Konkretne owoce nawrócenia!

K

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Moi Drodzy, pozdrawiam Was z Siedlec, skąd zaraz wyruszam do Konstatynowa, gdzie na zaproszenie Proboszcza, Księdza Mariusza Szyszko, będę pomagał duszpastersko.

A o 20:00, w naszym Duszpasterstwie, Msza Święta, po której Gorzkie Żale.

Wczoraj zaś, w Parafii Skórzec, niedaleko Siedlec, sprawowałem Mszę Świętą w intencji Pani Doktor Agnieszki Siłuszyk, Pracownik naukowej Uniwersytetu w Siedlcach, z okazji pięćdziesiątej rocznicy Jej urodzin, jaką miała w tych dniach. Nie pisałem o tym wczoraj, bo miała to być niespodzianka, przygotowana przez Jej Męża, Marka – także Pracownika naukowego Uniwersytetu w Siedlcach – oraz Ich Dzieci. Po Mszy Świętej odbyło się rodzinne spotkanie przy stole. Efekt zaskoczenia w pełni się udał, a radość Pani Agnieszki była ogromna!

************************

A teraz chciałbym zmienić nastrój i wspomnieć o czymś bardzo trudnym, o czym też wspominam w rozważaniu. Drodzy moi, czy nie macie wrażenia, że coraz straszniej robi się w naszej Ojczyźnie? Jakie macie odczucia – chociażby po wczorajszym pogrzebie Barbrary Skrzypek, zaszczutej na przesłuchaniu, napadniętej przez owładniętych nienawiścią i żądzą zemsty ludzi? Jakie macie refleksje?

Bo moje są bardzo smutne. I nawet nie tyle w odniesieniu do obecnej władzy, bo to jest oczywiste: do bandyckiego przejmowania państwa i złodziejskiego rozkradania go lub oddawania pod zarząd innych państw – dochodzi fizyczne eliminowanie przeciwników lub po prostu ludzi niewygodnych. A kiedy nie da się dopaść tych, których by się dopaść najbardziej chciało, to uderza się w nich poprzez uderzenie w ludzi z ich otoczenia.

I tu nie przeszkadza, że tym samym uderza się w ich rodziny, nawet w ich autystyczne dzieci, czy schorowanych rodziców. To jakoś nie kłóci się z demokracją i standardami tak zwanej unii europejskiej! Bo tak zwana unia milczy, chociaż mamy już do czynienia z kolejną ofiarą śmiertelną rozwijającego się u nas w najlepsze reżimu totalitarnego! Ale nie to jest – w moim rozumieniu – najgorsze, chociaż jest to straszne.

Natomiast najgorsze dla mnie jest to, że naród na to wszystko nie reaguje. Że nasz Naród milczy. Owszem, pojawiają się pojedyncze głosy, ale – jak o tym wspominam w rozważaniu – są one uciszane, a ich autorzy lądują za kratami. I nawet ta ostatnia śmierć i wczorajszy pogrzeb nie spowodowały żadnego zatrzymania się władzy, ale – no, właśnie, co gorsze – nie spowodowały żadnego większego poruszenia w społeczeństwie.

I – żeby było jasne – nie chodzi mi o uliczne demonstracje i o przelewanie krwi na ulicach, do czego jednak dojdzie, kiedy jako Naród wreszcie się obudzimy, bo w końcu się pewnie obudzimy. Ale wtedy zostanie nam już tylko ulica i rozróby. Teraz możemy jeszcze protestować na różne sposoby, choćby w internecie. I choćby poprzez budowanie właściwej świadomości w społeczeństwie.

Niestety, póki co, rządzący i ich kandydat na Prezydenta mają się dobrze i zbierają we wszelakich sondażach wysokie notowania. Owszem, mam świadomość, że na sondaże trzeba patrzeć ostrożnie. Ale i rozmowy z ludźmi pokazują, jakie jest stanowisko wielu Polaków. Także tych chodzących do kościoła. W jak wielu osobach jest takie przekonanie, że trzeba rozliczać poprzednią władzę, wsadzać do więzienia, na zasadzie: „A dobrze im tak!”

Ja naprawdę nie jestem jakimś wielkim fanem tamtej Ekipy rządzącej, ale nie mogę zgodzić się na to, co się teraz dzieje. Bo jednak tamta Ekipa takich standardów nie stosowała. I jednak dbała o Polskę.

Dlatego myślę sobie, że może trzeba, aby w wyborach prezydenckich wygrał kandydat obecnej władzy, żeby doprowadził ten nasz Kraj na samo dno! Może wtedy Polacy się obudzą i odezwą! To będzie straszne, ale jakie jest inne wyjście? Może trzeba dojść do takiego stanu, w jakim znalazł się syn marnotrawny z wczorajszej przypowieści Jezusa? Bo wtedy zwykle wraca trzeźwe myślenie. Owszem, szkoda, że dopiero wtedy…

Dlatego proszę, Drodzy moi, przemyślmy tę sprawę! I módlmy się o trzeźwe myślenie dla Polaków! A w codziennych rozmowach budujmy właściwą świadomość sprawy! Pokażmy bandytom, będącym u władzy, że nie pozwolimy niszczyć Ojczyzny, rozkradać jej i zabijać Polaków! Módlmy się o takie wykorzystanie wolności, jakiego uczył nas Jan Paweł II, Prymas Wyszyński, Ksiądz Jerzy Popiełuszko i inni, wielcy Ojcowie i Nauczyciele naszego Narodu. Obudźmy się wreszcie!

***************************

Tymczasem, zapraszam już do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej niedzieli!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

3 Niedziela Wielkiego Postu, C,

23 marca 2025., 

do czytań: Wj 3,1–8a.13–15; 1 Kor 10,1–6.10–12; Łk 13,1–9

CZYTANIE Z KSIĘGI WYJŚCIA:

Mojżesz pasł owce teścia swego Jetry, kapłana Madianitów; zawiódł pewnego razu owce w głąb pustyni i przyszedł do góry Bożej Horeb. Wtedy ukazał mu się anioł Pana w płomieniu ognia w środku krzewu. Mojżesz widział, jak krzew płonął ogniem, a nie spłonął od niego.

Rzekł wtedy Mojżesz: „Zbliżę się, aby ujrzeć lepiej to niezwykłe zjawisko, dlaczego krzew się nie spala”. Gdy zaś Pan ujrzał, że Mojżesz się zbliżał, aby lepiej mógł ujrzeć, zawołał doń Bóg: „Mojżeszu, Mojżeszu!”

On zaś odpowiedział: „Oto jestem”.

Rzekł mu: „Nie zbliżaj się tu. Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą”. Powiedział jeszcze Pan: „Jestem Bogiem ojca twego, Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba”.

Mojżesz zasłonił twarz, bał się bowiem ujrzeć Boga.

Pan mówił: „Dosyć napatrzyłem się na udrękę ludu mego w Egipcie i nasłuchałem się narzekań jego na ciemięzców, znam tedy dobrze jego uciemiężenie. Zstąpiłem, aby go wyrwać z jarzma egipskiego i wyprowadzić z tej ziemi do ziemi żyznej i przestronnej, do ziemi, która opływa w mleko i miód”.

Mojżesz zaś rzekł Bogu: „Oto pójdę do synów Izraela i powiem im: Bóg ojców naszych posłał mnie do was. Lecz gdy oni mnie zapytają, jakie jest Jego imię, to cóż im mam powiedzieć?” Odpowiedział Bóg Mojżeszowi: „Ja jestem, który jestem”. I dodał: „Tak powiesz synom Izraela: Ja jestem posłał mnie do was”.

Mówił dalej Bóg do Mojżesza: „Tak powiesz synom Izraela: Pan, Bóg ojców waszych, Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba przysłał mnie do was. To jest imię moje na wieki i to jest moje zawołanie na najdalsze pokolenia”.

CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:

Nie chciałbym, bracia, żebyście nie wiedzieli, że nasi ojcowie wszyscy co prawda zostawali pod obłokiem, wszyscy przeszli przez morze i wszyscy byli ochrzczeni w imię Mojżesza, w obłoku i w morzu; wszyscy też spożywali ten sam pokarm duchowy i pili ten sam duchowy napój. Pili zaś z towarzyszącej im duchowej skały, a skałą był Chrystus. Lecz w większości z nich nie upodobał sobie Bóg; polegli bowiem na pustyni.

Stało się zaś to wszystko, by mogło posłużyć za przykład dla nas, iżbyśmy nie byli skłonni do złego, jak oni zła pragnęli. Nie szemrajcie, jak niektórzy z nich szemrali i zostali wytraceni przez dokonującego zagłady.

A wszystko to przydarzyło się im jako zapowiedź rzeczy przyszłych, spisane zaś zostało ku pouczeniu nas, których dosięga kres czasów. Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

W tym czasie przyszli niektórzy i donieśli Jezusowi o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar.

Jezus im odpowiedział: „Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloe i zabiła ich, było większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie”.

I opowiedział im następującą przypowieść: „Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: «Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie znajduję. Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia?» Lecz on mu odpowiedział: «Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć»”.

Przyszedł taki czas dla narodu wybranego, kiedy Bóg postanowił zlitować się nad nim. Już dość było narzekań uciemiężonego ludu, już dość było cierpień, już dość było kary, na którą – co prawda – zasłużył, ale która jednak okazała się wręcz nie do zniesienia. Dlatego to właśnie Bóg postanawia zainterweniować. Chce pomóc swojemu ludowi, chce go uratować.

Posyła – jak słyszymy w pierwszym czytaniu – Mojżesza, człowieka bardzo prostego i dodatkowo jeszcze ogromnie zaskoczonego tym wezwaniem, aby poszedł i pocieszył swój naród. Więcej! – aby go przygotował do wyzwolenia. Nie mamy żadnych wątpliwości, że ze strony Boga był to gest niezwykły. Ale też – jeżeli prześledzimy do końca całą tę historię, to przekonamy się, iż Izraelici nie potrafili tego docenić.

Ileż to bowiem razy na pustyni, w czasie wędrówki, buntowali się przeciwko Bogu i przeciwko Mojżeszowi. Ileż to razy narzekali, że lepiej im było w niewoli egipskiej, a tu, na pustyni, brakuje im wszystkiego: pokarmu, wody, sił do wędrówki. Kiedy dostali pokarm z nieba – mannę i przepiórki – to w końcu okazało się, że już im się znudził ten pokarm mizerny jak się wyrazili. I tak ciągle coś im nie pasowało, toteż Bóg nieraz musiał ich upominać, a nawet karać, aby się opamiętali.

Niestety, większość z nich nie doczekała momentu wejścia do ziemi obiecanej, gdyż umarła na pustyni, chociażby wskutek ukąszenia przez jadowite węże, wysłane przez Boga, co było wspomnianą już karą za ich liczne odstępstwa.

I właśnie zapewne do tych wydarzeń odwołuje się Paweł Apostoł, który do Koryntian – ale i do nas wszystkich – mówi w drugim czytaniu nie tylko o wędrówce przez pustynię, ale w ogóle o wędrówce przez życie, która jakże często przypomina omawianą tu drogę narodu wybranego. Paweł Apostoł przestrzega chrześcijan, aby nie popełnili tych błędów, które popełniali Izraelici, buntując się przeciwko Bogu, gdyż to właśnie dlatego w większości z nich nie upodobał sobie Bóg i zostali odrzuceni. To samo może grozić chrześcijanom, którzy doświadczywszy tak wielu znaków Bożej miłości, wybierają jednak grzech.

Także to samo, co przydarzyło się owym Galilejczykom, których – jak słyszeliśmy w Ewangelii – krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar, może przydarzyć się tym, którzy się nie nawracają. I także to, co przydarzyło się owym osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloe, może przydarzyć się tym, którzy nie porzucają swoich grzechów. A wreszcie także i groźba, która zawisła nad drzewem, nie wydającym owoców, może spełnić się w życiu chrześcijan, którzy nie wydają owoców prawdziwie chrześcijańskiego życia.

Tak zatem to dzisiejsze pouczenie, zawarte w liturgii Słowa, jest jasne i jednoznaczne: Bóg obdarza człowieka swoją łaską, pomaga mu, ratuje go, wspiera swoją mocą. Jednak często okazuje się, że człowiek nie tylko nie potrafi tego w pełni w sobie rozwinąć, zrobić z tych darów właściwego, pełnego użytku, ale nawet odrzuca te Boże dary, odwraca się od samego Boga, bo jest przekonany, że już jest na tyle wewnętrznie silny, że i bez Boga sobie poradzi.

Dlatego odrzuca Boże dary, albo ich w ogóle nie zauważa, oczekując na jakieś inne, nowe dary – rzekomo lepsze, ale na pewno bardziej odpowiadające jego woli, jego oczekiwaniom, jego widzeniu świata, a wcale niekoniecznie zgodne z Bożą wolą.

A wówczas okazuje się, że człowiek figuruje w kartotekach parafialnych jako wierzący, nawet księdza przyjmuje po kolędzie – więcej: nawet do kościoła dość często przychodzi, nawet codziennie – a jego postawa po prostu odstrasza ludzi: w jego zachowaniu, w jego słowach i działaniach w ogóle nie widać jego chrześcijaństwa! W ogóle nie da się poznać, że jest to człowiek wierzący. I cóż z tego, że został tak bardzo przez Boga obdarowany, jeżeli to wszystko tak naprawdę nie ma dla niego znaczenia, bo on ma inną wizję świata, inny sposób widzenia wszystkiego, aniżeli Bóg.

Myślę, że na płaszczyźnie społecznej, najłatwiej to zjawisko spostrzec w świecie medialnym, gdzie redaktor słynący z tego, iż na każdym kroku wypowiada swoje przywiązanie do Kościoła i swoją troskę o Kościół, w rzeczywistości w każdym jednym artykule lub wywiadzie – uderza w tenże Kościół z całej siły, jednocześnie jednak nieustannie tłumacząc, że to wszystko w trosce o Kościół, który wymaga oczyszczenia.

Osobiście sądzę, że Kościół jako instytucja Bosko – ludzka i jako Wspólnota wierzących, grzesznych ludzi, zdążających do Boga, o wiele bardziej byłby czysty i przejrzysty, gdyby oczyszczenia serca i oczyszczenia intencji dokonali tacy właśnie nauczyciele „jedynej słusznej” racji.

Ale nie musimy iść aż tak daleko, bo analizując w tym Wielkim Poście swoje życie i swoją codzienność, z pewnością bardzo łatwo dostrzegamy i to, że my również nie zawsze doceniamy Boże dary, czasami ich nawet nie zauważamy, a nasza codzienna postawa także nie zawsze potwierdza to, że jesteśmy przyjaciółmi Jezusa.

Oczywiście, nie mówimy tutaj tego po to, aby robić sobie nawzajem jakieś wyrzuty czy pretensje, aby – przysłowiowo mówiąc – „okładać się” kolejnymi dowodami swojej słabości, aby samych siebie, albo innych biczować. Mówimy to po to, abyśmy mogli ustrzec się właśnie tego błędu, którego nie ustrzegli się członkowie narodu wybranego, wędrujący przez pustynię; którego nie ustrzegli się bohaterowie dzisiejszej Ewangelii.

Dlatego niezwykle istotnym jest, abyśmy – po pierwsze – dostrzegli to Boże działanie. I to zarówno w zjawiskach tak niezwykłych, jak ów palący się krzew z dzisiejszego pierwszego czytania, jak i w zjawiskach tak normalnych, jak codzienne spotkania i rozmowy w domu, w pracy czy w szkole; jak codzienne wydarzenia, które dzieją się na okrągło i – doprawdy – trudno się w nich dopatrywać czegoś szczególnego, bo cóż nadzwyczajnego jest w tym, że idę do pracy, do szkoły, na uczelnię; że wracam do domu, że jem obiad, że z kimś się spotkam. Taka zwyczajna, szara codzienność…

Tak, to prawda, ale właśnie w tej codzienności działa naprawdę Bóg. Poprzez właśnie tych ludzi, których spotykam, poprzez te zwyczajne sytuacje. Bo na pewno jest jakimś wielkim Bożym darem to, że mam pracę, że jakoś ten koniec z końcem wiążę. Na pewno bardzo czytelnym znakiem Bożego działania jest to, że te codzienne problemy jakoś się rozwiązują, że ktoś okazał mi życzliwość, pomógł mi, a może po prostu tylko wysłuchał.

Owo dostrzeżenie działania Boga jest bardzo ważne. Stawiamy je na pierwszym miejscu. Kiedy natomiast uświadomimy je sobie tak dokładnie, wówczas pamiętajmy, że każdy dar Boży jest dany po to, abyśmy go w sobie rozwijali. Z łaską Bożą trzeba podjąć współpracę! Dlatego trzeba nam pójść za wszystkimi dobrymi natchnieniami – i po prostu czynić sobie nawzajem dobro, nie zapominając o stałym kontakcie z Bogiem. Na tym polega właśnie owa współpraca.

Na jednym poziomie z rozwijaniem Bożych darów jest z pewnością nasza wdzięczność za nie. Drodzy moi, my za mało – tak Bogu, jak i sobie nawzajem – dziękujemy. Bo i od Boga, i od siebie nawzajem, ciągle czegoś oczekujemy, ciągle – jak już wspomnieliśmy – czegoś nowego żądamy, a tak mało jest w nas docenienia tego, co mamy i tak mało jest postawy wdzięczności. Zresztą, zobaczmy sami: ile jest w naszych modlitwach podziękowania Bogu, a ile jest prośby? Czego jest więcej? Czyż nie prośby?…

I dobrze, że prosimy, bo mamy Boga szczerze prosić o pomoc, o łaskę – sam Jezus tak nauczał. Ale też musimy umieć podziękować – o to również Jezus się upomniał po jednym z uzdrowień, kiedy na dziesięciu uzdrowionych tylko jeden przyszedł, aby wyrazić swoją wdzięczność. Dlatego dziękujmy Bogu jak najczęściej, ale też i sobie nawzajem – nawet za drobiazgi, nawet za najprostsze gesty miłości i dobroci, do nas skierowane!

I wreszcie, niech owocem tego dostrzegania Bożego działania, naszej wdzięczności za nie i współpracy z Bożą łaską – będzie nasza odnowiona postawa: postawa człowieka nawróconego. I jednocześnie – stale nawracającego się. Stale czuwającego. Święty Paweł mówi dziś: iżbyśmy nie byli skłonni do złego. […] Nie szemrajcie, jak niektórzy z nich szemrali i zostali wytraceni […]. Niech przeto ten, komu się zdaje, że stoi, baczy, aby nie upadł.

Właśnie – postawa człowieka odnowionego, czuwającego, człowieka wewnętrznie silnego i o jednoznacznym stanowisku, o jasnym poglądzie na życie i na sprawy, dziejące się wokół. Takich postaw bardzo dzisiaj potrzeba. Bo – niestety – nie brakuje na co dzień owego szemrania, o którym wspomina Paweł. Nie brakuje wyraźnych znaków zalęknienia, zastraszenia, niepewności. Także – dopasowywania opinii do sytuacji.

Ileż to razy dzieje się tak, że w jednym towarzystwie człowiek zachowuje się tak, a w innym – zupełnie inaczej, w sposób nawzajem się wykluczający. Ileż to jest tego pokątnego szemrania, zwłaszcza w odniesieniu do przełożonych, do osób wyżej stojących w hierarchii społecznej, a kiedy nadarza się okazja, żeby to powiedzieć w oczy – nagle się wszyscy wycofują i okazuje się, że żadnego problemu nie było i nie ma, wszystko jest w porządku… A nawet jeżeli ktoś jeden zdecyduje się zabrać odważnie głos, okazuje się, że na przysłowiowym „polu bitwy” został sam, bo wszyscy się tchórzliwie wycofali.

Taką sytuację mamy dzisiaj w naszej Ojczyźnie. W obliczu dokonującego się na co dzień brutalnego bezprawia pojawiają się odważne głosy sprzeciwu. Jednak naród – w swej większości – milczy. Ewentualnie po kątach szemrze. Dlatego jeżeli ktoś odważnie zabierze głos, to kończy z zarzutami prokuratorskimi, albo w więzieniu. Bo naród w większości milczy… Albo nawet to akceptuje…

A ile to razy komuś zagubionemu, czy dotkniętemu rozmaitymi problemami, obiecuje się pomoc, ale kiedy przyjdzie co do czego, to okazuje się, że były to tylko deklaracje słowne, bo nagle nikt nie ma czasu, albo nie wie, jak ta pomoc ma wyglądać.

Jakże często człowiek, który powinien zająć jednoznaczne stanowisko w jakiejś sprawie, albo wziąć kogoś – nawet bliskiego – w obronę, najpierw kalkuluje, czy mu się to opłaca i czy przypadkiem kiedyś, kiedy sytuacja się odmieni, on nie będzie stratny, nie będzie w czyichś niełaskach. W wyniku takiej kalkulacji bardzo często „chowa głowę w piasek” i milczy, ale przy najbliższym osobistym spotkaniu z owym potrzebującym wsparcia człowiekiem dalej będzie go zapewniał, że jest mu życzliwy i we wszystkim się z nim zgadza. I że chce mu pomóc! A jakże!

Tymczasem, Drodzy moi, jednym z wyraźnych znaków naszej postawy nawrócenia jest właśnie owa jednoznaczność, szczerość serca – tak wobec Boga, jak i drugiego człowieka. Bo dokąd będziemy żyli w strachu i zakłamaniu, dokąd będziemy mieli dwie lub więcej twarzy – każdą na inną okazję – to nie ma co nawet marzyć, abyśmy przynosili jakiekolwiek owoce. Owszem, możemy pięknie błyszczeć i okazale prezentować się tak, jak owe drzewo figowe z dzisiejszej przypowieści Jezusa, ale to będą tylko pozory. Bo owoców nie będzie. A chodzi właśnie o to, aby były.

Bardzo konkretne! Konkretne owoce nawrócenia…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.