Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym rocznicę Święceń kapłańskich przeżywają:
►Ksiądz Grzegorz Bielak, Wikariusz w mojej rodzinnej Parafii, a od 1 lipca: Prefekt Zespołu Szkół Katolickich w Białej Podlaskiej;
►Ksiądz Adam Klimek – przed Seminarium: Doktorant Uniwersytetu w Siedlcach, a w swoim czasie także: Prowadzący Rekolekcje w naszym Duszpasterstwie;
►Ksiądz Jakub Wyrozębski – gorliwy i ofiarny, młody Kapłan, otwarty na ludzi i zaangażowany we wszystko, co robi;
►Ksiądz Jan Pracz – w czasie mojej formacji seminaryjnej: Wykładowca homiletyki;
►Ksiądz Adam Dybek – Profesor siedleckiego Seminarium;
►Ksiądz Jarosław Gałązka,
►Ksiądz Andrzej Kiciński,
►Ksiądz Dariusz Lipiec,
►Ksiądz Wojciech Matuszewski,
►Ksiądz Jarosław Mitrzak,
►Ksiądz Jacek Nazaruk,
►Ksiądz Zygmunt Pena,
►Ksiądz Leszek Przybyłowicz,
►Ksiądz Marek Skwierczyński,
►Ksiądz Marek Uzdowski,
►Ksiądz Robert Jędrych,
►Ksiądz Paweł Pajdosz,
►Ksiądz Kacper Rysak.
Natomiast we wtorek trzydziestą rocznicę Święceń kapłańskich przeżywał Ksiądz Przemysław Ciechanowski, Proboszcz Parafii Kalwa – Szropy w Diecezji elbląskiej, w której w swoim czasie prowadziłem Rekolekcje. Łączy nas znajomość z Rodziną Olendrów z Celestynowa, dzięki której nawiązaliśmy kontakt.
Imieniny natomiast przeżywa Ksiądz Antoni Jastrzębski – emerytowany Kapłan Diecezji siedleckiej, a przed laty: jeden z pierwszych Wikariuszy mojej rodzinnej Parafii.
Urodziny dzisiaj przeżywa Rafał Górski, należący w swoim czasie do Wspólnoty młodzieżowej w Trąbkach.
Wszystkim świętującym życzę takiej mocnej więzi z Jezusem, do jakiej On sam zachęca nas w dzisiejszym Bożym słowie. Zapewniam o modlitwie!
A u mnie dzisiaj – jak w każdy czwartek – o 10:00: dyżur na Uczelni, w gmachu przy ulicy Żytniej. O 19:00 nie mamy w Duszpasterstwie Mszy Świętej.
Natomiast w wielu naszych Parafiach dzisiaj – kolejne nabożeństwo fatimskie. O ile to tylko możliwe – zachęcam do osobistego udziału!
A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Wzywajmy pomocy Ducha Świętego, aby pomógł nam odkryć, co Pan konkretnie do mnie mówi? Czego ode mnie osobiście oczekuje?
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Czwartek 10 Tygodnia zwykłego, rok II,
Wspomnienie Św. Antoniego z Padwy,
Kapłana i Doktora Kościoła,
13 czerwca 2024.,
do czytań: 1 Krl 18,41–46; Mt 5,20–26
CZYTANIE Z PIERWSZEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ:
Eliasz powiedział Achabowi: „Idź! Jedz i pij, bo słyszę odgłos deszczu”. Achab zatem poszedł jeść i pić, a Eliasz wszedł na szczyt Karmelu i pochyliwszy się ku ziemi, wtulił twarz między swoje kolana.
Potem powiedział swemu słudze: „Podejdź no! Spójrz w stronę morza!». On podszedł, spojrzał i wnet powiedział: «Nie ma nic!” Na to mu odrzekł: „Wracaj siedem razy!” Za siódmym razem sługa powiedział: „Oto obłok mały, jak dłoń człowieka, podnosi się z morza!” Wtedy mu rozkazał: „Idź, powiedz Achabowi: «Zaprzęgaj i odjeżdżaj, aby cię deszcz nie zaskoczył»”.
Niebawem chmury oraz wiatr zaciemniły niebo i spadła ulewa. Więc Achab wsiadł na wóz i udał się do Jizreel. A ręka Pana wspomogła Eliasza; opasawszy swe biodra pobiegł przed Achabem w kierunku Jizreel.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego.
Słyszeliście że powiedziano przodkom: «Nie zabijaj»; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu «Raka», podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł «Bezbożniku», podlega karze piekła ognistego.
Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj.
Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz”.
To już kolejna historia z udziałem Proroka Eliasza, opowiedziana nam w kolejnym pierwszym czytaniu, będąca potwierdzeniem niesamowitych relacji, łączących tego świętego Człowieka z Bogiem. W ostatnich dniach słyszeliśmy, jak obwieścił, że nie będzie deszczu, dopóki nie powie – on, Prorok – a potem słyszeliśmy, że na jego słowo z Nieba spadł ogień, który strawił żertwę ofiarną, złożoną przez niego na kamiennym ołtarzu, obficie polaną wodą: ogień „pożarł” i żertwę, i wodę, a nawet kamienie i błotny muł!
A oto dzisiaj dowiadujemy się, że Prorok słyszy odgłos deszczu, chociaż skwar zalewał ziemię, prażyło niemiłosiernie i takie mówienie o nadchodzącym deszczu mogło co najwyżej skojarzyć się wszystkim z jakimś defektem umysłu! A jednak okazało się, że deszcz nadszedł – i to dość szybko, i to dość intensywny! A więc jednak!
Możemy się nawet uśmiechać, kiedy na słowa swego sługi, iż widzi gdzieś, na horyzoncie, obłoczek mały, jak dłoń człowieka – Prorok każe mu popędzić wręcz króla Achaza, by ten uciekał przed gwałtownym deszczem, który w krótkim czasie nastąpi. To brzmi naprawdę niewiarygodnie! W takim naszym potocznym obiegu informacyjnym tego typu sytuacje są raczej przedmiotem anegdot – jak chociażby takiej, iż proboszcz pewnej parafii ogłosił Mszę Świętą w intencji błagalnej o deszcz, którego w tej okolicy już dawno nie było. I kiedy wyszedł do ołtarza i zobaczył nawet sporą ilość ludzi, to jednak zamiast ucieszyć się takim odzewem na swoje zaproszenie, on stwierdził z pewnym rozczarowaniem w głosie, że nie będzie deszczu. Dlaczego? Bo ludzie, którzy przyszli się modlić, po prostu wiary nie mają! A po czym poznał, że jej nie mają? Bo gdyby mieli, to by już na tę Mszę Świętą przynieśli parasolki!
No, niestety… Nie mieli oni widocznie tej przenikliwości wzroku i słuchu, jakimi Pan obdarzył swojego Proroka, natomiast to, że go takimi obdarzył, każe nam spojrzeć na całą sytuację w ten sposób, że człowiek Boży, człowiek mocno z Bogiem zaprzyjaźniony, tworzący serdeczną, intensywną więź ze swoim Bogiem, potrafi dobrze odczytywać znaki i okoliczności, jakie pojawiają się w otaczającym go świecie – także w świecie przyrody!
I w ogóle: taki człowiek – trochę na podobieństwo swego Boga, któremu służy i którego jest świadkiem – widzi więcej, niż widzą inni; i słyszy więcej, niż słyszą inni; i więcej rozumie, wychwytuje, kojarzy i poprawnie interpretuje, dokładniej odczytuje, aniżeli czynią to inni. Bo jemu w tych sprawach naprawdę pomaga Bóg! Zwłaszcza, jeśli tenże Bóg powierza mu jakieś określone, ważne zadanie w jego społeczności, to na pewno wyposaża go też w umiejętności i zdolności do wypełnienia tychże zadań.
I dlatego domyślamy się – bo pewności raczej nie będziemy nigdy mieli, ale mamy prawo tak przypuszczać – że Papież ma jakąś własną, specjalną, „gorącą linię” z Jezusem, dzięki której dane mu jest widzieć więcej, rozumieć więcej, obserwować głębiej i decydować lepiej od każdego innego, kto nie pełni tej funkcji. Podobnie, każdy inny pasterz Kościoła – stosownie do swojego stanowiska i zadania – z pewnością otrzymuje od Pana potrzebne charyzmaty, natchnienia i uzdolnienia.
Ale czyż tego nie możemy powiedzieć także o tych, którzy w rzeczywistości świeckiej podejmują odpowiedzialność za drugiego człowieka, o ile tylko zechcą tę odpowiedzialność realizować we współpracy z Jezusem: czyż On nie udzieli stosownych pomocy? Czy Duch Święty nie pospieszy z dobrymi radami, natchnieniami?…
A czy specjalnych uzdolnień i łask nie otrzymują rodzice, podejmujący się jakże trudnego i odpowiedzialnego zadania wychowania swoich dzieci na porządnych, wierzących, uczciwych ludzi?
I czyż tak naprawdę każda i każdy z nas – ochrzczonych i bierzmowanych – nie jest wyposażony w specjalne i konkretne dary, potrzebne do prawdziwie chrześcijańskiego życia, zgodnego w wolą Bożą? Czyż nie po to właśnie przyjmujemy Sakrament Bierzmowania? Pytanie tylko, czy my o te dary prosimy, czy o nich pamiętamy – w tym sensie, że są one w zasięgu ręki, tylko trzeba tę rękę po nie wyciągnąć i serce otworzyć…
A czyż w taki specjalny sposób – chociaż trudno o tym mówić – Pan nie wyposaża tych, którzy stają w obliczu konieczności dania męczeńskiego świadectwa o swojej wierze? Nieraz – słuchają opisów ich męczeństwa – zdumiewamy się, jak byli oni w stanie znieść tyle nienawiści ze strony ludzi, a w decydującym momencie: położyć na szali swoje życie, często także padając ofiarą niezwykłej brutalności przeciwników. A oni znosili to nieraz nawet z uśmiechem, z pogodą ducha – i z poczuciem głębokiego sensu takiej ofiary. I z przekonaniem, że tak należało postąpić, BO naprawdę nie było innej możliwości. Skąd u nich to bohaterstwo – a wręcz heroizm?
Dobrze wiemy! To Pan sam – przez swego Ducha – obdarzył ich tą wielką wewnętrzną mocą. A to tylko przekonuje nas, że tak naprawdę my wszyscy – i także dzisiaj, w obecnych czasach – możemy otrzymywać nadzwyczajne dary od Jezusa i możemy dużo więcej widzieć, słyszeć i rozumieć, aniżeli wynikałoby to ze zwykłego sposobu rozumienia świata, jeśli tylko wejdziemy w bliską relację z Jezusem.
Naprawdę, te szczególne Boże dary nie są zarezerwowane jedynie dla Proroka Eliasza czy innych Proroków Starego Testamentu; albo dla Świętego Pawła, bądź innych Apostołów; ani dla wielkich Świętych, w których wpatrujemy się z podziwem i czcimy w liturgii Kościoła. My wszyscy możemy – by tak to ująć – „nadawać na takich falach”.
Żeby to się jednak mogło dokonać, trzeba odważyć się wejść na taki poziom relacji z Jezusem, jaki on sam wskazał w stwierdzeniu: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Słyszeliśmy to w Ewangelii. Jak i to, że w następnych zdaniach Jezus rozwija tę myśl, podnosząc na znacznie wyższy poziom moralnych wymagań rozumienie poszczególnych przykazań Dekalogu. Już nie wystarczy rozumieć ich i realizować według faryzejskiej miary „od – do” i nic ponad to ani poza tym, ale właśnie dawać z siebie więcej, zawsze więcej – i zawsze z miłością!
I to tym, którzy odważą się wejść na taki poziom relacji z Jezusem – On sam proponuje mocną więź, ścisłą współpracę, a także ów szczególny styl relacji, wzajemnej komunikacji, w ramach którego będzie przed swoimi przyjaciółmi (bo tak już przecież pojmuje takich ludzi, a nie jak sługi) odkrywał ważne sprawy, których nie będą dostrzegali innych.
Zatem, tak naprawdę, to od nas samych zależy, na jaki styl relacji z Jezusem postawimy, na jaki się odważymy – pamiętając, że musi to już być wybór stały i konsekwentny, a nie tylko jednorazowy, na chwilę, albo spowodowany doraźną potrzebą. Na zasadzie, że akurat czegoś potrzebuję, więc proszę o to na modlitwie – i obrażam się, kiedy natychmiast tego nie otrzymuję. Tymczasem, Jezusowi chodzi o relację stałą, codzienną i konsekwentną, opartą na wzajemnym, serdecznym zaufaniu.
Czym mam odwagę tak mocno zaufać Jezusowi? Czy jestem zdecydowany wejść z Nim w taką więź, żeby nie wyliczać Bogu i ludziom „od – do”, ale dawać z siebie więcej, zawsze więcej, i zawsze z miłością! A wówczas On będzie dawał jeszcze więcej – najwięcej, jak tylko może dać. Ile tylko człowiek jest w stanie przyjąć!
Gdybyśmy zaś chcieli jeszcze jednego przykładu takiej właśnie postawy, to warto przyjrzeć się świadectwu życia i świętości Patrona dnia dzisiejszego, jakim jest Święty Antoni Padewski. Co o nim wiemy?
Zanim stał się zakonnikiem i kapłanem, nazywał się Ferdynand Bulone, a urodził się w Lizbonie, w 1195 roku. Przed dwudziestym rokiem życia wstąpił do Kanoników Regularnych Świętego Augustyna, którzy mieli swój klasztor na przedmieściu Lizbony. Tam był dwa lata, po czym przeniósł się do klasztoru w Coimbrze, które to miasto, obok Lizbony, było drugim ośrodkiem życia religijnego i kulturalnego kraju. Zdobył w nim gruntowne wykształcenie teologiczne i w roku 1219 otrzymał Święcenia kapłańskie.
W rok potem, był świadkiem pogrzebu pięciu franciszkanów, zamordowanych przez mahometan w Maroko. Wtedy to po raz pierwszy usłyszał o zakonie franciszkańskim, do którego niedługo potem wstąpił. A ponieważ klasztor, w jakim się znalazł, mieścił się przy kościółku Świętego Antoniego Pustelnika, Ferdynand odczytał to jako natchnienie, aby przyjąć zakonne imię: Antoni.
Zapalony duchem męczeńskiej ofiary, postanowił udać się do Afryki, by w Maroko oddać swoje życie dla Chrystusa. Jednak plany Boże były inne. Zachorował bowiem śmiertelnie i musiał wracać do ojczyzny. Na Morzu Śródziemnym zastała go burza i zapędziła jego statek na Sycylię. Właśnie w roku 1221 odbywała się w Asyżu kapituła generalna nowego zakonu. Antoni udał się tam i spotkał się ze Świętym Franciszkiem. Po skończonej kapitule oddał się pod władzę prowincjała Gracjana, który skierował go do klasztoru Montepaolo we Włoszech.
Czas, jaki był mu tam dany, wykorzystał na pogłębienie w sobie życia wewnętrznego i dla swoich studiów. Ze szczególnym zamiłowaniem zagłębiał się w Pismo Święte. Równocześnie udzielał pomocy duszpasterskiej i kaznodziejskiej. Sława jego kazań dotarła niebawem do brata Eliasza, następcy Świętego Franciszka. Ten ustanowił go generalnym kaznodzieją zakonu.
Odtąd Antoni przemierzał miasta i wioski, nawołując do poprawy życia i pokuty. Dar wymowy, jego niezwykle obrazowy i plastyczny język, postawa ascetyczna, żar i towarzyszące mu cuda gromadziły przy nim tak wielkie tłumy, że musiał głosić kazania na placach, gdyż żaden kościół nie mógł pomieścić słuchaczy.
Po roku 1225 udał się z kazaniami do południowej Francji, gdzie z całą mocą zwalczał szerzącą się tam herezję albigensów. Kiedy po dwóch latach powrócił do Italii, na kapitule generalnej został wybrany prowincjałem Mediolanu. W tym czasie napisał „Kazania niedzielne”. Kiedy natomiast, w roku 1228, udał się do Rzymu, by załatwić pilne sprawy swojej prowincji, Papież Grzegorz IX poprosił go o wygłoszenie okolicznościowego kazania. Wywarło ono na Papieżu niezwykle silne wrażenie. Dlatego polecił on Antoniemu wygłaszanie kazań do tłumów pielgrzymów, przybywających wówczas do Rzymu.
Na prośbę kardynała Ostii, napisał „Kazania na święta”. Wygłosił tam także kazania wielkopostne. Po powrocie do swojej prowincji, udał się do Werony, gdzie władcą był znany z okrucieństw i tyranii książę Ezelin III. Był on zwolennikiem cesarza i w sposób szczególnie okrutny mścił się na zwolennikach Papieża. Do niego wtedy należała także Padwa. Antoni wiedział, że naraża własne życie, miał jednak odwagę powiedzieć władcy całą prawdę. Ku zdumieniu wszystkich, tyran nie śmiał go tknąć i nie uczynił mu nic złego. To niezwykłe świadectwo świętości i duchowej mocy naszego Patrona.
Był ponadto Antoni obdarzony wieloma charyzmatami: miał dar bilokacji, czytania w ludzkich sumieniach, proroctwa. Wykładał filozofię na uniwersytecie w Bolonii. W roku 1230, na kapitule generalnej, zrzekł się urzędu prowincjała i udał się do Padwy. Był już wówczas zupełnie wycieńczony i schorowany. Opadając coraz bardziej z sił, zatrzymał się w klasztorku w Arcella, gdzie w piątek, 13 czerwca 1231 roku, oddał Bogu ducha, mając zaledwie trzydzieści sześć lat.
Jego pogrzeb był wielką manifestacją wiary i miłości do Boga – i do niego samego. Pochowano go w Padwie, w kościółku Matki Bożej. W niecały rok później, 30 maja 1232 roku, Papież Grzegorz IX zaliczył go w poczet Świętych. O tak rychłej kanonizacji zadecydowały rozliczne cuda i łaski, jakich wierni doznawali na grobie nowego Świętego. Komisja papieska potwierdziła w tak krótkim czasie kilkadziesiąt niezwykłych zdarzeń. Przeprowadzone w 1981 roku badania szczątków Świętego ustaliły, że miał około 190 cm wzrostu, pociągłą twarz i ciemnobrązowe włosy. Na kolanach wykryto pęknięcia, spowodowane zapewne długim klęczeniem.
Kult Antoniego rozszedł się po całym świecie bardzo szybko. W 1946 roku, Papież Pius XII ogłosił go Doktorem Kościoła. Święty Antoni Padewski jest – między innymi – Patronem wielu zakonów i bractw, a także Patronem dzieci, górników, małżeństw, narzeczonych, położnic, ubogich, podróżnych, ludzi i rzeczy zaginionych.
A oto fragment jednego z jego kazań: „Kto napełniony jest Duchem Świętym, ten przemawia różnymi językami. Różne języki – to różne sposoby świadczenia o Chrystusie, a zatem: pokora, ubóstwo, cierpliwość, posłuszeństwo. Przemawiamy nimi wtedy, gdy inni widzą je w nas. Mowa zaś jest skuteczna wówczas, kiedy przemawiają czyny.
A zatem proszę was, niechaj zamilkną słowa, a odezwą się czyny! U nas tymczasem pełno słów, ale czynów prawdziwe pustkowie! Dlatego Pan zapowiada nam karę, jak to zapowiedział drzewu figowemu, na którym zamiast owoców znalazł same tylko liście. «Obowiązkiem głosiciela – mówi święty Grzegorz – jest wypełniać to, co się głosi». Daremna jest znajomość Prawa u tego, kto uczynkami obala to, czego naucza.”
Widzimy zatem, że Antoni był człowiekiem – chrześcijaninem – kapłanem – bardzo konkretnym i jednoznacznym, a jego mowa miała potwierdzenie w czynach. Czy to samo mogę powiedzieć o sobie? Czy moja więź z Jezusem jest tak samo silna – a przynajmniej dąży do takiej intensywności – jak ta, którą łączyła z Jezusem Świętego Antoniego z Padwy?…