Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Drodzy moi, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Wojciech Bronisz, za czasów mojego pierwszego wikariatu – Lektor w Radoryżu Kościelnym i członek wspólnoty KSM, a obecnie Mąż i Ojciec, ale też – cały czas, czyli od wtedy do dzisiaj – posługujący na Pieszej Pielgrzymce Podlaskiej w technicznej obsłudze nagłośnienia. Dziękując za życzliwość i bliskość, życzę wytrwałości w wierze i codziennej trosce o Rodzinę i o Ludzi, powierzonych Jego opiece. Zapewniam o modlitwie!
A oto dzisiaj pozdrawiam Was z Lublina, gdzie dzisiaj – do 14:00 – posługuję w Parafii Świętego Jana Kantego, czyli „mojej” Parafii. Mam koncelebrować Msze Święte o 8:30 i o 13:00. O ile się te plany nie zmienią. Nie wiem też, czy będę głosił homilię. Gdyby jednak ktoś chciał się ze mną łączyć, to z tych Mszy Świętych będzie transmisja tu:
https://www.youtube.com/c/Parafia%C5%9BwJanaKantegowLublinie/streams
A potem przejeżdżam do Kodnia, gdzie planujemy spotkanie w małym Gronie, połączone ze wspólną modlitwą, obiadem i bardzo ważną rozmową. Właśnie pod okiem naszej Matki Kodeńskiej. A potem przejazd do Siedlec.
Teraz zaś już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co dziś mówi do mnie Pan? Z jakim konkretnym przesłaniem zwraca się do mnie osobiście? Duchu Święty, przyjdź, prosimy…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
17 Niedziela zwykła, C,
27 lipca 2025.,
do czytań: Rdz 18,20–32; Kol 2,12–14; Łk 11,1–13
CZYTANIE Z KSIĘGI RODZAJU:
Bóg rzekł do Abrahama: „Skarga na Sodomę i Gomorę głośno się rozlega, bo występki ich mieszkańców są bardzo ciężkie. Chcę więc iść i zobaczyć, czy postępują tak, jak głosi oskarżenie, które do Mnie doszło, czy nie; dowiem się”.
Wtedy to dwaj mężowie odeszli w stronę Sodomy, a Abraham stał dalej przed Panem. Zbliżywszy się do Niego, Abraham rzekł: „Czy zamierzasz wygubić sprawiedliwych wespół z bezbożnymi? Może w tym mieście jest pięćdziesięciu sprawiedliwych; czy także zniszczysz to miasto i nie przebaczysz mu dla owych pięćdziesięciu sprawiedliwych, którzy w nim mieszkają? O, nie dopuść do tego, aby zginęli sprawiedliwi z bezbożnymi, aby stało się sprawiedliwemu to samo, co bezbożnemu! O, nie dopuść do tego. Czyż Ten, który jest sędzią nad całą ziemią, mógłby postąpić niesprawiedliwie?”.
Pan odpowiedział: „Jeżeli znajdę w Sodomie pięćdziesięciu sprawiedliwych, przebaczę całemu miastu dla nich”.
Rzekł znowu Abraham: „Pozwól, o Panie, że jeszcze ośmielę się mówić do Ciebie, choć jestem pyłem i prochem. Gdyby wśród tych pięćdziesięciu sprawiedliwych zabrakło pięciu, czy dla braku tych pięciu zniszczysz całe miasto?”.
Pan rzekł: „Nie zniszczę, jeśli znajdę tam czterdziestu pięciu”.
Abraham znów odezwał się tymi słowami: „A może znalazłoby się tam czterdziestu?”.
Pan rzekł: „Nie dokonam zniszczenia przez wzgląd na tych czterdziestu”.
Wtedy Abraham powiedział: „Niech się nie gniewa Pan, jeśli rzeknę: może znalazłoby się tam trzydziestu?”.
A na to Pan: „Nie dokonam zniszczenia, jeśli znajdę tam trzydziestu”.
Rzekł Abraham: „Pozwól, o Panie, że ośmielę się zapytać: gdyby znalazło się tam dwudziestu?”.
Pan odpowiedział: „Nie zniszczę przez wzgląd na tych dwudziestu”.
Na to Abraham: „O, racz się nie gniewać, Panie, jeśli raz jeszcze zapytam: gdyby znalazło się tam dziesięciu?”. Odpowiedział Pan: „Nie zniszczę przez wzgląd na tych dziesięciu”.
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KOLOSAN:
Bracia: Z Chrystusem pogrzebani jesteście w chrzcie, z Nim też razem zostaliście wskrzeszeni przez wiarę w moc Boga, który Go wskrzesił.
I was umarłych na skutek występków i «nieobrzezania» waszego ciała razem z Chrystusem Bóg przywrócił do życia. Darował nam wszystkie występki, skreślił zapis dłużny obciążający nas nakazami, usunął go z drogi, przygwoździwszy do krzyża.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Gdy Jezus przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył ją, rzekł jeden z uczniów do Niego: „Panie, naucz nas się modlić, jak i Jan nauczył swoich uczniów”.
A On rzekł do nich: „Kiedy się modlicie, mówcie:
Ojcze, niech się święci Twoje imię;
niech przyjdzie Twoje królestwo.
Naszego chleba powszedniego dawaj nam na każdy dzień,
i przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto nam zawini;
i nie dopuść, byśmy ulegli pokusie”.
Dalej mówił do nich: „Ktoś z was, mając przyjaciela, pójdzie do niego o północy i powie mu: «Przyjacielu, użycz mi trzech chlebów, bo mój przyjaciel przybył do mnie z drogi, a nie mam, co mu podać». Lecz tamten odpowie z wewnątrz: «Nie naprzykrzaj mi się! Drzwi są już zamknięte i moje dzieci leżą ze mną w łóżku. Nie mogę wstać i dać tobie». Mówię wam: Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu jego natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje.
I Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Jeżeli którego z was ojców syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą”.
Czy dobrze usłyszeliśmy i zrozumieliśmy, co Pan nam dzisiaj powiedział? Czy naprawdę dotarło do nas przesłanie usłyszanych przed chwilą czytań? A czy zwróciliśmy szczególnie uwagę na słowo: „natręctwo”, jakiego użył Jezus w odniesieniu do modlitwy, kierowanej przez nas do Boga?
Natręctwo! Z czym nam się kojarzy to słowo? O, na pewno z wieloma sytuacjami z naszego życia, w których to albo sami byliśmy zmuszeni do tego, by w sposób wręcz natrętny dobijać się – chociażby w jakimś urzędzie, albo u któregoś z „wielkich tego świata” i ważnych ludzi – o sprawy dla nas ważne i potrzebne nam w życiu i w codziennej egzystencji; albo też doświadczaliśmy na sobie owego natręctwa ze strony innych. Tak, czy owak, chyba nikt z nas nie powie, że słowo to kojarzy mu się pozytywnie.
Bo słowo „natręctwo”, „natręt”, „natrętny” – raczej wywołuje skojarzenia z jakąś uciążliwością, z jakimś zachowaniem kłopotliwym, stawia nas bowiem zwykle w sytuacji niezręcznej i niekomfortowej. A tu Jezus dzisiaj mówi: Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu jego natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje.
A to już w ogóle ciekawe stwierdzenie, bo sugeruje, że Jezus stawia natręctwo ponad przyjaźnią. Skoro bowiem nawet przyjaźń nie zmusiłaby nagabywanego w nocy człowieka, żeby użyczył wspomnianego chleba, to ma to spowodować natręctwo! A to jest bardzo ciekawa konkluzja, zwłaszcza jeśli weźmie się pod uwagę – by się tak wyrazić – logistyczny kontekst tego stwierdzenia. Bo nas może dziwić, dlaczego to jest aż taki problem, by gospodarz po cichu, nie budząc rodziny, dał ten chleb i odprawił swego gościa, by ten już nie robił zamieszania w środku nocy.
Otóż, będąc na pielgrzymce w Ziemi Świętej, można tam od przewodników, opowiadających o realiach życia w tamtych warunkach – szczególnie w czasach Jezusa – dowiedzieć się, że zwłaszcza biedniejsza część społeczeństwa mieszkała w skalnych grotach, albo ich domy, z czegoś tam sklecone i ulepione, miały skalne podłoże, a w tymże podłożu wydrążone były nisze, w których trzymano żywność. To była taka naturalna lodówka. Nisze te przykrywano jakąś płytą, na której na noc rozkładano maty, na których pokładała się cała rodzina, a nieraz także zwierzęta domowe – chociażby owieczki – kładły się razem z domownikami. I wszyscy nawzajem się ogrzewali, zwłaszcza w zimne noce, bo pomimo upałów w ciągu dnia – jak wiemy – noce bywają tam bardzo zimne.
I teraz spróbujmy sobie wyobrazić, że w środku nocy nagle przychodzi sąsiad i prosi o chleb czy trzy chleby, a gospodarz doskonale wie, że te chleby – jak i inne produkty żywnościowe – są schowane w owej niszy. I żeby mu dać to, o co prosi, to on będzie musiał wybudzić całe to liczne towarzystwo, ludzi i zwierzęta, postawić na nogi, zwinąć matę, odkryć niszę, wyjąć te nieszczęsne chleby, po czym zakryć nisze, rozłożyć maty, ułożyć towarzystwo, żeby znowu zasnęło. To naprawdę nikomu – mi także – nie uśmiechałoby się takie zamieszanie!
A jednak Jezus mówi, że jeśli ów nocny gość będzie w swojej prośbie natrętny, to jego przyjaciel da mu to, o co prosi. Raz jeszcze zacytujmy Jezusa: Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu jego natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje.
Po czym Jezus dodaje: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Jeżeli którego z was ojców syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą.
To jest coś niesamowitego – przyznajmy! I trudno w tym momencie nie odwołać się do pierwszego czytania, a w nim – do zaskakującej rozmowy Abrahama z Bogiem. Można chyba powiedzieć, że „współczynnik zaskoczenia i niesamowitości” jest tu taki sam, jak ten, zawarty w prośbie, skierowanej w środku nocy do zaspanego przyjaciela, o trzy chleby.
Tutaj z kolei Abraham targuje się z Bogiem. Bez żadnych złośliwości, ale jeżeli gdziekolwiek można użyć określenia: „żydowskim targiem”, to właśnie w odniesieniu do tej sytuacji. Bo Abraham, będąc członkiem narodu wybranego – ni mniej, ni więcej – targował się z Bogiem! Jak raz, nie o pieniądze, a o ludzi, ale też padały kolejne liczby: pięćdziesiąt, czterdzieści pięć, czterdzieści, trzydzieści, dwadzieścia, dziesięć… Na dziesięciu stanęło. Jednak Abraham – niestety – nie dobił targu. Musiał się poddać. Sodoma i Gomora zostały zniszczone.
I tu dochodzimy do bardzo ważnego aspektu dzisiejszego przekazu biblijnego, o ile nawet nie do samej jego istoty. Abraham przegrał ów targ nie dlatego, że Bóg się uparł i zrobił mu na złość, ale dlatego, że choć Bóg ustąpił kilka razy i z pięćdziesiątki dało się stargować do dziesiątki, to jednak okazało się, że w tych grzesznych miastach nawet dziesięciu sprawiedliwych nie było! I dlatego Abraham przegrał ów targ. To nie Bóg się uwziął, to nie Bóg złośliwie się uparł – to Abrahamowi zabrakło argumentów.
Nie determinacji i swoistej śmiałości w relacji z Bogiem. Nie natręctwa, o którym mówi dziś Jezus. O, można by chyba nawet powiedzieć, że Abraham był może nawet aż za bardzo natrętny! Bo śmiało sobie poczynał z Bogiem, obniżając liczbę sprawiedliwych, których obecność mogłaby uratować miasta przed sprawiedliwą karą.
I – dodajmy dla porządku – tak sobie z Bogiem poczynał nie dlatego, że miał we krwi targowanie się, jako członek narodu wybranego, ale dlatego, że miał po prostu dobre serce i naprawdę zależało mu na dobru drugiego człowieka. A w tym przypadku – na ocaleniu drugiego człowieka. Wielu ludzi. Całego miasta. Dwóch miast. Dlatego tak bardzo się starał. A jednak nie udało się… Ale dobijał się o Boże zmiłowanie bardzo dzielnie. A dlaczego?
Bo wiedział, z kim rozmawia. I wiedział – jakby to dziwnie nie zabrzmiało – że może sobie na to pozwolić! Tak – on, człowiek, słaby i grzeszny – wie, że może sobie pozwolić na targowanie się z Bogiem. Bo wiedział, że ma przed sobą kochającego Ojca, a nie wielmożnego pana na włościach. Bo z takim to raczej trudno byłoby dyskutować.
Możemy się bowiem domyślać, że taki statystyczny wielmoża, który postanowił już w swoim sercu ukarać poddanego, bo mu tyle razy podpadł, że szkoda gadać – na pewno nie wszedłby w taką żonglerkę liczbami i argumentami, tylko uciąłby tego typu rozmowę na samym początku. I o ile ten, kto by go prosił, był jego dobrym znajomym, to skończyłoby się to może na jakimś zdaniu upomnienia czy przestrogi, o tyle gdyby poważył się na takie podważanie decyzji wielmożnego pana jakiś „mniej ważny” w jego oczach człowiek, to pewnie by już jutra nie dożył. Bo jak on śmiał dyskutować ze swoim panem i jeszcze mu tu jakimiś cyframi rzucać w oczy?!
Ale Bóg nie jest wielmożnym panem, który jako rozkapryszony władca przebiera pomiędzy swoimi poddanymi, komu łaskę okazać, a komu nie; nie jest też jakimś władcą absolutnym, który stosownie do humoru bawi się losem i życiem swoich poddanych. Nie, nasz Pan taki nie jest! On chce udzielać swoich darów – wszystkim i wszystkich!
Ale ktoś może powiedzieć, że to nie jest do końca prawdą. Bo przecież wszyscy chyba jesteśmy w stanie przywołać tu niejedną taką sytuację, w której prosiliśmy o coś na modlitwie, a tego nie otrzymaliśmy. Dlaczego? Wiara nasza była za mała? Czy z jakiegoś innego powodu „nie taka, jak trzeba”? A może za mało byliśmy natrętni? Bardzo możliwe. Może potraktowaliśmy modlitwę jako ostatni element procesu rozwiązywania swoich problemów, jako taki ostateczny dodatek do całej serii działań, które już podjęliśmy, na zasadzie: „Już zrobiłem wszystko, co mogłem, ale jeszcze na wszelki wypadek pomodlę się o to. Pewnie to nie pomoże, ale i nie zaszkodzi”.
A przecież od modlitwy należało zacząć! I modlić się z wielką ufnością i miłością, z wielką szczerością, z zapałem, z determinacją – no, właśnie: z natręctwem! Modlić się z zapałem i gorliwością, nie ustępować, ale targować się z Bogiem, kłócić się z Nim wręcz! Upierać się przy swoim, przekonywać Boga do swojego zdania, a nawet stawiać Mu trudne pytania: „Dlaczego, Panie, tak zrobiłeś? Dlaczego tak rozrządziłeś?” Dlaczego – na przykład – zabrałeś kogoś bliskiego, może jeszcze w sile wieku?
A dlaczego na mnie spadła choroba, czy jakieś inne doświadczenie – czym ja zawiniłem? W czym jestem gorszy od innych, że to właśnie mnie spotkało?! I może dużo, naprawdę dużo się modliłem – i wydaje mi się, że naprawdę z wielką wiarą, czyli taką, na jaką mnie aktualnie było stać, swoje prośby zanosiłem! I byłem natrętny, naprawdę byłem, a tu nic… Nie otrzymałem tego, o co prosiłem… Dlaczego?” Drodzy moi, ileż razy stawiamy takie pytania!
Na pomoc w znalezieniu na nie odpowiedzi przychodzi Święty Paweł, który w drugim dzisiejszym czytaniu poucza nas: Z Chrystusem pogrzebani jesteście w chrzcie, z Nim też razem zostaliście wskrzeszeni przez wiarę w moc Boga, który Go wskrzesił. I was umarłych na skutek występków i «nieobrzezania» waszego ciała razem z Chrystusem Bóg przywrócił do życia. Co chciał nam powiedzieć Apostoł? Szczególnie w tych słowach: razem z Chrystusem ?…
A może to właśnie, że nasze prośby, kierowane do Jezusa, nasze naleganie, nasze natręctwo, ma być częścią bardzo głębokiej relacji z Nim, osobistej i szczerej, intensywnej, a wręcz intymnej. On nas, przez Chrzest, włączył w bardzo ścisłą jedność ze sobą. To z Nim i w Nim zostaliśmy wezwani i zaproszeni do wiecznego zbawienia. Dlatego wszystko, co myślimy, mówimy i robimy – także: wszystko, o co i kiedy prosimy – mamy czynić w jedności z Nim.
Czyli nie traktować tych naszych próśb i modlitw jako wrzucenie monety do automatu, z którego potem wyjedzie nam kubek kawy – czarnej lub z mlekiem – ale jako bardzo szczery dialog z żywą Osobą, która nas kocha, którą my kochamy, dlatego staramy się patrzeć na tę relację właśnie jako relację, a nie jako handel wymienny, na zasadzie: „Ja Ci dam dwie Msze i pięć Różańców, a Ty mi za to daj dobrą pracę, albo rozwiąż mi taką a taką sprawę.”
Drodzy moi, jeżeli nasz kontakt z Jezusem będzie taką pełną szczerości, bliską relacją z kochaną Osobą, to nawet targowanie się z Jezusem będzie w dobrym stylu! Wtedy tak. Bo przekonamy się, że nawet jeżeli nie otrzymamy w tym momencie tego, o co się targujemy, to nie będzie to dla nas koniec świata. Będziemy w stanie zrozumieć Bożą myśl, Boży zamiar. Ale często właśnie otrzymamy te dary, o które z wiarą, nadzieją i miłością będziemy prosili. I prawdziwe cuda będą się działy.
A zatem – targujmy się! Z wiarą, nadzieją i miłością!
Chcę podzielić się dzisiejszym świadectwem o czuwaniu w modlitwie.
W nocy, aż do zaśnięcia, wielokrotnie powtarzałam na głos, a potem w myślach: „Mamo Mario, chroń mnie przed burzami magnetycznymi i pomóż mi zasnąć!” Spokojnie, bez popadania w świętokradztwo. Bez ranienia Mamy Marii.
Matka Boża mnie wysłuchała i pomogła.