Którzy zaprowadzają pokój…

K

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, w piątek urodziny przeżywał Sebastian Gruszczyński, za moich czasów – Lektor w Parafii w Miastkowie Kościelnym.

Natomiast wczoraj rocznicę zawarcia sakramentalnego Małżeństwa przeżywali Katarzyna i Grzegorz Pałysowie, dobrzy i życzliwi Ludzie z Parafii w Miastkowie Kościelnym.

A dzisiaj imieniny przeżywa Ksiądz Tomasz Oponowicz – Kapłan z naszej Diecezji.

Życzę Świętującym, aby w swoim otoczeniu zaprowadzali Boży pokój! Zapewniam o modlitwie!

Moi Drodzy, ja dzisiaj zastępuję Księdza Leszka Przybyłowicza, Proboszcza Parafii Siemień, w Dekanacie parczewskim, w naszej Diecezji. Jeszcze nigdy nie byłem w tej Parafii – to będzie pierwsze spotkanie. I coś mi się wydaje, że nie ostatnie. Księdza Leszka zastępowałem lub współpracowałem z Nim, kiedy – do niedawna – był Proboszczem Parafii Świętego Brata Alberta w Łukowie.

Natomiast o 17:00 – planuję odprawić Mszę Świętą gregoriańską, w mojej rodzinnej Parafii.

A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co konkretnie mówi do mnie Pan? Z czym zwraca się do mnie osobiście dzisiaj? Duchu Święty, tchnij!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

25 Niedziela zwykła, B,

22 września 2024.,

do czytań: Mdr 2,12.17–20; Jk 3,16–4, 3; Mk 9,30–37

CZYTANIE Z KSIĘGI MĄDROŚCI:

Bezbożni mówili: Zróbmy zasadzkę na sprawiedliwego, bo nam niewygodny: sprzeciwia się naszym sprawom, zarzuca nam łamanie prawa, wypomina nam błędy naszych obyczajów. Zobaczmyż, czy prawdziwe są jego słowa, wybadajmy, co będzie przy jego zejściu.

Bo jeśli sprawiedliwy jest synem Bożym, Bóg ujmie się za nim i wyrwie go z ręki przeciwników. Dotknijmy go obelgą i katuszą, by poznać jego łagodność i doświadczyć jego cierpliwości. Zasądźmy go na śmierć haniebną, bo – jak mówił – będzie ocalony.

CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO JAKUBA APOSTOŁA:

Najmilsi: Gdzie zazdrość i żądza sporu, tam też bezład i wszelki występek. Mądrość zaś zstępująca z góry jest przede wszystkim czysta, dalej skłonna do zgody, ustępliwa, posłuszna, pełna miłosierdzia i dobrych owoców, wolna od względów ludzkich i obłudy. Owoc zaś sprawiedliwości sieją w pokoju ci, którzy zaprowadzają pokój.

Skąd się biorą wojny i skąd kłótnie między wami? Nie skądinąd, tylko z waszych żądz, które walczą w członkach waszych. Pożądacie, a nie macie, żywicie morderczą zazdrość, a nie możecie osiągnąć. Prowadzicie walki i kłótnie, a nic nie posiadacie, gdyż się nie modlicie. Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:

Jezus i Jego uczniowie podróżowali przez Galileę, On jednak nie chciał, żeby kto wiedział o tym. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: „Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie”. Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać.

Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był w domu, zapytał ich: „O czym to rozmawialiście w drodze?” Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy.

On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: „Jeśli kto chce być pierwszym, nich będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich”.

Potem wziął dziecko; postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: „Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał”.

Jak nam dzisiaj, w pierwszym czytaniu, daje wyraźnie do zrozumienia Autor Księgi Mądrości – i jak to wyraźnie pokazuje życiowe doświadczenie – jedyną winą człowieka sprawiedliwego, i to taką winą, która sprawia, że cały świat się przeciwko niemu obraca, jest to, że sprzeciwia się [różnym ciemnym i grzesznym] sprawom, zarzuca […] łamanie prawa [tym, którzy je łamią], wypomina […] błędy […] obyczajów. Dlatego jedynym sposobem sprzeciwienia się jego działaniu z ich strony jest ten: Zróbmy zasadzkę na sprawiedliwego, bo nam niewygodny.

Czyli – nie: porozmawiajmy z nim, przekonajmy go, podyskutujmy z nim na argumenty, spróbujmy go przekonać, żeby dał nam spokój… Nic z tych rzeczy! Po prostu: zróbmy zasadzkę, „uciszmy go”, zabijmy… Niestety, na takim poziomie i w taki sposób rozmawiają i tak reagują ci, którym brak argumentów, którzy doskonale wiedzą, że robią źle, ale nie chcą się poprawić, nie chcą w ogóle przyznać się do zła, tylko „polują” na tego, kto wypomni im zło.

Bo człowiek czyniący zło, albo nie czyniący dobra, a widzący, że ktoś obok czyni dobro, ma dwa wyjścia z tej sytuacji, z tego „zderzenia”: albo zmiana postępowania na lepsze, albo – i z tym mamy dzisiaj do czynienia – atak na tego, kto czyni dobrze. Zapewne dlatego Autor Księgi Mądrości takich ludzi nazywa dzisiaj «bezbożnymi».

To prawda – są to ludzie bezbożni! Bo ktoś, kto wierzy w Boga, modli się i chodzi Jego drogami – kiedy spotka człowieka sprawiedliwego i świętego, to chce go naśladować, chce z nim współpracować, chce budować się jego postawą. Dla bezbożnego natomiast taki człowiek sprawiedliwy jest wyrzutem sumienia, a najprostszą drogą do pozbycia się takich wyrzutów jest pozbycie się człowieka, który je powoduje. Tak jest oczywiście według owych «bezbożnych».

Ale tak nie jest naprawdę. W rzeczywistości bowiem, tak jak człowiek nigdy nigdzie nie ucieknie przed samym sobą, bo choćby uciekł nawet na koniec świata, to wszędzie siebie samego ze sobą zabierze, tak wszędzie zabierze ze sobą swoje sumienie. I jego wyrzuty! One dogonią go zawsze.

Bo nie jest prawdą, że wyrzuty sumienia można skutecznie uciszyć. Nie jest też prawdą, że są na świecie ludzie bez sumienia. Nie, nie ma takich ludzi. Sumienie, czyli ów głos Boży, który rozlega się w sercu każdego człowieka, ma każdy. Chociaż – to prawda – wielu robi bardzo dużo, żeby je uciszyć. I właśnie na jednej z wyższych lokat na liście propozycji, jak to zrobić, czyli jak uciszyć sumienie, jest uciszenie tego, kto może wzbudzać wyrzuty sumienia. Nawet niekoniecznie tym, co mówi. Wystarczy, że wzbudza je swoją konsekwentną postawą.

I takim oto Sprawiedliwym, który znalazł się „na celowniku” «bezbożnych», był i ciągle jest – co oczywiste – sam Jezus! On sam mówi o tym dzisiaj w Ewangelii: Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie. Jezus zapowiadał to wielokrotnie, co też ważne: mówił to zawsze bardzo otwarcie, bardzo wprost i bardzo spokojnie i rzeczowo. To znaczy, oczywiście nie mamy nagrania Jego głosu, ale z kontekstu wynika, że te stwierdzenia, wypowiedzi na ten temat, były niejako „wplecione” w cały ciąg Jego nauczania, więc mówił o tym tak, jak mówił o wszystkim innym.

Uważał to za coś pewnego i oczywistego, że do tego musi dojść, bo – po pierwsze – po to przyszedł na świat, aby złożyć swoje życie w zbawczej Ofierze za grzechy ludzi, ale też – po drugie – wiedział, że w taki sposób zareagują owi «bezbożni», dla których Jego nauczanie, jak i cała Jego postawa, były bardzo, ale to bardzo niewygodne.

A jak na te zapowiedzi zareagowali dziś Jego najbliżsi? Słyszeliśmy w Ewangelii: Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać. Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był w domu, zapytał ich: „O czym to rozmawialiście w drodze?” Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy.

Drodzy moi, czy widzimy to mocne, wręcz dramatyczne zderzenie? Jezus mówi o totalnym darze z siebie, o całkowitym poświeceniu siebie dla dobra ludzi – a więc także dla ich dobra – a oni nic z tego nie rozumieją i na wszelki wypadek nie chcą Go pytać, bo może się okazać, że powinni rozumieć, a nie rozumieją; jednak nie zajmują się tą sprawą dłużej, bo mają tak naprawdę inny problem. Jaki? Właśnie: kto z nich jest największy?…

Jeszcze raz zobaczmy owo „zderzenie”: On się totalnie uniża, cały się im oddaje, a oni patrzą tylko, jak podkreślić swoje własne „ja”, swoją pozycję, swoją wydumaną wielkość… To chyba o takich postawach pisał dziś Jakub Apostoł, a co my usłyszeliśmy w drugim czytaniu: Gdzie zazdrość i żądza sporu, tam też bezład i wszelki występek. Mądrość zaś zstępująca z góry jest przede wszystkim czysta, dalej skłonna do zgody, ustępliwa, posłuszna, pełna miłosierdzia i dobrych owoców, wolna od względów ludzkich i obłudy. Owoc zaś sprawiedliwości sieją w pokoju ci, którzy zaprowadzają pokój.

Po czym, przechodząc już do konkretów, stawia retoryczne pytania: Skąd się biorą wojny i skąd kłótnie między wami? I odpowiada: Nie skądinąd, tylko z waszych żądz, które walczą w członkach waszych. Pożądacie, a nie macie, żywicie morderczą zazdrość, a nie możecie osiągnąć. Prowadzicie walki i kłótnie, a nic nie posiadacie, gdyż się nie modlicie. Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz.

Widzimy zatem – przed czym ostrzega mocno Apostoł – że można się nawet modlić, a być daleko od Boga, bo można nie myśleć w ogóle o Bogu i o nawiązaniu z Nim duchowej więzi, a jedynie o wzmacnianiu więzi z samym sobą, o budowaniu własnego obrazu w sobie, o zachwycaniu się samym sobą, o zakochaniu w samym sobie „ze wzajemnością”. Modlitwa zaś będzie tylko po to, aby „załatwić” z Bogiem bieżące sprawy, przedstawić Mu listę żądań i postulatów, narzucić Mu swoje poglądy i przekonania, pod którymi On się ma po prostu podpisać i nie robić większych problemów…

Jeżeli tak, to nie ma się co dziwić, że nawet będąc bardzo blisko takiej Światłości, jaką jest Jezus Chrystus, można pozostać w ciemnościach… Może to zbyt surowa ocena postawy Apostołów, bo w ich przypadku to chyba można mówić bardziej o jakiejś nieroztropności, niefrasobliwości, małej jeszcze duchowej dojrzałości… Wiemy, że ostatecznie wszyscy – poza jednym, zdrajcą – oddali w końcu życie za Jezusa, a Jan, który życia w sposób męczeński nie oddał, jednak całe swoje długie życie Jezusowi poświęcił. Ale to później, już po Wniebowstąpieniu Jezusa. Dzisiaj jeszcze słyszymy, że są na bardzo wczesnym etapie swego duchowego rozwoju. Jezus musi im jeszcze tłumaczyć zupełnie podstawowe sprawy.

Zauważmy jednak, że Jezus miał do nich naprawdę dużo cierpliwości i miłości. Bo tak prawdę mówiąc, to mógł się porządnie wkurzyć, kiedy stwierdził, że oto On zapowiada im swoje totalne poświęcenie, że nawet życie za nich odda, że tak bardzo ich kocha, iż nie będzie się dla nich w ogóle oszczędzał, a oni – jak gdyby nigdy nic – roztrząsają, który z nich jest największy. No, przecież mogli wtedy zebrać takie gromy, że długo by się nie pozbierali. A jednak, Jezus nie tak ich uczył. A jak?

A właśnie tak, że wziął dziecko; postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: „Kto przyjmuje jedno z tych dzieci w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał”.

Kto może przyjąć dziecko? Ten, kto sam stanie się jak dziecko. Nie w sensie zdziecinnienia, infantylizmu, ale w sensie prostoty serca, otwartości serca, szczerości i pokory. Z całą pewnością, dobijanie się o pierwszeństwo przed innymi i górowanie nad innymi – do takich postaw się nie zalicza. Ani też zazdrość i żądza sporu, czy bezład i wszelki występek, przed czym ostrzega Święty Jakub w drugim czytaniu. A już na pewno nie takie podstępne i złośliwe działanie, jakie wobec człowieka sprawiedliwego podjęli «bezbożni», o których mowa w pierwszym czytaniu.

Niestety, Drodzy moi, musimy chyba wszyscy szczerze przyznać się do tego – począwszy ode mnie, kapłana – że co i raz odzywa się w nas taki «bezbożny» człowiek… I odzywa się w nas zazdrość i żądza sporu, […] bezład i wszelki występek… I odzywa się w nas to pragnienie bycia za wszelką cenę kimś ważnym, ważniejszym od innych.

Stąd właśnie wojny pomiędzy narodami, a pomiędzy nami – na naszym lokalnym, rodzinnym lub sąsiedzkim podwórku – kłótnie, napięcia, obmowy, zazdrość, czasami wręcz nienawiść. A przecież wszyscy uważamy się za wierzących – a jakże! – i to pewnie porządnie wierzących. Wielu z nas chodzi do kościoła, na Mszę Świętą, niektórzy nawet codziennie. I żeby wszystko było jasne: to bardzo dobrze, że tak jest! Obyśmy wszyscy, całą Parafią, chodzili na Mszę Świętą codziennie i przyjmowali na każdej Mszy Świętej Komunię Świętą. Byłoby naprawdę wspaniale!

Ale za tym musi pójść – koniecznie! – refleksja nad tym, czy moje myślenie, moje spojrzenie na Boga, na drugiego człowieka, na cały otaczający świat, a wreszcie także: na samego siebie – nadąża za moją pobożnością? A może lepiej zapytać, czy to idzie w parze: praktyki religijne i codzienna postawa? Modlitwa – i praca nad sobą? Słuchanie Bożego słowa – i codzienna zmiana na lepsze swego postępowania? Przyjmowanie Jezusa do serca w Komunii Świętej – i otwieranie tego swego serca na drugiego człowieka?

Wpatrywanie się w Krzyż Jezusa Chrystusa, czynienie tego Znaku na sobie – i ciągłe dążenie do tego, aby jak najwięcej siebie i z siebie dawać ludziom? To znaczy, nie całej ludzkości – jak to ogłaszają twórcy takiej czy innej „orkiestry” – czyli tak naprawdę nikomu, ale konkretnemu człowiekowi. Dokładnie temu, którego na co dzień mamy w swoim domu, w swoim najbliższym otoczeniu, czy też temu, którego już jutro spotkamy w pracy, na studiach czy w szkole…

Dobrze, gdyby ten drugi człowiek nie musiał pytać nas, czy byliśmy w niedzielę na Mszy Świętej, czy słuchaliśmy Bożego słowa, czy przyjęliśmy Komunię Święta, czy się pomodliliśmy – bo zobaczy to po naszej postawie!

Drodzy moi, odpowiedzmy sobie tak bardzo szczerze – wszyscy, począwszy ode mnie: Czy tak właśnie jest? Co inni widzą po naszej postawie? I nie tłumaczmy się w ten sposób, że oni też nie lepsi. Być może, ale my dzisiaj pytamy o swoją postawę, oni niech się martwią o swoją. Na pewno, wiele łatwiej nam innych osądzać i innym stawiać wymagania, niż sobie.

Dlatego właśnie, skoro dzisiaj tutaj spotykamy się z Jezusem, słuchamy Go i zapraszamy do serca w Komunii Świętej, to pomyślmy tak głęboko i szczerze, że On dał z siebie najwięcej, jak tylko mógł dać. I nie oczekuje od nas niczego, czego sam nie uczyniłby w stopniu dużo większym! Dlatego i my nie powinniśmy od innych wymagać więcej, niż od samych siebie. To od siebie powinniśmy wymagać najwięcej – nawet, gdyby inni od nas nie wymagali – jak uczył Jan Paweł II.

I naprawdę, nie musimy za wszelką cenę zabiegać o to, by być ważniejszymi od innych i wyżej stać od innych. Jeżeli Jezus będzie w naszym życiu najważniejszy i to On będzie stał na pierwszym miejscu, to znajdzie się w tym naszym sercu odpowiednie miejsce dla drugiego człowieka, a i nam samym nic nie ubędzie i niczego nie stracimy. Naprawdę!

Ktoś mądry kiedyś powiedział, że człowiek tak naprawdę jest największy wtedy, kiedy klęczy przed Bogiem. Tak, właśnie na tym polegała wielkość ludzi prawdziwie wielkich, że w ich życiu, w ich sercu, największy był Jezus. Oni sami w ogóle o swoją własną wielkość nie zabiegali. Co więcej, ze strony otoczenia często spotykało ich – i ciągle spotyka – to, o czym dzisiaj mowa w Bożym słowie, czyli ciągłe kłody pod nogi ze strony różnych «bezbożnych», niesprawiedliwych, pysznych i takich, którzy sami chcą być najważniejszymi i innymi rządzić.

W rzeczywistości jednak, tacy ludzie zwykle kompromitują się swoją pychą, głupotą, nieraz też dopuszczają się wielu złych czynów. A chociaż przez różne niegodziwości i przekręty może i dopchają się do władzy, zdobędą znaczną fortunę, będę brylowali na salonach i w mediach, to z czasem okaże się cała ich małość, miałkość, nierzadko podłość… Tylko szkody narobią i wiele łez ludzkich spowodują…

Ludzie prawdziwie wielcy to ci, którzy kierują się słowami Jakuba Apostoła z dzisiejszego drugiego czytania: Mądrość zaś zstępująca z góry jest przede wszystkim czysta, dalej skłonna do zgody, ustępliwa, posłuszna, pełna miłosierdzia i dobrych owoców, wolna od względów ludzkich i obłudy. Owoc zaś sprawiedliwości sieją w pokoju ci, którzy zaprowadzają pokój.

Drodzy moi, oto nasze zadanie na dziś – i na ten najbliższy tydzień, a może i na całe życie: zaprowadzać Boży pokój w swoim domu, w swoim sąsiedztwie, w swojej klasie, w swojej szkole, na swoim roku studiów, w swojej pracy… Nie kolejne kłótnie, pretensje, zazdrość i zawiść, obmowy i przekleństwa, podejrzliwość i intrygi – ale właśnie pokój. Chrystusowy pokój. Jak to konkretnie i skutecznie zrobić?…

Na pewno – dobrze wiemy…

1 komentarz

  • Chciałbym podzielić się kilkoma zdjęciami, które zrobiłem dzisiaj po Mszy Świętej, podczas spaceru.
    1 i 2. Jesienna przyroda
    3. „Przewidywanie zimowych opadów śniegu”. Samoyed-lajka Zefir na tle opadłych liści.

    „Benedicite, cæli, Domino:
    laudate et superexaltate Eum in sæcula.
    Benedicite, universa germinantia in terra, Domino :
    laudate et superexaltate Eum in sæcula.
    Benedicite, omnes bestiæ et pecora, Domino :
    laudate et superexaltate Eum in sæcula.”
    (Daniel 3:59, 67, 81)

    Wysłałem zdjęcia e-mailem do księdza Jacka.

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.