Czy jestem chrześcijaninem… wierzącym?

C

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Ksiądz Robert Furman, bliski mi Kapłan z Diecezji warszawsko – praskiej.

Urodziny natomiast przeżywa Beata Warpas, należąca w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot.

Życzę Świętującym łask z Nieba! I zapewniam o modlitwie – przez wstawiennictwo Matki Bożej Fatimskiej.

A takie właśnie wspomnienie liturgia Kościoła dzisiaj dopuszcza, dlatego chętnie z tej możliwości korzystam – jak co roku zresztą. Zachęcam do uczestnictwa w nabożeństwie fatimskim, odprawianych w naszych Parafiach.

Drodzy moi, pozdrawiam Was ze Szklarskiej Poręby! Wczoraj z Księdzem Dziekanem objechaliśmy okolice Szklarskiej i samą Szklarską, czyli drogi, które – przynajmniej oficjalnie – dobrze znam, a oto wczoraj Ksiądz Dziekan przewiózł mnie takimi drogami i pokazał takie zakątki, o których pojęcia nie miałem. Dzisiaj znowu coś Ksiądz Dziekan zaplanował, ale to kolejna niespodzianka.

Bardzo dziękuję Księdzu Dziekanowi za ten wspólny czas, a szczególnie za nasze głębokie rozmowy – na tematy kapłańskie, i nie tylko. Wychodzi na to, że ten trzydniowy pobyt w Szklarskiej to będą takie szybkie i niespodziewane rekolekcje dla mnie. Jeszcze o tym dłużej napiszę w najbliższych dniach, już po powrocie.

Tymczasem, zapewniam o mojej stałej pamięci o Was w modlitwie. I już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co Pan konkretnie do mnie mówi? Niech Duch Święty będzie naszym światłem i natchnieniem!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Wtorek 4 Tygodnia Wielkanocnego,

Wspomnienie Najświętszej Maryi Panny Fatimskiej,

13 maja 2025., 

do czytań: Dz 11,19–26; J 10,22–30

CZYTANIE Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:

Ci, których rozproszyło prześladowanie, jakie wybuchło z powodu Szczepana, dotarli aż do Fenicji, na Cypr i do Antiochii, głosząc słowo samym tylko Żydom. Niektórzy z nich pochodzili z Cypru i z Cyreny. Oni to po przybyciu do Antiochii przemawiali też do Greków i opowiadali Dobrą Nowinę o Panu Jezusie. A ręka Pańska była z nimi, bo wielka liczba uwierzyła i nawróciła się do Pana.

Wieść o tym doszła do uszu Kościoła w Jerozolimie. Wysłano do Antiochii Barnabę. Gdy on przybył i zobaczył działanie łaski Bożej, ucieszył się i zachęcał wszystkich, aby całym sercem wytrwali przy Panu; był bowiem człowiekiem dobrym i pełnym Ducha Świętego i wiary. Pozyskano wtedy wielką liczbę dla Pana.

Barnaba udał się też do Tarsu, aby odszukać Pawła. A gdy znalazł, przyprowadził go do Antiochii i przez cały rok pracowali razem w Kościele, nauczając wielką rzeszę ludzi. W Antiochii też po raz pierwszy nazwano uczniów chrześcijanami.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Obchodzono w Jerozolimie uroczystość Poświęcenia Świątyni. Było to w zimie. Jezus przechadzał się w świątyni, w portyku Salomona.

Otoczyli Go Żydzi i mówili do Niego: „Dokąd będziesz nas trzymał w niepewności? Jeśli Ty jesteś Mesjaszem, powiedz nam otwarcie”.

Rzekł do nich Jezus: „Powiedziałem wam, a nie wierzycie. Czyny, których dokonuję w imię mojego Ojca, świadczą o Mnie. Ale wy nie wierzycie, bo nie jesteście z moich owiec.

Moje owce słuchają mojego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki.

Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy”.

Zawsze, ilekroć czytam ten fragment Dziejów Apostolskich, który mamy w dzisiejszym pierwszym czytaniu, to najbardziej porusza mnie – a na pewno: najbardziej zwraca uwagę i zapada w pamięć – ostatnie jego zdanie: W Antiochii też po raz pierwszy nazwano uczniów chrześcijanami.

Wcześniej słyszymy wiele innych, przepięknych zdań, mówiących o niesamowitym entuzjazmie tych, których nazwano chrześcijanami, jak chociażby: Oni to po przybyciu do Antiochii przemawiali też do Greków i opowiadali Dobrą Nowinę o Panu Jezusie. A ręka Pańska była z nimi, bo wielka liczba uwierzyła i nawróciła się do Pana. Czy też: Pozyskano wtedy wielką liczbę dla Pana. Albo: Przez cały rok pracowali razem w Kościele, nauczając wielką rzeszę ludzi.

I można tylko powiedzieć: to właśnie tych nazwano chrześcijanami! A musiało to być na tyle znaczącym i ważnym wydarzeniem, że Autor Dziejów Apostolskich zwrócił na to uwagę i zapisał w swoim dziele. Bo – być może – to określenie już gdzieś tam kiedyś chodziło w obiegu, ale tutaj na tyle wyraźnie musiał ktoś je wypowiedzieć, na tyle wyraźnie musiało ono wybrzmieć, że fakt tego wyraźnego wypowiedzenia został aż opisany w Księdze!

Bo – szczerze mówiąc – trudno na to uwagi nie zwrócić. Zwłaszcza, jeśli mówimy o określeniu, wręcz o imieniu, które tak wielu ludzi na przestrzeni wszystkich wieków istnienia Kościoła tak wiele kosztowało – często cierpienie, a nawet życie… Trudno zatem nie zauważyć tego momentu, kiedy zostało wypowiedziane po raz pierwszy. Dlatego zauważył ja Autor biblijny, zauważamy to stwierdzenie także i my.

A w tym kontekście przypomina mi się wydarzenie z moich czasów licealnych, kiedy to – przez ostatnie dwa lata przed maturą – służyłem do Mszy Świętej u Ojców Kapucynów, w Białej Podlaskiej, w kościele Świętego Antoniego. I zdarzyło się jednego dnia – a musiał to być na pewno wtorek Czwartego Tygodnia Wielkanocnego – że byłem na Mszy Świętej rano, ale też przyjechałem wieczorem.

I kiedy zsiadłem z roweru, od razu spotkałem Ojca Profesora Mariana Cygana, niezwykłego Człowieka, obecnie już żyjącego u Pana, a będącego dla mnie naprawdę ogromnym autorytetem – z którym zawsze prowadziłem długie rozmowy na różne tematy. I oto Ojciec Profesor tamtego wieczoru skądś nagle pojawił się i niespodziewanie postawił pytanie: „Jacku, czy pamiętasz o czym było dzisiejsze pierwsze czytanie? Bo chyba będę musiał na Mszy Świętej powiedzieć kilka słów”…

Byłem bardzo zaskoczony tym pytaniem, zwłaszcza że – mówiąc szczerze – często nie pamiętałem i dziś nie pamiętam tego, co czytałem, nawet przy ambonie No, niestety, taka ludzka słabość i niedbalstwo… Ale tamtego dnia od razu przypomniało mi się to właśnie zdanie zdanie, o którym tu sobie dziś mówimy. Ojciec Profesor wyraźnie ucieszył się, jak to usłyszał – i potem faktycznie, na tym właśnie zdaniu oparł swoje krótkie, ale jak zawsze głębokie i treściwe rozważanie.

Zatem, to ważne, że uczniów wtedy nazwano chrześcijanami! Tamtych uczniów, którzy ziemią trzęśli, którzy tysiącami prowadzili ludzi do Jezusa! A kogo dziś określa się mianem chrześcijan – ludzi Chrystusowych, Jego przyjaciół, wyznawców, naśladowców, uczniów? No, właśnie, czy tych wszystkich, użytych tu określeń, naprawdę można użyć w odniesieniu do dzisiejszych chrześcijan? Czy samo bycie w Kościele, bycie ochrzczonym, chodzenie na Mszę Świętą i spełnianie religijnych praktyk – wystarczy, aby uznać kogoś za chrześcijanina?

Nominalnie – tak. Ale czy tak… z serca, tak szczerze?… Może za formalnego członka Kościoła Katolickiego, może za człowieka ochrzczonego, co potwierdzają kancelaryjne zaświadczenia – to tak, ale czy za chrześcijanina? Bo chyba jakoś tak intuicyjnie temu określeniu nadajemy większe i głębsze znaczenie, niż tylko formalne czy zwyczajowe…

Może bowiem zdarza się nieraz i tak, że my – współcześni chrześcijanie – stawiamy Jezusowi to pytanie, które dzisiaj postawili Mu Żydzi: Dokąd będziesz nas trzymał w niepewności? Jeśli Ty jesteś Mesjaszem, powiedz nam otwarcie! Jezus im wtedy odpowiedział: Powiedziałem wam, a nie wierzycie. Czyny, których dokonuję w imię mojego Ojca, świadczą o Mnie. Ale wy nie wierzycie, bo nie jesteście z moich owiec. Moje owce słuchają mojego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki.

Czy i nam musi tak powiedzieć? Bo może i my także, chociaż jesteśmy katolikami – i to nawet systematycznie praktykującymi – nie do końca jesteśmy chrześcijanami? Oczywiście, w tym najgłębszym i najprawdziwszym tego słowa znaczeniu. Może i nam Jezus już dał tyle znaków swojej obecności i swojego działania, tyle dowodów swojej miłości, a my ciągle, gdzieś tam w głębi serca, pytamy: „Czy to na pewno Ty? A dlaczego nie zrobiłeś tak, jak ja chcę? Czemu nie spełniłeś tej czy tamtej mojej prośby? Czemu nie wysłuchałeś tej czy tamtej mojej modlitwy? A czy w ogóle warto w Ciebie wierzyć?”…

Właśnie! Warto – czy nie warto? Warto być chrześcijaninem – czy nie warto? Może się to dzisiaj już zupełnie nie opłaca?…

Jakim zatem chrześcijaninem jestem? Prawdziwym – czyli wierzącym? Czy tylko formalnym, tradycyjnym, nominalnym?… Co to dla mnie – osobiście i konkretnie – znaczy, że jestem chrześcijaninem? Jaki obraz chrześcijanina i w ogóle chrześcijaństwa jawi się przed obliczem człowieka – szczególnie niewierzącego – kiedy usłyszy moje imię i nazwisko?…

I właśnie po to, aby pomóc w odpowiedzi na te pytania, ale też w ukształtowaniu właściwej chrześcijańskiej postawy w życiu ludzi, Matka Najświętsza nawiedziła ten ziemski padół w portugalskiej miejscowości Fatima. Dzisiaj wspominamy liturgiczne wspomnienie tego wydarzenia.

Oto 13 maja 1917 roku, Łucja dos Santos (mająca dziesięć lat), Franciszek Marto (mający dziewięć lat) i Hiacynta Marto (mająca lat siedem) paśli stado w Cova Da Iria, w Parafii Fatima. Około południa, po odmówieniu Różańca, jak to czynili zazwyczaj, wracali do swoich zabaw. Nagle zobaczyli błysk światła, podobny do błyskawicy. Chcieli odejść, lecz druga błyskawica rozświetliła miejsce, w którym się znajdowali. A po chwili spostrzegli na szczycie młodego, zielonego dębu „Panią jaśniejąca mocniej, niż słońce”. W rękach trzymała biały różaniec.

Pani powiedziała do trojga pastuszków: „Nie bójcie się, przychodzę z Nieba… Przyszłam prosić Was o to, abyście przychodzili tutaj każdego trzynastego, przez kolejnych sześć miesięcy, o tej samej godzinie. Później powiem Wam, kim jestem i czego oczekuję. Wy pójdziecie do Nieba. Ofiarujcie się Bogu, wyraźcie zgodę na wszystkie cierpienia, jakimi zechce was doświadczyć, jako zadośćuczynienie za grzechy, którymi jest znieważany i jako przebłaganie za nawrócenie grzeszników. Dużo wycierpicie, ale łaska Boża będzie waszym wsparciem.Odmawiajcie codziennie Różaniec za pokój dla świata i koniec wojny”.

Przez kolejnych pięć miesięcy Pani stawiała się na umówione spotkania. 13 czerwca wyjawiła im, że Franciszek i Hiacynta niebawem odejdą do Nieba, natomiast Łucja pozostanie jeszcze przez jakiś czas na ziemi, gdyż Jezus pragnie posłużyć się nią, aby przy jej pomocy ludzie poznali i pokochali Maryję. Powiedziała im: „On chce, aby świat obdarzał nabożeństwem moje Niepokalane Serce. Tym, którzy z wiarą to przyjmą, obiecuję zbawienie”.

13 lipca Pani prosiła dzieci o kontynuowanie codziennego odmawiania Różańca. „Poświęcajcie się i często powtarzajcie: O Jezu, to z miłości do Ciebie, za nawrócenie grzeszników i zadośćuczynienie za grzechy przeciwko Niepokalanemu Sercu Maryi…”. Zapowiedziała też: „Wojna skończy się. Jednak jeśli ludzie nadal będą znieważać Boga, zacznie się druga, jeszcze gorsza. Aby jej zapobiec, przyjdę poprosićpoświęcenie Rosji mojemu Niepokalanemu Sercu oraz o przyjmowanie zadośćczyniącej Komunii Świętej w pierwsze soboty miesiąca. Jeśli moje prośby zostaną wysłuchane, Rosja nawróci się. W przeciwnym razie, jej błędy rozprzestrzenią się po świecie, wywołując wojny i prześladowania Kościoła.

Ojciec Święty dużo wycierpi, wiele narodów zostanie unicestwionych. Na końcu moje Niepokalane Serce zatriumfuje. Ojciec Święty dokona poświecenia Rosji, która nawróci się…”. Ponadto, wszystkim tym, którzy wierzą w objawienia, Pani obiecała cud, który miał się wydarzyć 13 października. Każde z objawień trwało kwadrans i przyciągało coraz większe tłumy świadków.

I właśnie 13 października, podczas szóstego objawienia, wydarzył się wielki cud słoneczny, nazwany „tańcem słońca”, oglądany przez siedemdziesiąt tysięcy świadków. Został opisany przez ówczesne gazety następująco: „Słońce jest podobne do matowej, srebrnej blaszki i można patrzeć na nie bez najmniejszego trudu. Nie razi w oczy, nie oślepia. Można by powiedzieć, że to zaćmienie. Słońce zadrżało, wykonało gwałtowne ruchy, jakich nigdy dotychczas nie obserwowano, wykraczające poza wszelkie prawa kosmiczne… Słońce «tańczyło»…”.

Zjawiska tego nie zarejestrowało żadne obserwatorium astronomiczne – w związku z tym, nie można go nazwać naturalnym – a jednak zostało zaobserwowane przez tysiące osób: wierzących i niewierzących, dziennikarzy oraz przez ludzi, którzy znajdowali się w odległości wielu kilometrów, co dowodziło, że nie było to zbiorowe przywidzenie.

Przed tym cudem Maryja powiedziała: „Ja jestem Panią Różańca Świętego. Chcę, aby w tym miejscu wzniesiono na moją cześć kaplicę; aby nie zaprzestano codziennego odmawiania Różańca; aby nie znieważano już Boga, naszego Pana…”. W czasie tego objawienia, u boku Matki Bożej stal Święty Józef i Dzieciątko Jezus.

Franciszek zmarł w dwa lata później, 4 kwietnia 1919 roku, a jego siostra Hiacynta – 20 lutego 1920 roku. Natomiast Łucji Najświętsza Panna ukazała się jeszcze w roku 1925, 1926 i 1929, aby prosić ją o obchodzenie pierwszych sobót miesiąca – poprzez odmawianie Różańca, Spowiedź i Komunię Świętą w intencji naprawienia zniewag wyrządzonych Niepokalanemu Sercu Maryi. Łucja przeżyła dziewięćdziesiąt osiem lat i zmarła 13 lutego 2005 roku, w klasztorze w Coimbrze.

Podziwiamy szczerą wiarę trójki małych Dzieci, które tak bezgranicznie zaufały objawiającej się Im Pięknej Pani, a przez Nią – samemu Bogu, a jednocześnie wsłuchując się w Boże słowo dzisiejszej liturgii, raz jeszcze zapytajmy o swoją wiarę – o swoją chrześcijańską wiarę? Czy jestem prawdziwym, czyli wierzącym chrześcijaninem?…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.