Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Gabriel Sowa, Lektor z Parafii w Leopoldowie, Członek FORMACJI «SPE SALVI». Niech Pan Mu we wszystkim błogosławi i obdarza swoimi darami. Modlę się o głęboki pokój serca dla Jubilata!
Drodzy moi, polecam Waszej uwadze artykuł, który uważam za ciekawy, wręcz intrygujący:
Moją uwagę szczególnie przykuły stwierdzenia Kardynała o tym, co tak naprawdę jest misją Kościoła, a co nią nie jest. I jakie lekarstwo na to wszystko, co dzieje się obecnie w świecie i w Kościele, Ksiądz Kardynał proponuję. Dodam tutaj, że o tym Ksiądz Kardynał od zawsze mówi i pisze w swoich książkach. Co o tym myślicie?
A ja dzisiaj pozdrawiam Was z Siedlec, gdzie po załatwieniu kilku spraw przejadę do Lublina, gdzie z kolei planuję Mszę Świętą w Parafii Świętego Jana Kantego, o godzinie 18:00:
https://www.youtube.com/c/Parafia%C5%9BwJanaKantegowLublinie/streams
Zapraszam do łączności ze mną!
I już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Cóż zatem dzisiaj Pan mówi do mnie? Z jakim konkretnym przesłaniem zwraca się do mnie osobiście? Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Poniedziałek 17 Tygodnia zwykłego, rok I,
28 lipca 2025.,
do czytań: Wj 32,15–24.30–34; Mt 13,31–35
CZYTANIE Z KSIĘGI WYJŚCIA:
Mojżesz zszedł z góry z dwiema tablicami Świadectwa w swym ręku, a tablice były zapisane na obu stronach, zapisane na jednej i na drugiej stronie. Tablice te były dziełem Bożym, a pismo na nich było pismem Boga, wyrytym na tablicach. A Jozue, usłyszawszy odgłos okrzyków ludu, powiedział do Mojżesza: „W obozie rozlegają się okrzyki wojenne”. On zaś odpowiedział: „To nie głos pieśni zwycięstwa ani głos pieśni klęski, lecz słyszę pieśni dwóch chórów”.
A Mojżesz zbliżył się do obozu i ujrzał cielca i tańce. Rozpalił się wówczas gniew Mojżesza i rzucił z rąk swoich tablice i potłukł je u podnóża góry. A porwawszy cielca, którego uczynili, spalił go w ogniu, starł na proch, rozsypał w wodzie i kazał ją pić synom Izraela.
I powiedział Mojżesz do Aarona: „Cóż ci uczynił ten lud, że sprowadziłeś na niego tak wielki grzech?” Aaron odpowiedział: „Niech się mój pan nie unosi na mnie gniewem, bo wiesz sam, że ten lud jest skłonny do złego. Powiedzieli do mnie: «Uczyń nam boga, który by szedł przed nami, bo nie wiemy, co się stało z Mojżeszem, z tym mężem, który nas wyprowadził z ziemi egipskiej». Wtedy rzekłem do nich: «Kto ma złoto, niech je zdejmie z siebie». I złożyli mi je, i wrzuciłem je w ogień, i tak powstał cielec”.
Nazajutrz zaś tak powiedział Mojżesz do ludu: „Popełniliście ciężki grzech. Ale teraz wstąpię do Pana, może otrzymam przebaczenie waszego grzechu”. I poszedł Mojżesz do Pana i powiedział: „Oto, niestety, lud ten dopuścił się wielkiego grzechu, gdyż uczynił sobie boga ze złota. Jednak przebacz im ten grzech! A jeśli nie, to wymaż mnie natychmiast z Twej księgi, którą napisałeś”.
Pan powiedział do Mojżesza: „Tego tylko, który zgrzeszył przeciw Mnie, wymażę z mojej księgi. Idź teraz i prowadź ten lud, gdzie ci rozkazałem, a mój anioł pójdzie przed tobą. A w dniu mojej kary ukarzę ich za ich grzech”.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus opowiedział tłumom tę przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał na swej roli. Jest ono najmniejsze ze wszystkich nasion, lecz gdy wyrośnie, jest większe od innych jarzyn i staje się drzewem, tak że ptaki przylatują z powietrza i gnieżdżą się na jego gałęziach”.
Powiedział im inną przypowieść: „Królestwo niebieskie podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż się wszystko zakwasiło”.
To wszystko mówił Jezus tłumom w przypowieściach, a bez przypowieści nic im nie mówił. Tak miało się spełnić słowo Proroka: „Otworzę usta w przypowieściach, wypowiem rzeczy ukryte od założenia świata”.
Ileż to razy mamy ochotę tak zareagować, jak dzisiaj zareagował Mojżesz, kiedy po długim pobycie na górze, na rozmowie z Bogiem, i po otrzymaniu tam Dziesięciu Przykazań – zobaczywszy, co pod jego nieobecność stało się w obozie – rozbił te otrzymane od Boga tablice, a potem starł na proch posąg cielca, tenże proch rozsypał w wodzie i następnie tę właśnie wodę kazał Izraelitom pić. Bardzo wymowny gest, bardzo mocny w swoim przekazie.
I tu naprawdę nie chodziło tylko o emocje, chociaż faktycznie możemy mówić o świętym gniewie, jakim zapałał Mojżesz, widząc nieprawość ludu. Jednak poszczególne gesty miały swoje głębsze znaczenie. I tak chociażby rozbicie tablic, zapisanych przez samego Boga, to bardzo mocny znak, uświadamiający ludziom, że swoim postępkiem zrywają przymierze z Bogiem, zapisane na tychże tablicach. Być może, Mojżesz nawet nie myślał o tym w ten sposób, kiedy te tablice rozbijał, ale gest ten nabrał z pewnością głębokiego znaczenia.
To zaś, że aż tak „dosadnie” rozprawił się z posągiem cielca, miało oznaczać definitywne rozprawienie się z pogańskim kultem.
Zauważmy, że Mojżesz zdecydował się tu na naprawdę mocny i odważny gest: potłuczenie tablic, które otrzymał od Boga. Może nawet w tym momencie, kiedy to czynił, nie wiedział, co będzie dalej – że otrzyma nowe tablice z tymiż Dziesięcioma Przykazaniami. Ale na pewno jakoś wewnętrznie był przekonany, że Bóg tę sprawę na prostą wyprowadzi i jakoś zadziała w dobrym kierunku. Mówiąc krótko: że coś zrobi z całym tym zamieszaniem, które powstało.
I – jak słyszymy w drugiej części czytania – Bóg podjął bardzo konkretne decyzje. Ze słów, skierowanych do Mojżesza, możemy wywnioskować, że Bóg podszedł do całej sprawy bardzo spokojnie i konkretnie, wskazując wyraźnie rozwiązanie sprawy – i to nie jakieś natychmiastowe, ale w dalszej przyszłości. Była to Boża odpowiedź na dość emocjonalne słowa Mojżesza: Oto, niestety, lud ten dopuścił się wielkiego grzechu, gdyż uczynił sobie boga ze złota. Jednak przebacz im ten grzech! A jeśli nie, to wymaż mnie natychmiast z Twej księgi, którą napisałeś.
Nasuwa się tu skojarzenie z księgą życia, zapisaną w Niebie – takim symbolu Bożej opieki i Bożej uwagi, skoncentrowanej na człowieku. Bóg nie zamierzał wykreślać z niej Mojżesza, ani tych, którzy postępowali uczciwie i byli Mu, czyli Bogu, wierni. Natomiast nie zamierzał także zostawić całej sprawy bez reakcji – powiedzmy wprost: bez kary. Ona jednak miała nastąpić później. Bo teraz trzeba było zrealizować Boży plan doprowadzenia narodu wybranego do ziemi obiecanej, a tegoż planu Bóg ani na jotę nie zmienił, nie zrezygnował z niego.
Pomimo tego, że lud stracił cierpliwość naprawdę bardzo szybko i natychmiast odwrócił się od Boga, niepomny na tyle dobrodziejstw, które już od Niego otrzymał. Być może, owo czekanie na Mojżesza przedłużało się. Ale czymże jest ten czas, liczony jednak na dni, w porównaniu z czasem przebywania Izraelitów w niewoli egipskiej, liczącym czterysta trzydzieści lat?!
I tę udrękę znosili tak długo, a tu nie byli w stanie poczekać na Boże rozstrzygnięcie, tylko sami postanowili go dokonać – i to nie tylko zastępując Boga w Jego rozstrzygnięciu, ale wręcz wymieniając sobie Boga! Żeby to nie zabrzmiało za mocno, ale wymieniając Go na „nowszy model”, bardziej atrakcyjny, a może łatwiejszy do doświadczenia jego obecności.
Bo Bóg Jahwe był niewidzialny i to właśnie Mojżesz komunikował z Nim naród. Ale oto Mojżesz zniknął i nie wiadomo, kiedy powróci. Czy w ogóle powróci! Niestety, charyzmy i jakiejś stanowczości – trochę może i wiary w moc Bożą – zabrakło w tym momencie także Aaronowi, który łatwo uległ ludowi, co tłumaczył Mojżeszowi w ten sposób: Niech się mój pan nie unosi na mnie gniewem, bo wiesz sam, że ten lud jest skłonny do złego. Powiedzieli do mnie: «Uczyń nam boga, który by szedł przed nami, bo nie wiemy, co się stało z Mojżeszem, z tym mężem, który nas wyprowadził z ziemi egipskiej». Wtedy rzekłem do nich: «Kto ma złoto, niech je zdejmie z siebie». I złożyli mi je, i wrzuciłem je w ogień, i tak powstał cielec.
Cóż powiedzieć?… Lud ten rzeczywiście był bardzo oporny, dlatego można się było nawet spodziewać, że Aaron, gdyby się sprzeciwił ich żądaniom, mógłby nie wyjść z tego bez szwanku, albo nawet w ogóle nie wyjść żywym, ale też tego naprawdę nie wiemy, bo zapewne znalazłby iluś sprawiedliwych, którzy stanęliby po jego stronie. On jednak tego nie zrobił, uległ ludowi – i razem z nim zgrzeszył. Czym najbardziej? Chyba brakiem wiary, który wyraził się brakiem cierpliwości wobec Bożych planów i Bożych działań.
Drodzy moi, ten motyw często pojawia się w naszych rozważaniach Bożego słowa, kiedy mówimy o modlitwie, o naszych kontaktach z Bogiem, o wypełnianiu prze Boga swojej woli w naszym życiu, ale także: o wysłuchiwaniu przez Boga naszych modlitw. Zawsze pojawia się tam ten – by tak go określić – motyw „poczekania”. Tak, na Boże rozstrzygnięcie, na Boże działanie, na Boży znak, na Bożą reakcję w danej sprawie – trzeba po prostu poczekać! Bóg zadziała, doprowadzi sprawę do końca – każdą sprawę. Naprawdę!
Ale trzeba poczekać, aż ziarnko gorczycy o średnicy jednego milimetra, o którym mowa dziś w Ewangelii, wyrośnie do krzewu, czy wręcz drzewka, mogącego osiągnąć nawet cztery metry! I trzeba poczekać, aż mały zaczyn, włożony do naprawdę dużej ilości mąki, dokona procesu zakwaszenia całej tej masy. Trzeba poczekać. Pozwolić Bogu działać. Nie chcieć niczego natychmiast, od razu! Bóg naprawdę każdą sprawę doprowadzi do końca.
I wiele naszych modlitw – naprawdę! – wysłucha i wypełni tak, jak my o to prosimy. Przyznajmy, że tak jest: że naprawdę wiele naszych modlitw jest wysłuchiwanych – w sensie właśnie wypełnienia tego, o co prosimy, bo w sensie dosłownym każda modlitwa jest wysłuchana – jednak dokonuje się to w czasie, w którym Bóg sam wybierze. Dlaczego tak? Czy nie można byłoby inaczej, prościej?…
Można by było. Jednak Bóg sam wie najlepiej, co nam najbardziej posłuży. Bo owo „poczekanie” to nie Bogu jest potrzebne. On, gdyby widział, że my jesteśmy przygotowani na przyjęcie Jego darów, zapewne dawałby nam je w obfitości każdego dnia. Ale Bóg wie, że potrzebny jest nam ten czas dojrzewania do przyjęcia darów od Niego, byśmy ich nie zmarnowali, byśmy ich nie zlekceważyli, byśmy je jak najpełniej wykorzystali, aby naprawdę służyły one naszemu dobru. Tak, motyw „poczekania”… Cierpliwości… Niestety, tej ostatniej zabrakło Izraelitom. Dlatego postanowili rozwiązać problem po swojemu. I rozwiązali – widzimy, jak.
A na ile cierpliwości, wytrwałości, wiary i pokory z mojej strony Pan może liczyć? Czy prosząc Go o cokolwiek – potrafię poczekać? Czy pozwalam Mu działać tak, jak On chce i w czasie, który sam – w swojej mądrości i miłości do mnie – wybrał, czy żądam wszystkiego natychmiast, bo jak nie, to sobie „sam poradzę”, bez Niego.
Poradzę sobie?… Naprawdę?… Chyba jednak lepiej poczekać i pozwolić Bogu działać, by to On sobie ze wszystkim poradził. Bo On sobie poradzi. Naprawdę!