Moja osobista góra Tabor…

M

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, serdecznie dziękuję Wszystkim, którzy byli z nami na wczorajszej, naprawdę fantastycznej audycji: zarówno w studiu, jak i przed odbiornikami. Dziękuję za wspólne pochylenie się nad jakże ważną tematyką rodziny – za rozmowę na ten temat i wspólną modlitwę w tejże intencji! Niech z tego wyniknie wielka chwała Boża!

Moi Drodzy, nieustająco wspierajmy modlitwą Pielgrzymów, a Ich prosimy, aby pamiętali o nas – w swoich modlitwach i pielgrzymim trudzie.

Ja dzisiaj pozdrawiam Was z Siedlec, ale planuję załatwienie kilku ważnych spraw – w różnych miejscach – aby potem ostatecznie dotrzeć do Lublina. A o 20:00 – planuję sprawowanie Mszy Świętej w Parafii Grabów Szlachecki, w zastępstwie za mojego Kolegę, Księdza Tomasza Radczuka, Proboszcza tejże Parafii. Chyba, że On sam zdąży wrócić, o czym poinformuje mnie odpowiednio wcześniej…

I jeszcze jedna ważna sprawa. Otóż, na stronie naszego Duszpasterstwa Akademickiego: www.da-siedlce.pl , na dole, jest zakładka: „Wesprzyj naszą działalność”, a tam znajduje się numer konta, na który można dokonać wpłaty, aby wesprzeć inicjatywy, jakie podejmujemy:

29 1240 2685 1111 0010 9455 4819

z dopiskiem: DAROWIZNA NA CELE KULTU RELIGIJNEGO.

Wspominam o tym dlatego, że wydaje mi się, że wiadomość o istnieniu tego konta nie dotarła do zbyt wielu Osób… Nasza strona internetowa ciągle się jeszcze kształtuje, a numer ten jest tam od niedawna. Dlatego mam do Was, Drodzy moi, serdeczną prośbę, abyście pomogli mi w rozpropagowaniu tej wiadomości. Nie chodzi mi o to, że to Wy macie (musicie) tych wpłat dokonywać, natomiast czasami spotykamy ludzi, którzy mają taką osobistą szlachetną intencję materialnego wsparcia jakiegoś dobrego dzieła – i zastanawiają się, jakie to może być dzieło.

Właśnie takim Osobom można wspomnieć o naszym Duszpasterstwie i o realizowanych przez nas i planowanych spotkaniach, skupieniach, wyjazdach – jak chociażby planowane w te wakacje wyjazdy na spływ kajakowy czy do Rzymu… A w ostatnią niedzielę września – jak co roku – Kodeński Wieczernik Akademicki. Ta działalność jednoczy Ludzi młodych nie tylko ze Środowiska Akademickiego z Siedlec, ale z różnych miejsc Diecezji.

Dlatego ośmielam się poprosić dzisiaj o rozpropagowanie w ogóle idei naszego Duszpasterstwa, a przy okazji – tego numeru konta. Podkreślam bardzo mocno: nie nachalnie i na siłę, ale w sytuacjach, w których może to przynieść dobry efekt w postaci konkretnego wsparcia, choćby drobnego.

A Wszystkich proszę o modlitwę za nasze Duszpasterstwo Akademickie, jego działania i plany! I za to nasze radzenie sobie z trudnościami i przeszkodami…

Teraz zaś już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co Pan chce mi dziś powiedzieć – bardzo osobiście i bardzo konkretnie? Duchu Święty, podpowiedz…

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Święto Przemienienia Pańskiego, B,

6 sierpnia 2024., 

do czyt z t. VI LM: Dn 7,9–10. 13-14; 2 P 1,16–19; Mk 9,2–10

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA DANIELA:

Patrzałem, aż postawiono trony, a Przedwieczny zajął miejsce. Szata Jego była biała jak śnieg, a włosy Jego głowy jakby z czystej wełny. Tron Jego był z ognistych płomieni, jego koła – płonący ogień. Strumień ognia się rozlewał i wypływał sprzed Niego. Tysiąc tysięcy służyło Mu, a dziesięć tysięcy po dziesięć tysięcy stało przed Nim. Sąd zasiadł i otwarto księgi.

Patrzyłem w nocnych widzeniach, a oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do Przedwiecznego i wprowadzają Go przed Niego. Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie.

CZYTANIE Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PIOTRA APOSTOŁA:

Najmilsi: Nie za wymyślonymi mitami postępowaliśmy wtedy, gdy daliśmy wam poznać moc i przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa, ale nauczaliśmy jako naoczni świadkowie Jego wielkości.

Otrzymał bowiem od Boga Ojca cześć i chwałę, gdy taki oto głos Go doszedł od wspaniałego Majestatu: „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”. I słyszeliśmy, jak ten głos doszedł z nieba, kiedy z Nim razem byliśmy na górze świętej.

Mamy jednak mocniejszą, prorocką mowę, a dobrze zrobicie, jeżeli będziecie przy niej trwali jak przy lampie, która świeci w ciemnym miejscu, aż dzień zaświta, a gwiazda poranna wzejdzie w waszych sercach.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:

Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam przemienił się wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe tak, jak żaden wytwórca sukna na ziemi wybielić nie zdoła.

I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem.

Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: „Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni.

I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie”.

I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa.

A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy powstać z martwych.

Jeżeli słuchając Bożego słowa w kolejne niedziele, albo w dni powszednie, albo czytając je w ramach osobistej lektury – najczęściej widzimy Syna Bożego jako Syna Człowieczego, a więc zanurzonego w ludzką egzystencję, w ludzkie bytowanie na tym świecie i ludzkie problemy, którym starał się zaradzać; zapracowanego, a nieraz i zmęczonego, to dzisiejsze Święto jest po to, aby nam przypomnieć, że jednak mamy cały czas do czynienia z Bożym Synem, a więc z kimś wyjątkowym, wielkim i świętym, którego wielkość i majestat znacznie przewyższa wszelkie ludzkie sposoby widzenia i rozumienia.

Dzisiaj wszystkie trzy czytania – szczególnie Ewangelia – pokazują nam Jezusa Chrystusa jako Syna Bożego, który chociaż zstąpił na ziemię i przyjął ludzkie ciało i ludzką postać, to jednak nie przestał być Bogiem i nie stracił kontaktu z Niebem. Mówiąc jeszcze inaczej, ludzkie sprawy nie wciągnęły Go tak i nie zaabsorbowały, by zapomniał, skąd przybył i kim jest. Chociaż akurat trudno w ogóle pomyśleć, by Jezus zapomniał, natomiast nie można pozwolić na to, by zapomniał człowiek.

Codzienna bowiem obecność Jezusa wśród swoich uczniów mogła prowadzić do tego – i wydaje się, że w kilku przypadkach do takiej sytuacji już doszło – że bliskość ta, jak i ta obecność, jakoś ludziom spowszedniała… I właśnie przed tym miało to Wydarzenie uchronić.

Natomiast szczególnie chodziło w nim o to, aby zbliżająca się Męka i Śmierć Jezusa – i cała ta brutalność, z jaką obejdą się z Nim ludzie – nie zgasiły w Jego uczniach wiary w Niego i nie spowodowały przekonania, że skoro dał się tak poniżyć i skoro tak totalnie przegrał, to może nie jest Bożym Synem… Na taki cel dzisiejszego wydarzenia wskazują chociażby teksty liturgiczne.

Dlatego to właśnie Jezus dzisiaj zabiera ze sobą trzech najbliższych Uczniów, wchodzi z nimi na górę Tabor i tam dokonują się niezwykłe rzeczy, które Ewangelista Marek tak opisuje: Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam przemienił się wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe tak, jak żaden wytwórca sukna na ziemi wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem.

Nie wiemy dokładnie, ile to wszystko trwało, bo Ewangeliści szczegółowo o tym nie mówią, ale wszystko wskazuje na to, że raczej krótko. Ale wystarczyło, by wprawić w przerażenie trzech Apostołów, czego wyrazem była dziwna propozycja, skierowana przez Piotra do Jezusa: Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. Niektórzy komentatorzy biblijni dopatrują się tu – chyba trochę na siłę – jakiegoś głębszego teologicznego sensu, mówiąc o pragnieniu Apostołów, by zatrzymać Jezusa przy sobie wraz z Wysłannikami z Nieba; aby wprowadzić w ten sposób Niebo do ziemskiej rzeczywistości – i tym podobne.

Wydaje się jednak, że sprawa jest o wiele bardziej zwyczajna i prozaiczna, skoro Ewangelista Marek wprost dzisiaj mówi o tych słowach Piotra: Nie wiedział bowiem, co należy mówić, tak byli przestraszeni. Tak, to zwykły ludzki strach – w sytuacji na wskroś niezwykłej, wyjątkowej, poruszającej.

Trudno się nawet dziwić temu przestrachowi i temu, że Piotr w sumie wygadywał zwykłe głupoty, bo jakie namioty mógł wystawić, aby pomieściły Jezusa, który akurat objawił swoją Boską chwałę, czy Mojżesza z Eliaszem, którzy akurat przybyli z rzeczywistości, nie ograniczonej żadnym miejscem i żadnym zamknięciem? O jakich namiotach tu mowa? A powiedzmy sobie szczerze, że Jezus ukazał tu zaledwie mały promyk swojej chwały… Tylko mały promyk…

Na pewno, nie ujrzeli tego, co ujrzał w swojej wizji Prorok Daniel, o czym tak mówił w pierwszym czytaniu: Patrzałem, aż postawiono trony, a Przedwieczny zajął miejsce. Szata Jego była biała jak śnieg, a włosy Jego głowy jakby z czystej wełny. Tron Jego był z ognistych płomieni, jego koła – płonący ogień. Strumień ognia się rozlewał i wypływał sprzed Niego. Tysiąc tysięcy służyło Mu, a dziesięć tysięcy po dziesięć tysięcy stało przed Nim. Sąd zasiadł i otwarto księgi. To pierwsza część wizji.

Zaraz jednak nastąpiła druga: Patrzyłem w nocnych widzeniach, a oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do Przedwiecznego i wprowadzają Go przed Niego. Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie.

Może prorocka wizja, dana Danielowi w nocnych widzeniach, nie wywołała takiej jego reakcji, jaką widzieliśmy u Piotra i Apostołów, chociaż raczej trudno uwierzyć, że nie uczyniła ona na nim – na Proroku – żadnego wrażenia. Na pewno, głęboko poruszyła jego serce, bo przecież tak jest zawsze, kiedy tajemnice Nieba odsłaniają się przed człowiekiem. Niemniej jednak, Prorok może bardziej był przygotowany na wizje, jakich – jako Prorok – otrzymał na pewno więcej. Natomiast Piotr, Jakub i Jan byli totalnie zaskoczeni. Jezus wziął ich ze sobą na górę, zupełnie nie mówiąc, po co…

Zresztą, kiedy potem, już po wszystkim, schodzili z góry, także zabronił im cokolwiek innym mówić. Dopiero po Wniebowstąpieniu, kiedy Jezus polecił im iść na cały świat i głosić Ewangelię wszystkim ludziom, wtedy także mieli opowiedzieć wszystkim, co tamtego dnia ujrzeli na Taborze. Jak słyszymy w drugim czytaniu, Święty Piotr właśnie to opowiada, tak o tym pisząc: Nie za wymyślonymi mitami postępowaliśmy wtedy, gdy daliśmy wam poznać moc i przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa, ale nauczaliśmy jako naoczni świadkowie Jego wielkości. Otrzymał bowiem od Boga Ojca cześć i chwałę, gdy taki oto głos Go doszedł od wspaniałego Majestatu: „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie”. I słyszeliśmy, jak ten głos doszedł z nieba, kiedy z Nim razem byliśmy na górze świętej.

Tak, oni to słyszeli, dlatego teraz sami przekonują tych, do których idą z Dobrą Nowiną, że to wszystko, co im mówią, to nie są jakieś bajki, wymyślone na poczekaniu dla grzecznych lub niegrzecznych dzieci, tylko są to prawdziwe słowa i czyny, których dokonał Jezus, ale także słowa, które wypowiedział uroczyście Ojciec Niebieski, a które Piotr osobiście słyszał! Jest więc naocznym świadkiem zarówno słów i czynów Jezusa, jak i tego, co stało się na Taborze, w tym także: owych słów, wypowiedzianych przez Ojca Niebieskiego. A skoro jest naocznym świadkiem, to godzien jest, aby mu wierzono.

Ale Piotr mówi jeszcze coś więcej: Mamy jednak mocniejszą, prorocką mowę, a dobrze zrobicie, jeżeli będziecie przy niej trwali jak przy lampie, która świeci w ciemnym miejscu, aż dzień zaświta, a gwiazda poranna wzejdzie w waszych sercach. Można by zapytać: jakaż to mowa może być mocniejsza od tego, co Bóg powiedział tamtego dnia na Taborze? Otóż, właśnie jest nią słowo prorockie, o którym mówi dziś Piotr, a które nie jest niczym innym, jak również słowem Bożym, tyle że zapisanym na kartach Pisma Świętego, pod natchnieniem Ducha Świętego, utrwalonym i podarowanym wszystkim ludziom po wszystkie czasy!

Zatem, nie jest ono – samo w sobie – mocniejsze czy lepsze, czy jakieś dostojniejsze od tamtego, wypowiedzianego przez Boga na górze, bo jedno i drugie wypowiedział sam Bóg. Natomiast zasięg docierania i oddziaływania tego Słowa zapisanego jest na pewno większy – tym bardziej, że jest ono przez Piotra i Apostołów głoszone aż po krańce świata! W tym sensie jest ono mocniejsze, że skierowane do każdego człowieka, żyjącego kiedykolwiek na tym świecie!

I właśnie dlatego to Wydarzenie, które dziś przeżywamy, również zostało zapisane na kartach Pisma Świętego, aby po wszystkie czasy przypominało, że ten, w którego wierzymy, to nie jest tylko przywódca jakiejś organizacji wyznaniowej, czy – jak to dzisiaj chciałoby się widzieć Kościół – kierownik instytucji charytatywnej. Dzisiaj wielu chętnie sprowadziłoby Kościół tylko do tego, a zamknęło mu usta, kiedy chce nauczać, czy – o zgrozo! – przestrzegać lub upominać! Jezus jednak nie jest kimś takim, a Kościół – czymś takim.

I także po to jest dzisiejsze Wydarzenie i po to zostało nam przekazane, byśmy pamiętali, że ten, w którego wierzymy, to jest Jezus Chrystus, Bóg Człowiek, realnie żyjący dwa tysiące lat temu na ziemi, chodzący po tej ziemi, nauczający, współodczuwający z nami to wszystko, co przeżywał i odczuwał każdy człowiek…

Realnie żył On i stąpał po tej ziemi dwa tysiące lat temu, ale równie realnie – choć w inny sposób – jest ze swoim Kościołem od dwóch tysięcy lat i aż do dzisiaj. I jest z nim – jest w nim – także dzisiaj. I teraz chodzi o to, abyśmy tę Jego obecność – realną, choć fizycznie, w ludzkiej postaci, niewidzialną – dostrzegali przez wiarę i wyznawali przez miłość.

Owszem, czasami jest człowiekowi dane takie doświadczenie, o którym Ojciec Święty, świętej i świetlanej pamięci Benedykt XVI powiedział w dniu 12 marca 2006 roku, a zostało to przytoczone przez YOUCAT, czyli młodzieżową wersję Katechizmu Kościoła Katolickiego: „Kiedy komuś zostaje udzielona łaska silnego doświadczenia Boga, wtedy przeżywa jakby coś podobnego do tego, co było udziałem Apostołów podczas Przemienienia: w jednej chwili czuje się przedsmak tego, czego będzie się doświadczać w błogosławionej rzeczywistości Raju. Zazwyczaj chodzi o krótkie doznania, które Bóg czasami daje poczuć – przede wszystkim, ze względu na mające nadejść ciężkie próby”.

Tak mówił Benedykt XVI o takich doznaniach, które niekiedy rzeczywiście stają się udziałem pojedynczych ludzi – czy to właśnie w obliczu ciężkich doświadczeń, które będą musieli oni znieść, czy na przykład w obliczu nowych zadań, które będą im powierzone w Kościele. Skądinąd pamiętamy – z opowiadań osób bliskich Karolowi Wojtyle – że w ostatnich dniach przed Konklawe, na którym został wybrany Papieżem, zachowywał się dość tajemniczo, bo co i raz wyłączał się ze wspólnych rozmów, myślami był zupełnie gdzieś indziej, jakby nieobecny wśród zebranych. I bardzo długo się modlił w skupieniu. Nie wiemy, czego wtedy doświadczał, ale wiemy, co stało się kilka dni później…

Zatem, Pan może dać takie nadzwyczajne znaki swojej bliskości, może pozwolić niektórym z nas doświadczyć właśnie takiego spotkania ze sobą, jakiego doświadczyli Piotr, Jakub i Jan na Taborze. Oczywiście, mówimy tu o prawdziwych doznaniach, a nie o jakichś wymysłach ludzi niezrównoważonych psychicznie, tak zwanych „nawiedzonych”, czy innych, niespełna rozumu, którzy najpierw sobie samym, a potem reszcie świata wmawiają, że mają jakiejś nadzwyczajne kontakty z Niebem i mają jakieś nadzwyczajne wizje, które potem jeszcze innym opowiadają.

Z pewnością, w tych przypadkach wskazany byłby jednak kontakt nie tyle z Niebem, co z psychiatrą, albo z kimś konkretnym, o silnej osobowości, kto takich „wizjonerów” sprowadziłby na ziemię. Niestety, takich ludzi niezrównoważonych – albo chcących leczyć swoje kompleksy tym, że wszystko zrobią, by być w centrum uwagi i zainteresowania – na tym świecie nie brakuje. Nie o takich jednak dzisiaj mówimy.

Mówimy natomiast o takich, którzy albo otrzymują – z woli Bożej – pojedyncze, mocne sygnały z Nieba, albo swoim głębokim życiem religijnym: szczerym, intensywnym i systematycznym dochodzą do takiego stanu skupienia i wewnętrznego wyciszenia, że ich modlitwa prawdziwie osiąga poziom niemalże mistyczny. I znowu tutaj przywołujemy Jana Pawła II, który już w młodym wieku doszedł do takiej głębi duchowych przeżyć.

Natomiast my wszyscy – słabi i grzeszni – modlimy się, jak umiemy, nieraz uskarżając się na rozproszenia, na różne przeszkody w modlitwie, ale także na brak czasu na modlitwę i na różne inne sytuacje… Ale próbujemy, a Pan wychodzi nam na spotkanie. I On właśnie – przez to dzisiejsze Wydarzenie – zdaje się proponować nam, abyśmy dali się Mu wyprowadzić na górę, na taką naszą osobistą górę Tabor, gdzie będziemy mogli Go spotkać, usłyszeć, wręcz dotknąć, zachwycić się Nim… Co może być taką naszą górą Tabor?

Z pewnością, ta świątynia – nasza parafialna – czy jakakolwiek inna, w której jest On obecny w Najświętszym Sakramencie, w której dane nam jest przeżyć radosne spotkanie z Nim na Mszy Świętej, w Jego słowie, w Jego Sakramentach, szczególnie w Sakramencie Pokuty… Taka Górą Tabor może być takie miejsce w domu, czy wokół domu, gdzieś w otwartej przestrzeni, gdzie lubimy sobie pójść, aby tam „łapać kontakt” z Jezusem, rozmawiać z Nim, doświadczając Jego obecności.

Dla naszych Braci i Sióstr, których Pan zaszczycił udziałem w swoim Krzyżu poprzez chorobę, niepełnosprawność, albo podeszły wiek – taką górą Tabor jest ich wózek inwalidzki, szpitalne lub domowe łóżko, na którym przeżywają tę swoją słabość i to swoje cierpienie, albo ten pokoik w domu, w którym na co dzień przebywają, szepcąc pobożne pacierze, nieraz przy odbiorniku radiowym, w łączności z którąś katolicką stacją… Modlimy się za tych naszych Braci i te nasze Siostry, prosząc dla nich o łaskę jak najczęstszego i jak najpełniejszego spotykania Jezusa właśnie na tej ich własnej górze Tabor, która w ich sytuacji jest także górą Kalwarią – górą Krzyża…

I wiele jeszcze innych miejsc moglibyśmy tu wskazać, które moglibyśmy uznać za naszą własną górę Tabor, jak chociażby własne auto, którym trzeba nam nieraz przemierzać wiele kilometrów przez wiele godzin: jakże dobrze się w tym czasie rozmawia z Jezusem i Jego Matką – czy to swoimi słowami, czy odmawiając na przykład Różaniec…

Na pewno, takim miejscem jest to miejsce w domu, w którym stoi krzyżyk i świeczka, gdzie leży Pismo Święte. Kiedyś w naszych domach istniała ta piękna tradycja – chyba teraz zapomniana – urządzania domowych ołtarzyków, przy których rodzina klękała do wspólnej modlitwy. To mogła być zwykła półka, zawieszona na ścianie, a na niej krzyżyk, świeczka, obrazek… Może by warto było wrócić do tej tradycji?… To byłaby prawdziwa nasza domowa, rodzinna góra Tabor, góra spotkania z Jezusem.

Takim wejściem na górę Tabor mogą być wreszcie wszelkie okoliczności, w których doświadczamy obecności Jezusa, albo słyszymy Jego słowo, albo sercem dostrzegamy blask Jego chwały. A do takich okoliczności na pewno możemy zaliczyć osobistą lekturę Pisma Świętego, ale też spotkanie z drugim człowiekiem i jakąś konkretną, wartościową rozmowę, a także wszystkie nasze własne chwile wyciszenia, milczenia, skupienia – dobrowolnie i świadomie podejmowane, obojętnie w jakim miejscu czy czasie…

Drodzy moi, wykorzystajmy wszystkie możliwe okoliczności, sytuacje, okazje i miejsca, aby do spotkania z Jezusem dochodziło jak najczęściej! Począwszy od tego najbardziej intensywnego i najważniejszego spotkania – we Mszy Świętej i w Komunii Świętej. Rozglądajmy się – gdzie i kiedy tylko możemy – za swoją osobistą górą Tabor, aby na nią wejść, ale także: aby innych na nią wprowadzać, albo innym takie poszukiwanie proponować.

Bo to szczęście, jakie spotkało dziś Piotra, Jakuba i Jana – nie jest zarezerwowane tylko dla nich. Jezus nas także zaprasza na górę Tabor – każdego i każdą z nas, bez wyjątku! I to od nas zależy, czy z tego zaproszenia skorzystamy. To oczywiście wiąże się z pewnym trudem – jak to zwykle jest z wchodzeniem na górę. Ale warto ten trud podjąć – na pewno!

I tak, jak Piotrowi nie udało się tam postawić trzech namiotów, ani nawet jednego, tak my właśnie postawmy, czyli uczyńmy te nasze miejsca spotkania takimi miejscami stałymi, gdzie będziemy ciągle powracać, a nie tylko od przypadku, do przypadku. Niech to wybrzmi raz jeszcze mocno i wyraźnie: szukajmy jak najczęściej owej góry Tabor w swoim życiu! Czyli: szukajmy każdej okazji, by tylko Jezusa spotkać i ucieszyć się, ubogacić się, napełnić się – Jego obecnością, Jego miłością, Jego chwałą. Szukajmy swojej góry Tabor! I wchodźmy na nią – jak najczęściej!

On już tam na nas czeka…

6 komentarzy

  • Dziś wieczorem, kiedy kładłam się spać, poczułam, że ktoś trzyma mnie za ramiona. Przestraszyłem się. Bo mam już doświadczenie w odczuwaniu takiego dotyku. Może to być zarówno Matka Boża (Jej uściski pomagają mi zasnąć), jak i nieczysty (od jego „uścisków” cierpię na bezsenność i profanację Matki Bożej). Poprosiłam Maryję, żeby zabrała ode mnie ręce i mnie nie dotykała. A Jezusa, aby uporządkował te ręce, czyje one są. Uczucie dotykania szybko ustało i mogłam zasnąć. W nocy miałam koszmar rozpusty.
    Obudziłam się z niego z przerażeniem w środku nocy, wzięłam różaniec, wyszłam na balkon, otworzyłam okno i zaczęłam modlić się do Miłosierdzia Bożego w intencji ochrony przed tym koszmarem. Bóg mnie wysłuchał. Po modlitwie szybko zasnęłam, koszmar już mnie nie męczył.
    10 sierpnia 2021 r. robiłem zdjęcia katedry przed mszą, była bardzo podświetlona, musiałem robić zdjęcia na ślepo, nie będąc w stanie zobaczyć obrazu na ekranie mojego tabletu. Mimo to zdjęcia wyszły (zdjęcie wysłałem księdzu Jackowi mailem). Zrobiłem kilka zdjęć i wybrałem najlepsze. Kiedyś myślałem, że to wada światła spowodowana pochmurną pogodą. Teraz zdaję sobie sprawę, że nie ma to nic wspólnego z pogodą. To jest jak światło z góry Tabor.
    10 sierpnia – obchody rocznicy poświęcenia katedry (miało to miejsce 10.08.1997 r.)

    • Proszę o ostrożność, jeśli idzie to „odpędzanie” Maryi. Naprawdę, proszę tak nie pisać! Nie wypada…
      xJ

  • Ks. Jacku dodam, że najlepsze jednoczenie ludzi młodych jest też przez pracę fizyczną np. przy zbiorach, których nie ma kto na plantacjach zbierać i plantatorzy narzekają na brak rąk do pracy kwestia organizacji i możliwość zarobku na wyjazdy/ludzie młodzi studenci mogą sami zarobić na swoje wyjazdy są pilniejsze potrzeby jak zbiórka na leczenie chorych… Bez urazy oraz et labora

    • Oni już pracują – czasami uważam, że za dużo i kosztem swojej młodości i swojej intelektualnej i duchowej formacji. Fundusz Duszpasterstwa Akademickiego służy do sfinansowania różnych form jego działalności. Dziękuję za poradę. Bez urazy – nie skorzystam.
      xJ

      • Bez urazy ale fundusz akademicki powinien być zasilany z Funduszu Kościelnego pieniądze nie leżą na ulicy a biorą się z pracy rąk własnych to normalne, że trzeba na wszystko zapracować… To dobrze że pracują… Zawsze trzeba z czegoś zrezygnować w imieniu wyższych celów np. Misjonarze na misjach pracują razem z miejscową ludnością żeby Tamtejsi mieli lepsze warunki do życia i w ten sposób ewangelizuja/pieniądze są zawsze kościa niezgody w rodzinach i miejscach pracy… a źródła finansowania działalności to temat na audycję radiową

        • Jeżeli ktoś chce taką audycję poprowadzić, to jak najbardziej. Ja nie zamierzam. Nie wiem, czy fundusz kościelny powinien finansować Duszpasterstwo Akademickie, czy nie. Wiem, że – w moim przypadku – nie finansuje. I wiem też, że pieniądze nie leżą na ulicy i że trzeba na nie zapracować. Proszę mnie nie traktować jak człowieka niespełna rozumu!
          xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.