Przestawmy drzwi serca!

P

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywają:

Mirosław Oleszczuk, mój Wujek, Brat Mamy, któremu serdecznie dziękuję za życzliwość i jasne zasady, którymi się konsekwentnie kieruje w życiu oraz za świadectwo intensywnego poszukiwania prawdy;

Siostra Iwona Jagiełka – Siostra od Aniołów, współpracująca w swoim czasie z Księdzem Markiem w Surgucie.

Imieniny natomiast przeżywają:

Ksiądz Władysław Trojanowski – za czasów mojej posługi: Proboszcz Parafii w Tłuszczu, w Diecezji warszawsko – praskiej;

Władysława Kłucińska, moja Ciocia, Siostra Taty.

Wszystkich świętujących otaczam modlitwą, życząc świateł i natchnień Bożych!

Drodzy moi, dzisiaj nie ma obowiązku uczestniczenia we Mszy Świętej, ale gdyby ktoś mógł, to bardzo zachęcam! Uważam bowiem, że ta przepiękna Uroczystość, którą dziś przeżywamy, jest w naszej polskiej pobożności trochę za mało doceniana. Pójdźcie, moi Drodzy, na Mszę Świętą! Oczywiście, na pewno pamiętamy, że dzisiaj nie obowiązuje nas piątkowa wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych – z racji na uroczystość liturgiczną.

A ja dzisiaj – po raz pierwszy – posługuję w Parafii w Dębowej Kłodzie, gdzie odprawię Mszę Świętą o 8:30, a potem – Mszę Świętą odpustową – o 12:00. Bardzo dziękuję Proboszczowi, Księdzu Arturowi Petkowiczowi, za zaproszenie! I dziękuję Parafii w Dębowej Kłodzie za dwukrotny udział w audycji, w ramach cyklu: WIELKI DUCH W MAŁEJ PARAFII, w Katolickim Radiu Podlasie.

Natomiast o 18:00 – Msza Święta w Parafii Brzozowica, w zastępstwie za Proboszcza, Księdza Tomasza Małkińskiego. Potem przejazd do Lublina.

Teraz zaś zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co Pan konkretnie mówi dzisiaj do mnie? Czego ode mnie oczekuje? Niech Duch Święty pomoże właściwie odczytać!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

UROCZYSTOŚĆ ODPUSTOWA

Najświętszego Serca Pana Jezusa, C,

27 czerwca 2025., 

do czytań: Ez 34,11–16; Rz 5,5–11; Łk 15,3–7

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA EZECHIELA:

To mówi Pan Bóg: „Oto Ja sam będę szukał moich owiec i będę miał o nie pieczę. Jak pasterz dokonuje przeglądu swojej trzody, wtedy gdy znajdzie się wśród rozproszonych owiec, tak Ja dokonam przeglądu moich owiec i uwolnię je ze wszystkich miejsc, dokąd się rozproszyły w dni ciemne i mroczne. Wyprowadzę je spomiędzy narodów i zgromadzę je z krajów, sprowadzę je z powrotem do ich ziemi i paść je będę na górach izraelskich, w dolinach i we wszystkich zamieszkałych miejscach kraju. Na dobrym pastwisku będę je pasł, na wyżynach Izraela ma być ich pastwisko. Wtedy będą one leżały na dobrym pastwisku, na tłustym pastwisku paść się będą na górach izraelskich.

Ja sam będę pasł moje owce i Ja sam będę je układał na legowisko, mówi Pan Bóg. Zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał. Będę pasł sprawiedliwie”.

CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO RZYMIAN:

Bracia: Miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany. Chrystus bowiem umarł za nas jako za grzeszników w oznaczonym czasie, gdyśmy jeszcze byli bezsilni. A nawet za człowieka sprawiedliwego podejmuje się ktoś umrzeć tylko z największą trudnością. Chociaż może jeszcze za człowieka życzliwego odważyłby się ktoś ponieść śmierć.

Bóg zaś okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami. Tym bardziej więc będziemy przez Niego zachowani od karzącego gniewu, gdy teraz przez Krew Jego zostaliśmy usprawiedliwieni.

Jeżeli bowiem będąc nieprzyjaciółmi zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć Jego Syna, to tym bardziej będąc już pojednani, dostąpimy zbawienia przez Jego życie. I nie tylko to, ale i chlubić się możemy w Bogu przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, przez którego teraz uzyskaliśmy pojednanie.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Jezus opowiedział faryzeuszom i uczonym w Piśmie następującą przypowieść:

Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zagubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: «Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła».

Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia”.

Wobec tego, że ziemscy pasterze nie wywiązywali się ze swojego zadania jak należy, Bóg przez Proroka Ezechiela – jak słyszeliśmy w dzisiejszym pierwszym czytaniu – zapowiada: Oto Ja sam będę szukał moich owiec i będę miał o nie pieczę. Jak pasterz dokonuje przeglądu swojej trzody, wtedy gdy znajdzie się wśród rozproszonych owiec, tak Ja dokonam przeglądu moich owiec i uwolnię je ze wszystkich miejsc, dokąd się rozproszyły w dni ciemne i mroczne.

I nieco dalej: Ja sam będę pasł moje owce i Ja sam będę je układał na legowisko, mówi Pan Bóg. Zagubioną odszukam, zabłąkaną sprowadzę z powrotem, skaleczoną opatrzę, chorą umocnię, a tłustą i mocną będę ochraniał. Będę pasł sprawiedliwie.

Warto tu zaznaczyć, że w Starym Testamencie pasterzami ludu określano nie tylko duchowych przewodników, ale też władców świeckich. Zresztą, często te wymiary były bliskie sobie, czasami wręcz całkowicie zjednoczone. I oto dzisiaj okazuje się, że Bóg nie mogąc doczekać się, by pasterze, których posłał do ludu, zajęli się nim należycie – sam postanowił się nimi zająć. I właśnie to dzisiaj zostało wyraźnie zapowiedziane w pierwszym czytaniu. Takie przesłanie otrzymujemy, Drodzy moi, dzisiaj, w Uroczystość Serca Pana Jezusa.

Możemy zapytać: dlaczego właśnie takie? Przecież tu nie ma ani jednego słowa o czyimkolwiek sercu: ani Boskim, ani ludzkim. Dlaczego zatem ten tekst liturgia Kościoła daje nam dzisiaj? Zapewne z tego samego powodu, z jakiego w Ewangelii słyszymy to pytanie Jezusa: Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zagubioną, aż ją znajdzie?

Zwróćmy uwagę, że Jezus mówi to do ludzi, którzy się tym fachem trudnili i znali się na rzeczy. I mówi to z taką absolutną oczywistością, traktując to wręcz jako pytanie retoryczne, czyli odpowiedź zasadniczo powinna brzmieć: każdy z nas! Tak, każdy pasterz zostawi dziewięćdziesiąt dziewięć, a pójdzie za jedną. Tak by logicznie wynikało z całego kontekstu. Tymczasem, prawdziwa odpowiedź na to pytanie – odpowiedź wynikająca z doświadczenia w zajmowaniu się pasterstwem – brzmi: żaden! Tak, żaden roztropny i odpowiedzialny pasterz tak nie zrobi.

Nie narazi na tak wielkie niebezpieczeństwo całego stada, żeby chodzić za jedną uciekinierką, bo zwyczajnie nie będzie mu się to ekonomicznie kalkulowało, a do tego: istnieje duże prawdopodobieństwo, że owa uciekinierka, po przywróceniu jej do stada, uciekłaby ponownie, tylko tym razem jeszcze pociągając za sobą kilka kolejnych uciekinierek! Zatem, na pewno każdy rozsądny i doświadczony pasterz – a Jezus przecież do takich mówił – poświęciłby tę jedną, a zajął się całą resztą.

Jeżeli zatem Jezus mówi coś zupełnie, ale to zupełnie przeciwnego, to nie dlatego, że uważa swoich rozmówców za jakichś głupich, którym każdy „kit” można wcisnąć, ale dlatego, że w ten sposób chce coś bardzo ważnego zaakcentować: chce w ten sposób pokazać bezmiar miłości swojego Serca do każdego jednego człowieka – do każdego jednego pogubionego człowieka! Dlatego ukazuje tak niezwykły obraz pasterza, poszukującego jednej owcy…

Narażając się wręcz na niedowierzanie, a może nawet krytykę ze strony słuchaczy, albo oskarżenie o niepoważne ich traktowanie – Jezus bardzo świadomie mówi to, co Bóg powiedział w pierwszym czytaniu. Cóż takiego? A to właśnie, że Mu na każdym człowieku zależy! Na każdym jednym! I że ten jeden jest dla Niego tak samo ważny, jak tych dziewięćdziesięciu dziewięciu. Co oczywiście nie oznacza, że fakt, iż tych dziewięćdziesiąt dziewięć owiec jest w stadzie i nie ucieka – nie ma dla Niego znaczenia. Oczywiście, że ma – i nagroda za to ich trwanie będzie w wieczności wielka!

Ale Jezusowi zależy także na tym, który z różnych powodów z Jego Owczarni odszedł, może się pogubił, a może z jakiegoś innego powodu stracił nadzieję, stracił poczucie sensu… Także takich Jezus bardzo kocha i o nich nie zapomina! O nikim nie zapomina! Nikogo nie spisuje na straty. Sprawę odnalezienia każdego pogubionego i przyprowadzenia z powrotem do Kościoła traktuje jako sprawę priorytetową!

O tej wielkiej, wręcz niezmierzonej miłości Jezusa do każdej i każdego z nas, tak mówi dzisiaj Apostoł Paweł, w drugim czytaniu: Miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany. Chrystus bowiem umarł za nas jako za grzeszników w oznaczonym czasie, gdyśmy jeszcze byli bezsilni. A nawet za człowieka sprawiedliwego podejmuje się ktoś umrzeć tylko z największą trudnością. Chociaż może jeszcze za człowieka życzliwego odważyłby się ktoś ponieść śmierć. Bóg zaś okazuje nam swoją miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami.

I cóż tu można jeszcze dodać? Oto miłość serca Jezusowego! I dzisiaj właśnie za tę miłość dziękujemy. Nie za serce jako takie, jako jeden z narządów w ludzkim organizmie, ale za to, czego jest ono znakiem i symbolem, czyli za miłość Boga do człowieka! Do każdego jednego człowieka! O tym dzisiaj mówimy, za to dzisiaj Panu naszemu dziękujemy! Za to, że każdy człowiek jest dla Niego kimś bardzo ważnym – najważniejszym!

I za to, że w Bożym spojrzeniu na człowieka nie ma rozróżniania na tych ważniejszych – i mniej ważnych; na tych bardziej potrzebnych – i tych bezużytecznych, albo mało przydatnych; na tych wysoko wykształconych – i tych nieuczonych; na tych wysoko postawionych – i tych ze społecznych nizin; na tych wielkich i ważnych – i tych zwyczajnych, szarych, przeciętnych… Otóż, dla Jezusa nikt z ludzi nie jest szary, przeciętny, głupi, nieważny, nieprzydatny!

W Najświętszym Sercu Pana Jezusa każda i każdy z nas ma swoje miejsce – swoje indywidualne miejsce, przeznaczone tylko dla siebie. Bo każdą i każdego z nas Jezus widzi i kocha – osobiście, indywidualnie i po imieniu! To my, ludzie, stosujemy jakieś swoje dziwne rozróżnienia, wartościowania – według jakichś własnych, nie do końca zrozumiałych kryteriów. Serce Jezusa takich rozróżnień i takiego wartościowania nie stosuje. Serce Jezusa szuka każdego człowieka, za każdym tęskni, każdego kocha. Serce Jezusa skłania się ku ludzkiemu sercu – każdemu.

I jeżeli za każdym razem, kiedy kończymy Litanię do Serca Pana Jezusa, mówimy: „Jezu cichy i pokornego serca – uczyń serca nasze według Serca Twego”, to w ten sposób wyrażamy właśnie owo pragnienie i ową intencję, aby poszerzać nasze serca, aby zwiększać pojemność naszych serc, aby jak najwięcej ludzi mogło się w nim pomieścić. Abyśmy nigdy nikogo – z jakiegokolwiek powodu – ze swego serca nie wykluczali! Abyśmy nigdy nikogo nie przekreślali, nikogo z góry nie uważali za gorszego od siebie lub głupszego od siebie. Aby każdy człowiek, jakiego Pan na naszej drodze postawi, był przez nas uważany po prostu za człowieka, a więc za kogoś jedynego w swoim rodzaju, niepowtarzalnego i nieprzeciętnego!

Nawet, jeżeli on sam – ów człowiek – nie będzie tak na siebie patrzył i sam, w swoich własnych oczach, będzie wyglądał na kogoś zwyczajnego, szarego i nieważnego, to aby od nas dowiedział się, że tak nie jest! Czyli, że w oczach Jezusa jest kimś bardzo ważnym, jedynym i niepowtarzalnym, a w Sercu Jezusa ma swoje miejsce i jest przez to Serce indywidualnie i osobiście, konkretnie i po imieniu – ukochany!

Drodzy moi, trzeba nam ciągle uczyć się takiego podejścia do każdego pojedynczego człowieka. Trzeba nam uczyć się takiego głębokiego spojrzenia, skierowanego do serca tego drugiego, aby zobaczyć, co się tam w tym sercu kryje i że każdy, naprawdę każdy człowiek – ma to swoje serce, a w nim: całą głębię różnych przeżyć! I że ten drugi człowiek – każdy człowiek – ma swoją własną historię, ma swoją własną, niezaprzeczalną i nieutracalną wartość, czyli po prostu: swoją ludzką godność!

Bo każdy człowiek jest stworzony na obraz i podobieństwo Boże – i to podobieństwo nosi w sobie od chwili poczęcia aż do chwili śmierci! I potem – przez całą wieczność. Nawet, jeżeli sam to podobieństwo swoimi własnymi grzechami zabłoci, zabrudzi, przykryje różnymi swoimi małymi czy całkiem dużymi podłościami – to na pewno nigdy go nie utraci. I będzie zawsze kochany przez Jezusa! Będzie miał w Jego Sercu swoje miejsce.

Drodzy moi, jakie to ważne, byśmy o tym zawsze pamiętali! I abyśmy nasze relacje z tymi, których wokół siebie mamy, budowali właśnie w oparciu o to przekonanie, że każdy człowiek, jaki na naszej życiowej drodze stanął, z pewnością nie stanął przypadkowo. Nie ma czegoś takiego, jak ślepy los czy czysty przypadek. Nie! Jest prowadzenie przez Bożą Opatrzność, jest Boży dar, jakim jest dla nas ów drugi człowiek.

Czemu tak jest, Drodzy moi, że doceniamy tego drugiego, kiedy go już zabrakło, kiedy już go na naszej życiowej drodze nie ma, bo na przykład zakończył już wędrówkę po drogach tego świata i jest już po drugiej stronie życia? Wtedy dopiero widzimy, jak nam go bardzo brakuje, jak za nim tęsknimy, jaką wyrwę w naszym życiu spowodowało jego odejście. Kiedyśmy go mieli przy sobie, to było takie oczywiste, że jest – i już. Nie było nad czym dywagować. Ale kiedy go zabrakło, dopiero wtedy nierzadko uświadamiamy sobie, że nawet nie zdążyliśmy mu powiedzieć: „Kocham Cię! Jesteś dla mnie taki ważny! Jestem Ci bardzo wdzięczny za wszystko, co dla mnie robisz!”

Tak często nam się wydaje, Drodzy moi, że jeszcze kiedyś to powiemy, jeszcze zdążymy… I że zdążymy go jeszcze odwiedzić, porozmawiać z nim, ucieszyć się nim… I nagle dowiadujemy się, że już to nie będzie możliwe – na tym świecie – bo odszedł… Zobaczmy, jak często jest tak, że z kimś rozmawiamy, spotykamy się, obiecujemy sobie kolejne spotkanie – i oto okazuje się, że to właśnie spotkanie jest ostatnim… Nawet o tym nie pomyśleliśmy. Nawet się tego nie spodziewaliśmy…

Ja sobie nieraz – kiedy dowiaduję się, że ktoś z moich bliskich czy znajomych odszedł – staram się przypomnieć, kiedy i gdzie było nasze ostatnie spotkanie… I właśnie bardzo często dociera do mnie, że wtedy nawet mi przez myśl nie przeszło, że jest ono ostatnim… Nieraz szukam w swoich smsach, jaką ostatnią wiadomość ten ktoś do mnie napisał, albo ja do niego… I nieraz łza się w oku zakręci…

Na szczęście, my – wierzący w Jezusa, Jego przyjaciele, wyznawcy, naśladowcy i świadkowie – nie musimy się w takiej sytuacji pogrążać w smutku. Bo my przecież wierzymy z zmartwychwstanie! Co więcej, wiara daje nam wręcz pewność, że ci ludzie żyją. U Boga żyją! A nawet, jeżeli nie są jeszcze w pełni szczęśliwi w Niebie, to my modlimy się za nich, by Pan skrócił im czyściec i jak najszybciej do swojej radości przyjął.

I nawet, jeżeli zniknęli – w taki widzialny, fizyczny sposób – z naszego życia, to nikt nie może wyrzucić ich, wyrwać ich, z naszego serca! Nikt – poza nami samymi. W naszym sercu taki człowiek może żyć nadal, będąc obecny w naszych modlitwach i naszych wspomnieniach. To od nas samych zależy! Od tej – wspomnianej już – pojemności naszego serca!

Pewien mądry kapłan powiedział kiedyś na rekolekcjach kapłańskich, w których uczestniczyłem, że Pan daje kapłanowi tylu ludzi, tylu ich do niego doprowadza, tylu ich „podaruje”, ilu ów kapłan będziesz w stanie pomieścić w swoim sercu… Ciekawe spostrzeżenie! I bardzo prawdziwe. Nie tylko w odniesieniu do księży, chociaż do nich na pewno w sposób szczególny. I dobrze to sobie uświadomić i jasno powiedzieć właśnie w dniu dzisiejszym, który jest Dniem Modlitwy o uświęcenie kapłanów. Aby każdy z nich był kapłanem według Serca Jezusowego.

Ale to rozszerzanie serca, by ogarnąć nim jak najwięcej ludzi z naszego otoczenia – a najlepiej wszystkich, którzy na naszej życiowej drodze się pojawią – jest zadaniem dla każdej i każdego z nas! Aby każdy z nas miał w swoim sercu drzwi, w których z jednej strony będzie klamka, a z drugiej – gałka. Wiemy, o czym mowa, prawda? To są takie drzwi, które można z jednej strony otworzyć samemu, ale z drugiej – musi już ktoś otworzyć. Najczęściej, klamka jest od środka pomieszczenia, czyli że można z niego swobodnie wyjść, ale wejść – można już na zaproszenie. Bo jest gałka, a nią się nie otworzy.

I teraz chodzi o to, abyśmy w naszych sercach przestawili owe drzwi w drugą stronę, to znaczy: klamką od zewnątrz, a gałką od środka. Co to znaczy?

A to właśnie, że każdy może do tego naszego serca wejść i każdy w tym naszym sercu znajdzie gościnę, znajdzie swoje miejsce, znajdzie zainteresowanie, miłość, modlitwę, ciepło… Natomiast wyjść – będzie mógł tylko za naszą zgodą. A tej zgody – na wyjście z naszego serca – właśnie nie dostanie! Czyli, że nawet jeżeli on sam nie będzie chciał mieć z nami kontaktu i będzie wręcz od nas stronił, to my i tak będziemy się za niego modlić i dobrze o nim myśleć, dobrze o nim mówić… Czyli, że my go po prostu z naszego serca nie wypuścimy…

Drodzy moi, czy nie wydaje się Wam, że gdybyśmy tak podchodzili do drugiego człowieka – tego konkretnego, którego obok siebie mamy – to ten świat byłby lepszy?

Odważmy się budować taki właśnie lepszy świat! Taki piękny świat! Naprawdę, to nie jest mrzonka, to nie jest „marzenie ściętej głowy”! To jest możliwe! To jest wręcz konieczne! To jest palącą potrzebą obecnego czasu. W tym celu trzeba jedynie, abyśmy dokonali – najlepiej jeszcze dzisiaj – remontu w naszych sercach! Remontu polegającego na przestawieniu owych wspomnianych drzwi w drugą stronę: klamką od zewnątrz.

Niech to właśnie oznaczają słowa, które już dziś przywołaliśmy, a którymi modlimy się często – i modlimy się dzisiaj: „Jezu cichy i pokornego Serca – uczyń serca nasze według Serca Twego!”

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.