W czasie – i w przestrzeni!

W

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa Maksymilian Lipka, Lektor z mojej rodzinnej Parafii, Lider FORMACJI «SPE SALVI».

Imieniny natomiast przeżywają:

Dominik Demianiuk – także Lektor w mojej rodzinnej Parafii i Członek FORMACJI «SPE SALVI»;

Dominik Kałaska, należący w swoim czasie do Wspólnoty młodzieżowej w Trąbkach.

Niech Pan udziela Świętującym wszystkich swoich darów, pomagając Im w codziennym odpowiadaniu Jezusowi – na Jego miłość – swoją miłością. Zapewniam o modlitwie!

Moi Drodzy, pamiętajmy o Pielgrzymach! Łączmy się w modlitwie z Nimi i za Nich, a Ich prosimy, aby pamiętali o nas…

Pozdrawiam Was ze Szklarskiej Poręby! Wczoraj była Szrenica (z pomocą kolejki krzesełkowej), dzisiaj prawdopodobnie Świeradów Zdrów i wjazd na miejscowy szczyt kolejką gondolową, ale to się jeszcze okaże.

Pamiętam o Was w modlitwie!

A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co konkretnie mówi do mnie Pan? Co tak szczególnie chce mi osobiście powiedzieć? Niech Duch Święty pomoże odnaleźć tę jedną myśl, to jedno konkretne przesłanie…

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Piątek 18 Tygodnia zwykłego, rok I,

Wspomnienie Św. Dominika, Kapłana,

8 sierpnia 2025., 

do czytań: Pwt 4,32–40; Mt 16,24–28

CZYTANIE Z KSIĘGI POWTÓRZONEGO PRAWA:

Mojżesz powiedział do ludu: „Zapytaj dawnych czasów, które były przed tobą od dnia, gdy Bóg stworzył na ziemi człowieka, czy zaszedł taki wypadek, od jednego krańca niebios do drugiego, jak ten, lub czy słyszano o czymś podobnym? Czy słyszał jakiś naród głos Boży z ognia, jak ty słyszałeś, i pozostał żywym? Czy usiłował Bóg przyjść i wybrać sobie jeden naród spośród innych narodów przez doświadczenia, znaki, cuda i wojny, ręką mocną i wyciągniętym ramieniem, dziełami przerażającymi, jak to wszystko, co tobie uczynił Pan, twój Bóg, w Egipcie na twoich oczach? Widziałeś to wszystko, byś poznał, że Pan jest Bogiem, a poza Nim nie ma innego.

Z niebios pozwolił ci słyszeć swój głos, aby cię pouczyć. Na ziemi dał ci zobaczyć swój ogień ogromny i słyszeć swoje słowa spośród ognia. Ponieważ umiłował twych przodków, wybrał po nich ich potomstwo i wyprowadził cię z Egiptu sam ogromną swoją potęgą. Na twoich oczach wydziedziczył ze względu na ciebie obce narody, większe i silniejsze od ciebie, by cię wprowadzić w posiadanie ich ziem, jak to jest dzisiaj.

Poznaj dzisiaj i rozważ w swym sercu, że Pan jest Bogiem, a na niebie wysoko i na ziemi nisko nie ma innego. Strzeż Jego praw i nakazów, które ja dziś polecam tobie pełnić, by dobrze ci się wiodło i twym synom po tobie; byś przedłużył swe dni na ziemi, którą na zawsze daje ci Pan, twój Bóg”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Jezus powiedział do swoich uczniów: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?

Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania. Zaprawdę powiadam wam: Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, aż ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w królestwie swoim”.

Bardzo ciekawa konstrukcja językowa rozpoczyna dzisiejsze pierwsze czytanie: Zapytaj dawnych czasów, które były przed tobą od dnia, gdy Bóg stworzył na ziemi człowieka, czy zaszedł taki wypadek, od jednego krańca niebios do drugiego, jak ten, lub czy słyszano o czymś podobnym? Jakie skojarzenie nasuwa nam takie stwierdzenie?

Wydaje się, że mamy do czynienia z jakimś bezmiarem – czasowym i przestrzennym! Zapytaj dawnych czasów, czyli prześledź bieg dziejów na przestrzeni nawet nie setek, czy tysięcy, ale milionów lat, skoro mowa o tym, że ma to być od dnia, w którym Bóg stworzył na ziemi człowieka… Czyli – od samego prapoczątku wszystkiego! Mamy zatem jakiś ogrom czasu, bardzo właściwie trudny do zmierzenia i przeliczenia.

Ale mamy też jakiś bezmiar przestrzenny, bo mowa jest o dwóch krańcach już nawet nie ziemi, a niebios. A w takim przypadku trudno mówić o jakimkolwiek ograniczeniprzestrzennym, bo jak określić coś takiego, jak jeden czy drugi «kraniec niebios»? Gdzie niebiosa mają swój «kraniec»?

I właśnie w takim kontekście – na takim tle – Mojżesz ukazuje bezmiar miłości Boga do swego narodu. I go ukazuje bardzo, ale to bardzo konkretnie, dokładnie wyliczając sposoby działania Boga, sposoby okazywania przez Boga swojej troski o naród. Słyszymy chociażby takie słowa: Czy słyszał jakiś naród głos Boży z ognia, jak ty słyszałeś, i pozostał żywym? Czy usiłował Bóg przyjść i wybrać sobie jeden naród spośród innych narodów przez doświadczenia, znaki, cuda i wojny, ręką mocną i wyciągniętym ramieniem, dziełami przerażającymi, jak to wszystko, co tobie uczynił Pan, twój Bóg, w Egipcie na twoich oczach? Widziałeś to wszystko, byś poznał, że Pan jest Bogiem, a poza Nim nie ma innego.

Właśnie! A to wszystko jest tak wielkie i potężne, że wszystkich wieków istnienia świata nie wystarczy, aby to opowiedzieć, ani też przestrzeni na niebie i na ziemi nie wystarczy, aby to jakkolwiek ogarnąć, zmierzyć… Tak wielkie rzeczy Bóg sprawia i tak niezwykłe dary powierza swojemu narodowi, który z własnej woli sobie wybrał jako swój lud umiłowany.

Dlatego nie może dziwić, że Mojżesz domaga się bardzo zdecydowanie: Poznaj dzisiaj i rozważ w swym sercu, że Pan jest Bogiem, a na niebie wysoko i na ziemi nisko nie ma innego. Strzeż Jego praw i nakazów, które ja dziś polecam tobie pełnić, by dobrze ci się wiodło i twym synom po tobie; byś przedłużył swe dni na ziemi, którą na zawsze daje ci Pan, twój Bóg.

Skoro Bóg jest tak potężny w swoim ofiarowaniu się człowiekowi, to człowiek nie może okazać się małostkowy, mierny, skąpy… Powinien odpowiedzieć Bogu na Jego miłość. A jak odpowiedzieć? Także miłością, która konkretnie wyrazi się przestrzeganiem poleceń, które Pan każe wypełniać.

Ale zwróćmy uwagę, czym ma skutkować tak okazana miłość Bogu? Oczywiście – jak zawsze – dobrem samego człowieka! Bo to człowiekowi będzie się dobrze powodziło i to on przedłuży swe dni na ziemi, jeśli będzie Bożych nakazów przestrzegał. Zatem – jak to już wielokrotnie mówiliśmy sobie – to nie Bóg na tym wszystkim zyskuje. To my zyskujemy. To człowiek zyskuje! Ale Bóg chce tak właśnie okazywać swoją miłość i tego chce od człowieka – aby okazywał miłość swemu Bogu, a przez to sam najwięcej zyskiwał.

Nawet, jeśli trzeba pójść trudną drogą i postawić sobie pewna wymagania, o czym Jezus wprost mówi dziś w Ewangelii: Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę?

Po czym padają słowa, które – z jednej strony – wydają się całkowicie oczywiste i trudno, by nie padły. Z drugiej jednak strony muszą one każdego z nas pobudzić do rzetelnej refleksji: Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego postępowania. Musimy bardzo solidnie przemyśleć swoje postępowanie… I to, jak odpowiadamy na miłość Bożą do nas… Jak przyjmujemy i jak rozwijamy Boże dary… Czy ich nie marnujemy…

Bo Bóg – odnosząc się do początku dzisiejszego pierwszego czytania – oddaje nam siebie samego, ofiaruje nam miłość, której ani czas, ani przestrzeń, nie są w stanie określić czy zmierzyć. Oczekuje jednak od nas odpowiedzi! Nie takiej wielkiej, bo na taką nas nie stać. Bo my akurat jesteśmy – tu, na ziemi – ograniczeni i czasem, i przestrzenią. Dlatego mamy tę miłość okazać w taki sposób, w jaki jesteśmy w stanie.

Natomiast mamy w to zaangażować swoje serce, swoje szlachetne intencje i zamiary, swój wysiłek. Także – swoje wyrzeczenie, a nawet cierpienie, bo tyle znaczy wzięcie krzyża i pójście za Jezusem.

Właśnie! Pójście za Jezusem! Bo to On pierwszy wziął krzyż i poszedł na Kalwarię, aby tam złożyć siebie samego w zbawczej Ofierze za nas. Wszedł w naszej ziemskie realia, w nasze ograniczenia czasu i przestrzeni, aby właśnie w tych warunkach okazać nam swoją nieograniczoną i niezmierzoną miłość!

Odpowiedzmy Mu na to! Odpowiadajmy codziennie, wytrwale! Poszukujmy wciąż sposobów okazywania swojej miłości Jezusowi – okazywania jej w konkrecie naszej codzienności. Na tej przestrzeni, na jakiej żyjemy – i w tym czasie, który jest nam dany.

Tak, jak czynił to w swoim czasie i na swojej przestrzeni Patron dnia dzisiejszego, Święty Dominik, Kapłan.

Urodził się około 1170 roku w Hiszpanii. Pochodził ze znakomitego rodu kastylijskiego Guzmanów. Gdy miał czternaście lat, rodzice wysłali go do szkoły w Walencji. Następnie studiował w Salamance. W 1196 roku, po skończeniu studiów teologicznych, przyjął Święcenia.

Od samego początku gorliwie pracował nad sobą i nad bliźnimi, głosząc im słowo Boże. Tymczasem król Kastylii, Alfons IX, wysłał Biskupa Diecezji, w której pracował Dominik, Dydaka, z poselstwem do Niemiec i Danii. A ponieważ Dydak był przyjacielem Dominika, dlatego też przyszły Święty towarzyszył Biskupowi w podróży, w czasie której znalazł się nawet w okolicach Szczecina i polskiego Pomorza.

W drodze powrotnej do Hiszpanii, w południowej Francji, Dydak i Dominik zetknęli się z legatami papieskimi, wysłanymi tam do zwalczania powstałej właśnie herezji albigensów i waldensów. Sekta ta pojawiła się około 1200 roku w mieście Albi.

Jej członkowie zaprzeczali ważnym prawdom wiary, między innymi Trójcy Świętej, Wcieleniu Syna Bożego, odrzucali Mszę Świętą, małżeństwo i pozostałe Sakramenty. Burzyli kościoły i klasztory, niszczyli obrazy i krzyże. W porozumieniu z legatami, Dominik postanowił oddać się pracy nad ich nawracaniem. Do tej akcji postanowił włączyć się bezpośrednio także Biskup Dydak.

Ponieważ heretycy w swoich wystąpieniach przeciwko Kościołowi atakowali go za majątki i wystawne życie duchownych, Biskup i Dominik postanowili prowadzić życie ewangeliczne na wzór Pana Jezusa i Jego uczniów. Chodzili więc od miasta do miasta, od wioski do wioski, by prostować błędną naukę, a wyjaśniać autentyczną naukę Pana Jezusa. Innocenty III zatwierdził tę formę pracy apostolskiej. Odnotowano nawet pierwsze sukcesy.

Niebawem Biskup musiał powrócić do swojej Diecezji. Natomiast do Dominika dołączyło jedenastu cystersów, którzy postanowili wieść podobny tryb życia apostolskiego. Z nich właśnie powstał zalążek nowej rodziny zakonnej, w 1207 roku. W tym samym jednak roku Papież ogłosił przeciwko albigensom i waldensom zbrojną krucjatę na wiadomość, że heretycy ruszyli na kościoły, plebanie i klasztory, paląc je i niszcząc. To skomplikowało pracę apostolską Dominika. Wtedy postanowił zwiększyć posty, umartwienia, częściej się modlić.

Dotychczasowe doświadczenie wykazało, że okazyjnie werbowani do tej akcji kapłani często nie byli do niej wystarczająco przygotowani. Wielu zniechęcał prymitywny styl życia i połączone z nim niewygody. Dominik wybrał więc spośród swoich współtowarzyszy najpewniejszych. Na jego ręce złożyli oni śluby zakonne w 1215 roku. Tak powstał Zakon Kaznodziejski, czyli dominikanie. Jego głównym celem było głoszenie słowa Bożego i zbawianie dusz. Założyciel wymagał od zakonników ścisłego ubóstwa, panowania nad sobą i daleko idącego posłuszeństwa.

W tym samym roku odbył się Sobór Laterański IV. Dominik udał się wraz ze swoim Biskupem, Fulko, do Rzymu. Innocenty III, po wysłuchaniu zdania Biskupa, ustnie zatwierdził nową rodzinę zakonną. Zaraz po powrocie z Soboru, w 1216 roku, Dominik zwołał kapitułę generalną, na której przyjęto regułę Zakonu. Kiedy jednak, po odbytej kapitule, ponownie udał się on do Rzymu, dla zatwierdzenia reguły, Papież Innocenty III już nie żył.

Na szczęście, jego następca, Papież Honoriusz III, w 1218 roku oficjalnie zatwierdził nowy Zakon. Co więcej, wydał polecenie dla biskupów, by nowej rodzinie zakonnej udzielili jak najpełniejszej pomocy. Dominik założył również zakon żeński, zatwierdzony przez Honoriusza III dwa lata później.

Na kapitule generalnej, odbytej w Bolonii w 1220 roku, postanowiono – na podstawie nabytego doświadczenia – odrzucić z reguły i z konstytucji to wszystko, co okazało się nieaktualne. W miejsce odrzuconych, wstawiono nowe artykuły, wśród których znalazł się między innymi ten, że Zakon nie może posiadać na własność stałych dóbr, ale że ma żyć wyłącznie z ofiar. W ten sposób wszedł on do rodziny zakonów żebrzących.

W 1220 roku, Kardynał Wilhelm ufundował dominikanom w Rzymie klasztor przy bazylice Świętej Sabiny, który odtąd miał się stać konwentem generalnym Zakonu.

Przed śmiercią Dominik przyjął do Zakonu i nałożył habit Świętemu Jackowi i Błogosławionemu Czesławowi, pierwszym polskim dominikanom. Wysłał też swoich duchowych synów do Anglii, Niemiec i na Węgry.

Przez całe swoje życie Dominik odbywał częste podróże, głosząc Ewangelię i organizując wykłady z teologii. Zakładał nowe domy swego Zakonu, który z tego powodu bardzo szybko się rozpowszechnił. W 1220 roku, Honoriusz III powołał go na przełożonego generalnego. Wyczerpany pracą w prymitywnych warunkach, wrócił nasz Patron do Bolonii. Jego ostatnie słowa brzmiały: „Miejcie miłość, strzeżcie pokory i nie odstępujcie od ubóstwa”. Zmarł 6 sierpnia 1221 roku, na rękach swych współbraci. W jego pogrzebie wzięło udział wielu dygnitarzy kościelnych.

Pochowany został w kościele klasztornym w Bolonii, w drewnianej trumnie, w krypcie tuż pod wielkim ołtarzem. Jego kult rozpoczął się zaraz po śmierci. Notowano za jego wstawiennictwem otrzymane łaski. Na tej podstawie, Papież Grzegorz IX, po przeprowadzeniu procesu kanonicznego, wyniósł Dominika do chwały Świętych, w 1234 roku.

Założony przezeń zakon także wydał wielu Świętych. Położył też wielkie zasługi na polu nauki, wydając uczonych na skalę światową w dziedzinie teologii, biblistyki czy liturgii. Kiedy zostały odkryte nowe lądy, dominikanie byli jednymi z pierwszych, którzy wysyłali tam swoich misjonarzy.

A w dziele zatytułowanym: „Dzieje Zakonu Kaznodziejskiego” zapisano taką oto relację o Ojcu Założycielu:

Dominik odznaczał się tak wielką prawością obyczajów i tak niezwykłą żarliwością o sprawy Boże, że bez trudu można w nim było rozpoznać wybrane naczynie świętości i łaski. Wyróżniała go też niezachwiana równowaga ducha, z wyjątkiem chwil, kiedy ogarniało go współczucie i miłosierdzie.

Ponieważ zaś radosne serce wyraża się w pogodzie oblicza, dlatego pełna pokoju wewnętrzna postawa objawiała się na zewnątrz w serdeczności i wesołości spojrzenia. Wszędzie okazywał się człowiekiem ewangelicznym w słowie i czynie. Za dnia nikt nie był bardziej przyjazny i miły względem towarzyszy i braci – w nocy nikt bardziej oddany czuwaniom i modlitwie.

Oszczędny w słowach, rozmawiał albo z Bogiem na modlitwie, albo o Bogu – i polecał braciom czynić to samo. Często i gorąco prosił Boga, aby dał mu miłość zdolną wyjednywać i przekazywać ludziom zbawienie. Uważał bowiem, że wtedy będzie naprawdę należał do Chrystusa, gdy całkowicie poświęci się zdobywaniu dusz, podobnie jak Zbawca wszystkich, Jezus Chrystus, cały się ofiarował dla naszego zbawienia. W tym celu – zgodnie z zamiarem Bożej Opatrzności – założył Zakon Braci Kaznodziejów.

Ustnie i pisemnie często zachęcał braci wymienionego Zakonu, aby stale pogłębiali znajomość Starego i Nowego Testamentu. Nosił zawsze ze sobą Ewangelię Mateusza i Listy Pawła. Czytał je tak często, że znał je prawie na pamięć. Dwa albo trzy razy wyznaczany był na stolicę biskupią. Za każdym razem odmawiał, przedkładając ponad biskupstwo życie w ubóstwie z braćmi.

Aż do śmierci zachował nietkniętą chwałę dziewictwa. Za wiarę w Chrystusa pragnął doznawać chłosty, ćwiartowania i śmierci. Ojciec święty Grzegorz X powiedział o nim: Znałem go jako człowieka, który wiernie wypełniał wskazania Apostołów, i nie wątpię, że wraz z nimi dzieli chwałę niebios”. Tyle z pisemnej relacji o życiu Świętego Dominika.

Wpatrzeni w jego przykład, jak również zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, zastanówmy się raz jeszcze, na ile przestrzeń mojego życia jest przestrzenią działania Boga, a czas mojego życia na tym świecie – Jego czasem dla mnie i moim czasem dla Niego?…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.