Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym rocznicę zawarcia sakramentalnego Małżeństwa przeżywają dziś Magdalena i Krzysztof Fabisiakowie, czyli Moderator naszego bloga i Jego Żona. Dziękując nie tylko za opiekę nad blogiem, ale i za naszą wieloletnią dobrą znajomość, życzę ciągłego wzmacniania się i wzrostu miłości do Boga i miłości wzajemnej. Zapewniam o modlitwie!
Moi Drodzy, jeżeli ktoś chciałby obejrzeć – być może, po raz drugi – relację z wczorajszej uroczystości w naszej Kaplicy, to znajdzie ją tutaj:
https://www.youtube.com/watch?v=vgirz0t6BDc&ab_channel=FARO.TV
Dziękuję za łączność z nami w dniu wczorajszym. A Księdzu Pawłowi Brońskiemu dziękuję za wielkie serce, jakie włożył w zdobycie tych Relikwii i za zapał, z jakim rozszerza kult Błogosławionego Carla.
A ja dzisiaj ruszam na Wydział Nauk Ścisłych i Przyrodniczych, przy ul. 3 Maja, gdzie zainicjuję dyżur Duszpasterza Akademickiego wśród Studentów. Za wczorajszy dzień jestem bardzo wdzięczny Panu naszemu, a jednocześnie także Panu Dziekanowi Markowi Gugale i Pracownikom Wydziału Agrobioinżynierii i Nauk o Zwierzętach. Zostałem bardzo gościnnie przyjęty na tym Wydziale, weszliśmy do kilkunastu Grup na wykłady, gdzie mogłem zaproponować Młodym współpracę na odcinku duchowym. Ogromna życzliwość, jakiej po raz kolejny doświadczyłem, bardzo podnosi mnie na duchu.
Moi Drodzy, dzisiaj ostatnie w tym roku nabożeństwo fatimskie w naszych Parafiach. Zachęcam do uczestnictwa.
A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co mówi do mnie Pan? Co konkretnie mi wskazuje? Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Środa 28 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie Bł. Honorata Koźmińskiego, Kapłana,
13 października 2021.,
do czytań: Rz 2,1–11; Łk 11,42–46
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:
Nie możesz wymówić się od winy, człowiecze, kimkolwiek jesteś, gdy zabierasz się do sądzenia. W jakiej bowiem sprawie sądzisz drugiego, w tej sam na siebie wydajesz wyrok, bo ty czynisz to samo, co osądzasz. Wiemy zaś, że sąd Boży według prawdy dosięga tych, którzy się dopuszczają takich czynów.
Czy myślisz, człowiecze, co osądzasz tych, którzy się dopuszczają takich czynów, a sam czynisz to samo, że ty unikniesz potępienia Bożego? A może gardzisz bogactwem dobroci, cierpliwości i wielkoduszności Boga, nie chcąc wiedzieć, że dobroć Jego chce cię przywieść do nawrócenia?
Oto przez swoją zatwardziałość i serce nieskłonne do nawrócenia skarbisz sobie gniew na dzień gniewu i objawienia się sprawiedliwego sądu Boga, który odda każdemu według uczynków jego: tym, którzy przez wytrwałość w dobrych uczynkach szukają chwały, czci i nieśmiertelności – życie wieczne; tym zaś, którzy są przekorni, za prawdą pójść nie chcą, a oddają się nieprawości – gniew i oburzenie.
Ucisk i utrapienie spadnie na każdego człowieka, który dopuszcza się zła, najpierw na Żyda, a potem na Greka. Chwała zaś, cześć i pokój spotka każdego, kto czyni dobrze, najpierw Żyda, a potem Greka. Albowiem u Boga nie ma względu na osobę.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jezus powiedział do faryzeuszów i uczonych w Prawie: „Biada wam, faryzeuszom, bo dajecie dziesięcinę z mięty i ruty, i z wszelkiego rodzaju jarzyny, a pomijacie sprawiedliwość i miłość Bożą. Tymczasem to należało czynić i tamtego nie opuszczać.
Biada wam, faryzeuszom, bo lubicie pierwsze miejsce w synagogach i pozdrowienia na rynku.
Biada wam, bo jesteście jak groby niewidoczne, po których ludzie bezwiednie przechodzą”.
Wtedy odezwał się do Niego jeden z uczonych w Prawie: „Nauczycielu, tymi słowami nam też ubliżasz”.
On odparł: „I wam, uczonym w Prawie, biada. Bo wkładacie na ludzi ciężary nie do uniesienia, a sami jednym palcem ciężarów tych nie dotykacie”.
Trudny temat podejmuje w dzisiejszym pierwszym czytaniu Apostoł Paweł – trudny, a przecież tak bardzo powszechny, bo dotyczący chyba większości z nas. Bo my wszyscy – ale to naprawdę wszyscy, bez wyjątku – musimy przyznać się do tego, że bardzo łatwo dajemy wciągać się w tego typu rozmowy, tego typu osądy postaw i zachowań innych ludzi.
Dajemy się w nie bardzo łatwo wciągać – o ile ich sami nie prowokujemy, lub inicjujemy. Jest to bowiem zawsze taki „chodliwy” temat, o postępkach innych zawsze chętnie i łatwo się mówi. Wszak na błędach innych zawsze łatwiej wyakcentować swoją, rzekomo dużo lepszą postawę.
Tymczasem, Paweł Apostoł bardzo surowo ocenia tego typu zachowanie, stwierdzając: Nie możesz wymówić się od winy, człowiecze, kimkolwiek jesteś, gdy zabierasz się do sądzenia. W jakiej bowiem sprawie sądzisz drugiego, w tej sam na siebie wydajesz wyrok, bo ty czynisz to samo, co osądzasz. Wiemy zaś, że sąd Boży według prawdy dosięga tych, którzy się dopuszczają takich czynów.
Zauważamy, że Apostoł podkreśla jeden, konkretny aspekt owego osądzania: ci, którzy się tego dopuszczają, zwykle robią dokładnie to samo, co potępiają u innych. Stąd też mocne, retoryczne pytania: Czy myślisz, człowiecze, co osądzasz tych, którzy się dopuszczają takich czynów, a sam czynisz to samo, że ty unikniesz potępienia Bożego? A może gardzisz bogactwem dobroci, cierpliwości i wielkoduszności Boga, nie chcąc wiedzieć, że dobroć Jego chce cię przywieść do nawrócenia?
Z tego można by wyprowadzić wniosek, że jeżeli ktoś nie popełnia owych złych czynów, ma prawo osądzać innych. Czy jednak rzeczywiście tak jest? Przede wszystkim, któż z ludzi, żyjących na tym świecie i chodzących po tej ziemi, jest całkowicie wolny od grzechu i błędu? Już samo to odbiera komukolwiek prawo do osądzania drugiego – nie ma na świecie człowieka, który całkowicie byłby wolny od słabości, grzechów i pokus. Wszyscy im ulegamy – w większym, lub mniejszym stopniu.
Owszem, są wśród nas tacy, którzy ulegają im w mniejszym stopniu, którzy intensywnie nad sobą pracują, starając się pokonywać w sobie grzech i skłonności do niego. Tacy ludzie – święci ludzie – są dla nas wzorem. Ale czyż i oni są całkowicie wolni od słabości? Dobrze wiemy, że nie, bowiem każdy nosi w sobie skłonność do grzechu i każdy jej ulega, nawet najbardziej sprawiedliwy na tym świecie.
Natomiast taki człowiek sprawiedliwy, który wyróżnia się spośród innych swoją porządną postawą, zwykle nie ma chęci osądzać innych, bo taki właśnie człowiek zwykle jest też bardzo uczciwy i ma świadomość swojej słabości. I dlatego nie czuje się upoważniony do osądzania kogokolwiek.
Nadmieńmy przy tym, że mówimy o osądzaniu człowieka jako człowieka, a nie ludzkich czynów. Taki bowiem osąd akurat niekiedy jest konieczny. Nie dla potępiania kogokolwiek, ale właśnie dla poprawy tego, kto źle czyni, albo ostrzeżenia innych przed złą postawą, albo zmobilizowania ludzi do modlitwy w intencji owego błądzącego.
Zawsze takim kryterium, które rozstrzyga o tym, czy należy, czy nie należy mówić o błędach drugiego, jest pozytywna odpowiedź na pytanie, jakiemu dobru ma to służyć. Jeżeli jesteśmy w stanie wskazać jakieś konkretne, obiektywne dobro – chociażby któreś, spośród wymienionych przed chwilą – możemy, a nawet powinniśmy o tych błędach wspomnieć. Na tej zasadzie trudno się dziwić, że rodzice rozmawiają o błędach swoich dzieci, nauczyciele o błędach swoich uczniów, przełożeni o błędach swoich podwładnych, duszpasterze o błędach swoich wiernych.
To właśnie do nich, jako tych wyżej postawionych i odpowiedzialnych za kształtowanie ludzkich postaw, należy trzeźwy osąd i wskazanie drogi wyjścia. Ale – właśnie – wskazanie drogi wyjścia, drogi poprawy, a nie potępianie i odrzucanie samej osoby!
Z pewnością, zawsze pomocą będzie tu osobista uczciwość, która będzie kazała od siebie samego i swojej własnej postawy rozpocząć osądzanie kogokolwiek. A takiej właśnie uczciwości zabrakło uczonym w Piśmie i faryzeuszom, dlatego doczekali się bardzo surowej oceny ze strony Jezusa: Biada wam, faryzeuszom, bo dajecie dziesięcinę z mięty i ruty, i z wszelkiego rodzaju jarzyny, a pomijacie sprawiedliwość i miłość Bożą. Tymczasem to należało czynić i tamtego nie opuszczać; oraz: I wam, uczonym w Prawie, biada. Bo wkładacie na ludzi ciężary nie do uniesienia, a sami jednym palcem ciężarów tych nie dotykacie.
Rzeczywiście, łatwiej wymagać od innych, niż od siebie. I bardzo łatwo osądza się innych w sprawach, w których samemu bardzo często nie jest się w porządku. Taki paradoks…
Jeżeli chcemy znaleźć przykład właściwego podejścia do tych spraw i postawienia sobie wysokich wymagać, aby potem takie same móc postawić innym, swoim podopiecznym, to z pewnością znajdziemy go w postawie Patrona dnia dzisiejszego, Błogosławionego Ojca Honorata Koźmińskiego, Kapucyna.
Jako Wacław Koźmiński, urodził się w rodzinie inteligenckiej, w dniu 16 października 1829 roku, w moim rodzinnym mieście, Białej Podlaskiej. Był bardzo zdolny! Po ukończeniu gimnazjum w Płocku, studiował na wydziale budownictwa warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych. Będąc w gimnazjum, zaniechał jednak praktyk religijnych, a w czasie studiów zupełnie stracił wiarę.
23 kwietnia 1846 roku, został aresztowany pod zarzutem udziału w spisku i osadzony w X pawilonie Cytadeli Warszawskiej. Wówczas ciężko zachorował. Powracając do zdrowia, przemyślał dokładnie swoje życie i nawrócił się. Uwolniony z więzienia po blisko roku, podjął dalsze studia, a jednocześnie prowadził bardzo surowy tryb życia. Po ukończeniu studiów, w dniu 8 grudnia 1848 roku, wstąpił do zakonu kapucynów. Już 21 grudnia tegoż roku, przyjął habit zakonny i otrzymał imię Honorat. Pierwszą profesję złożył dokładnie rok później.
Chociaż pragnął być jedynie bratem zakonnym, przełożeni polecili mu przygotowywać się do kapłaństwa. Po ukończeniu studiów teologicznych, przyjął święcenia kapłańskie, w dniu 27 listopada 1852 roku. Wkrótce został mianowany profesorem retoryki oraz sekretarzem prowincjała, wykładowcą teologii, nadzwyczajnym rekolekcjonistą i spowiednikiem wielu ludzi szczerze się nawracających. Zasłynął na całą Warszawę jako znakomity rekolekcjonistą i misjonarz ludowy.
Pracując w Trzecim Zakonie Świętego Franciszka, gorliwie działał w różnych kościołach stolicy. Swoją głęboką religijnością i troską o człowieka zjednywał wielu ludzi dla Chrystusa. W 1861 roku, po kasacie zakonów przez władze carskie, Ojciec Honorat został przewieziony do Zakroczymia pod Warszawą. Pomimo trudnych warunków, tworzył tam dalej grupy tercjarek. Około 1889 roku zwrócił się do Stolicy Apostolskiej o zatwierdzenie pierwszych zgromadzeń bezhabitowych. W tym też samym roku uzyskał aprobatę. Dzięki temu powstało dwadzieścia sześć stowarzyszeń tercjarskich, z których na przestrzeni lat uformowało się szesnaście zgromadzeń zakonnych.
Ojciec Honorat stał się odnowicielem życia zakonnego i twórcą jego nowej formy, zbliżonej do dzisiejszych instytutów świeckich. Poprzez swoje duchowe córki i synów starał się docierać do wszystkich środowisk i odradzać w społeczeństwie ducha gorliwości pierwszych chrześcijan. Kierował tymi wspólnotami przez konfesjonał i korespondencję, ponieważ rząd carski nie pozwalał na formowanie się nowych zakonów, zaś w roku 1864 skasował zakon kapucynów, pozostawiając tylko klasztor w Nowym Mieście nad Pilicą. Spośród powstałych wówczas, do dziś istnieją trzy zgromadzenia habitowe i czternaście bezhabitowych.
Zgromadzenia Ojca Honorata podejmowały prace charytatywne i apostolskie – między innymi – wśród młodzieży szkolnej i rzemieślniczej, w fabrykach, wśród ludu wiejskiego, w przytułkach dla ludzi starych i upośledzonych. Niestety, gdy w 1893 roku, na terenie Królestwa powstał ruch mariawitów, zaszkodził on opinii Ojca Honorata. W związku z tym, w 1908 roku biskupi zreorganizowali jego zgromadzenia. Stolica Apostolska zatwierdziła ich postanowienie, zalecając Ojcu Honoratowi powstrzymanie się od dalszego kierowania nimi. Przyjął on to z pokorą i posłuszeństwem.
Ostatecznie osiadł w Nowym Mieście nad Pilicą. Tam też, w 1895 roku, został komisarzem generalnym polskiej prowincji kapucynów, przyczyniając się do znacznego rozwoju zakonu. Jednocześnie prowadził intensywną pracę pisarską, zabierał głos w aktualnych sprawach, zajmował się zagadnieniami społecznymi. Był człowiekiem wielkiej gorliwości, jeśli chodzi o zbawienie dusz. Wiele godzin spędzał w konfesjonale. Praktykował surowe umartwienia, sporo czasu spędzał na modlitwie.
Pozbawiony z czasem słuchu i cierpiący fizycznie, resztę swego życia spędził na modlitwie i kontemplacji. Wyczerpany pracą apostolską, zmarł w opinii świętości, w dniu 16 grudnia 1916 roku. W dniu 16 października 1988 roku, w dziesiątą rocznicę swego Pontyfikatu, beatyfikował go Jan Paweł II.
A oto co nasz dzisiejszy Patron sam pisał w dziele zatytułowanym „O zgromadzeniach ukrytych przed światem”: „Życie zakonne jest instytucją Boską i ustać nie może, bo bez niego nie mogłaby być wypełniona Ewangelia Święta. Dlatego Duch Święty nie przestaje wzbudzać powołań do tego życia nawet w czasie prześladowania. Gdy więc dusze tak powołane nie mogą mieć sposobności poświęcenia się jawnie Bogu, dla braku klasztorów, muszą obmyślać sposoby służenia Bogu skrycie.
Bez nich nie byłoby dusz, które by z miłości Boga opuszczały ojca, matkę, brata, siostrę, żonę, męża, dzieci, dom i rolę dla zachowania rad ewangelicznych; które by żyły w czystości i zapierały się siebie, żyjąc pod posłuszeństwem i opuszczając świat i wszystko, co jest na świecie; żyły w ubóstwie i szukając tylko królestwa Bożego i sprawiedliwości Jego, resztę miały z Opatrzności Bożej dodane, jak to wszystko zaleca Ewangelia Święta, a tylko w zgromadzeniach zakonnych znaleźć można.
Głównym zadaniem ukrytych zgromadzeń jest najgłębsze ukrycie przed światem swego powołania, złożenie z siebie ofiary Bogu – ale tak, aby o tej ofierze nikt z ludzi nie wiedział. Bo jeśli dobrze jest ukrywać dary Boże, to czyż nie należy ukryć głęboko tego daru, tej łaski nad łaskami, jaką jest powołanie, aby ono było tajemnicą między nami i Bogiem, aby pochwały ludzkie tej ofiary nie zbrudziły, aby ją czystą i niepokalaną dochowano do końca. […]
Ukrycie przed światem, to życie ciche, pracowite, to bohaterskie nieraz poświęcenie się dla Boga, nikomu nie znane, tylko Bogu, nie uczczone przez nikogo, owszem – zewsząd spotykające się ze śmiechem i wzgardą ludzi, jest największą ozdobą tych zgromadzeń, jest ich pięknością. […]
Ukrycie przed światem jest najdoskonalszym środkiem osiągnięcia wpływu na innych, do rozszerzania wszędzie królestwa Bożego i szukania dusz ginących, do zaciągnięcia po całej ziemi zbawczych sieci Chrystusowych, do rozjaśniania wszelkich ciemności, przedostania się wszędzie światła Bożego i rozrzucenia wszędzie płomyków Bożej miłości.” Tyle z pism Błogosławionego Ojca Honorata Koźmińskiego.
Wsłuchani w te jego słowa, wpatrzeni w przykład jego świętości, jak wreszcie także zasłuchani w słowo Boże dzisiejszej liturgii, pomyślmy, czy staramy się solidnie robić to, co do nas należy i dzięki temu nie myślimy o krytykowaniu innych, czy właśnie nie zajmujemy się swoim sprawami, za to chętnie przykładamy ucho do spraw innych i włączamy się w niepotrzebne rozmowy, zupełnie bezsensowne osądy?… Czy tak, jak Błogosławiony Honorat, najpierw wymagamy od siebie, o potem od innych?…