Droga w górę – droga w dół…

D

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu wczorajszym na Mszy Świętej o 20:00, w naszym Duszpasterstwie, było kilka Osób – by się tak wyrazić: z różnych stron świata, z różnych środowisk. Po Mszy Świętej tak spontanicznie Wszyscy zostali na herbacie. I ponad godzinę jeszcze rozmawialiśmy, a z Łukaszem – nowym Nabytkiem dla naszego Duszpasterstwa (lepiej powiedzieć: nowym Darem Bożym) – rozmawialiśmy do północy. Coś zaczyna drgać – ku dobremu – w naszym Duszpasterstwie! Chwała Panu!

Oby się tylko udało jeszcze dograć sprawę finansowego wsparcia dla naszego Duszpasterstwa, co przy fatalnym nastawieniu Kurii biskupiej do nas nie jest rzeczą łatwą. Wierzę jednak, że i na tym odcinku nastąpi przełom. To znaczy, nie wierzę w zmianę nastawienia Kurii – aż tak silnej wiary, niestety, nie mam! – ale liczę na dobrych ludzi, którzy już nieraz nas wspierali. Modlimy się o to, aby Pan poruszył serca tych, którzy mogliby nam realnie pomóc (a nie tylko obiecywać i zapewniać, bo takich akurat to już mamy), tworząc z nami w ten sposób wzajemnie wspierającą się Wspólnotę: Oni przez materialne wsparcie, a my – poprzez włączanie Ich w nasze działania i nieustającą modlitwę za Nich.

To taka refleksja, która zrodziła mi się samorzutnie w sercu, kiedy zacząłem pisać to słówko wstępne.

A oto dzisiaj – dzień bardzo intensywny, w większości w drodze! Najpierw po Siedlcach – w tym: na Wydziały i do Akademików, ale nie tylko – potem zaś do Pani Doktor Marzeny Pazik – Wolskiej, mojej Dentystki, a potem do Białej Podlaskiej, gdzie w rodzinnej Parafii, czyli w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia (któremu poświęcona była ostatnia audycja piątkowa) odprawię Mszę Świętą. Takie plany. Ale oddaję je Panu, niech On sam zarządzi i poprowadzi!

Teraz natomiast zapraszam zatem do pochylenia się nad dzisiejszym Bożym słowem. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co dziś mówi do mnie Pan? Duchu Święty, przyjdź z pomocą!

Niech Was błogosławi Was Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Poniedziałek 3 Tygodnia Wielkiego Postu,

24 marca 2025., 

do czytań: 2 Krl 5,1–15a; Łk 4,24–30

CZYTANIE Z DRUGIEJ KSIĘGI KRÓLEWSKIEJ:

Naaman, wódz wojska króla syryjskiego, miał wielkie znaczenie u swego pana i doznawał względów, ponieważ przez niego Pan spowodował ocalenie Syryjczyków. Lecz ten człowiek, dzielny wojownik, był trędowaty.

Kiedyś podczas napadu gromady Syryjczyków zabrały z ziemi Izraela młodą dziewczynę, którą przeznaczono do usług żonie Naamana. Ona rzekła do swojej pani: „O, gdyby pan mój udał się do proroka, który jest w Samarii! Ten by go wtedy uwolnił od trądu”.

Naaman więc poszedł oznajmić to swojemu panu, powtarzając słowa dziewczyny, która pochodziła z kraju Izraela.

A król syryjski odpowiedział: „Wyruszaj! A ja poślę list do króla izraelskiego”.

Wyruszył więc, zabierając ze sobą dziesięć tysięcy talentów srebra, sześć tysięcy syklów złota i dziesięć ubrań zamiennych. I przedłożył królowi izraelskiemu list o treści następującej: „Z chwilą, gdy dojdzie do ciebie ten list, wiedz, iż posyłam do ciebie Naamana, sługę mego, abyś go uwolnił od trądu”.

Kiedy przeczytano list królowi izraelskiemu, rozdarł swoje szaty i powiedział: „Czy ja jestem Bogiem, żebym mógł uśmiercać i ożywiać? Bo ten poleca mi uwolnić człowieka od trądu! Tylko dobrze zastanówcie się i rozważcie, czy on nie szuka zaczepki ze mną!”

Lecz kiedy Elizeusz, mąż Boży, dowiedział się, iż król izraelski rozdarł swoje szaty, polecił powiedzieć królowi: „Czemu rozdarłeś szaty? Niechże on przyjdzie do mnie, a dowie się, że jest prorok w Izraelu”.

Przyjechał więc Naaman swymi końmi, powozem, i stanął przed drzwiami domu Elizeusza. Elizeusz zaś kazał mu przez posłańca powiedzieć: „Idź, obmyj się siedem razy w Jordanie, a ciało twoje będzie takie jak poprzednio i staniesz się czysty!”

Rozgniewany Naaman odszedł, mówiąc: „Przecież myślałem sobie: Na pewno wyjdzie, stanie, następnie wezwie imienia Boga swego, Pana, poruszy ręką nad miejscem chorym i odejmie trąd. Czyż Abana i Parpar, rzeki Damaszku, nie są lepsze od wszystkich wód Izraela? Czyż nie mogłem się w nich wykąpać i być oczyszczony?”

Pełen gniewu zawrócił, by odejść. Lecz słudzy jego przybliżyli się i przemówili do niego tymi słowami: „Mój ojcze, gdyby prorok kazał ci spełnić coś trudnego, czy byś nie wykonał? O ileż więc bardziej, jeśli ci powiedział: «Obmyj się, a będziesz czysty»”.

Odszedł więc Naaman i zanurzył się siedem razy w Jordanie według słowa męża Bożego, a ciało jego na powrót stało się jak ciało małego dziecka i został oczyszczony.

Wtedy wrócił do męża Bożego z całym orszakiem, wszedł i stanął przed nim, mówiąc: „Oto przekonałem się, że na całej ziemi nie ma Boga poza Izraelem”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Kiedy Jezus przyszedł do Nazaretu, przemówił do ludu w synagodze: „Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie.

Naprawdę mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej.

I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman”.

Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się.

Słuchając dzisiejszego pierwszego czytania, z pewnością zauważamy, jak – mówiąc nieco kolokwialnie – wartka akcja toczy się w historii, tam opisanej. Oczywiście, w przekazie biblijnym jak najmniej chodzi o to, czy akcja jest czy nie jest wartka, natomiast jej kolejne zwroty pokazują swoiste zwroty kierunku myślenia i działania osób, biorących w niej udział.

Bohaterem całego opisu jest Naaman, wódz wojska króla syryjskiego, który miał wielkie znaczenie u swego pana i doznawał względów, ponieważ przez niego Pan spowodował ocalenie Syryjczyków. Otóż, ten człowiek, dzielny wojownik, był trędowaty. I wokół tego wszystko się działo.

Bo jego królowi tak zależało na ocaleniu go, że nie zawahał się napisać listu do króla innego państwa, czym omal nie wywołał międzynarodowego skandalu, a – kto wie – może nawet wojny! Jak bowiem inaczej zrozumieć te słowa, wypowiedziane przez króla izraelskiego, po otrzymaniu rzeczonego listu: Czy ja jestem Bogiem, żebym mógł uśmiercać i ożywiać? Bo ten poleca mi uwolnić człowieka od trądu! Tylko dobrze zastanówcie się i rozważcie, czy on nie szuka zaczepki ze mną!

Na szczęście, podjęta w porę interwencja Proroka Elizeusza zapobiegła konfliktowi. A przynajmniej nic nie wiemy o tym, by miało do niego dojść, natomiast wiemy, że od tego momentu rozwiązania zaistniałej sytuacji podjął się właśnie Prorok. Zrobił to jednak w sposób specyficzny – jak wnioskujemy z całości opisu jego działań: w sposób charakterystyczny dla siebie – co raczej nie spodobało się dumnemu wodzowi.

Bo kiedy stanął ze swoją świtą u drzwi domu Proroka – ten nawet do niego nie wyszedł, tylko kazał mu przez posłańca powiedzieć: „Idź, obmyj się siedem razy w Jordanie, a ciało twoje będzie takie jak poprzednio i staniesz się czysty!”

Jak się dowiadujemy z dalszego opisu – i chyba nas to nie dziwi – rozgniewany Naaman odszedł, mówiąc: „Przecież myślałem sobie: Na pewno wyjdzie, stanie, następnie wezwie imienia Boga swego, Pana, poruszy ręką nad miejscem chorym i odejmie trąd. Czyż Abana i Parpar, rzeki Damaszku, nie są lepsze od wszystkich wód Izraela? Czyż nie mogłem się w nich wykąpać i być oczyszczony?” Pełen gniewu zawrócił, by odejść.

Jednak tutaj – kolejny zwrot akcji, kolejna reakcja rozsądnych ludzi, ratująca sytuację. Oto bowiem słudzy jego przybliżyli się i przemówili do niego tymi słowami: „Mój ojcze, gdyby prorok kazał ci spełnić coś trudnego, czy byś nie wykonał? O ileż więc bardziej, jeśli ci powiedział: «Obmyj się, a będziesz czysty»”.

Jak się dowiadujemy, odszedł więc Naaman i zanurzył się siedem razy w Jordanie według słowa męża Bożego, a ciało jego na powrót stało się jak ciało małego dziecka i został oczyszczony. A wówczas ten wielki i dumny wódz wrócił do męża Bożego z całym orszakiem, wszedł i stanął przed nim, mówiąc: „Oto przekonałem się, że na całej ziemi nie ma Boga poza Izraelem”.

Dokonało się zatem coś wielkiego – coś naprawdę niezwykłego! Dokonał się cud! Ale dlaczego się dokonał? Oczywiście, w pierwszym rzędzie dlatego, że Bóg okazał swoją łaskawość, gdyż to Bóg jest Dawcą wszelkich łask i cudów. Ale po stronie człowieka zawsze potrzebna jest współpraca, potrzebna jest otwartość i gotowość serca. I tym właśnie wykazał się Naaman.

Nie tym, że wszedł do Jordanu i siedem razy się zanurzył, co rzeczywiście – samo w sobie – trudnym nie było. Jednak dla Naamana ta droga do wód Jordanu i do zanurzenia się w nim była o tyle długa i trudna, że on najpierw musiał zejść… z konia? Też, ale to również nie było jakimś wielkim dokonaniem.

On musiał zejść ze swego duchowego piedestału, z osobistego przekonania o swojej wyjątkowej pozycji. Bo takową rzeczywiście posiadał w swoim państwie i w oczach swego króla – jak to dzisiaj słyszymy. I on sam dobrze o tym wiedział – był w pełni świadomy tej swojej pozycji. Okazało się jednak, że jest w stanie przejść ponad tym – albo bardziej precyzyjnie: poniżej tego, jest w stanie zejść z tego piedestału – i z wielkiego możnowładcy stać się potrzebującym pomocy, biednym i bezradnym człowiekiem. Bo w obliczu trądu na nic zdały się jego tytuły, zaszczyty i dokonane podboje.

Tak jest i dzisiaj, w naszej rzeczywistości: w obliczu choroby, cierpienia, a już szczególnie śmierci – nie ma mocnych! Nie ma cwaniaków, którzy powiedzieliby, że dla nich to pestka, bo oni sobie załatwią wyleczenie, kupią sobie długowieczność, bo przecież mają za co. W obliczu choroby, cierpienia czy śmierci – na nic zdaje się to wszystko. Człowiek – choćby najbardziej znaczący, ważny, utytułowany, a do tego z dużymi zasobami na koncie – jest w takiej sytuacji słaby, biedny, bezradny…

I tutaj wielkość człowieka okazuje się w tym właśnie, w tym tylko – czy rzeczywiście: „tylko”?… – że potrafi to uznać i zejść z tego piedestału, na który się przez całe życie wdrapywał, starając się jak najwyżej usadowić; a uznać nad sobą władzę Boga. Czyli uznać, że nie jest samowystarczalny, że nie jest «jak Bóg», ale jest człowiekiem, który swemu Bogu wierzy, który swemu Bogu ufa, który swego Boga kocha! A wówczas jest prawdziwie wielki – jako człowiek.

Nie na darmo bowiem ktoś mądry napisał kiedyś, że człowiek nigdy nie jest tak wielki, jak wówczas, kiedy jest na kolanach przed Bogiem. Niestety, nie jest to sprawa prosta i – jak się dowiadujemy z dzisiejszych słów Jezusa – nigdy nie była. Za Jego czasów też nie.

Oto bowiem słyszymy w dzisiejszej Ewangelii te mocne stwierdzenia: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman. Miał Jezus rację, czy nie?

Niestety, reakcja, z jaką się spotkał, potwierdziła tylko, że miał rację! Jak bowiem usłyszeliśmy, na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. Nic Mu jednak nie zrobili, bo jeszcze «nie nadeszła Jego godzina».

A to pokazuje tylko, że to On – Jezus Chrystus, Boży Syn, obiecany i oczekiwany Mesjasz – jest Panem sytuacji! On – a nie jakikolwiek człowiek! Nawet taki, który aktualnie ma wpływy, albo bogactwo, albo stanowisko, albo władzę nad resortami siłowymi w państwie, dlatego chwilowo może narzucać swoje widzimisię wszystkim wokół. Nie człowiek jest wielki – a na pewno: nie taki człowiek. To Bóg jest prawdziwie wielki!

A drogą do wielkości człowieka – raz jeszcze to podkreślmy – jest droga w górę, gdy idzie o zdobywanie kolejnych stopni doskonałości i świętości, ale jednocześnie droga w dół, gdy trzeba zejść ze swego piedestału, na który – często we własnym mniemaniu – człowiek się wdrapał. A trzeba zejść. Bo to jest jedyna pewna droga do prawdziwej duchowej wielkości!

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.