Jak pomogę Jezusowi?…

J

Szczęść Boże! Moi Drodzy, polecam Waszej uwadze ten oto materiał:

https://www.vaticannews.va/pl/papiez/news/2025-07/papieska-intencja-modlitewna-na-lipiec-o-formacje-do-rozeznania.html?utm_source=newsletter&utm_medium=email&utm_campaign=NewsletterVN-PL

A ja pozdrawiam Was z Siedlec, dokąd wróciłem wczoraj wieczorem po trzydniowej Pielgrzymce, którą relacjonowałem dzień po dniu. Dziękuję Panu naszemu i Matce naszej za ten czas! I dziękuję Pani Krysi Chruściel ze Wspólnoty Duszpasterstwa Niewidomych i Niedowidzących z Garwolina, za pomysł i zorganizowanie całości. A całej Ekipie – za świetną atmosferę!

Dzisiaj planuję dzień w Kaplicy oraz przy laptopie i przy telefonie, bo sporo spraw do załatwienia. Natomiast o 18:00 – wizyta Ani Szostak i Kuby Pałysy, z którymi nie widziałem się już dawno! Pewnie będzie o czym pogadać!

A oto dzisiaj – pierwszy piątek miesiąca. Przypominam tym, którzy go obchodzą. Ci zaś, którzy nie obchodzą – może by pomyśleli, by jednak obejść dziewięć pierwszych piątków miesiąca?… Z pewnością – warto! Poczytajmy o obietnicach Jezusa, związanych z tym nabożeństwem.

Tymczasem, zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co dziś mówi do mnie osobiście Pan? Z jakim konkretnym przesłaniem zwraca się do mnie właśnie dzisiaj? Duchu Święty, przyjdź i rozjaśnij umysły i serca!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Piątek 13 Tygodnia zwykłego, rok I,

4 lipca 2025., 

do czytań: Rdz 23,1–4.19;24,1–8.10.48.59.62–67; Mt 9,9–13

CZYTANIE Z KSIĘGI RODZAJU:

Sara doczekała się stu dwudziestu siedmiu lat życia. Zmarła ona w Kiriat-Arba, czyli w Hebronie, w kraju Kanaan. Abraham rozpoczął więc obrzędową żałobę nad Sarą, aby ją opłakać.

A potem powstawszy odszedł od swej zmarłej i zwrócił się do Chetytów z taką prośbą: „Choć mieszkam wśród was jako przybysz, sprzedajcie mi tu u was grób na własność, abym mógł pochować moją zmarłą”. Tak przeto Abraham pochował swoją żonę Sarę w pieczarze na polu zwanym Makpela, w pobliżu Mamre, czyli Hebronu, w kraju Kanaan.

Abraham zestarzał się i doszedł do podeszłego wieku, a Bóg mu we wszystkim błogosławił.

I rzekł Abraham do swego sługi, który piastował w jego rodzinie godność zarządcy całej posiadłości: „Połóż mi twą rękę pod biodro, bo chcę, żebyś mi przysiągł na Pana, Boga nieba i ziemi, że nie weźmiesz dla mego syna Izaaka żony spośród kobiet Kanaanu, w którym mieszkam, ale że pójdziesz do kraju mego rodzinnego i wybierzesz żonę dla mego syna Izaaka”.

Odpowiedział mu sługa: „A gdyby taka kobieta nie zechciała przyjść ze mną do tego kraju, czy mogę wtedy zaprowadzić twego syna do kraju, z którego pochodzisz?”

Rzekł do niego Abraham: „Nie czyń tego nigdy, abyś miał tam wracać z moim synem. Pan, Bóg niebios, który mnie wywiódł z domu mego ojca i z mego kraju rodzinnego, który mi uroczyście obiecał: «Potomstwu twemu dam ten kraj», On pośle swego anioła przed tobą; znajdziesz tam żonę dla mego syna. A gdyby owa kobieta nie chciała przyjść z tobą, wtedy jesteś zwolniony z przysięgi; byłeś tylko z synem moim tam nie wracał”.

Sługa ów zabrał z sobą dziesięć wielbłądów oraz kosztowności swego pana i wyruszył do Aram-Naharaim. Tam sługa Abrahama wziął jego bratanicę Rebekę za żonę dla jego syna. Wyprawili więc Rebekę i jej piastunkę ze sługą Abrahama i jego ludźmi.

Izaak, który naówczas mieszkał w Negebie, właśnie wracał od studni Lachaj-Roj; wyszedł bowiem pogrążony w smutku na pole przed wieczorem. Podniósłszy oczy ujrzał zbliżające się wielbłądy. Gdy zaś Rebeka podniosła oczy, spostrzegła Izaaka, szybko zsiadła z wielbłąda i spytała sługi: „Kto to jest ten mężczyzna, który idzie ku nam przez pole?” Sługa odpowiedział : „To mój pan”. Wtedy Rebeka wzięła zasłonę i zakryła twarz.

Kiedy sługa opowiedział Izaakowi o wszystkim, czego dokonał, Izaak wprowadził Rebekę do namiotu Sary, swej matki. Wziąwszy Rebekę za żonę, Izaak miłował ją, bo była mu pociechą po matce.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Odchodząc z Kafarnaum Jezus ujrzał człowieka siedzącego w komorze celnej, imieniem Mateusz, i rzekł do niego: „Pójdź za Mną”. On wstał i poszedł za Nim.

Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i siedzieli wraz z Jezusem i Jego uczniami. Widząc to faryzeusze, mówili do Jego uczniów: „Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?”

On, usłyszawszy to, rzekł: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: «Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary». Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”.

Wydarzenia, opisane w dzisiejszym pierwszym czytaniu, wyraźnie wskazują na zbliżanie się Abrahama do końca swojej ziemskiej drogi. Zresztą, mamy jasno powiedziane: Abraham zestarzał się i doszedł do podeszłego wieku, a Bóg mu we wszystkim błogosławił.

Dodajmy jednak – dla pełności obrazu – że to nie oznacza, iż życie Abrahama było sielanką, usłaną kwiatami. On naprawdę musiał się zmagać z wieloma trudami i cierpieniami, ale też próbami wiary, jakim był poddawany. Taką najmocniejszą próbą, którą na pewno wszyscy pamiętamy, była ta, związana z poleceniem Boga, aby Abraham złożył w ofierze swego syna Izaaka, którego wytęsknił i wymodlił, i którego otrzymał w latach swojej starości – a oto Bóg zażądał oddania go niejako z powrotem.

Wiemy, że ostatecznie do tego nie doszło, ale wiemy też, że Abraham był gotów to uczynić, chociaż nic – ale to absolutnie nic – nie rozumiał z Bożego polecenia. Ufał jednak Bogu bezgranicznie, będąc przekonanym, że nawet, jeśli Bożych poleceń nie rozumie, to jednak Bóg na pewno wie, co robi i wie, po co to robi. I dlatego trzeba Bogu zaufać. I Abraham ufał – przez całe życie. Naprawdę, ciągle to potwierdzał.

Dzisiaj natomiast słyszymy, że także u schyłku życia nie zmienia swego nastawienia. Oto pożegnał swoją żonę i myśli o przyszłości swego syna. I wysyła sługę do swego kraju rodzinnego z poleceniem: Połóż mi twą rękę pod biodro, bo chcę, żebyś mi przysiągł na Pana, Boga nieba i ziemi, że nie weźmiesz dla mego syna Izaaka żony spośród kobiet Kanaanu, w którym mieszkam, ale że pójdziesz do kraju mego rodzinnego i wybierzesz żonę dla mego syna Izaaka.

Sługa zareagował na to bardzo zasadnym pytaniem: A gdyby taka kobieta nie zechciała przyjść ze mną do tego kraju, czy mogę wtedy zaprowadzić twego syna do kraju, z którego pochodzisz?

I wtedy usłyszał odpowiedź, która jest sednem naszych dzisiejszych rozważań: Nie czyń tego nigdy, abyś miał tam wracać z moim synem. Pan, Bóg niebios, który mnie wywiódł z domu mego ojca i z mego kraju rodzinnego, który mi uroczyście obiecał: «Potomstwu twemu dam ten kraj», On pośle swego anioła przed tobą; znajdziesz tam żonę dla mego syna. A gdyby owa kobieta nie chciała przyjść z tobą, wtedy jesteś zwolniony z przysięgi; byłeś tylko z synem moim tam nie wracał.

Z dalszej części opowieści wiemy, że wszystko odbyło się zgodnie z planem, zarysowanym przez Abrahama – będącym w istocie Bożym planem – ale naszą uwagę z pewnością zwraca fakt pełnej dyspozycyjności Abrahama, jego totalnej gotowości na to, aby zrealizować Boży plan i w niczym nie przeszkodzić wypełnieniu się Bożych zamiarów!

Chociaż może w tym momencie zupełnie nie wiadomo, jak to wszystko się jeszcze ułoży i kiedy się te Boże plany zrealizują, ale Abraham jest pewny, że się zrealizują – i że Bóg da jego potomstwu ten właśnie kraj, w który teraz jest. Nie ten kraj rodzinny, z którego kazał mu wyjść, ale właśnie kraj Kanaan. A skoro tak, to nie byłoby w porządku prowadzić tam z powrotem Izaaka. Chociaż tak naprawdę mógłby to uczynić, wychodząc z założenia – skądinąd słusznego – że przecież Bóg i tak swoje plany zrealizuje, nawet pomimo oporu lub opieszałości ze strony człowieka. Znajdzie sposób, aby doprowadzić do końca swoje dzieło. I tak by na pewno było!

A jednak, Abraham nie chciał niczego uczynić, co nie byłoby wprost po myśli Bożej. Skoro Bóg tak a tak zapowiedział, to po co czynić coś, co jest z tym planem wprost niezgodne i wymuszać niejako na Bogu działania i interwencje, które dopiero wyprowadzą całą sprawę na prostą?… Po co tak postępować? Czy nie lepiej poddać się Bożemu działaniu, wejść z Bogiem we współpracę i w ten sposób niejako „ułatwić” zrealizowanie się Bożych planów?

Także tych, związanych z doprowadzeniem do zbawienia każdego bez wyjątku człowieka, z którym to planem na świat przyszedł Boży Syn, Jezus Chrystus. Bardzo jasno dzisiaj powiedział o tym w słowach: Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: «Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary». Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników.

A było to po tym, jak zasiadł do uczty, zgotowanej dla Niego przez Mateusza – celnika, wyciągniętego dopiero co z komory celnej i zaproszonego wezwaniem: Pójdź za Mną! Widząc to wspólne radosne ucztowanie, „zgorszeni” tym faryzeusze pytali: Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami? I właśnie na to Jezus odpowiedział im tymi, przywołanymi powyżej słowami.

Nie ma wątpliwości, że faryzeusze nie byli tymi, którzy sprzyjaliby planom Bożym, realizowanym przez Jezusa, w ramach Jego ziemskiej misji. Ani nie sprzyjali, ani nie starali się ich zrozumieć. A może nawet rozumieli – albo przynajmniej domyślali się – ale te Boże plany nie „współgrały” z ich osobistymi planami, nastawionymi na to, aby siebie samych promować i dogadzać swojej pysze! Bo to oni uważali się za jedynych „specjalistów” od Boga, ale według obrazu tegoż Boga, jaki sobie stworzyli na swój własny użytek. Niestety, nie miało to nic wspólnego z prawdziwymi planami Bożymi i prawdziwym obrazem Boga. Bo ten prawdziwy plan realizowany był przez Jezusa i w Jezusie. I tylko tak.

Wpatrując się zatem z podziwem w postawę Jezusa i w postawę Abrahama, czy też celnika Mateusza, który przez Jezusa wezwany, po prostu wstał i poszedł za Nim; ale też wpatrując się z należytą uwagą i krytycyzmem w postawę faryzeuszów, zapytajmy samych siebie, czy my aby nie utrudniamy realizacji Bożych planów wobec nas? Chociażby poprzez to, że nie potrafimy – nie chcemy – tak, jak Mateusz, po prostu wstać i pójść za Jezusem, aby pełnić Jego wolę, a ciągle czekamy nie wiadomo na co?… A może jeszcze jakoś inaczej stawiamy swoje własne plany ponad Bożymi, chociaż dobrze wiemy, jakie te Boże są?…

Jak ja dzisiaj konkretnie „pomogę” Jezusowi w realizacji Jego planów co do mojego życia – i życia moich bliskich?…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.