1 Tes 4, 1-8)
Bracia, prosimy was i napominamy w Panu Jezusie: zgodnie z tym, co od nas przejęliście o sposobie postępowania i podobania się Bogu – jak już zresztą postępujecie – stawajcie się coraz doskonalszymi! Wiecie przecież, jakie nakazy daliśmy wam w imię Pana Jezusa. Albowiem wolą Bożą jest wasze uświęcenie: powstrzymywanie się od rozpusty, aby każdy umiał utrzymywać własne ciało w świętości i we czci, a nie w pożądliwej namiętności, jak to czynią nieznający Boga poganie. Niech nikt w tej sprawie nie wykracza i nie oszukuje brata swego, bo jak wam to przedtem powiedzieliśmy, zapewniając uroczyście: Pan jest mścicielem tego wszystkiego. Albowiem nie powołał nas Bóg do nieczystości, ale do świętości. A więc kto te słowa odrzuca, nie człowieka odrzuca, lecz Boga, który przecież daje wam swego Ducha Świętego.
(Mt 25, 1-13)
Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść: „Podobne będzie królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w swoich naczyniach. Gdy się pan młody opóźniał, senność ogarnęła wszystkie i posnęły. Lecz o północy rozległo się wołanie: „Oto pan młody idzie, wyjdźcie mu na spotkanie!” Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: „Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną”. Odpowiedziały roztropne: „Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie”. Gdy one szły kupić, nadszedł pan młody. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną, i drzwi zamknięto. Nadchodzą w końcu i pozostałe panny, prosząc: „Panie, panie, otwórz nam!” Lecz on odpowiedział: „Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was”. Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny”.
Znamy dobrze ten fragment Ewangelii, tę przypowieść. Znamy cel główny tej przypowieści. Jezusowe „czuwajcie”, które powtarza się w kilku przypowieściach, to przygotowanie nas na przejście z tego świata do wieczności, które nie wiemy kiedy przyjdzie.
Żyjemy w czasie oczekiwania Oblubieńca, lub w czasie otwartych drzwi.
W przypowieści bardzo konkretnie wybrzmiewa zamknięcie drzwi – „Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną, i drzwi zamknięto”.
Póki co drzwi otwarte, ale przyjdzie taka chwila, kiedy drzwi zostaną zamknięte. Tego momentu nie możemy przespać, ten moment nie może zastać nas nieprzygotowanymi. Póki drzwi otwarte, póki Oblubieniec się opóźnia, jest czas, żeby się przygotować.
Tak na marginesie dla mnie bardzo pocieszające jest to, że oblubieniec, który w przypowieści jest obrazem samego Jezusa, się opóźnia. Ja, którego punktualność nie jest najmocniejszą stroną, znajduję w tych słowach pewne uspokojenie i pocieszenie – to tak z uśmiechem oczywiście 🙂
Otwarte drzwi, jeszcze nie zamknięte, to rzeczywistość w której teraz się znajdujemy, nie wiedząc, kiedy się drzwi zamkną.
Wczoraj wróciłem z kilkudniowego wyjazdu, jeździliśmy z Ilią (nasze Eliasz), ministrantem, bardzo gorliwym młodzieńcem. Byliśmy w Uraju i Chanty-Mansyjsku. Do Uraju zaproszono nas, ponieważ niedawno umarła pani Eugenia, którą cały świat znał jako ciocia Żenia. Mieszkała w Tiumeni, ale bywała czasem w Uraju. Kobieta niezwykle pogodna, lat 71, kobieta pobożna, życzliwa. Choć była zaszczepiona przyplątał się wirus, potem jeszcze był zawał, operacja, i jakby już wszystko szło ku lepszemu… Codziennie, kiedy była w szpitalu wymienialiśmy się jakimiś kilkoma słowami przez viber. Któregoś dnia, ku mojemu zdziwieniu ciocia Żenia nie odpowiedziała, następnego dnia otrzymałem wiadomość, że zmarła, tuż po godzinie 15.00. Miała jeszcze wiele planów, a jednak… Pan Bóg zdecydował inaczej.
W Uraju odprawiałem Mszę Św. w… restauracji. Zaproszono tam, oprócz naszej wspólnoty, także innych krewnych, przyjaciół, współpracowników z pracy. Wielu z nich było na Mszy Św. Pierwszy raz w życiu. Zawsze lubię się spotykać z ludźmi spoza Kościoła. Jak oni słuchają, jakie to jest dla nich wydarzenie… Tak właśnie modliliśmy się za ciocię Żenię.
To tak w kontekście tego, że trzeba czuwać, być gotowym, i w kontekście ostatnich dni.
To jest główna myśl, cel tej przypowieści, ale co to znaczy dla nas dziś? Jak my dziś mamy czuwać? Przecież Słowo jest słowem na tu i teraz, na dziś.
Czy jestem gotowy na ostateczne spotkanie z Panem? Nie wiemy kiedy to będzie. Ciekawe, że Jezus mówi o tym spotkaniu jako o weselu. Jeśli by was ktoś zaprosił na wesele, a jeszcze bardziej jeśli by to było wasze wesele, czy to było by czymś smutnym, strasznym?
Jutro na Ukrainie będzie ślub Weroniki, najmłodszej siostry naszej s. Joanny. S. Joanna już tam, przysyła różne zdjęcia z przygotowań do ślubu, do wesela. Wszyscy są uśmiechnięci, a już sama Weronika aż się świeci.
Wesele, jak sama nazwa wskazuje, jest czymś wesołym, radosnym. Jezus mówi o naszym spotkaniu z Nim jak o weselu, jak o spotkaniu radości i miłości. Czemu się więc boimy?
Boimy się, ponieważ radosnym spotkaniem będzie to dla tych, którzy mają oliwę, oliwę w naczyniach, w sercu i w głowie, których lampy nie gasną, którzy są gotowi. Wesele nie jest radosne dla tych, których na nie nie wpuszczono, którzy pozostali za zamkniętymi drzwiami.
Boimy się śmierci, ponieważ gdzieś w głębi czujemy, że grozi nam pozostanie za drzwiami.
A więc… Co powinniśmy zrobić, żeby nie zostać za drzwiami? Pierwsze pytanie – czy jestem w stanie łaski uświęcającej? Może trzeba szybko pójść do spowiedzi?
Czy się dziś rano pomodliłem? Czy jestem w stałym kontakcie z Oblubieńcem?
Panny mądre pomyślały… Zanim wyszły z domu, pomyślały, co jeszcze może się przydać, co może być potrzebne. Panny głupie, nierozsądne, nie myślą, pełne emocji biegają, ale nie myślą.
Czasem bywa, że wyjdziemy z domu, potem wracamy bo czegoś zapomnieliśmy. Tak bywa wtedy, gdy robimy coś w pośpiechu. Jeśli robimy spokojnie, bez pośpiechu, zastanawiamy się, myślimy, wtedy rzadziej się zdarza, że czegoś zapomnimy, nie dopatrzymy.
A zatem myślenie, rozmyślanie. Jak ważne, byśmy rozmyślali nad Słowem Bożym i nad swoim życiem. Albo nad życiem w kontekście Słowa Bożego. Dobrze, jeśli jest rano rozmyślanie, wieczorem podsumowanie dnia – rozmyślanie nad swoim życiem w kontekście Bożego Słowa.
Rozmyślając nad tą przypowieścią nie musimy myśleć tylko o śmierci, o zamknięciu drzwi. My mamy być gotowi na spotkanie z Oblubieńcem, mamy przeżywać każdy dzień w duchu czuwania, ale nie w strachu śmierci. Czuwanie miłości, radości oczekiwania, a nie w strachu, żeby nie być potępionym.
Jesteśmy powołani do świętości, jak dziś uczy nas św. Paweł: „Stawajcie się coraz doskonalszymi! (…) wolą Bożą jest wasze uświęcenie”.
A więc myślmy, czuwajmy, bądźmy gotowi. Wsłuchujmy się w Słowo Boże.
A jak Słowo Boże jest konkretne przekonałem się we wtorek, kiedy była właśnie wspomniana Msza Św. w restauracji (ponieważ tam nie ma kościoła).
Kiedy myślałem nad Słowem Bożym na poniedziałek, zauważyłem, że najbliższe 3 dni, to Jezusowe „biada”, „biada wam obłudnicy”. I tak sobie myślę – na Mszę przyjdą ludzie, którzy pierwszy raz w życiu będą na Mszy, pierwszy raz usłyszą Słowo Boże i zaczną owo słuchanie od słów – „biada wam obłudnicy”. Dopiero potem spojrzałem do kalendarza liturgicznego i okazało się, że we wtorek jest święto Bartłomieja, Apostoła i są inne czytania, bardzo odpowiednie dla tego spotkania. Dla mnie to było świadectwo troski Pana Boga o człowieka, jak bardzo Słowo Boże jest nieprzypadkowe… A już my sami, jak od czasu do czasu usłyszymy „biada”, to nam to nie zaszkodzi, tylko pomoże.
Dziś wspomnienie św. Moniki. Pewnie wszyscy znamy tę świętą. Mama św. Augustyna. Miała męża poganina, jednak swoją modlitwą i przykładem doprowadziła go do chrztu. Miała syna, inteligentnego, szukającego w różnych nurtach filozoficznych, w nauce, swojego szczęścia. Jej wytrwała modlitwa doprowadziła go nie tylko do chrztu, ale i do świętości.
Jaka to jest nadzieja dla współczesnych rodziców, małżonków…
Bardzo często spotykam się z wielkim smutkiem rodziców przeżywających za zbawienie swoich dzieci, małżonków przeżywających za zbawienie współmałżonka. Tyle łez, zmartwień… Monika daje nadzieję. Trzeba wytrwać do końca, modlić się i wierzyć, i ufać. Módlmy się dziś szczególnie za tych, zwłaszcza naszych bliskich, którzy się pogubili, którzy odeszli od Boga, których lampy gasną…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący, Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen.