Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywali:
►Kamil Kołak – Student Uniwersytetu siedleckiego, zachowujący stały i dobry kontakt ze mną w ramach dyżurów Duszpasterstwa Akademickiego, Człowiek bardzo otwarty, życzliwy i przebojowy.
►Kamil Śledziewski – za moich czasów Lektor w Parafii w Tłuszczu, w Diecezji warszawsko – praskiej;
►Kamil Krupa – za moich czasów: Lektor w Parafii w Celestynowie, w Diecezji warszawsko – praskiej;
►Kamil Charkiewicz – należący w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot;
►Kamil Lewczuk – tak samo;
►Kamil Sionek – życzliwy Człowiek z Parafii w Miastkowie Kościelnym;
Wszystkim świętującym życzę obfitości darów z Nieba, o co też będę się dla Nich modlił.
A ja dzisiaj jestem w ciągu dnia w Parafii w Brzezinach, gdzie ponownie zastępuję Proboszcza, a wieczorem – w naszym Duszpasterstwie – dość ciekawe spotkanie, o którym wspomnę w najbliższych dniach. Może nawet jutro. Spotkanie ważne, bo… Nie, niech będzie jutro.
A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co dzisiaj – tak bardzo konkretnie i tak bardzo osobiście – mówi do mnie Pan? Z jakim przesłaniem do mnie się zwraca? Duchu Święty, przyjdź – i oświeć!
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
15 Niedziela zwykła, B,
11 lipca 2024.,
do czytań: Am 7,12–15; Ef 1,3–14; Mk 6,7–13
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA AMOSA:
Amazjasz, kapłan w Betel, rzekł do Amosa: „«Widzący», idź, uciekaj sobie do ziemi Judy. I tam jedz chleb, i tam prorokuj. A w Betel więcej nie prorokuj, bo jest ono królewską świątynią i królewską budowlą”.
I odpowiedział Amos Amazjaszowi: „Nie jestem ja prorokiem ani nie jestem uczniem proroków, gdyż jestem pasterzem i tym, który nacina sykomory. Od trzody bowiem wziął mnie Pan i Pan rzekł do mnie: «Idź, prorokuj do narodu mego, izraelskiego»”.
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO EFEZJAN:
Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa, który napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich w Chrystusie. W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym.
W Nim mamy odkupienie przez Jego krew, odpuszczenie występków według bogactwa Jego łaski. Szczodrze ją na nas wylał w postaci wszelkiej mądrości i zrozumienia, przez to, że nam oznajmił tajemnicę swej woli według swego postanowienia, które przedtem w Nim powziął dla dokonania pełni czasów, aby wszystko na nowo zjednoczyć w Chrystusie jako Głowie: to, co w niebiosach, i to, co na ziemi.
W Nim dostąpiliśmy udziału my również, z góry przeznaczeni zamiarem Tego, który dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli, po to, byśmy istnieli ku chwale Jego majestatu, my, którzyśmy już przedtem nadzieję złożyli w Chrystusie. W Nim także wy usłyszeliście słowo prawdy, Dobrą Nowinę o waszym zbawieniu. W Nim również uwierzyliście i zostaliście naznaczeni pieczęcią Ducha Świętego, który był obiecany. On jest zadatkiem naszego dziedzictwa w oczekiwaniu na ostateczne odkupienie, które nas uczyni własnością Boga ku chwale Jego majestatu.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Jezus przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch. Dał im też władzę nad duchami nieczystymi.
I przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. „Ale idźcie obuci w sandały i nie wdziewajcie dwóch sukien”.
I mówił do nich: „Gdy do jakiego domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie. Jeśli w jakimś miejscu was nie przyjmą i nie będą was słuchać, wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich”.
Oni więc wyszli i wzywali do nawrócenia. Wyrzucali też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali.
Amos nie urodził się Prorokiem. To był prosty człowiek. Był pasterzem, a do tego zajmował się nacinaniem sykomor. To taka konieczna w tamtych rejonach czynność, aby z tych jadalnych owoców, o smaku jednak nieco gorzkim, usunąć trochę owej „gorzkości” poprzez jego nacięcie. Wielu to wtedy czyniło – a wśród nich Amos. Zatem, takie proste, codzienne zajęcia, właściwe ludziom z niższych warstw społecznych. Także na odcinku życia religijnego, tacy ludzie do elity nie należeli…
No, chyba że sam Bóg zechciał powołać pasterza owiec na pasterza swego ludu, mówiąc do niego jasno, konkretnie i wprost: Idź, prorokuj do narodu mego, izraelskiego. A wówczas – co mógł uczynić Prorok? Tylko – «iść i prorokować do narodu izraelskiego». A skoro prorokować w imieniu Boga, to znaczy, że mówić temuż narodowi słowa prawdy, często bardzo trudnej i gorzkiej! I to z całą ostrością przekazu i szczerością, bo tylko w ten sposób mogło się to przyczynić do nawrócenia.
A w kontekście zajęcia, jakim parał się Amos, można odważyć się na takie porównanie, że o ile z owocu sykomor Amos mógł upuszczać nieco jej gorzkości, o tyle z przekazu, z jakim wysyłał go do Izraelitów Bóg, nie mógł upuścić ani kropli gorzkości prawdy, jaką miał do przekazania. A tak z pewnością byłoby, gdyby postępował na wzór całej armii „urzędowych”, czy – jak ich nazwać – „państwowych” proroków, których całe gromady wtedy pałętały się wśród Izraelitów, a którzy to zwyczajnie ich oszukiwali.
Będąc bowiem na utrzymaniu króla i będąc przezeń sowicie wynagradzali, wygłaszali dokładnie to, co chciał od nich usłyszeć król, a więc zapowiedzi wszelkiej pomyślności i powodzenia, a nade wszystko: jak najlepsze opinie o samym królu, co oczywiście wzmacniało jego pozycję wśród ludu. Dlatego trudno się dziwić, że królowi nie w smak byli tacy Prorocy – na jego nieszczęście, to byli akurat ci prawdziwi – którzy mówili prawdę, a nie owe słodkie dyrdymały, na które tak liczył.
Niestety, wielu prawdziwych Proroków w Izraelu – o ile nie wszystkich – spotkało za to cierpienie, prześladowanie, a nierzadko i śmierć! Właśnie za to, że nie chcieli ani trochę „upuścić” z owej gorzkości słów, które wypowiadali. Ale oni nie mogli nic „upuścić”, nie mogli nic zmienić z tego, co mieli do powiedzenia, bo przecież do tego zobowiązał ich sam Bóg! To Jego słowo głosili, a nie swoje własne, więc nie mogli nic zmienić z tego, co On sam polecił im mówić.
Chyba, że chcieliby sprzeciwić się Bogu, ale to byłoby czymś absurdalnym, bo przecież nie po to Prorok przyjmował z ręki Boga zaproszenie do współpracy, aby potem robić Mu na złość. Dlatego Prorok robił „swoje” i mówił „swoje” – a dokładniej: mówił to, co Boże, co od Boga – a król się wściekał.
Niestety, razem z królem – a wręcz usłużnie uprzedzając jego zdenerwowanie – zdeprawowani kapłani izraelscy próbowali nieraz uciszać prawdziwych Proroków, aby nie głosili surowej i niewygodnej prawdy. Jeden z takich usłużnych kapłanów, Amazjasz, jak słyszymy dzisiaj, próbował – mówiąc językiem współczesnej polityki – wywierać naciski na Proroka, mówiąc do niego: «Widzący» (to jeden z tytułów, określających proroka), idź, uciekaj sobie do ziemi Judy. I tam jedz chleb, i tam prorokuj. A w Betel więcej nie prorokuj, bo jest ono królewską świątynią i królewską budowlą.
A wcześniej jeszcze – czego nie mamy dzisiaj w czytaniu – ostrzegał króla, żeby uważał na Amosa, bo ten przeciw niemu spiskuje! Na nic się to jednak zdało, bo – jak słyszeliśmy dzisiaj – Amos zupełnie nie zważał na te ostrzeżenia i straszenia, a głosił dalej całą prawdę! O tym też dzisiaj w czytaniu nie słyszymy, ale zaraz po rozmowie, którą słyszymy, Amos przepowiedział osobistą klęskę samemu kapłanowi Amazjaszowi! A z tego, co miał do powiedzenia królowi, nie zmienił niczego, nawet przecinka! Bo tak postępowali prawdziwi Prorocy – Boży Prorocy.
Tak też mieli postępować Apostołowie, których Jezus dzisiaj – mówiąc kolokwialnie – wysłał do roboty, wysłał „w teren”. Jak relacjonuje Ewangelista Marek, Jezus zaczął rozsyłać ich [czyli właśnie Apostołów] po dwóch. Dał im też władzę nad duchami nieczystymi. I przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. „Ale idźcie obuci w sandały i nie wdziewajcie dwóch sukien”.
W tym momencie jednak powiedział im coś bardzo, bardzo ważnego: Gdy do jakiego domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie. Jeśli w jakimś miejscu was nie przyjmą i nie będą was słuchać, wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich.
I na tym dzisiaj koniec Jezusowej przestrogi, ale w innych Ewangeliach jest ona dłuższa, bo Jezus zapowiada w nich ciężki los tym wszystkim, którzy zlekceważą słowa Apostołów i ich samych. To bardzo ważne stwierdzenie, bo gdyby poprzestać tylko na tym, co tu sobie powiedzieliśmy o prześladowaniach, spotykających Proroków czy później Apostołów, to moglibyśmy ostatecznie nabrać przekonania, że bycie Prorokiem, bycie Apostołem, czy dzisiaj – w naszym przypadku – bycie chrześcijaninem, bycie człowiekiem wierzących, skazane jest na totalną życiową przegraną, na niepowodzenie, wyszydzenie przez ludzi! A tymczasem – to zupełnie nie tak!
Ani Bóg w Starym Testamencie, ani Jezus w Nowym Testamencie, nie rzucał swoich uczniów, wyznawców, przyjaciół, świadków i głosicieli na „pożarcie” przez przeciwników. Bo gdyby tak było, to któż decydowałby się na pełnienie takiej służby – wiedząc, że to i tak na nic, i tak przegra, wyjdzie na głupiego, popisze się tylko naiwnością, a ludzie go jeszcze do tego wszystkiego wyśmieją. Któż by się zdecydował na pełnienie misji prorockiej, czy apostolskiej, w takich i na takich warunkach? Zresztą, po co miałby się decydować, z góry wiedząc, że to trud daremny…
Na szczęście jednak – nie jest daremny. Ani jakiś mało znaczący. Bo za każdym razem – za głosicielem staje Bóg, który go posłał. I za Apostołem staje Jezus, który go posłał. Dlatego tam, gdzie nie zostaną przyjęci i wysłuchani, Apostołowie mają dokonać symbolicznego gestu strząśnięcia prochu z nóg – na świadectwo dla tych, którzy głos Boży zlekceważyli. Jest to symboliczne zrzucenie na nich odpowiedzialności za ich postępowanie, za ich lekceważące stanowisko.
Zatem, moi Drodzy, tu nie ma miejsca na żarty, czy na potraktowanie sprawy na zasadzie: „Może posłucham, może nie posłucham… A jak nie posłucham, to co mi zrobicie? A co to w ogóle kogoś obchodzi, czy posłucham, czy nie? A tak naprawdę, to ja mam ważniejsze sprawy, niż jakieś tam bajanie w «średniowiecznym» stylu o jakimś Bogu, który coś tam podobno mówi, czegoś tam zakazuje, a tak naprawdę, to nie wiadomo, kim On do końca jest i gdzie jest – o ile w ogóle jest”…
Moi Drodzy, można tak sobie wmawiać, można się oszukiwać. A Bóg cały czas wychodzi do nas ze swoim słowem, wysyła do nas swoich Proroków i Apostołów, co więcej – także nas samych posyła do innych. To jest Jego odwieczny plan!
Bo – jak mówi dziś Apostoł Paweł w drugim czytaniu, w swoim Liście do Efezjan – Bóg sam, w Jezusie Chrystusie, wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym.
Oczywiście, to dość trudny przekaz i można by – może nawet należałoby – poświęcić mu całą homilię, a nawet niejedną! Jednak dzisiaj tylko wspomnijmy, że Bóg znał nas – każdą i każdego z nas, indywidualnie i po imieniu – zanim jeszcze powstał świat! Patrząc na swego Syna i kochając Go – w Nim widział i kochał także każdą i każdego z nas! To naprawdę trudne do zrozumienia, ale piękne i niezwykłe, bo pokazuje, jak bardzo Bogu zależy na każdym i każdej z nas, jak bardzo każdego i każdą z nas kocha! Zna każdego i każdą z nas – i kocha każdego i każdą z nas, indywidualnie i osobiście – od zawsze!
Dlatego Paweł przekonuje dalej: W Nim [czyli w Jezusie] mamy odkupienie przez Jego krew, odpuszczenie występków według bogactwa Jego łaski. Szczodrze ją na nas wylał w postaci wszelkiej mądrości i zrozumienia… A wreszcie także: W Nim [czyli w Jezusie] dostąpiliśmy udziału my również, z góry przeznaczeni zamiarem Tego, który dokonuje wszystkiego zgodnie z zamysłem swej woli, po to, byśmy istnieli ku chwale Jego majestatu, my, którzyśmy już przedtem nadzieję złożyli w Chrystusie…
Moi Drodzy, Bóg od zawsze o nas myślał, każdego i każdą z nas od zawsze chciał, wszyscy – indywidualnie, osobiście i po imieniu – jesteśmy przez Niego ukochani, wybrani, docenieni… I zaproszeni do szczęścia wiecznego. Ale i do szczęścia tutaj, na ziemi – chociaż oczywiście w innej mierze i w inny sposób, niż w wieczności. Dlatego nie może nas dziwić, że to, co Bóg do nas mówi, to słowa zawsze jednej i tej samej, odwiecznej mądrości. Dlatego nie mogą być zmieniane i dopasowywane do czyjegokolwiek widzimisię.
Nie mogą zależeć od układów politycznych, od mody i zachcianek, od humorów i kaprysów „wielkich tego świata”; od przekazów medialnych, czy wytycznych różnych złych i zdeprawowanych do szpiku kości, moralnych wraków, jak chociażby tak zwana unia europejska w obecnym kształcie.
I tak, jak Prorok Amos nie zmienił swego przekazu, nie naciął – tak, jak nacinał sykomory, aby upuścić trochę gorzkości smaku – ani nie nagiął głoszonej prawdy, tylko (mówiąc kolokwialnie) grzmiał „prosto z mostu” całą prawdę, nawet najbardziej gorzką, bolesną, a nawet brutalną, tak też i my – dzisiejsi apostołowie i prorocy, zarówno duchowni, jak i świeccy, czyli my wszyscy: chrześcijanie, uczniowie Jezusa, Jego przyjaciele, naśladowcy, uczniowie i głosiciele – mamy iść przez życie jedną drogą, głosić słowa jednej i jedynej prawdy, trwać w jednej wierze, dokonywać wyborów moralnych (w tym także tych politycznych) zgodnych z Ewangelią.
Niestety, widzimy dzisiaj – w naszej Ojczyźnie i wśród polskich katolików – jakieś totalne pogubienie; żeby nie powiedzieć: ogłupienie lub zaciemnienie. Wybory polityczne, których jako naród dokonujemy – i nie chodzi teraz o wskazywanie konkretnej partii – pokazują, że coś się z nami stało. Skoro widzimy tyle zła i otwatego bezprawia, a ci, którzy to robią, nieustannie cieszą się poparciem tak wielu Polaków, to znaczy, że jako Naród zapomnieliśmy o tym, czego nas uczył Jan Paweł II, Prymas Wyszyński, Ksiądz Popiełuszko, Ksiądz Skarga, czy inni wielcy nasi Przewodnicy i Ojcowie Narodu.
Jeżeli dzisiaj w Polsce dyskutuje się w ogóle i w coraz większym stopniu dopuszcza się bestialskie mordowanie dzieci nienarodzonych, zwane eufemistycznie aborcją, albo w ogóle dyskutuje się na forum parlamentu o tak zwanych związkach partnerskich, o oddaniu im dzieci na wychowanie, albo roztrząsa się, ile jest płci, kiedy każde małe dziecko wie, że są dwie: mężczyzna i kobieta; to znaczy, że jako Naród naprawdę upadliśmy bardzo nisko. Nie tylko w jakieś odmęty niemoralności, ale i w opary absurdu!
Pytanie, jak długo jeszcze Bóg na Niebie będzie to znosił? On «nie pozwoli z siebie drwić» – jak nam przypomina Paweł Apostoł w jednym ze swoich Listów. On cierpliwie czeka na nasze opamiętanie, dlatego znosi wciąż jeszcze te wszystkie głupoty, o których tu sobie mówimy. Ale to nie będzie trwało bez końca.
Moi Drodzy, potrzeba opamiętania i powrotu do… normalności! Ja wiem, że Wy, tu dzisiaj obecni, nie dajecie się omotać tymi bzdurami. Wasza obecność na Mszy Świętej, słuchanie Bożego słowa i systematyczne przystępowanie do Stołu Pańskiego, związane z regularną Spowiedzią, wyraźnie potwierdzają, że zależy Wam na mądrym, zgodnym z Ewangelią, spojrzeniu na te sprawy. Wiem, że wielu z Was słucha czy to katechez radiowych, czy rozważań i komentarzy do Bożego słowa, wielu też czyta katolicką prasę, lub sięga po mądre książki. Bogu niech będą dzięki za to! Bo w ten sposób słowa jedynej prawdy docierają do naszych serc.
Ale musimy czuć się odpowiedzialni także za tych naszych Braci i te Siostry w wierze – a nawet i tych naszych Bliskich, którzy uważają się za niewierzących – do których te słowa nie docierają! Bo oni sami nie chcą, żeby docierały. Bo nie chcą ich słuchać!
Dobrze zatem! Jeżeli nie chcą słuchać – to niech to, co chcielibyśmy im powiedzieć, zobaczą w naszej postawie. A wtedy może już wielu i wielkich słów nie będzie potrzeba. Bo my – przyjaciele Jezusa, Jego wyznawcy, uczniowie, naśladowcy i głosiciele – po prostu mamy być sobą. Nikogo nie udawać, nikomu się nie przymilać, przed nikim nie grać! Być sobą – i być normalnym! Czyli – być odważnym i aktywnym świadkiem Chrystusa! Na przekór światu i wbrew ludzkim opiniom.
Dla nas, przyjaciół Jezusa właśnie to – i tylko to – jest stanem normalnym!
Wydawałoby się, że Bóg jest wszechmocny, aby uzdrowić nas z każdej choroby; dlaczego potrzebujemy lekarzy,szpitali, leków? Tak, Bóg może nas uzdrowić przez naszą wiarę, przez modlitwy innych ludzi. Udziela nam sakramentu namaszczenia, abyśmy czuli jego wsparcie przez olej i ręce kapłana.
Ale nasze fizyczne samopoczucie również nie jest mu obojętne. W końcu Jego Syn cierpiał na krzyżu;na rękach, nogach i pod Sercem pozostały rany od gwoździ i włóczni.
Złamaną ręką nic nie można zrobić. Jeśli nie nałożysz gipsu, zdolność do pracy ręki nie zostanie przywrócona, osoba stanie się niepełnosprawna.W wysokiej temperaturze bardzo silna słabość. Praca nie jest możliwa, jeśli nie weźmiesz leku przeciwgorączkowego. W przypadku ataków paniki nie można nie tylko pracować,ale żyć. Bez pomocy psychoterapeuty nie poradzi sobie z nimi.
Dlatego Bóg zainspirował Świętego Kamila (https://brewiarz.pl/czytelnia/swieci/07-14a.php3) do pomocy cierpiącym. Rzeczywiście, w tamtych czasach w chorym człowieku wielu widziało nie potrzebującego pomocy, ale ciężar dla społeczeństwa, a nawet wylęgarnię epidemii. Dla Św. Kamila każdy chory, nawet zarażony zarazą; jest cierpiącym na rany Zbawicielem na krzyżu i dlatego godnym pomocy.
W dzisiejszych czasach lekarze nieustannie przechodzą dodatkowe szkolenie, aby ich opieka była jak najbardziej skuteczna.
„Czcij lekarza czcią należną z powodu jego posług, albowiem i jego stworzył Pan. Wiedza lekarza podnosi mu głowę, nawet i wobec możnowładców będą go podziwiać. Pan stworzył z ziemi lekarstwa, a człowiek mądry nie będzie nimi gardził. Potem sprowadź lekarza, bo jego też stworzył Pan, nie odsuwaj się od niego, albowiem jest on ci potrzebny. Jest czas, kiedy w ich rękach jest wyjście z choroby:
oni sami będą błagać Pana, aby dał im moc przyniesienia ulgi i uleczenia, celem zachowania życia.” (Mądrość Syracha 38:1;3-4;12-14)
” [Apostołowie] wyrzucali też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali.”(Mk. 6:13)
Bardzo ciekawy komentarz, podejmujący jakże ważną i prawdziwą kwestię: to rzeczywiście Bóg sam leczy – ale posługuje się ludźmi, których po to obdarzył rozumem, aby zgłębiali tajniki wiedzy medycznej. Jest to jeden z wymiarów realizacji polecenia: Czyńcie sobie ziemię poddaną. Dlatego należy korzystać z posługi lekarzy, nie leczyć samemu na siłę – siebie lub innych – a jeszcze wcześniej: szanować zdrowie i nie narażać się bezmyślnie na jego utratę. A wtedy Bóg dopomoże – właśnie wtedy, kiedy zobaczy, że człowiek też się stara.
xJ