Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Drodzy moi, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Alumn Ilia Fedij, niegdyś Lektor w Parafii Księdza Marka, potem Student Uniwersytetu w Siedlcach i aktywy Uczestnik Duszpasterstwa Akademickiego GAUDEAMUS, a obecnie właśnie Alumn Seminarium warszawsko – praskiego. Życzę Solenizantowi jak najpełniejszej relacji z Jezusem, o którą też będę się dla Niego modlił.
A oto wczoraj dotarła do mnie bardzo smutna po ludzku wiadomość o śmierci Pana Karola Orłowskiego, naszego wieloletniego Gospodarza w Szklarskiej Porębie, mieszkającego od kilku lat już w innym miejscu. Była to śmierć nagła i zupełnie niespodziewana. Modlę się o Niebo dla tego bardzo dobrego i gościnnego Człowieka – i o pocieszenie dla Pani Haliny, Jego Żony, i całej Rodziny!
Ja zaś dzisiaj pomagam duszpastersko w mojej rodzinnej Parafii – w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia w Białej Podlaskiej.
A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co konkretnie mówi dziś do mnie Pan? Z jakim przesłaniem zwraca się do mnie właśnie dzisiaj? Duchu Święty, prowadź drogami najgłębszej refleksji…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
16 Niedziela zwykła, C,
20 lipca 2025.,
do czytań: Rdz 18,1–10a; Kol 1,24–28; Łk 10,38–42
CZYTANIE Z KSIĘGI RODZAJU:
Pan ukazał się Abrahamowi pod dębami Mamre, gdy ten siedział u wejścia do namiotu w najgorętszej porze dnia. Abraham spojrzawszy dostrzegł trzy ludzkie postacie naprzeciw siebie. Widząc je u wejścia do namiotu podążył na ich spotkanie.
A pokłoniwszy się im głęboko, rzekł: „O Panie, jeśli jestem tego godzien, racz nie omijać swego sługi! Przyniosę trochę wody, wy zaś raczcie obmyć sobie nogi, a potem odpocznijcie pod drzewami. Pozwólcie też, że pójdę wziąć nieco jedzenia, abyście się pokrzepili, zanim pójdziecie dalej, skoro przechodzicie koło strugi waszego”. A oni mu rzekli: „Uczyń tak, jak powiedziałeś”.
Abraham poszedł więc spiesznie do namiotu Sary i rzekł: „Prędko zaczyń ciasto z trzech miar najczystszej mąki i zrób podpłomyki”. Potem podążył do trzody i wybrawszy tłuste i piękne cielę, dał je słudze, aby ten szybko je przyrządził. Po czym wziąwszy twaróg, mleko i przyrządzone cielę, postawił przed nimi, a gdy oni jedli, stał przed nimi pod drzewem.
Zapytali go: „Gdzież jest żona twoja, Sara?” Odpowiedział im: „W tym oto namiocie”. Rzekł mu jeden z nich: „O tej porze za rok znów wrócę do ciebie, twoja zaś żona Sara będzie miała wtedy syna”.
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KOLOSAN:
Bracia: Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół. Jego sługą stałem się według zleconego mi wobec was Bożego włodarstwa: mam wypełnić posłannictwo głoszenia słowa Bożego.
Tajemnica ta, ukryta od wieków i pokoleń, teraz została objawiona Jego świętym, którym Bóg zechciał oznajmić, jak wielkie jest bogactwo chwały tej tajemnicy pośród pogan.
Jest nią Chrystus pośród was – nadzieja chwały.
Jego to głosimy, upominając każdego człowieka i ucząc każdego człowieka z całą mądrością, aby każdego człowieka okazać doskonałym w Chrystusie.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jezus przyszedł do pewnej wsi. Tam niejaka niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która siadła u nóg Pana i przysłuchiwała się Jego mowie. Natomiast Marta uwijała się koło rozmaitych posług. Przystąpiła więc do Niego i rzekła: „Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła”.
A Pan jej odpowiedział: „Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona”.
Zupełnie niezwykłe spotkanie opisuje nam Autor Księgi Rodzaju, w pierwszym czytaniu. Oto jacyś trzej wędrowcy podchodzą pod namioty Abrahama, a ten bez chwili namysłu wita ich, jakby na nich od dawna czekał i jakby to byli goście z tak zwanej „najwyższej półki”. Swoją drogą, to byli, ale on nie mógł tego wtedy na sto procent wiedzieć. A mimo to – tak właśnie ich powitał.
I to w najgorętszej porze dnia, czyli w czasie, w którym najlepiej zaszyć się w jakiś najmocniejszy cień i ten trudny czas przeczekać. Zwłaszcza, że w tamtym klimacie określenie „najgorętszy” wyrażało dokładnie to, co wyrażało, tylko jeszcze kilka razy bardziej.
Zatem, to nie był dobry czas dla jakichkolwiek aktywności i do tego, aby na głowie stawać dla przyjęcia gości, zresztą tak naprawdę zupełnie nieznanych. A jednak Abraham wita ich bardzo serdecznie i zaprasza. Trudno powiedzieć, żeby powodem takiego zachowania było jedynie to, że styl życia Abrahama, czyli wędrowanie z miejsca na miejsce i zamieszkiwanie w namiotach oznaczało pozostawanie zwykle w swoim gronie, bez kontaktu z szerszym gronem ludzi, spoza rodziny.
Bo jak się na jakiejś otwartej przestrzeni ustawiło te swoje namioty, to raczej nie miało się na stałe sąsiadów, a pewnie też i nie za często miewało się gości. Poza tymi nieproszonymi, którzy mogli napadać lub okradać, to takich – powiedzielibyśmy – „normalnych” to za wielu tam nie bywało. Dlatego takie odwiedziny, jak te, opisane dzisiaj, same w sobie stanowiły jakieś urozmaicenie i ubarwienie koczowniczej codzienności. I może dlatego Abraham tak zareagował, jak zareagował, a może jednak nie tylko dlatego.
Bo może jednak wpływ na to miało po prostu jego wewnętrzne dobre nastawienie do drugiego człowieka, jego wyjątkowa prawość, pokora i posłuszeństwo Bogu. Dlatego sam wyszedł na spotkanie swoich gości, a żonie i służbie wydał polecenie, aby na głowie stanęli, by posiłek dla gości był jak najszybciej i był jak najbardziej obfity. I tak się stało.
a wówczas Goście – pośrednio – ujawnili prawdę o sobie, składając Abrahamowi i Sarze obietnicę, która z ludzkiej perspektywy była niemożliwa do spełnienia. Taką obietnicę może złożyć jedynie ten, kto ma realną moc, władzę i możliwości, aby ją wypełnić. Bo inaczej się skompromituje. Dlatego, jeżeli tajemniczy Przybysze obiecali staremu Abrahamowi i jego także bardzo starej żonie, że za rok już będę mieli dziecko, to musieli być tymi, którzy byli pewni, że ona się spełni. A była to obietnica tak niewiarygodna, że – choć tego nie słyszymy dzisiaj, ale odnajdziemy w kolejnych wersetach Księgi Rodzaju informację – Sara śmiała się z tego, co usłyszała.
Natomiast ochota na żarty i śmiech przeszła, kiedy Wysłannicy tak zwyczajnie zapytali, dlaczego się śmieje? A nie widzieli jej w tym momencie, bo była wewnątrz namiotu, oni zaś siedzieli na zewnątrz. Wtedy mocno się przestraszyła, bo zdała sobie sprawę, że ma do czynienia z kimś więcej, niż tylko z przypadkowymi wędrowcami.
Wydaje się, że mąż jej, Abraham, zdał sobie z tego sprawę już wcześniej. Oczywiście, tego nie wiemy na pewno, ale wiedząc, jakim był człowiekiem i jaką miał relację z Bogiem, możemy przypuszczać, że był naprawdę mocno wyczulony na Bożą bliskość i obecność. I dzisiaj także, wychodząc na spotkanie trzech nieznajomych, mógł gdzieś tam, w głębi swego prawego i pokornego serca przeczuwać, że wychodzi na spotkanie Boga…
A co myślały i jakie przeczucia miały Marta i Maria, przyjmując w swoim domu Jezusa? To był ich Przyjaciel, niemalże jak członek rodziny. I może właśnie świadomość tej bliskości sprawiła, że Marta bezceremonialnie i bez dłuższych wstępów „wypaliła” wprost do Niego: Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła.
Nie wiem, jak Wy, Drodzy moi, ale ja w takiej sytuacji – gdybym był gościem – poczułbym się co najmniej niezręcznie. O ile bym się pod byle pretekstem nie „ewakuował” z takiej gościny. Bo pomyślałbym sobie, że oto – w sposób zupełnie niezamierzony – stałem się przyczyną napięcia w rodzinie. I to tylko dlatego, że przyszedłem do niej w gościnę. Przecież takie sprawy to sobie siostry mogły dogadać w kuchni!
I zasadniczo przed imprezą, albo po niej, ale nie w trakcie. I w żaden sposób nie powinny tego załatwiać w obecności gościa, a już na pewno nie poprzez próbę wciągnięcia go swój konflikt! No, po prostu, od strony jakichś elementarnych zasad etykiety i reguł gościnności to cała ta sprawa to tak gigantyczny niewypał, że w ogóle szkoda gadać.
Ale Jezus zupełnie tak na to nie spojrzał. Wprost przeciwnie, On chyba nawet pogodził obie siostry. Bo najpierw bardzo docenił zapobiegliwą i pracowitą Martę, mówiąc jej: Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele… A więc jednak – zauważył jej troskę i niepokój, jakie angażowała w tak wiele spraw! Zresztą, możemy się domyślać – choć tego już w Ewangelii nie przeczytamy – że po tej rozmowie wszyscy jednak zasiedli do stołu i coś zjedli. A co mogli zjeść, jeżeli nie to właśnie, co przygotowała Marta! I zapewne zarówno Jezus, jak i Maria, serdecznie za to Marcie podziękowali.
Natomiast Jezus mówi jej dzisiaj: Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona. Zatem, nie krytykuje postawy Marty, ale stara się jej zaangażowanie, pracowitość, rzetelność, gościnność – by się tak wyrazić – przekierować we właściwą stronę. Czyli dąży do tego, by Marta «troszczyła się i niepokoiła o wiele», ale nie zapominała o tym, co jest najważniejsze!
A najważniejsze jest to, aby przed drugim człowiekiem – ale także przed Bogiem – otwierać nie tylko drzwi swego domu, drzwi swojej spiżarki czy lodówki; aby w Bożych sprawach i działaniach nie tylko otwierać swój komputer lub portfel, ale żeby za każdym razem otwierać swoje serce i umysł. Aby otwierać się na Boga – i na drugiego człowieka. Aby przyjmując gościa w swoim domu, w swojej codzienności – przede wszystkim, przyjąć go w swoim sercu!
Tego właśnie dzisiaj Jezus uczy Martę, ale i Marię, chwaląc tę drugą za to, że «obrała najlepszą cząstkę». To nie znaczy – znowu podkreślmy – że dał Marii przyzwolenie na to, by nic nie robiła, tylko sobie usiadła, założyła ręce i czekała, że Marta za nią wszystko zrobi. Nie! Jezus zachęca do połączenia obu postaw, do związania obu postaw ze sobą tak, by jedna z drugiej wynikała, by jedna drugą wzmacniała i oznaczała. Czyli żeby zewnętrzne zaangażowanie wyrażało wewnętrzne nastawienie i najgłębszą motywację. Czyli – idąc dalej – byśmy wychodząc na spotkanie drugiego człowieka zawsze chcieli spotkać się z nim na tej płaszczyźnie najgłębszej, na płaszczyźnie serca, a nie tylko po to, aby „zaliczyć” takie spotkanie lub w biegu załatwić sprawę i jak najszybciej uciekać.
Oczywistym jest, że tym bardziej w naszym spotykaniu się z Bogiem mamy starać się o pogłębianie tych relacji. Czyli żeby nasze pacierze, nasze różańce, nasze koronki, a szczególnie nasze Msze Święte nie były jedynie płytkimi praktykami, spełnianymi dla tradycji czy dla poczucia przyzwoitości, ale byśmy za każdym razem – idąc na Mszę Świętą, klękając do modlitwy, biorąc do ręki Pismo Święte – wzbudzali w sobie tę świadomość, że oto spotykamy się z samym Jezusem!
Bo On w tym momencie, kiedy przed Nim klękam, ukrytym w Najświętszym Sakramencie, naprawdę jest TU I TERAZ realnie obecny. On mi patrzy prosto w oczy i wyciąga do mnie rękę. Naprawdę! On sam – Jezus Chrystus! I kiedy klękam do pacierza, biorę do ręki różaniec, czy też swoimi słowami wypowiadam swoje modlitwy, swoje intencje, swoje sprawy – to On naprawdę jest tuż przy mnie, patrzy mi prosto w oczy i bardzo uważnie słucha tego, co do Niego mówię. Naprawdę! On sam – Jezus Chrystus!
I kiedy biorę do ręki Pismo Święte i zaczynam uważnie czytać, albo go słuchać, to wtedy On sam do mnie mówi, to On sam kieruje do mnie jakieś bardzo ważne, osobiste przesłanie, które tylko mi chce przekazać. Naprawdę! On sam – Jezus Chrystus!
No, niestety, kiedy przeklinam, kiedy innych obmawiam, albo kiedy używam imienia Bożego nadaremno – On także to słyszy. Bo jest tuż przy mnie i patrząc mi prosto w oczy, głęboko martwi się taką moją postawą. A kiedy słyszy swoje imię, rzucane bezmyślnie, albo pomiędzy przekleństwami, to naprawdę jest Mu przykro, bo jakoby się do Niego zwracamy, a tak naprawdę się nie zwracamy, kiedy wypowiadając Jego imię, wcale o Nim nie myślimy. A On jest tuż obok i wszystko dobrze słyszy, i do siebie odbiera. Naprawdę! On sam – Jezus Chrystus!
I kiedy widzi nasze dobre czyny, nasze szczere zatroskanie o wiele, jak w przypadku Marty, ale połączone z najgłębszą i najszczerszą dobrą intencją, z taką Bożą motywacją, to naprawdę się cieszy. Niestety, kiedy widzi nasze złe czyny, albo nawet te pozornie dobre, ale wykonywane tylko na własną chwałę, żeby się przed innymi pokazać, żeby móc potem na innych z góry patrzeć – to głęboko się tym martwi. Bo jest tuż przy nas, TU I TERAZ, i naprawdę wszystko przeżywa to, co w naszym życiu się dzieje. Naprawdę! On sam – Jezus Chrystus!
Drodzy moi, te dwa, opisane dzisiaj spotkania człowieka z Bogiem – a może bardziej precyzyjnie: Boga z człowiekiem – mają nam przypomnieć prawdę, która jest nam chyba od dzieciństwa dobrze znana, ale którą z pewnością warto sobie przypomnieć i na nowo uświadomić: Jezus jest w naszym życiu naprawdę, bardzo realnie, TU I TERAZ, obecny! On naprawdę przychodzi do naszego namiotu, do naszego mieszkania, zasiada za stołem, interesuje się naszą codziennością.
Tylko pytanie, co my na to? Czy wyjdziemy Mu na spotkanie tak, jak Abraham wybiegł wręcz, by przyjąć wysłanników Boga? Czy chętnie zaprosimy Jezusa do siebie, otwierając przede wszystkim swoje serce, z takim oto nastawieniem: „Proszę bardzo, Panie Jezu, wejdź i rozgość się, bo ja mam serce czyste i gotowe na spotkanie z Tobą, bo nie ma w nim niczego, co chciałbym przed Tobą ukryć lub czego miałbym się przed Tobą wstydzić. Wejdź, Panie Jezu, i rozgość się! I powiedz, co chcesz mi powiedzieć, a ja – tak, jak Maria – wysłucham Cię uważnie. A potem tak, jak Marta, ugoszczę Cię najlepiej, jak tylko będę umieć.”
Drodzy moi, czy tak myślimy na co dzień o naszej relacji z Jezusem? Czy pamiętamy o Jego realnej obecności? A czy pamiętamy o tym, że On spotyka się z nami także w drugim człowieku, dlatego kiedy idziemy do kogoś w odwiedziny, albo kogoś do siebie zapraszamy, albo tak zupełnie „przypadkiem” na kogoś „wpadamy” i chociaż kilka słów zamienimy – to zawsze jest to spotkanie z Jezusem, który wychodzi nam na spotkanie właśnie w tym drugim człowieku? Naprawdę! On sam – Jezus Chrystus! Czy tak o tym myślimy?
W drugim dzisiejszym czytaniu Święty Paweł mówi do Kolosan – ale i do nas wszystkich: Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół. Jego sługą stałem się według zleconego mi wobec was Bożego włodarstwa: mam wypełnić posłannictwo głoszenia słowa Bożego.
O jakich brakach udręk Chrystusa mówi? Przecież Jezusowa Ofiara jest całkowita, pełna i doskonała! Oczywiście, w sensie dosłownym nie ma mowy o tym, żeby jej czegoś brakowało. Jeżeli jednak czegoś jej może brakować, to tylko naszego zaangażowania, naszej odpowiedzi, naszej współpracy. Tego Jezus za nas nie zrobi. Jeżeli my tego nie zrobimy, jeżeli się nie zaangażujemy, to będzie będzie właśnie ów brak. Bolesny i odczuwalny.
Zatem, skoro Jezus dzisiaj, TU I TERAZ, wychodzi na spotkanie z nami – w tej Mszy Świętej, w naszej dzisiejszej modlitwie, ale też w spotkaniach z drugim człowiekiem, które już się dziś dokonały, ale też dokonają się zaraz, kiedy z tej Mszy Świętej wrócimy do domu, a jutro do pracy – to na jaką odpowiedź z naszej strony może liczyć? Na ją postawę? Na jaką gościnę w sercu? Na jaki gest z naszej strony?
Drodzy moi, to bardzo ważne – i dzisiaj jest ku temu doskonała okazja – byśmy to sobie raz jeszcze uświadomili, raz jeszcze przypomnieli, że On jest naprawdę realnie w naszym życiu obecny. Realnie i osobiście! I musimy o tym pamiętać, podejmując jakiekolwiek działania, wypowiadając jakiekolwiek słowa, czy myśląc o czymkolwiek. On jest tuż, On jest przy nas – TU I TERAZ – i wszystko to widzi, wszystko słyszy i osobiście odczuwa. Naprawdę! On sam – Jezus Chrystus!
Chciałbym podzielić się z wami moimi przemyśleniami na temat dzisiejszej Ewangelii.
Znaczenie imion:
Maria (po hebrajsku – Mariam – „opierająca się”). Jako siostra Mojżesza i Aarona. Urodziła się w czasach, gdy Żydzi byli zniewoleni przez Egipcjan. Odmówiła wykonania rozkazu faraona – będąc akuszerką, która miała zabijać nowo narodzonych żydowskich chłopców. Marie z Nowego Testamentu również stawiały opór. Grzech pierworodny nie miał mocy nad Marią z Nazaretu od momentu poczęcia, Jej ciało nie uległo pośmiertnemu rozkładowi i wstąpiło do nieba. Demony zostały wypędzone z Magdaleny, należała do tych, które nosiły mirrę (wczesny poranek i namaszczenie ciała – opór przed snem i śmiercią), zmartwychwstały Zbawiciel ukazał się jej przed innymi uczniami. Siostra Marty i Łazarza – „opierająca się” zwyczajowi gościnności. Gościa należało nakarmić i pozwolić mu trochę odpocząć, a dopiero potem z nim porozmawiać.
Marta (po hebrajsku – „pani”). „Maranatha!” – „Panie, przyjdź!”. Starotestamentowe wołanie oczekiwania na Mesjasza. W obrządku łacińskim – temat Adwentu. Moria – „Bóg jest moim nauczycielem”. Góra, na której Abraham miał złożyć w ofierze Izaaka (Rdz 22:2). Na tej samej górze Salomon zbuduje świątynię (2 Krn 3:1). Nowotestamentowa Marta była bardzo szczęśliwa ze spotkania z Panem i pragnęła Go nakarmić. Wybiegła Mu na spotkanie, aby opowiedzieć Mu o śmierci Łazarza i była świadkiem zmartwychwstania swojego brata (katecheza o zmartwychwstaniu Zbawiciela).
Posługi Marii („ora”) i Marty („labora”) są równie ważne. W Rosji istnieje prawosławny żeński klasztor (Przybytek Miłosierdzia) nazwany na cześć tych świętych sióstr: https://www.mmom.ru/
Został on założony z inicjatywy księżniczki Elżbiety (jej biografię prześlę na Twój adres e-mail).
Posługa Marty, realizowana przez ten klasztor:
*kompleksowa pomoc potrzebującym (wyżywienie, odzyskiwanie dokumentów, poszukiwanie pracy…);
*pomoc w wychowaniu dzieci adoptowanych;
*pomoc w rehabilitacji i socjalizacji dzieci w trudnych sytuacjach życiowych oraz ze specjalnym rozwojem intelektualnym i umysłowym;
*opieka nad osobami chorymi, starszymi, więźniami…;
*edukacja przedszkolna dla dzieci z mózgowym porażeniem dziecięcym;
*konsultacje telefoniczne;
*pomoc rodzinom z ciężko chorymi dziećmi;
*rehabilitacja dzieci z chorobami narządu ruchu.
Posługa Marii:
*Poświęcone Bogu życie zakonnicy:liturgia z codzienną Komunią Świętą; modlitwa w samotności.