Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Paweł Kaczorowski, mój znajomy od wielu lat, od czasu działalności młodzieżowych Wspólnot.
Imieniny z kolei przeżywa Weronika Pogoda, Osoba czynnie zaangażowana w życie Parafii w Samogoszczy.
Wszystkim świętującym życzę trwania z Jezusem i przy Jezusie – bez względu na okoliczności zewnętrzne. Zapewniam o modlitwie!
Moi Drodzy, wraz z Księdzem Markiem wyruszamy dziś po 6:00 z Siedlec i zostawiam Księdza Marka w Parafii Świętego Brata Alberta w Łukowie, gdzie na zaproszenie Proboszcza, Księdza Leszka Przybyłowicza, będzie głosił Słowo przez całą niedzielę, a ja jadę dalej, do Brzezin, aby zastąpić tamtejszego Proboszcza, Księdza Mariusza Szyszko. Wieczorem zjedziemy się i podsumujemy dzień.
A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Jaką konkretną myśl mogę wziąć dziś dla siebie – tylko dla siebie? Duchu Święty, pomóż odkryć…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
14 Niedziela zwykła, A,
9 lipca 2023.,
do czytań: Za 9,9–10; Rz 8,9.11–13; Mt 11,25–30
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA ZACHARIASZA:
To mówi Pan: „Raduj się wielce, Córo Syjonu, wołaj radośnie, Córo Jeruzalem! Oto Król twój idzie do ciebie, sprawiedliwy i zwycięski. Pokorny jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy. On zniszczy rydwany w Efraimie i konie w Jeruzalem, łuk wojenny strzaska w kawałki, pokój ludom obwieści. Jego władztwo sięgać będzie od morza do morza, od brzegów Rzeki aż po krańce ziemi”.
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:
Bracia: Wy nie żyjecie według ciała, lecz według ducha, jeśli tylko Duch Boży w was mieszka. Jeżeli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy. A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa Jezusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha.
Jesteśmy więc, bracia, dłużnikami, ale nie ciała, byśmy żyć mieli według ciała. Bo jeżeli będziecie żyli według ciała, czeka was śmierć. Jeżeli zaś przy pomocy Ducha uśmiercać będziecie popędy ciała, będziecie żyli.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: „Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić.
Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźmijcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie”.
Można powiedzieć, że dzisiejsze pierwsze czytanie zawiera obraz sprzeczny wewnętrznie. Z jednej bowiem strony słyszymy, że nadchodzi Król […] sprawiedliwy i zwycięski. […] On zniszczy rydwany w Efraimie i konie w Jeruzalem, łuk wojenny strzaska w kawałki, pokój ludom obwieści. Jego władztwo sięgać będzie od morza do morza, od brzegów Rzeki aż po krańce ziemi.
Z pewnością, koresponduje to z naszym pojmowaniem i wyobrażeniem potęgi uroczyście wkraczającego władcy i triumfatora. Bo i z przekazów historycznych, i z filmów o tej tematyce pamiętamy, że taki król wjeżdża na koniu – i to dobrym koniu – w pełnym orszaku, w triumfalnym rynsztunku, przy dźwięku fanfar, wśród okrzyków wiwatującego tłumu. Zwłaszcza, jeśli słyszymy, iluż to wielkich rzeczy ma ten właśnie Władca dokonać: ma zniszczyć potężnych wrogów, przynieść pokój całemu światu, rozciągając swoje panowanie na całym obszarze znanego ówcześnie świata.
Taki obraz wielkiego władcy i zwycięzcy na pewno nas nie dziwi, uważamy go wręcz za coś normalnego i oczywistego, gdy tymczasem w krótkim tekście dzisiejszego pierwszego czytania odnajdujemy zdanie, które nijak nie pasuje do całego tego przekazu, o jakim sobie mówimy. Bo oto nagle słyszymy, iż nadchodzący Król jest pokorny, a do tego jedzie na osiołku, na oślątku, źrebięciu oślicy. To wyraźnie inny obraz od tego, o jakim tu sobie mówiliśmy.
Jeżeli bowiem jedzie na osiołku, a nie na wielkim koniu najczystszej krwi i wysokiej rasy; jeżeli jest kimś cichym i pokornym, a nie ubranym w złotą zbroję i wieniec laurowy na głowie, to w jaki sposób ma tak bardzo rozprzestrzenić swoje panowanie, zaprowadzić na całym świecie pokój i pokonać wrogów? W jaki sposób? I jaki w końcu tak naprawdę jest ten Król? Bo to jest nasz Król.
Chociaż bowiem mówi nam dziś o nim czytanie ze Starego Testamentu, to jednak z pewnością słowa te kojarzą się nam z przychodzącym Jezusem. Słowa te bowiem bardzo często wybrzmiewają w liturgii Adwentu, kiedy to przeżywamy czas oczekiwania na przybycie tegoż właśnie Króla, lub w liturgii Niedzieli Palmowej, kiedy to towarzyszymy Mu, jak wjeżdża do Jerozolimy – no, właśnie: triumfalnie, chociaż na osiołku.
Ludzie jednak wówczas zareagowali właściwie i w sposób godny Władcy, który nadchodzi, bo zgotowali Mu przyjęcie entuzjastyczne i podniosłe. Niestety, kilka dni później innego przyjęcia ten sam Król doświadczył – i inną koronę włożono Mu na głowę: koronę cierniową. Dlaczego tak się stało?
Czy nie dlatego, że ludzie naprawdę nie połapali się, nie zrozumieli, nie odczytali wewnętrznie, jaki tak naprawdę jest ten ich Król? Czy pokorny i cichy, jadący na skromnym osiołku – czy wielki i potężny, sprawujący niepodzielną władzę nad całym światem i wszechświatem? W Niedzielę Palmową witali Go jako tego wielkiego i potężnego – by w Wielki Piątek ze wstydem odrzucić, wzgardzić, odepchnąć… Zabić! Jaki jest zatem ów Król?
Kim jest Ten, który mówi dziś do nas w Ewangelii: Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić; aby zaraz dodać: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźmijcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie.
A zatem, wielki Władca Nieba i ziemi – czy ktoś łagodny i pokorny sercem?… A może to jeden i ten sam – tym właśnie różniący się od władców tego świata, że naprawdę jest wielki i potężny – i naprawdę jest cichy i pokorny sercem? Naprawdę zwycięża cały świat i cały świat obejmuje swoim panowaniem – i naprawdę porusza się na osiołku, jakim podróżują wyłącznie ludzie ubodzy… Może to jednak jeden i ten sam: Pan i Władca – i pokorny Sługa…
Moi Drodzy, znalezienie odpowiedzi na te pytania jest o tyle ważne i konieczne, że bezpośrednio dotyczy całej naszej relacji z Bogiem. Bo dobrze jest określić i jasno uświadomić sobie, w jakiego Boga my tak naprawdę wierzymy? Jaki jest prawdziwy obraz Jezusa, do którego zwracamy się ze wszystkim, co stanowi treść naszego życia? Z dzisiejszego bowiem słowa Bożego wynikają niejako sprzeczności.
Czy jednak naprawdę możemy mówić o sprzecznościach? Czy Władca wielki i potężny, ogarniający swoją władzą cały świat – nie może być jednocześnie cichy i pokorny? Czy Ten, który swoim wejrzeniem i zasięgiem swego działania i swojej wszechmocy dociera aż po krańce świata – nie może tam dotrzeć na osiołku? Musi tam jechać na wielkim, rasowym koniu, ubrany w złote zbroje i pierścienie? Albo opancerzoną limuzyną z szybami kuloodpornymi i wewnętrznymi systemami udogodnień i zabezpieczeń?
Czy to wszystko, czym łechcą swoją próżność wielcy tego świata – to naprawdę atrybuty władzy? Tej prawdziwej władzy, która jest służbą i pełnym miłości oddaniem się tym, do których się jest posłanym? Czy my aby na pewno mówimy o jednym i tym samym?
Niestety, wiemy, że ci, którym dzisiaj kłania się świat, to często właśnie ludzie próżni i wewnętrznie bardzo biedni. To ludzie, którzy dla podkreślenia swojej pozycji i dowartościowania swojego mniemania o sobie, i połechtania swojego „ego” zrobią wszystko i zawsze, powiedzą to, co w danym momencie trzeba powiedzieć – bez względu na to, że będzie to dokładnie sprzeczne z tym, co mówili jeszcze wczoraj, ale jakie to ma w sumie znaczenie?…
To ludzie, którzy żadnej okazji i okoliczności nie pominą, żeby w jakiś sposób zademonstrować, że to jednak oni tutaj rządzą, to za nimi biegają dziennikarze z mikrofonami i kamerami, to oni rozdają karty w polityce i biznesie. Niestety, kiedy się zdarzy posłuchać kogoś takiego, lub przyjrzeć się decyzjom, jakie podejmuje, to naprawdę trudno się nieraz za głowę nie złapać i nie powiedzieć, że to naprawdę ktoś pusty i głupi. Naprawdę – bezdennie głupi.
Bo on chociaż zajmuje eksponowane stanowisko, to jednak wewnętrznie jest mały i biedny, często do tego jeszcze podły. Chociaż skończył siedem fakultetów, to jednak nie zna za grosz prawdziwego życia i prawdziwych problemów prawdziwych ludzi. Chociaż zna osiem języków, to w żadnym nie ma nic do powiedzenia. I bardzo często – tak w ciszy własnego serca i we wnętrzu swojej duszy – on dobrze o tym wie.
Ale to właśnie dlatego będzie to przed całym światem ukrywał i udawał kogoś innego, niż jest. Będzie miną nadrabiał, będzie się puszył i wynosił – i zrobi wszystko, aby na każdym kroku swoją wydumaną pozycję podkreślić. I usunie z drogi, a nieraz to nawet zniszczy tego, kto odważy się mu sprzeciwić – a choćby tylko: powiedzieć prawdę o nim – bo już taki ktoś będzie śmiertelnym zagrożeniem dla jego pychy.
Moi Drodzy, dzisiejsi wielcy tego świata – jak mówi w innym miejscu Jezus – mocno dają odczuć ludziom swoją władzę. Niestety, nie omija to także „władców” kościelnych. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że te dwa określenia: „władca” i „kościelny” – zupełnie do siebie nie pasują! Ich zestawienie stanowi absolutną i bezwzględną, wewnętrzną sprzeczność.
Ale w praktyce – także i na tej przestrzeni niektórzy starają się zabłysnąć i zrobić zupełnie ziemską i doczesną karierę. Dlatego stroją się w fiolety i złote łańcuchy, aby pokazać wszystkim wokół, kim oni są! A niechby ktoś tylko odważył się tego nie wiedzieć i nie wymienić któregoś z ich tytułów.
Tymczasem, to zupełnie nie tak! Takim ludziom, takim próżnym władcom – czy to świeckim, czy kościelnym – można tylko zadedykować łacińskie porzekadło: „Simia simia est, etiamsi aurea gestet insignia!” – co się tłumaczy: „Małpa jest małpą, chociażby złote nosiła insygnia!” Pompowanie własnej próżności i budowanie na siłę – i za wszelką cenę – własnej, często wydumanej pozycji, jest tak naprawdę śmieszne i żałosne.
Świadczy o wielkiej duchowej pustce, o biedzie człowieka, który żyje po ziemsku, po ziemsku myśli i wartościuje, tylko ziemskie ma ambicje i pragnienia, tylko ziemskie ma dążenia i cele – i na ziemskich zaszczytach mu zależy. Na wysokiej pozycji w swoim otoczeniu.
Tymczasem, przed takim właśnie przyziemnym myśleniem i takimi przyziemnymi dążeniami przestrzega nas dzisiaj Paweł Apostoł, gdy mówi w drugim czytaniu: Wy nie żyjecie według ciała, lecz według ducha, jeśli tylko Duch Boży w was mieszka. Jeżeli zaś kto nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy. […] Jesteśmy więc, bracia, dłużnikami, ale nie ciała, byśmy żyć mieli według ciała. Bo jeżeli będziecie żyli według ciała, czeka was śmierć. Jeżeli zaś przy pomocy Ducha uśmiercać będziecie popędy ciała, będziecie żyli.
Ten, kto żyje naprawdę według Ducha, jest na tyle wewnętrznie bogaty, że nie musi się dowartościowywać zewnętrznie. W ogóle mu na czymś takim nie zależy! Bo zna tak naprawdę swoją wartość, której mu nikt nie zabierze. Wartość, która jest Bożą wartością w nim. I w tym właśnie taki człowiek przypomina samego Jezusa, który także o ludzkie względy nigdy nie zabiegał. I nie ujmował Jego czci i honorów fakt, że jeździł na osiołku. A tak w ogóle, to większość swego życia przechodził piechotą, w skarze dnia i pyle drogi.
To Mu nie przeszkadzało – i nadal nie przeszkadza – pełnić najwyższą władzę na świecie i być jedynym prawdziwym Królem. Chociaż świat – szczególnie dzisiejszy, ale nie tylko dzisiejszy, bo praktycznie od zawsze – widzi to zupełnie inaczej. Dlatego – szczególnie dzisiaj – wydaje się, że Jezus jest totalnie przegrany w świecie. Totalnie! Kto dzisiaj przejmuje się Jego nauką i Jego zasadami?
Czy ci wszyscy, którzy żyją pod jednym dachem, nie będąc małżeństwem? Kiedyś traktowano to jako wstyd, ukrywano się z tym jakoś, a przynajmniej się nie obnoszono. Dzisiaj to już jest coś „normalnego” i nawet nie wolno słowem wyrazić zdziwienia lub dezaprobaty!
Kiedyś osoby o skłonnościach homoseksualnych raczej te skłonności wstydliwie skrywały przed światem. Dzisiaj to jest niemalże powód do dumy – a niech ktoś tylko odważy się słowo sprzeciwu powiedzieć, to wszystkie gromy na siebie ściągnie i zostanie uznany za jakiegoś zacofanego! A jeszcze wszelkie instytucje unijne nałożą na niego wszystkie możliwe sankcje.
I naprawdę nie chodzi o to, aby takich ludzi potępiać – nic z tych rzeczy! Kościół naucza w tej kwestii bardzo precyzyjnie: człowieka należy traktować z szacunkiem, bo jest człowiekiem, natomiast jego takie właśnie skłonności traktować jako przeciwne naturze i na pewno nie zasługujące na to, aby się z nimi afiszować, czy wręcz z ich powodu domagać się szczególnych praw i przywilejów. A tak właśnie dzisiaj dzieje się bardzo często.
Podobnie jak i to, że do ślubu często dzisiaj młodzi idą we troje, a nie we dwoje – co też jeszcze jakiś czas temu raczej wstydliwie skrywano. A dzisiaj to już jest prawie norma. Moja świętej pamięci Babcia, porównując właśnie tamten świat, który pamiętała jeszcze ze swojej młodości do tego, który widziała na starość – a to jeszcze nie był ten dzisiejszy, bo ten poszedł jeszcze dalej – zwykła mawiać, że ludzie kiedyś to się bardziej grzechu bali, bardziej się wstydzili takich zachowań, a teraz to się niczego nie boją i niczego nie wstydzą.
Podobnie, jak i cały świat nie wstydzi się tego, że brnie nie tylko w grzech, ale i w totalny absurd, wymyślając kilkadziesiąt płci, które można zmieniać praktycznie co rano, w zależności od humoru. I różne inne, chore ideologie, obrażające wręcz ludzką inteligencję, ten dzisiejszy świat wprowadza, już chyba nawet nie wiedząc, co jeszcze głupiego ma wymyślić. I śmieje się ten nowoczesny rzekomo i rozwinięty świat w oczy Jezusowi – i otwarcie kpi sobie z Jego Ewangelii, z Jego zasad, z Jego ostrzeżeń i przestróg. Bo kto by się tym dzisiaj w ogóle przejmował?
A ilu się dzisiaj przejmuje obowiązkiem coniedzielnej Mszy Świętej, lub postu piątkowego? Dla kogo te archaiczne nakazy? Kogo poważnego i wykształconego, na wysokim stanowisku lub na intratnej posadzie, interesują w ogóle takie sprawy?
I tak Jezus przegrywa z dzisiejszym światem. I tak Bóg przegrywa na każdym froncie, na każdej linii… Niemodny Bóg, przegrany, przestarzały, niczym zakurzony eksponat w muzeum… Kiedyś się ludzie Nim bardziej przejmowali – dzisiaj często w ogóle żyją tak, jakby Go nie było. Czyli, że jak jest – to dobrze. A nie ma Go – to drugie dobrze. Ludzie mają teraz ważniejsze sprawy.
I cóż my na to? A my – dzieci przegranego Boga – bierzemy sobie do serca słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźmijcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych.
My – dzieci przegranego Boga – idziemy właśnie do Niego z prośbą, aby zwyciężał w nas, zwyciężał nas, zwyciężał dzisiejszy świat! Tak, właśnie On – ten bezsilny, przegrany i przestarzały w swych zasadach Bóg – łagodny i pokorny sercem: niech nas do swego serca przygarnia. A nasze serca przemienia. Niech je napełnia swoim pocieszeniem, swoim ukojeniem, swoim pokojem. O to prosimy my – dzieci przegranego Boga… Dzieci zwycięskiego Boga!