To Bóg da wzrost!

T

Szczęść Boże! Witam i pozdrawiam Was, moi Drodzy, u progu nowego dnia! Dzisiaj nadal jestem w Lublinie, gdzie staram się modlić i pracować, przygotowując – między innymi – najbliższe audycje oraz wydarzenia w ramach Duszpasterstwa Akademickiego i inne. Tych spraw nagle zrobiło się dość sporo, a czas nagli. O szczegółach będę Was informował, kiedy się już doprecyzują.

O 18:00 – jak zawsze, gdy jestem w Lublinie – Msza Święta w Parafii Świętego Jana Kantego.

Teraz zaś już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co dziś mówi do mnie Pan – właśnie do mnie, osobiście i konkretnie? Duchu Święty, rozjaśnij umysły i serca!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Środa 22 Tygodnia zwykłego, rok II,

4 września 2024., 

do czytań: 1 Kor 3,1–9; Łk 4,38–44

CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:

Nie mogłem, bracia, przemawiać do was jako do ludzi duchowych, lecz jako do cielesnych, jak do niemowląt w Chrystusie.

Mleko wam dawałem, a nie pokarm stały, boście byli niemocni; zresztą i nadal nie jesteście mocni. Ciągle przecież jeszcze jesteście cieleśni. Jeżeli bowiem jest między wami zawiść i niezgoda, to czyż nie jesteście cieleśni i nie postępujecie tylko po ludzku?

Skoro jeden mówi: „Ja jestem Pawła”, a drugi: „Ja jestem Apollosa”, to czyż nie postępujecie tylko po ludzku? Kimże jest Apollos? Albo kim jest Paweł? Sługami, przez których uwierzyliście według tego, co każdemu dał Pan. Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost. Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost – Bóg.

Ten, który sieje, i ten, który podlewa, stanowią jedno; każdy według własnego trudu otrzyma należną mu zapłatę. My bowiem jesteśmy pomocnikami Boga, wy zaś jesteście uprawną rolą Bożą i Bożą budowlą.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Po opuszczeniu synagogi w Kafarnaum Jezus przyszedł do domu Szymona. A wysoka gorączka trawiła teściową Szymona. I prosił Go za nią.

On, stanąwszy nad nią, rozkazał gorączce, i opuściła ją. Zaraz też wstała i usługiwała im.

O zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego. On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich.

Także złe duchy wychodziły z wielu, wołając: „Ty jesteś Syn Boży”. Lecz On je gromił i nie pozwalał im mówić, ponieważ wiedziały, że On jest Mesjaszem.

Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne. A tłumy szukały Go i przyszły aż do Niego; chciały Go zatrzymać, żeby nie odchodził od nich.

Lecz On rzekł do nich: „Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo na to zostałem posłany”.

I głosił słowo w synagogach Judei.

To dzisiejsze pierwsze czytanie można by zadedykować wszystkim, którzy podejmują się trudu wychowania drugiego człowieka, ukształtowania w nim „człowieka w człowieku”. Także – człowieka wierzącego, ale przede wszystkim: człowieka. Jak uczy nas doświadczenie życiowe – a dzisiaj potwierdza to doświadczenie samego Apostoła Pawła, tak przecież mądrego i wytrawnego pedagoga – jest to zadanie niezwykle trudne i wymagające ogromnej wytrwałości i równie ogromnej cierpliwości.

Jak bowiem słyszymy, Paweł tak opisuje swoje doświadczenia w tym względzie: Nie mogłem, bracia, przemawiać do was jako do ludzi duchowych, lecz jako do cielesnych, jak do niemowląt w Chrystusie. Mleko wam dawałem, a nie pokarm stały, boście byli niemocni; zresztą i nadal nie jesteście mocni. Ciągle przecież jeszcze jesteście cieleśni. Jeżeli bowiem jest między wami zawiść i niezgoda, to czyż nie jesteście cieleśni i nie postępujecie tylko po ludzku?

Po czym nieco dokładniej wyjaśnia istotę problemu: Skoro jeden mówi: „Ja jestem Pawła”, a drugi: „Ja jestem Apollosa”, to czyż nie postępujecie tylko po ludzku? Kimże jest Apollos? Albo kim jest Paweł? Sługami, przez których uwierzyliście według tego, co każdemu dał Pan. Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost. Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost – Bóg.

Otóż, właśnie! Ileż starań, podejmowanych ciągle i na różne sposoby przez Apostoła, a efekt taki mizerny. A może lepiej powiedzieć: taki powolny… I takie ciasne myślenie, schematyczne i wąskie spojrzenie, czego znakiem są wspomniane zawiści i niezgody, albo też przypisywanie się do poszczególnych głosicieli i świadków Jezusa, zamiast do samego Jezusa.

A przecież ani Paweł, ani żaden z Apostołów, ani żaden ze współpracowników Pawła – nie chcieli wiązać chrześcijan z samymi sobą, tylko z Jezusem! Ci jednak tak opacznie zrozumieli dobre przecież intencje swoich nauczycieli. Powinni natomiast patrzeć dalej i głębiej – i w słowach, oraz w postawach swoich duchowych przewodników i nauczycieli dostrzec nauczanie i działanie samego Jezusa, pierwszego i najważniejszego Przewodnika i Nauczyciela.

Wydaje się jednak, że fakt, iż tak w tym momencie nie było, czyli że uczniowie jeszcze tak nie myśleli, jak powinni – nie był dla Pawła bynajmniej powodem do jakiejkolwiek rozpaczy! Wprost przeciwnie, było to wyzwaniem do tego, aby dalej kształtować swoich uczniów, być może dłużej podając im mleko, zamiast pokarmu stałego – żeby użyć sformułowania samego Pawła.

Z pewnością, takie działanie było kontynuacją i naśladowaniem działania samego Jezusa, który – jak to słyszymy w dzisiejszej Ewangelii – w ramach swojej działalności w Kafarnaum najpierw uzdrowił teściową Szymona, potem zaś uzdrowił wielu, bardzo wielu mieszkańców miasta i zapewne okolic, wyrzucając przy okazji złego ducha z wielu z nich, po czym… udał się na miejsce pustynne, zapowiadając jednocześnie, że uda się do innych miast. Dlaczego?

Sam to powiedział: Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo na to zostałem posłany”. I głosił słowo w synagogach Judei. Zatem, będąc w Kafarnaum, dokonał bardzo wiele, ale potem odszedł, aby takich samych dzieł dokonywać w innych miastach, natomiast mieszkańców Kafarnaum zostawił z tym, co im zostawił, aby to przemyśleli, aby to wszystko na spokojnie w sercach swoich jeszcze raz przeżyli, aby dzięki temu całą sprawę odnieśli do Boga, a nie pozostali tylko w przekonaniu, że oto pojawił się cudotwórca, który teraz, na zamówienie, będzie im rozwiązywał doraźne problemy. Jezus wyraźnie mówi dziś, że udaje się dalej, aby «głosić Boże słowo, bo na to został posłany», po to przyszedł na ziemię.

Owszem, dokonuje także znaków i cudów, ale one wszystkie są podporządkowane temu najważniejszemu celowi, jakim jest głoszenie słowa samego Boga i kierowanie serc i umysłów słuchaczy ku Bogu. Nawet na samym sobie Jezus nie pozwala koncentrować uwagi tym, wśród których działał – o ile widzieli w Nim jedynie wspomnianego doraźnego cudotwórcę. Jeżeli widzieliby w Nim od początku Syna Bożego i Boga Wcielonego, to owszem. Ale jeżeli mają widzieć w Nim tylko ziemskiego przywódcę, którego zresztą w innym miejscu i w innym momencie chcieli obwołać królem, bo najedli się do syta rozmnożonego chleba – to Jezus na takie pojmowanie Jego samego i Jego posługi się nie godził.

I dlatego dzisiaj zostawia mieszkańców Kafarnaum z tym, co im podarował, aby w długim zapewne procesie, ale jednak dochodzili do zrozumienia prawdziwego sensu tego, co się stało. I od kogo to wszystko otrzymali. W tym sensie, Jezus nie wiązał ich ze sobą, ale od razu „przekierowywał” na Boga. I dlatego Paweł i jego współpracownicy – wpatrzeni we wzór samego Jezusa – także nie pozwalali sobie na to, by wiązać ludzi z sobą samymi, ale również „przekierowywali” ich spojrzenie na Boga, a konkretnie: na Jezusa. I na tym – także z tej ludzkiej strony – najwięcej zyskiwali.

Bo kiedy człowiek staje się narzędziem w ręku Jezusa, to i chwały Bożej przysparza, i sam zyskuje prawdziwe uznanie w oczach ludzi, stając się dla nich prawdziwym autorytetem. Kto zaś za wszelką cenę zabiega o docenienie siebie, podkreślając na każdym kroku swoje zasługi i na sobie koncentrując uwagę ludzi, wiążąc ich często ze sobą emocjonalnie czy duchowo – szybko traci ten swój wydumany i pozorny autorytet, bo ludzie zaraz się od niego odwrócą! Zaraz potem, jak tylko przestaną się go bać, albo przestanie im zależeć na jego pieniądzach czy wpływach.

Tylko ten – podkreślmy to jeszcze raz z całą mocą – zyskuje prawdziwy autorytet w oczach ludzi, kto wiąże ich z Jezusem, na Jezusa wskazuje i do Niego prowadzi; kto też swoim życiem Jezusa pokazuje i o Nim świadczy. Bardzo cenna to wskazówka dla każdej i każdego z nas, którzy jesteśmy za siebie nawzajem odpowiedzialni na drodze do zbawienia, którzy często doradzamy innym albo chcemy być dla nich przewodnikami.

Szczególnie ważna to wskazówka dla tych, których życiową misją jest wychowywanie i kształtowanie innych, a więc najpierw rodziców, a potem nauczycieli, wychowawców, profesorów i wykładowców, instruktorów i trenerów. Także duszpasterzy i katechetów. W posłudze ich wszystkich najważniejsze są te dwie sprawy: by nie wiązali ludzi ze sobą i nie uzależniali ich od siebie oraz by na owoce swojej pracy umieli poczekać, a nie chcieli ich widzieć od razu. Bo nie zobaczą. Potrzeba czasu, wytrwałości i cierpliwości.

A Bóg, który – jak to zaznacza dziś Paweł – daje wzrost posianego ziarna, da ten wzrost. Ale w czasie, który sam wyznaczy…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.