Szczęść Boże! Moi Drodzy, witam i pozdrawiam z Siedlec, gdzie dzisiaj planuję taki zwyczajny środowy dzień, a więc najpierw – od 10:00 do 15:00 – dyżur duszpasterski na Wydziale Nauk Ścisłych i Przyrodniczych, przy ulicy 3 Maja, a o 19:00 – Mszę Świętą w intencji Środowiska Akademickiego, Duszpasterstwa Akademickiego i Młodzieży w Kościele. Po niej – wystawienie Najświętszego Sakramentu, Koronka do Bożego Miłosierdzia za Zmarłych, a potem cicha adoracja, do godziny 21:00.
Teraz zaś już zapraszam do wsłuchania się w Boże słowo dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co dziś mówi do mnie Pan? Z jakim bardzo konkretnym i osobistym przesłaniem zwraca sie do mnie? Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty! Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Środa 31 Tygodnia zwykłego, rok II,
6 listopada 2024.,
do czytań: Flp 2,12–18; Łk 14,25–33
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO FILIPIAN:
Umiłowani moi, skoro zawsze byliście posłuszni, zabiegajcie o własne zbawienie z bojaźnią i drżeniem nie tylko w mojej obecności, lecz jeszcze bardziej teraz, gdy mnie nie ma. Albowiem to Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z Jego wolą.
Czyńcie wszystko bez szemrań i powątpiewań, abyście się stali bez zarzutu i bez winy jako nienaganne dzieci Boże pośród narodu zepsutego i przewrotnego. Między nimi jawicie się jako źródła światła w świecie. Trzymajcie się mocno Słowa Życia, abym mógł być dumny w dniu Chrystusa, że nie na próżno biegłem i nie na próżno się trudziłem.
A jeśli nawet krew moja ma być wylana przy ofiarniczej posłudze około waszej wiary, cieszę się i dzielę radość z wami wszystkimi: a także i wy się cieszcie i dzielcie radość ze mną.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Wielkie tłumy szły z Jezusem. On zwrócił się i rzekł do nich: „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.
Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw, a nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej gdyby założył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy patrząc na to zaczęliby drwić z niego: «Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć».
Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju.
Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem”.
To prawda, że Paweł był apostołem, nauczycielem, nawet duchowym ojcem dla Filipian – i dla wiernych z wielu innych Gmin chrześcijańskich. Ale nie chciał nigdy być jakimś kontrolerem, czy stróżem moralności, który stałby nad głowami swoich wychowanków i co i raz zsyłał na nich gromy. Dlatego dzisiaj pisze: Umiłowani moi, skoro zawsze byliście posłuszni, zabiegajcie o własne zbawienie z bojaźnią i drżeniem nie tylko w mojej obecności, lecz jeszcze bardziej teraz, gdy mnie nie ma. Dlaczego? Bo to Bóg jest w was sprawcą i chcenia, i działania zgodnie z Jego wolą.
I to w związku z tym – jak im dalej poleca Apostoł – czyńcie wszystko bez szemrań i powątpiewań, abyście się stali bez zarzutu i bez winy jako nienaganne dzieci Boże pośród narodu zepsutego i przewrotnego. Między nimi jawicie się jako źródła światła w świecie. Trzymajcie się mocno Słowa Życia, abym mógł być dumny w dniu Chrystusa, że nie na próżno biegłem i nie na próżno się trudziłem.
Oto jest postawa mądrego wychowawcy! Mądrego wychowawcy, a nie tresera – jakby to mocno nie zabrzmiało. Paweł szczerze usiłuje doprowadzić swoich uczniów do ukształtowania w nich takiej postawy, w której będą oni postępowali właściwie i przykładnie – nie ze względu na niego, czyli Pawła, ale ze względu na Jezusa. I dla Jezusa! Czyli – będą mieli tę najgłębszą, duchową motywację, która nie potrzebuje nad sobą kontroli.
A Pawłowi, jako wychowawcy, tylko przysporzy dumy w dniu Chrystusa, czyli w Dniu Sądu, iż oto jego duchowe dzieci tak dobrze postępują. Jeszcze raz podkreślmy: nie dlatego, że są kontrolowane, ale dlatego, że tak mają zapisane w swoich sercach i do takiej postawy są najgłębiej przekonane! Dopiero wtedy Paweł będzie mógł o nich powiedzieć, iż jawią się oni jako źródła światła w świecie.
Drodzy moi, to określenie warto zapamiętać, w sercach swoich zapisać i ciągle sobie przypominać, odnosząc je – każdy i każda z nas – osobiście do siebie. Mając w świadomości, że mówimy tu nawet nie o samym tylko świetle, którym chrześcijanie mają być dla świata – jak to ujął sam Jezus w jednej ze swoich wypowiedzi. Paweł mówi, że mamy być czymś więcej! Mamy być «źródłem światła w świecie», czyli nie tylko sami mamy świecić, ale i innych zapalać, innych tym światłem – jeśli się tak można wyrazić – zarażać. A na pewno – obdarowywać.
Będzie to jednak możliwe wówczas, kiedy będziemy osobiście głęboko przekonani do tego, w kogo wierzymy i w co wierzymy. Bo dopiero wtedy będziemy mogli świadczyć autentycznie, a nie udawać. Albo mówić o tym tylko dlatego, że tak wypada mówić.
Przenosząc to na sferę kaznodziejską, a więc na tę, związaną z głoszeniem Bożego słowa, należy przywołać starą zasadę, obecną w Kościele właściwie od jego początków: „Contemplata aliis tradere!”, czyli: Przekazuj innym to, głoś innym to, co sam wewnętrznie przekontemplowałeś, co sam wewnętrznie – jeśli się tak można wyrazić – przetrawiłeś, co uznałeś za własne przekonania! I to takie przekonania, za które gotów jesteś oddać życie! Wtedy dopiero twoje głoszenie będzie autentyczne. I – daj Boże! – owocne.
Dlatego to właśnie dzisiaj podkreślamy – co już nieraz czyniliśmy, ale trudno tego nie czynić – ową jakże mądrą pedagogię Świętego Pawła Apostoła, przebijającą z wielu jego słów, zapisanych na kartach jego Listów. Ta mądra pedagogia właśnie na tym polegała, że Paweł starał się kształtować jak najgłębszą i jak najmocniejszą duchową motywację dla wiary swoich uczniów, aby byli wierni Jezusowi i Jego nauce, i zachowywali właściwą postawę – bez względu na to, czy on, Paweł, będzie przy nich, czy nie.
O takiej właśnie postawie dzisiaj mówi również Jezus, w usłyszanej przez nas przed chwilą Ewangelii, gdy stanowczo i zdecydowanie stwierdza: Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem. A ilustruje to takim porównaniem: Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem.
Nas, którzy już mamy pewne doświadczenie w słuchaniu i rozważaniu Bożego słowa, raczej te stwierdzenia nie szokują, bo wiemy, że nie chodzi tu o nienawiść w sensie dosłownym, ale o postawienie Jezusa – w swojej osobistej hierarchii wartości i ważności – na pierwszym miejscu. Nawet przed rodzicami, małżonkami, czy dziećmi! I nie dlatego, że Jezus jest taki zaborczy, że swego ucznia chce pozbawić wszystkiego i na siłę ze sobą związać, ale dlatego, że miłość do Jezusa w niczym nie koliduje z miłością do ludzi. Wprost przeciwnie – nadaje jej najgłębszą motywację: tę, o której tu dzisiaj mówimy.
Natomiast postawienie miłości do kogokolwiek z ludzi na pierwszym miejscu w swojej hierarchii – także, a może przede wszystkim, miłości do samego siebie – koliduje, i to bardzo, z miłością zarówno do Jezusa, jak i do ludzi. Dlatego Jezus wyjaśnia swoje stanowisko tym oto mocnym stwierdzeniem: Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem. I obrazuje to w ten sposób: Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw, a nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej gdyby założył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy patrząc na to zaczęliby drwić z niego: «Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć».
Otóż, właśnie: głębokie przemyślenie tego, co mogę i co powinienem poświęcić, aby zbudować ową wielką wieżę – ale nie Babel, a wieżę mojej wiary i zaufania do Pana; ową drabinę, po której codziennie będę się wspinał do Nieba. Co mogę, a wręcz muszę poświęcić? Z pewnością – miłość do samego siebie i do drugiego człowieka, ale też miłość do swoich przekonań, planów i zachowań… I nie chodzi tu o pozbycie się tej miłości, ale o wpisanie jej w miłość do Jezusa, którą należy postawić zdecydowanie na pierwszym miejscu. Wtedy – jak mawia jeden ze Świętych – wszystko inne będzie na swoim właściwym miejscu.
Bo wtedy nasze chrześcijaństwo będzie nie kwestią doraźnych odczuć, jednostkowych zrywów, czy płytkich emocji, ale będzie konsekwentnie i codziennie realizowanym wyborem drogi życia, motywowanym prawdziwą miłością do Jezusa.
Drodzy moi, jakże takich postaw potrzeba nam dzisiaj! Jakże takich postaw i takiego świadectwa katolików – i to zarówno świeckich, jak i duchownych – dzisiaj potrzebuje świat! Jakże dzisiaj ten pogubiony i ogłupiały świat potrzebuje nas, katolików – ale właśnie tych i takich, o których będzie można powiedzieć: oto źródła światła w świecie!
Panie Jezu, chcę być źródłem światła w moim otoczeniu. Duchu Święty powierzam Ci siebie i proszę prowadź mnie na drodze wiary. Amen.
Niech tak się stanie! Niech się stanie! Amen
xJ