Szczęść Boże! Moi Drodzy, serdecznie wszystkich pozdrawiam i życzę błogosławionego dnia!
U nas dzisiaj – mała uroczystość na Uczelni: otwarcie Pracowni Anatomii Prawidłowej (mówiąc po prostu: prosektorium), które będzie służyło kształceniu przyszłych lekarzy. Bo taki właśnie kierunek otwiera się od tego roku na Uniwersytecie w Siedlcach. Bo tak się teraz będzie nazywała nasza Uczelnia: nie Uniwersytet Przyrodniczo – Humanistyczny w Siedlcach, a Uniwersytet w Siedlcach. A to w związku z podniesieniem rangi naszej Uczelni. Takie to zmiany zajdą w jej funkcjonowaniu od nowego roku akademickiego.
Wieczorem zaś – dość ciekawe spotkanie, o którym wspomnę jutro…
Teraz zaś już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co konkretnie mówi dziś do mnie Pan? Na co tak szczególnie zwraca mi uwagę? Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Bolesnej,
15 września 2023.,
do czytań z t. VI Lekcjonarza: Hbr 5,7–9; J 19,25–27 lub Łk 2,33–35
CZYTANIE Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:
Chrystus podczas swojego życia doczesnego z głośnym wołaniem i płaczem zanosił gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości.
A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:
Obok krzyża Chrystusa stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena.
Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: „Niewiasto, oto syn Twój”. Następnie rzekł do ucznia: „Oto Matka twoja”.
I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie.
ALBO:
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Po przedstawieniu Jezusa w świątyni Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono.
Symeon zaś błogosławił Ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu”.
Przeżywając dziś – w bezpośredniej bliskości Święta Podwyższenia Krzyża Świętego – wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Bolesnej, warto wspomnieć już na początku, że przez wiele stuleci Kościół obchodził dwa święta dla uczczenia cierpień Matki Bożej: w piątek przed Niedzielą Palmową – Matki Bożej Bolesnej i 15 września – Święto Siedmiu Boleści Maryi.
Pierwsze spośród wymienionych świąt wprowadzono w Niemczech, w roku 1423, w diecezji kolońskiej i nazywano je „Współcierpienie Maryi dla zadośćuczynienia za gwałty, jakich dokonywano na kościołach katolickich”.
Drugie z kolei miało nieco inny charakter. Od XIV wieku motyw siedmiu boleści Maryi często się pojawiał. Tymi boleściami – według tradycji – miały być: proroctwo Symeona, ucieczka do Egiptu, zgubienie Jezusa w Jerozolimie, spotkanie z Jezusem na Drodze Krzyżowej, Ukrzyżowanie i Śmierć Jezusa, zdjęcie Jezusa z krzyża i złożenie Jezusa do grobu. Pius VII, w roku 1814, święto to rozszerzył na cały Kościół, wyznaczając je na trzecią niedzielę września. Święty Papież Pius X ustalił je na 15 września. W Polsce oba święta rychło się przyjęły.
Ostatnia, posoborowa zmiana kalendarza liturgicznego zniosła święto przed Niedzielą Palmową i pozostawiła tylko to z 15 września, jako łączące oba poprzednie święta w jedno wspomnienie – Matki Bożej Bolesnej.
Przeżywamy to wspomnienie – jak już nadmieniliśmy – w bezpośredniej bliskości Święta Podwyższenia Krzyża Świętego, podobnie, jak wspomnienie Niepokalanego Serca Maryi obchodzimy w bezpośredniej bliskości Uroczystości Najświętszego Serca Pana Jezusa.
Bo Maryja zawsze była przy swoim Synu – od momentu Zwiastowania, kiedy to począł się, jako Człowiek, pod jej sercem. Potem przez całe dzieciństwo, w trakcie którego miało miejsce wiele ważnych wydarzeń, począwszy od Narodzenia Jezusa w Betlejem, poprzez ofiarowanie Go Bogu w świątyni (wspominane w drugim, danym nam dziś do odczytania w liturgii fragmencie ewangelicznym), ucieczkę Świętej Rodziny do Egiptu, odnalezienie Jezusa wśród mędrców w świątyni… A potem była cała młodość Jezusa, w rodzinnym domu, aż do trzydziestego roku życia, kiedy rozpoczął publiczną działalność…
Maryja zawsze wtedy przy Nim była. I to tak wyraźnie, blisko, bezpośrednio – jak każda matka, troskliwie wychowująca swoje dziecko. A w czasie publicznej działalności, kiedy Jej Syn opuścił już dom rodzinny i poszedł do ludzi, by głosić im Dobrą Nowinę i wzywać do nawrócenia, wówczas Ona też była przy Nim, zawsze blisko, zawsze czujna i gotowa pomóc – niekiedy też delikatnie ostrzec przed zagrożeniami… Ale wtedy ta obecność już była inna, bardziej dyskretna, nie zbyt często też wspominana przez Ewangelistów.
I tak było aż do owego Świętego Triduum Paschalnego, kiedy Maryja była także blisko – nawet wtedy, kiedy przyszło Jej stanąć pod Krzyżem Syna… Potem cieszyła się – wraz ze wszystkimi – Jego Zmartwychwstaniem, a następnie opiekowała się Jego Kościołem, który został Jej powierzony przez Jezusa, w osobie Jana. O tym mówi pierwszy z dwóch, danych nam dziś do wyboru, do odczytania w trakcie liturgii, fragmentów ewangelicznych.
I tak oto Matka zawsze była przy Synu. O tym dzisiaj myślimy, ten fakt dzisiaj w liturgii wspominamy i rozważamy, szczególnie akcentując Jej obecność w tych chwilach najtrudniejszych, w chwilach cierpienia. Ona to cierpienie wraz ze swym Synem przeżywała. Oczywiście – inaczej, niż On je przeżywał, ale także bardzo głęboko i bardzo autentycznie. I dlatego Jezus mógł dopełnić dzieła, o którym Auto Listu do Hebrajczyków mówi w pierwszym czytaniu, że chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają.
Jak zawsze, kiedy mówimy o tych, «którzy słuchają Jezusa», którzy wypełniają Jego wolę, biorą sobie szczerze do serca Jego naukę – zawsze wtedy myślimy przede wszystkim o Maryi. Ją stawiamy na pierwszym miejscu, bo dobrze wiemy, że Ona była i jest nie tylko Matką Jezusa, ale też była i jest Jego pierwszą i najpilniejszą Uczennicą. Dlatego dzisiaj, mówiąc o tych, «którzy Jezusa słuchają», myślimy o Matce, która zawsze była i jest przy Nim.
A skoro tak o Niej myślimy, to możemy do tych słów Autora Listu do Hebrajczyków dodać: «i tych, którzy Jezusa wspierają»! Którzy są przy Nim zawsze, którzy Go nie opuścili – szczególnie wtedy, kiedy Go prawie wszyscy inni opuścili. Wtedy trwać przy Jezusie – i wtedy trwać przy drugim człowieku, przez wszystkich odrzuconym, potępionym, wyśmianym – to prawdziwe bohaterstwo! To wręcz heroizm! Ale – przede wszystkim – to prawdziwe chrześcijaństwo!
Prosimy dzisiaj Matkę Najświętszą, będącą zawsze ze swym Synem – także w tych chwilach najtrudniejszych i najbardziej bolesnych – aby nam wyprosiła taką umiejętność, taką chrześcijańską postawę i odwagę, byśmy byli przy drugich wtedy, kiedy jest im najciężej, kiedy cały świat się od nich odwrócił, kiedy wszyscy już postawili nad nimi przysłowiowy „krzyżyk”…
I prosimy, aby kiedy sami znajdziemy się w takiej sytuacji – by nam nigdy nie zabrakło takich ludzi, którzy będą przy nas. Niech to będzie chociaż jedna osoba, ale jednak… Prosimy o to…
I prosimy o wiarę – choćby taką, jak ziarnko gorczycy – byśmy pamiętali, że nawet, kiedy wszyscy ludzie nas w takiej chwili opuszczą, to Ty, Matko, i Twój Syn nigdy nas nie opuścicie… Byśmy – szczególnie w takich trudnych chwilach – przypominali sobie słowa Benedykta XVI, że człowiek wierzący nigdy nie jest sam. Bo – właśnie – dobrze wie, że jest z nim Jezus i jesteś Ty, Matko… Także nieraz jako Matka bolesna, przeżywająca wraz z nami nasze krzyże… Jakże to dobrze, że na tę bliskość możemy zawsze liczyć!
Bo chyba wszyscy mamy tę świadomość, że w tych chwilach najtrudniejszych – jeśli już na nas muszą przyjść – to nie samo cierpienie, takie czy inne – najbardziej boli, ale… samotność… Tak, samotność…
Matko, która nigdy nie pozwoliłaś na to, by Twój Syn był tak całkowicie samotny – ratuj i nas przed samotnością… Szczególnie w chwilach najtrudniejszych, w chwilach cierpienia…
Chcę podzielić się tym, jak Matka Boża Bolesna działa w moim życiu.
Przedwczoraj na 14.09 zamówiłam mszę św. w intencji przemówić do rozumu Artura na studia (on jest tem jeszcze wagarowcem). Gdy brat poczuł się źle chciałam zmienić intencję mszy. Ale nie wyszło.
Wczoraj Arthur leżał w łóżku z wysoką gorączką. W nocy myślałem o tym, jak wręczę go wstawiennictwu żałobnej Matki Bożej.
Dziś Arthur czuje się znacznie lepiej, już rano siedzi przy stole i i rozwiązuje zadania z fizyki.
Matka Boża Bolesna, tak jak w zespół bolała ze swoim Synem stojąc pod Krzyżem, tak współcierpi z każdym z nas, bo przyjęła nas wraz z Janem za swoje dzieci. Nic dziwnego, że Artur poczuł się lepiej a i powierzając Go Jezusowi w Mszy Świętej możesz być pewna, że Jego stosunek do nauki i życia stanie się nienaganny, czego Mu z całego serca życzę.
https://www.youtube.com/watch?v=LXOkYdFtQ0E
1. Nie Śmieszne !!!
2. Nie jest chrześcijańskie zranienie serca Pani Marii. Szczególnie śmiechem z takich tematów jak „choroba”, „msza”, „zaufanie do Matki Bożej”.
3. Rżenie konia: https://www.youtube.com/watch?v=s2PxZhDdRCw.
To, co jest w fragmencie wideo do którego podajesz link, to śmiech nieczystego ducha.
Filmik całkiem fajny. Czyżby to reakcja na wpisy Tomasza Wiernego?
xJ