Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywają:
►Włodzimierz Olender – bardzo mi bliski Człowiek z Celestynowa;
►Ojciec Włodzimierz Jamrocha – Oblat, posługujący w swoim czasie w Kodniu;
►Ksiądz Włodzimierz Wąsowski – Proboszcz Parafii Trąbki, gdzie przez kilka lat byłem rezydentem.
A Pan Włodzimierz Olender dzisiaj przeżywa także swoje urodziny!
Wszystkim świętującym życzę, aby w całej pełni stali się «uczestnikami Jezusa Chrystusa», o czym dzisiaj mowa w Bożym słowie i w rozważaniu. Zapewniam o modlitwie.
Tymczasem, wybieram się na dyżur przy ulicy Żytniej, potem Msza Święta w Grabowie Szlacheckim, a potem jadę do Lublina, a tam spotkam się z dwoma Szymonami – Wiceliderami FORMACJI «SPE SALVI». Taki dzień zapowiada się dzisiaj!
A jutro zapowiada się – a wręcz mamy obiecane – słówko z Syberii!
Teraz zaś już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co konkretnie mówi dziś do mnie Pan? Z jakim przesłaniem zwraca się do mnie osobiście – właśnie do mnie, właśnie dzisiaj? Duchu Święty – wskaż, podpowiedz, natchnij…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Czwartek 1 Tygodnia zwykłego, rok I,
16 stycznia 2025.,
do czytań: Hbr 3,7–14; Mk 1,40–45
CZYTANIE Z LISTU DO HEBRAJCZYKÓW:
Bracia: Postępujcie, jak mówi Duch Święty: „Dziś, jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych jak w buncie, jak w dzień kuszenia na pustyni, gdzie kusili Mnie ojcowie wasi przez wystawianie na próbę, chociaż widzieli dzieła moje przez czterdzieści lat. Gniewałem się przeto na to pokolenie i powiedziałem: «Zawsze błądzą w sercu, oni zaś nie poznali dróg moich»; toteż przysiągłem w gniewie moim: «Nie wejdą do mego odpoczynku»”.
Uważajcie, bracia, aby nie było w kimś z was przewrotnego serca niewiary, której skutkiem jest odstąpienie od Boga żywego, lecz zachęcajcie się wzajemnie każdego dnia, póki trwa to, co „dziś” się zwie, aby żaden z was nie uległ zatwardziałości przez oszustwo grzechu.
Jesteśmy bowiem uczestnikami Chrystusa, jeśli pierwotną nadzieję do końca zachowamy silną.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Trędowaty przyszedł do Jezusa i upadając na kolana, prosił Go: „Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić”. Zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: „Chcę, bądź oczyszczony”. Natychmiast trąd go opuścił i został oczyszczony.
Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: „Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”.
Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.
W ostatnich dniach usłyszeliśmy – w pierwszym czytaniu – takie stwierdzenie, iż Jezus stał się «uczestnikiem ciała i krwi». To – jak wiemy – oznacza, że stał się po prostu człowiekiem. Bo przyjął ludzkie ciało w sposób fizyczny, stał się widzialny i dotykalny, podzielił z człowiekiem jego los we wszystkim. A właśnie to oznacza stwierdzenie, iż stał się «uczestnikiem ciała i krwi». A oto dzisiaj, w pierwszym czytaniu, słyszymy: Jesteśmy bowiem uczestnikami Chrystusa.
Ciekawe określenie – i bardzo ciekawe całe zestawienie: Jezus staje się «uczestnikiem ciała i krwi», a my stajemy się uczestnikami Chrystusa. Czyli – wchodzimy w bardzo bliską z Nim relację, upodabniamy się do Niego, a może nawet zaryzykujmy stwierdzenie, iż stajemy się Nim samym. Chyba możemy tak powiedzieć, skoro bowiem o każdym księdzu mówi się, że jest to alter Christus – drugi Chrystus, bo w osobie Jezusa Chrystusa i w Jego imieniu sprawuje najświętsze czynności, to dlaczego o każdym z chrześcijaninie nie można tego powiedzieć, skoro wszyscy jesteśmy także członkami kapłaństwa powszechnego?…
Tak zatem: upodabniamy się do Chrystusa, zbliżamy się do Chrystusa, jednoczymy się z Chrystusem – to wszystko zawiera się w stwierdzeniu, iż stajemy się uczestnikami Chrystusa. A w jaki sposób się nimi stajemy?
O tym mówi nam dzisiaj Autor Listu do Hebrajczyków, zachęcając najpierw: Postępujcie, jak mówi Duch Święty: „Dziś, jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych jak w buncie. Potem przestrzega: Uważajcie, bracia, aby nie było w kimś z was przewrotnego serca niewiary, której skutkiem jest odstąpienie od Boga żywego, lecz zachęcajcie się wzajemnie każdego dnia, póki trwa to, co „dziś” się zwie, aby żaden z was nie uległ zatwardziałości przez oszustwo grzechu. I wreszcie, już w zakończeniu pierwszego czytania stwierdza: Jesteśmy bowiem uczestnikami Chrystusa, jeśli pierwotną nadzieję do końca zachowamy silną.
Zatem: unikać grzechu, nie zatwardzać i nie zamykać swego serca, nie dopuścić do tego, by ukształtowało się w nas «przewrotne serce niewiary» – jak ciekawie wypowiada się Autor biblijny. A potem jeszcze podpowiada, aby wierzący nawzajem się wspierali i zachęcali do wiary, do dobra; ale także: aby wszyscy wykorzystali ten czas, jaki mają – owo dziś, wskazane w pierwszym czytaniu. A na końcu – zachęca do złożenia nadziei w Bogu. Dokładnie mówi o «zachowaniu silnej nadziei»!
W ten sposób człowiek staje się «uczestnikiem Chrystusa». Czyli – by tak to ująć – przekształca się w Chrystusa. Nie odbywa się to z dnia na dzień – to jest proces. Jest to konsekwentne trwanie w określonej postawie – wobec Jezusa i wobec drugiego człowieka. Żeby się to stało – żeby człowiek mógł się stać drugim Chrystusem – ma pozwolić działać Chrystusowi w swoim życiu i zdać się całkowicie na Niego, okazując Mu maksymalne zaufanie.
Tak, jak trędowaty z dzisiejszej Ewangelii. Przynajmniej w pierwszej części opisanej dzisiaj historii. A czemu tylko w pierwszej? Czemu nie możemy go tak całkowicie i we wszystkim naśladować?
Zobaczmy! Kiedy zwrócił się do Jezusa z prośbą o uzdrowienie, to naprawdę pokazał niezwykłą klasę, niezwykłą pokorę i totalne zaufanie Jezusowi. Bo prosząc o uzdrowienie, nie nalegał nachalnie, nie wykłócał się, nie wrzeszczał na całą okolicę, tylko powiedział do Jezusa: Jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić. Jezus mógł przecież nie chcieć – na przykład: w tym momencie – tego zrobić, bo może widziałby większy sens i większe dobro dla chorego zrobić to później.
Ale Jezus chciał to zrobić od razu – i tak się właśnie stało. Ufność trędowatego – jeśli tak można powiedzieć – została nagrodzona. Z wielką pokorą zwrócił się do Jezusa – i został wysłuchany. I w tym aspekcie jego postawy możemy i nawet powinniśmy go naśladować.
Ale potem Jezus zwrócił się do niego z bardzo konkretną prośbą. I cóż? Przypomnijmy sobie: Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: „Uważaj, nikomu nic nie mów, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich”. Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego.
Jezusowi bardzo zależało, aby na tym etapie jeszcze nie rozgłaszać na prawo i lewo o Jego Boskiej mocy, bo Jego plan zakładał stopniowe odkrywanie tak zwanej „tajemnicy mesjańskiej”. A ponadto, Jezusowi zawsze zależało, żeby ludzie nie koncentrowali uwagi na samych cudach jako takich, ale aby te cuda, te znaki, przyczyniały się do wzrostu i pogłębienia ich wiary.
Niestety – jak słyszymy – trędowaty, już uzdrowiony, nie posłuchał Jezusa! Nie spełnił Jego wyraźnej prośby, zrobił po swojemu. Owszem, możemy go usprawiedliwiać, że chciał dobrze, że tak wielki entuzjazm wręcz go rozsadzał z powodu tego, co się stało, iż nie mógł się powstrzymać. I z pewnością była to prawda. Ale czy zmienia to cokolwiek w ocenie jego postępowania?
Nie, niestety nie zmienia: w tym momencie człowiek ów Jezusowi nie zaufał! Nie uwierzył, że to naprawdę istotna sprawa dla Jezusa – a jeżeli dla Jezusa, to jest to w ogóle bardzo ważna sprawa – by teraz tego cudu nie rozgłaszać. Nawet, jeżeli sam uzdrowiony nie wiedział, dlaczego tego nie należy rozgłaszać, to powinien zaufać Jezusowi, że On wie i że tak naprawdę w tym momencie będzie lepiej.
Niestety, nie zaufał. Oczywiście, nie popełnił jakiegoś przestępstwa, nie spowodował jakiejś wielkiej szkody, z pewnością – żeby to jeszcze raz powtórzyć – nie miał złej woli. Ale jednak nie posłuchał Jezusa. Nie zaufał do końca. Kiedy jemu zależało na łasce ze strony Jezusa, to potrafił być pokornym i ufnym. Kiedy Jezusowi jednak zależało na czymś z jego strony, to już tak dobrze nie było.
Żeby zaś nawiązała się nasza pełna wspólnota z Jezusem i byśmy mogli stać się – stawać się stopniowo, ale jednak konkretnie – «uczestnikami Jezusa Chrystusa», to musimy Mu w pełni zaufać w każdej życiowej sytuacji i zdać się na Niego we wszystkim!
Powiem krótko; czy dobrze się dzieje czy źle z nami i wokół nas, mamy ufać Bogu. On, nasz Bóg trzyma piecze nad światem, nasz Stworzyciel, nasz Odkupiciel, nasz Pocieszyciel. Amen.
To jest z pewnością najlepsze i najskuteczniejsze rozwiązanie wszystkich naszych problemów!
xJ