Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, serdecznie pozdrawiam w Dniu Pańskim i już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Co dzisiaj konkretnie mówi do mnie Pan? Z jakim szczególnym przesłaniem zwraca się do mnie osobiście? Duchu Święty, rozjaśnij umysł i serce…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
29 Niedziela zwykła, B,
17 października 2021.,
do czytań: Iz 53,10–11; Hbr 4,14–16; Mk 10,35–45
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
Spodobało się Panu zmiażdżyć swojego Sługę cierpieniem. Jeśli wyda swe życie na ofiarę za grzechy, ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży, a wola Pana spełni się przez Niego. Po udrękach swej duszy ujrzy światło i nim się nasyci. Zacny mój Sługa usprawiedliwi wielu, ich nieprawości On sam dźwigać będzie.
CZYTANIE Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:
Bracia: Mając arcykapłana wielkiego, który przeszedł przez niebiosa, Jezusa, Syna Bożego, trwajmy mocno w wyznawaniu wiary. Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu. Przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali miłosierdzie i znaleźli łaskę w stosownej chwili.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Jakub i Jan, synowie Zebedeusza, zbliżyli się do Jezusa i rzekli: „Nauczycielu, chcemy, żebyś nam uczynił to, o co Cię poprosimy”.
On ich zapytał: „Co chcecie, żebym wam uczynił?”
Rzekli Mu: „Użycz nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej Twej stronie”.
Jezus im odparł: „Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być ochrzczony?”
Odpowiedzieli Mu: „Możemy”.
Lecz Jezus rzekł do nich: „Kielich, który Ja mam pić, pić będziecie; i chrzest, który Ja mam przyjąć, wy również przyjmiecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej lub lewej, ale dostanie się ono tym, dla których zostało przygotowane”.
Gdy dziesięciu to usłyszało, poczęli oburzać się na Jakuba i Jana. A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł do nich:
„Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielki, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu”.
Kiedy tak z uwagą słuchamy dzisiejszych czytań mszalnych – zwłaszcza pierwszego, ale też i drugiego – to zapewne przychodzi nam na myśl Święte Triduum Paschalne, w którym przeżywamy Mękę i Śmierć naszego Pana, podjęte dla zbawienia człowieka. Dzisiejsze pierwsze czytanie to przecież słowa, które słyszymy w Wielki Piątek – słowa o cierpiącym Słudze Jahwe, a więc tym tajemniczym Bożym Wysłanniku, który wziął na siebie grzechy całego świata i za te grzechy złożył Bogu ofiarę przebłagalną.
W opisie tegoż Sługi wszyscy dostrzegamy aż nadto wyraźne rysy jedynego Sługi Boga, będącego jednocześnie Jego jedynym Synem – Jezusa Chrystusa. Zadziwia nas wierność i dokładność opisu Jego postawy, w tym także Jego cierpienia, jeśli się weźmie pod uwagę, że Prorok Izajasz swój opis czynił na osiem wieków przed tym, jak faktycznie Boży Syn pojawił się jako Człowiek na świecie i jako Człowiek właśnie poddał się cierpieniu.
Zatem, mówimy o realizacji odwiecznych planów Bożych, w których wpisane zostało zbawienie człowieka. W tym sensie rozumiemy to zaskakujące w pewnym sensie stwierdzenie, iż spodobało się Panu zmiażdżyć swojego Sługę cierpieniem. To tak, jakby Bóg miał w tym jakąś przyjemność. Jakby faktycznie podobało Mu się patrzeć na cierpienie swego Sługi, co dawałoby poczucie dziwnej sadystycznej przyjemności. Nie, to nie tak!
Owo: spodobało się oznacza w tym momencie właśnie zgodność tego, co dzieje się w życiu cierpiącego Sługi – z odwiecznymi planami Bożymi, w których wpisane zostało zbawienie człowieka. W tym sensie, ofiara Sługi spodobała się Bogu, została przez Niego przyjęta, a odkupienie człowieka zostało w ten sposób dokonane.
Prorok Izajasz tak to opisuje: Jeśli [ów Sługa Boży] wyda swe życie na ofiarę za grzechy, ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży, a wola Pana spełni się przez Niego. Po udrękach swej duszy ujrzy światło i nim się nasyci. Zacny mój Sługa usprawiedliwi wielu, ich nieprawości On sam dźwigać będzie. I tak się właśnie stało.
A Bóg ucieszył się, że Jego dzieci nie zostały pozostawione same sobie, że została im otwarta brama do Nieba. Czy przez nią przejdą, czy skorzystają z danej im szansy – a to już zupełnie inna sprawa. Owszem, dobrze, gdyby skorzystali. Wiemy jednak, że ludzie bardzo różnie podchodzą do spraw najważniejszych – do spraw swego zbawienia.
Dlatego zapewne Autor Listu do Hebrajczyków zachęca nas w drugim czytaniu: Mając arcykapłana wielkiego, który przeszedł przez niebiosa, Jezusa, Syna Bożego, trwajmy mocno w wyznawaniu wiary. Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu. Przybliżmy się więc z ufnością do tronu łaski, abyśmy otrzymali miłosierdzie i znaleźli łaskę w stosownej chwili.
Otóż, właśnie! Przybliżmy się z ufnością do tronu łaski, skorzystajmy z ofiarowanej nam – podkreślmy to wyraźnie: ofiarowanej nam za darmo – szansy zbawienia! Kiedy nadejdzie owa «stosowna chwila» – obyśmy wszyscy byli gotowi na spotkanie z Panem! Dlatego każdą obecną chwilę musimy traktować jako tę najbardziej «stosowną», którą należy dobrze wykorzystać dla zbawienia.
W tym celu, trzeba nam przede wszystkim zmieniać nasze myślenie, zmieniać spojrzenie na życie, na świat, na Boga, na drugiego człowieka – po prostu: na wszystko!
Nie bardzo chyba rozumieli to dwaj synowie Zebedeusza, Jakub i Jan, którzy dzisiaj zwrócili się do swego Mistrza i Nauczyciela z osobliwą prośbą: Użycz nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej Twej stronie. Słyszymy o tym w Ewangelii Świętego Marka, przy czym dzisiaj to sami synowie zwracają się z ową prośbą, podczas gdy inni Ewangeliści wskazują, że w ich imieniu prosiła o to ich matka.
Tak, czy owak, oznacza to, że ludzkie rozumienie tajemnicy Królestwa niebieskiego jest jeszcze… właśnie, takie bardzo ludzkie. Budowane na sposób bardzo ziemski, na wzór ludzkich królestw, różnych układów i układzików, tak charakterystycznych dla sfer rządzących w poszczególnych państwach i ziemskich królestwach. Dlatego reakcja Jezusa jest tak zdecydowana: Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być ochrzczony?
Ci, jak słyszymy, ochoczo odpowiedzieli: Możemy. Czy zdawali sobie wówczas sprawę, o co Jezus ich zapytał i co Mu odpowiedzieli? Bo On zapytał ich – ni mniej, ni więcej – o to, czy mogą uczestniczyć w Jego cierpieniu, w Jego ofierze. Oni od razu odpowiedzieli, że tak! Czegóż to jednak człowiek nie jest w stanie obiecać i zadeklarować? Czegóż to nie jest w stanie ofiarować i dać z siebie – zwłaszcza w sferze słownej, kiedy jeszcze nie musi tego tak naprawdę czynić?… Gorzej, kiedy już przyjdzie do realizacji i naprawdę można się wykazać tą swoją szczodrością.
Wtedy zwykle okazuje się, że obietnica była szumna i wielka, ale jej wypełnienie… może później?… A może przy lepszej okazji?… A może jak się zmieni sytuacja polityczna, albo nasza osobista?… Tymczasem, to właśnie my, przyjaciele Jezusa i Jego wyznawcy, Jego uczniowie, mamy tę sytuację zmieniać. Jezus mówi wyraźnie: Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielki, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu.
I tu jest całe sedno problemu, który dzisiaj próbujemy sobie rozważać i jakoś zgłębić, jakoś zrozumieć: Królestwo niebieskie jest rzeczywistością zupełnie inną od jakiegokolwiek królestwa ziemskiego! Zupełnie innymi prawami się rządzi! Zupełnie innymi zasadami się kieruje! Dlatego próba przenoszenia na Królestwo niebieskie sposobów myślenia czy działania, rządzących królestwami ziemskimi, musi się skończyć totalnym niepowodzeniem, całkowitym rozminięciem się oczekiwań z rzeczywistością!
Tak, jak rozminęły się małostkowe pragnienia Jakuba i Jana z tym, co faktycznie miało ich spotkać, jeżeli naprawdę chcieli w Królestwie niebieskim zasiąść obok swego Mistrza. Oni myśleli, że to się dokona na drodze awansu, na drodze wyróżnienia, poprzez odznaczenie jakimś medalem, albo nadaniem szlachectwa, czy powołaniem na wysoki urząd w Królestwie, czemu towarzyszyłby powszechny aplauz i podziw tłumów.
A tymczasem, zajęcie owego poczesnego miejsca w Jezusowym królestwie dokonuje się poprzez cierpienie i w atmosferze odrzucenia przez ludzi, przy towarzyszących temu często gwizdach i przekleństwach, obmowach i totalnej krytyce. Taki to aplauz towarzyszy w dzisiejszym świecie tym, którzy budują Królestwo niebieskie lub do niego dążą!
Dlatego daremnym jest pragnienie władzy, rozumianej na sposób czysto ziemski. Jakub i Jan chyba tak ją sobie wyobrażali. Pewnie sobie wymarzyli, że będą zasiadali tuż przy Jezusie, na poczesnych, wyższych miejscach, podczas gdy inni, pozostali Apostołowie, zajmą te miejsca niższe, gorsze, więc oni popatrzą na nich z góry i pokażą, kto tu rządzi.
Tak chyba myśleli sobie Jakub z Janem, bo tak też ich pragnienia rozumieli pozostali Apostołowie, skoro – jak słyszymy – zaczęli się na nich oburzać. A to z kolei pokazuje, że i oni myśleli podobnie, jak Jakub i Jan, to znaczy: dlaczegóż to niby Jakub i Jan mieliby zająć te pierwsze miejsca, a nie któryś z nich? A to z kolei pokazuje, że tak naprawdę każdy myślał o tym samym, każdy tego samego pragnął!
Jakże się to różni od postawy samego Jezusa, rzeczywistego Władcy w Bożym królestwie, który wziął na siebie cierpienie za nasze grzechy, który stał się do nas podobny, doświadczony we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu. On, rzeczywisty Władca i Pan, uniżył się dla nas, zniżył się do poziomu naszej ludzkiej nędzy – co nie oznacza, że do poziomu grzechu, jasno to powiedzmy! – gdy tymczasem Jego uczniowie tak bardzo pragnęli wywyższania się nad innymi, panowania nad innymi, dominacji nad swoim otoczeniem.
Na pewno, było to bardzo małostkowe, na swój sposób kompromitujące, ale na usprawiedliwienie Apostołów możemy powiedzieć, że jeszcze uczyli się Jezusa i Jego zasad, dopiero zgłębiali tajniki Jego królestwa. Ich dalsze życie i postawa, ich zaangażowanie w dzieło misyjne – zwłaszcza już po Wniebowstąpieniu Jezusa – a w tym także znoszenie licznych prześladowań, cierpień, a na końcu męczeńskiej śmierci, jaką większość z nich uwieńczyła dzieło swego życia, pokazują, że jednak coś z nauki Jezusowej zrozumieli i faktycznie osiągnęli te upragnione miejsca w Jego królestwie.
Tak, faktycznie osiągnęli, ale w sposób, w jaki wskazał Jezus, a nie w jaki oni początkowo by chcieli. W tamtym jednak momencie, w którym prowadzili z Jezusem rozmowę, dzisiaj opisaną, byli jeszcze zbyt mało duchowo wyrobieni, zbyt słabo wyuczeni w szkole Jezusa. Dlatego popełniali takie gafy – jak byśmy powiedzieli dzisiejszym językiem.
Czy jednak my dzisiaj, już po tylu doświadczeniach Kościoła i osobistych doświadczeniach tak wielu ludzi, poprzedzających nas na drodze do wieczności – drodze wiodącej nieraz przez cierpienie i odrzucenie – czy my dzisiaj jesteśmy mądrzejsi od Jakuba i Jana, i pozostałych Apostołów, myślących wówczas tak bardzo po ziemsku? Czy my dzisiaj myślimy inaczej? Jakimi zasadami kieruje się dzisiejszy świat? Jak się dzisiaj na świecie zajmuje pierwsze miejsca – kto je zajmuje?
Czy ci skromni, pobożni, posłuszni woli Bożej, czy właśnie ci, którzy się łokciami rozpychają i po trupach dążą do celu, za wszelką cenę chcąc się wybić na jak najwyższe stanowiska w społecznej hierarchii, dorabiając się przy tym jak największego bogactwa? Tak, władza, pieniądze, wpływy, blask fleszy, brylowanie w mediach – czyż nie to się marzy dzisiaj wielu ludziom?
Czyż nie to się marzy także wielu wierzącym w Jezusa?… I czyż nie są w stanie pójść na każdy układ ze światem, aby tylko coś im „kapnęło” z bogactw i splendorów tego świata? A tymczasem Jezus proponuje im cierpienie i odrzucenie. Ot, ciekawa transakcja, nieprawdaż? Ciekawa zamiana!
Oczywiście, bądźmy uczciwi i powiedzmy jasno, że to nie jest tak, że życie chrześcijanina to tylko pasmo samych cierpień, niepowodzeń, jakichś koszmarów. Owszem, są takie miejsca na świecie – i jest ich, niestety, niemało w tej naszej rzekomo nowoczesnej i cywilizowanej rzeczywistości, tak przesyconej gadaniem o prawach człowieka – w których bycie chrześcijaninem każdego dnia bardzo wiele kosztuje. Często kosztuje życie!
Ale i tam ci bohaterscy wyznawcy, prawdziwi uczniowie Pana, żyją w jakiejś wielkiej, wewnętrznej radości, zachowują pokój w sercu, pewni Jego opieki i w poczuciu Jego bliskości!
I my także – zwłaszcza, że nie musimy składać świadectwa krwi – możemy powiedzieć, że na co dzień mamy wiele okazji do uśmiechu i radości, optymizmu i nadziei! Z pewnością, mamy ich tym więcej, im więcej sami ich stworzymy, zamiast utyskiwać, biadolić i narzekać na wszystkich i wszystko, co jest tak bardzo charakterystyczne szczególnie dla nas, Polaków. My sami możemy o wiele lepiej, o wiele cieplej, spoglądać na naszą rzeczywistość, w której naprawdę nie brakuje promyków szczęścia i nadziei.
Natomiast nie ulega wątpliwości, że wierne trzymanie się zasad Jezusowych pociągnie za sobą konieczność opowiedzenia się za nimi na przekór opinii otoczenia, będzie niekiedy wymagała płynięcia pod prąd, będzie wymagała sprzeciwienia się powszechnie panującym modom i trendom, szumnie nagłaśnianym przez media jako „jedynie słuszny” sposób rozumienia rzeczywistości.
Niestety, ten „jedynie słuszny” sposób rozumienia rzeczywistości coraz częściej zakrawa na absurd, bo jak inaczej określić nazywanie małżeństwem związku osób tej samej płci, albo określanie płci jako dowolnego wyboru człowieka, albo mnożenie płci do liczby kilkudziesięciu, podczas kiedy nawet małe dziecko wie, że jest płeć męska i żeńska – i nie ma innej.
Jak inaczej nazwać, jeżeli nie totalnym absurdem, hołdowanie skłonnościom homoseksualnym i uważaniem ich za coś normalnego, co powinno wręcz cieszyć się jakimiś przywilejami społecznymi! I teraz, nazwanie tych rzeczy po imieniu, nazwanie ich zgodnie z prawdą, jaką widzą i znają nawet małe dzieci – określane jest jako mowa nienawiści!
Tak, moi Drodzy, dożyliśmy czasów, w których można stać się wrogiem całego świata nie za jakieś mocne wyznawanie wiary i przyznawanie się do Jezusa – chociaż za to również – ale za obronę normalności!
Dzisiejszy ogłupiały i otumaniony świat, w którym wszystko coraz bardziej na głowie stoi, nazywa mową nienawiści nazywanie rzeczy po imieniu, zgodnie z prawdą: że małżeństwem jest związek mężczyzny i kobiety; że homoseksualizm jest przeciwny naturze i jest czymś nienormalnym; że mieszkanie dwojga ludzi bez ślubu jest ciężkim grzechem cudzołóstwa; że jest płeć męska i żeńska, i nie ma żadnej innej; że człowiek stoi w hierarchii bytów wyżej, niż jakiekolwiek zwierzątko, dlatego czymś nienormalnym jest krzyk w obronie zwierząt przy jednoczesnym wrzasku za prawem do bestialskiego mordowania dzieci nienarodzonych – nazwanie tych rzeczy po imieniu to dzisiaj stanięcie wbrew światu! Obrona normalności dzisiaj zakrawa na świadectwo wręcz heroiczne!
Ale to jest jedyna droga do Królestwa niebieskiego! Jedyna! Bez względu na to, co powie dzisiejszy świat, a także – niestety – niektórzy ludzie Kościoła… Trzeba niekiedy znieść cierpienie, trzeba i łzę niejedną przełknąć! Ale warto się odważyć być wiernym Jezusowi! Naprawdę!
Już tu na ziemi przekonamy się, że ma to sens i że jest to jedyna, prawdziwa droga do wewnętrznego szczęścia i pokoju w sercu! Nie ta, którą proponuje świat, ale ta, którą proponuje Jezus. Nawet, jeśli faktycznie coś nas kosztuje – to naprawdę nie ma innej! Odważmy się nią pójść!
FAKTY:
Generalnie społeczeństwo tak uwrażliwione,
zwrócenie uwagi = mowa nienawiści,
to nieuniknione.
Dzisiaj nauczanie słowem
w gruncie rzeczy nie jest
skuteczne, wręcz odwrotnie,
niesie niechęć, obrzydzenie.
Ewangelizujmy czynem, nie słowem,
czyli życiem swoim.
Nie na pokaz, lecz z sumieniem zgodnie. Czasem to zaboli.
Dziś świat bardzo czuły na wszelkie bodźce bez wartości słowa.
Iluż to zawiodła sucha twoja mowa?
….deklaracje, obietnice, rozminięte
z czynem,
działaniami, zdarzeniami? Liczysz tego ile?
Ile antyświadectw, złych doświadczeń było? Naszą słabą stroną głoszenie ich na wyrost,
w bezpiecznym momencie, kiedy jeszcze
nie nadeszły dni złowieszcze.
Niestety, w chwili próby nie ma gotowości,
czuć rozgoryczenie, płacz i wstyd i złości.
GENEZA:
Wchodzisz w każdy dzień bez przygotowania,
bez prądu i systemu sterowania,
bez żagla, paliwa, światła, latarki,
bez tlenu… miałeś tyle czasu –
nie zbudowałeś Arki.
Tak nam trudno zdecydować,
by iść razem z naszym Panem,
chociaż z tyłu głowy wiemy,
że bez Niego nie dojdziemy.
DONIKĄD.
Bardzo oryginalna diagnoza naszej obecnej rzeczywistości. Ciekawie rozpracowana. A – co najważniejsze – prawdziwa. Niestety, w chwili próby wszyscy zawiedliśmy…
xJ