Boży obiektywizm

B

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywają:

Biskup Grzegorz Suchodolski – od niedawna: Biskup Pomocniczy Diecezji siedleckiej;

Ksiądz Grzegorz Stolarski – Wykładowca na Uniwersytecie w Siedlcach, były Rektor siedleckiego Seminarium;

Ksiądz Grzegorz Bindziuk, z którym miałem przyjemność współpracować kiedyś w Parafii w Trąbkach;

Ksiądz Grzegorz Bielak – Prefekt przy mojej Parafii rodzinnej.

Życzę drogim Solenizantom, aby jak najwięcej wzoru czerpali z postawy swego Patrona.

Rocznicę ślubu natomiast przeżywają dzisiaj Państwo Anna i Tomasz Marczewscy, w swoim czasie: nasi Gospodarze w Szklarskiej Porębie. Niech Im Pan we wszystkim błogosławi, niech czyni piękniejszym z dnia na dzień przeżywanie małżeńskiej i rodzicielskiej codzienności!

Ze swej strony, Wszystkich dzisiaj świętujących zapewniam o modlitwie.

Drodzy moi, serdecznie pozdrawiam Was z Siedlec, skąd zaraz udam się do Lublina. Wieczorem planuję odprawić Mszę Świętą w tutejszej Parafii (mojej Parafii) Świętego Jana Kantego, poza tym – chciałbym solidnie popracować i pomodlić się. Trzeba zamknąć sprawę wyjazdów, a otworzyć sprawę Kodeńskiego Wieczernika Akademickiego. A poza tym – sporo telefonów i maili, które dzisiaj trzeba wykonać. Liczę na dobry, owocny i błogosławiony dzień – i Wam takowego dnia życzę!

Szczególnie takiego dnia – i nocy – życzmy Księdzu Markowi, wspierając choćby jednym modlitewnym westchnieniem Jego podróż na Syberię. Wczoraj w nocy zawiozłem Go do naszego Stryjostwa w Olsztynie, skąd o 11:50 autobusem rejsowym z Warszawy uda się do Kaliningradu, a stamtąd, już dalej, samolotami. Bądźmy z Nim duchem i sercem przez całą podróż – i wspierajmy całą Jego posługę!

Tymczasem, zapraszam już do pochylenia się nad Bożym słowem. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co konkretnie mówi do mnie Pan? Z jakim przekazem się zwraca? Duchu Święty – tchnij!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Środa 22 Tygodnia zwykłego, rok I,

Wspomnienie Św. Grzegorza Wielkiego,

Papieża i Doktora Kościoła,

3 września 2025., 

do czytań: Kol 1,1–8; Łk 4,38–44

POCZĄTEK LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KOLOSAN:

Paweł, z woli Bożej apostoł Chrystusa Jezusa i Tymoteusz, brat, do świętych i wiernych w Chrystusie braci w Kolosach: Łaska wam i pokój od Boga, Ojca naszego.

Dzięki czynimy Bogu, Ojcu Pana naszego Jezusa Chrystusa, zawsze ilekroć się za was modlimy, odkąd usłyszeliśmy o waszej wierze w Chrystusie Jezusie i o waszej miłości, jaką żywicie dla wszystkich świętych, z powodu nadziei nagrody odłożonej dla was w niebie. O niej to już przedtem usłyszeliście dzięki głoszeniu prawdy Ewangelii, która do was dotarła. Podobnie jak jest na całym świecie, tak również i u was owocuje ona i rośnie od dnia, w którym usłyszeliście o łasce Boga i poznaliście ją w prawdzie według tego, jak nauczyliście się od umiłowanego współsługi naszego Epafrasa. Jest on wiernym sługą Chrystusa zastępującym nas; on też nam ukazał waszą miłość w Duchu.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Po opuszczeniu synagogi w Kafarnaum Jezus przyszedł do domu Szymona. A wysoka gorączka trawiła teściową Szymona. I prosił Go za nią.

On, stanąwszy nad nią, rozkazał gorączce, i opuściła ją. Zaraz też wstała i usługiwała im. 

O zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego. On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich.

Także złe duchy wychodziły z wielu, wołając: „Ty jesteś Syn Boży”. Lecz On je gromił i nie pozwalał im mówić, ponieważ wiedziały, że On jest Mesjaszem.

Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne. A tłumy szukały Go i przyszły aż do Niego; chciały Go zatrzymać, żeby nie odchodził od nich.

Lecz On rzekł do nich: „Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo na to zostałem posłany”.

I głosił słowo w synagogach Judei.

Mamy dziś, w pierwszym czytaniu, początek kolejnego Listu Apostoła Pawła. I tak, jak w przypadku rozpoczęcia innych swoich Listów, tak i w tym, Paweł kieruje dużo ciepłych słów – tym razem, do wiernych Gminy chrześcijańskiej w Kolosach. I cóż dzisiaj słyszymy?

Na początku – przedstawienie się Pawła jako «z woli Bożej Apostoła Jezusa Chrystusa» oraz Tymoteusza, brata i współpracownika, a następnie: bezpośredni zwrot do adresatów. To Pawłowe przedstawienie się – jak zauważamy – brzmi bardzo dostojnie, ale nie o jakąś pustą górnolotność tu chodzi, a o podkreślenie stanu faktycznego: Paweł zwraca się oficjalnie do swoich wiernych w imieniu Jezusa Chrystusa, jako Jego Apostoł, Pasterz Kościoła – a nie pisze im kartki z pozdrowieniami z wakacji nad morzem.

Po czym już następują konkretne stwierdzenia – takie, jak: Dzięki czynimy Bogu, Ojcu Pana naszego Jezusa Chrystusa, zawsze ilekroć się za was modlimy, odkąd usłyszeliśmy o waszej wierze w Chrystusie Jezusie i o waszej miłości, jaką żywicie dla wszystkich świętych, z powodu nadziei nagrody odłożonej dla was w niebie. Co z tego się dowiadujemy?

A chociażby to, że Paweł ciągle dziękuje Bogu za tych, których Ten mu dał na płaszczyźnie wiary – i że za tych swoich podopiecznych (tak ich umownie nazwijmy, chociaż na pewno mamy tu do czynienia z bliższą relacją) nieustannie się modli. To bardzo ważna informacja!

Następnie Paweł zaświadcza, że dotarły do niego wiadomości o postawie wiary i miłości, prezentowanej przez wiernych Gminy chrześcijańskiej w Kolosach – jak też o tym, że żywią oni wielką nadzieję na zbawienie! I o tej nadziei słyszymy w zdaniach kolejnych: O niej to już przedtem usłyszeliście dzięki głoszeniu prawdy Ewangelii, która do was dotarła. Podobnie jak jest na całym świecie, tak również i u was owocuje ona i rośnie od dnia, w którym usłyszeliście o łasce Boga i poznaliście ją w prawdzie według tego, jak nauczyliście się od umiłowanego współsługi naszego Epafrasa. Czego się z kolei dowiadujemy z tych słów?

Z pewnością tego, że Kolosanie uważnie słuchają tego, co Paweł i jego współpracownicy do nich mówią, czego ich nauczają – i że ta nauka «owocuje u nich i rośnie». Czyli – jak należy wnioskować – przekłada się na życie, na konkretne postawy. Czyż można sobie wyobrazić piękniejsze świadectwo pasterza o wiernych; wychowawcy o wychowankach; nauczyciela o uczniach; duchowego ojca o dzieciach?…

Ale teraz może pojawić się pytanie: Czy jest to prawdziwe świadectwo, wynikające z autentycznego przekonania Pawła, że jest właśnie tak, jak pisze, czy to może taka zwyczajowa „grzecznościówka”, którą wypada umieścić na początku listu, żeby adresatowi było miło?

Z pewnością, jeżeli pomyślimy sobie akurat o Pawle i stylu jego nauczania i jego pasterzowania, to raczej nie będziemy mieli żadnych wątpliwości, że tu się nie da mówić o żadnych „gładkich” słówkach, zapisanych tak dla zasady albo ze względu na reguły savoir – vivre, ale z prawdziwym przekazem, skierowanym właśnie do tych chrześcijan, a nie innych. Do innych skierowane są słowa może nieraz podobne, ale na pewno także prawdziwe, co oznacza, że za podobne rzeczy Paweł dziękuje także innym swoim duchowym dzieciom.

Zatem fakt, iż pewne stwierdzenia mogą się pokrywać, być podobnymi do siebie, na pewno nie oznacza, że pisze on za każdym razem jedno i to samo, bo tak wypada. Nie! To jest za każdym razem przekaz, skierowany do tych właśnie wiernych, w życiu których Apostoł bardzo stara się dostrzec jak najwięcej elementów dobra!

Swoją drogą, to bardzo cenne wskazanie dla nas – o którym już nieraz mówiliśmy sobie – iż widzimy tu bardzo mądrą pedagogię Pawła, jak i innych, mądrych wychowawców i duchowych przewodników, a polegającą na tym, by zawsze, ale to zawsze najpierw zauważyć, podkreślić i docenić dobro w postawie swoich wychowanków, i jasno je wydobyć na światło, dziękując za nie Bogu i samym wychowankom, a dopiero potem ewentualnie przejść do stwierdzeń krytycznych, jeśli są potrzebne. Bo jeżeli są, to na pewno nie wolno ich unikać – w imię, wspomnianej wyżej, etykiety i poprawności społecznej, w tym politycznej.

Natomiast ta mądra pedagogia polega także i na tym, że Paweł tak samo traktuje wszystkich swoich podopiecznych. Czyli, że nie da się zamknąć w takim oto schemacie myślenia, że jedni zawsze są chwaleni, a drudzy rugani. Albo przynajmniej – że jedni częściej są chwaleni i nie muszą może wkładać aż tak dużo wysiłku, by te dobre słowa usłyszeć, a inni raczej najpierw zbiorą gromy, a potem może jakoś tak „przy okazji” coś tam dobrego usłyszą…

Nie, Paweł nigdy nie związał się tak „na ślepo” z żadną wspólnotą, ani z żadną osobą, by być wobec niej bezkrytycznym, albo zbyt pochlebnym. I tę naukę z pewnością czerpał z postawy Jezusa, który dzisiaj – jak słyszeliśmy w Ewangelii – z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne. A tłumy szukały Go i przyszły aż do Niego; chciały Go zatrzymać, żeby nie odchodził od nich. Lecz On rzekł do nich: „Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo na to zostałem posłany”. I głosił słowo w synagogach Judei.

I na pewno, były to słowa prawdy: raz pięknej i radosnej, ale zaraz potem także być może tej trudnej… Bo Jezus nie dał się przywiązać emocjonalnie do jednej tylko grupy ludzi, ani zaszufladkować w jednym tylko stylu. Nie! On z taką samą miłością wychodził do wszystkich – właśnie chcąc dotrzeć do wszystkich, do kogo tylko było to możliwe w ówczesnej sytuacji. Tak, jak teraz chce dotrzeć już do nas wszystkich, bez żadnych ograniczeń z Jego strony – o ile tych ograniczeń nie będzie z naszej.

Obyśmy i my – z taką samą uczciwością i szczerością podchodzili do wszystkich ludzi: nie mając tylko słowa pochwały i uznania dla bliskich sobie, zupełnie nie widząc ich błędów, a z kolei tych, na którym nam mniej zależy, albo wcale nie zależy, traktując zawsze z góry i w sposób krytyczny.

Zawalczmy, Drodzy moi, o taki – nazwijmy go tak – Boży obiektywizm w relacjach ze wszystkimi ludźmi z naszego otoczenia, począwszy od tych najbliższych! Módlmy się o to – i rzetelnie kontrolujmy sposób naszego odnoszenia się do tych ludzi, których Pan na naszej drodze postawił. Do wszystkich ludzi – tak samo obiektywnie.

Z pewnością, tego typu umiejętność bardzo potrzebna była Patronowi dnia dzisiejszego, którym jest Papież Grzegorz Wielki. Zdawał on sobie z tego doskonale sprawę, co jasno wynika z jego własnych słów, zacytowanych poniżej. Co możemy powiedzieć o tym Świętym?

Urodził się on w 540 roku w Rzymie, w rodzinie patrycjuszów. Jego rodzice są kanonizowanymi Świętymi Kościoła. Młodość spędził w domu rodzinnym, piastując w tym czasie różne urzędy cywilne, aż doszedł do stanowiska prefekta – namiestnika Rzymu! Rzym pozostawał wówczas pod władzą cesarstwa wschodniego.

Po czterech latach mądrych i szczęśliwych rządów, w 575 roku niespodziewanie opuścił tak eksponowane stanowisko i wstąpił do zakonu benedyktynów. Własny dom rodzinny zamienił na klasztor dla dwunastu towarzyszy. Ten czyn zaskoczył wszystkich – oto pan Rzymu został ubogim mnichem! Dysponując ogromnym majątkiem, założył jeszcze sześć innych klasztorów w swoich dobrach na Sycylii.

W roku 577, Papież Benedykt I mianował Grzegorza diakonem Kościoła rzymskiego, a w roku 579 Papież Pelagiusz II uczynił go swoim apokryzariuszem, czyli przedstawicielem na dworze cesarza wschodnio – rzymskiego. Grzegorz udał się więc w stroju mnicha wraz z kilkoma towarzyszami do Konstantynopola, gdzie spędził siedem lat. Wykazał tam duże umiejętności dyplomatyczne. A przy okazji nauczył się także języka greckiego.

Doceniając wielką mądrość i roztropność Grzegorza, Papież Pelagiusz II wezwał go z powrotem do Rzymu, by mu pomagał bezpośrednio w zarządzaniu Kościołem i służył radą. Miał jednocześnie Grzegorz pełnić obowiązki osobistego sekretarza Papieża. Od roku 585 był także opatem klasztoru. Jednak, kiedy 7 lutego 590 roku zmarł Pelagiusz II, na jego miejsce lud, senat i kler rzymski jednogłośnie – przez aklamację – wybrali właśnie Grzegorza. Ten w swojej pokorze wymawiał się. Napisał nawet do cesarza i do swoich przyjaciół w Konstantynopolu, by nie zatwierdzano jego wyboru. Stało się jednak inaczej.

3 października 590 roku odbyła się jego konsekracja na biskupa. Przedtem przyjął święcenia kapłańskie. Ale oto w tymże samym 590 roku nawiedziła Rzym jedna z najcięższych w historii tegoż miasta zaraza. Grzegorz zarządził procesję pokutną dla odwrócenia klęski. Wyznaczył siedem kościołów, w których miały gromadzić się na modlitwie poszczególne stany. Z tych kościołów wyruszyły procesje do Bazyliki Matki Bożej Większej, gdzie Papież – elekt wygłosił wielkie przemówienie o modlitwie i pokucie.

Podczas procesji, nad mauzoleum Hadriana Grzegorz zobaczył anioła chowającego wyciągnięty, skrwawiony miecz. Wizję tę zrozumiano jako koniec plagi. Została ona utrwalona: do dnia dzisiejszego nad tym mauzoleum Hadriana, zwanym Zamkiem Świętego Anioła, dominuje ogromny posąg anioła ze wzniesionym mieczem.

Pontyfikat Grzegorza trwał piętnaście lat. Zaraz na początku swoich rządów nadał sobie pokorny tytuł, który równocześnie miał być programem jego pontyfikatu: servus servorum Dei” – „sługa sług Bożych”. Do ówczesnych patriarchów Konstantynopola, Antiochii, Jerozolimy i Aleksandrii skierował wysłanników z zawiadomieniem o swoim wyborze w słowach pełnych pokory i przyjaźni, czym pozyskał sobie ich miłość.

Jako dobry Pasterz Kościoła, codziennie głosił słowo Boże. Usunął z kurii papieskiej niegodnych urzędników, a z diecezji i parafii – niegodnych biskupów i proboszczów. Otaczał opieką ubogich. Wielką troską otoczył rzymskie kościoły i diecezje Włoch. Dla lepszej kontroli i orientacji wyznaczył wśród biskupów osobnego wizytatora. Był stanowczy wobec nadużyć.

Pozyskał dla Kościoła królową Longobardów, nie dopuścił do oddzielenia się od Rzymu biskupów z północnej Afryki, nawiązał także łączność dyplomatyczną z władcami Galii. Do Anglii wysłał benedyktyna, Świętego Augustyna, wraz z czterdziestoma towarzyszami. Misja ta zakończyła się sukcesem: w samą uroczystość Zesłania Ducha Świętego roku 597 tamtejszy król przyjął Chrzest.

O wiele gorzej układały się stosunki Rzymu z Konstantynopolem. Chociaż Papież utrzymywał z cesarstwem jak najlepsze relacje, patriarchowie uważali się za równorzędnych papieżom, a nawet za wyższych od nich właśnie dlatego, że byli biskupami w stolicy cesarzy. W tym właśnie czasie patriarcha Konstantynopola nadał sobie nawet tytuł „ekumenicznego”, czyli powszechnego. Przeciwko temu Grzegorz zaprotestował i nigdy tego tytułu nie uznał, uważając, że należy się on wyłącznie biskupom rzymskim.

Nie mniej owocną działalność rozwinął Papież Grzegorz na polu administracji kościelnej: uzdrowił finanse papieskie, zagospodarował majątki, które służyły na utrzymanie dworu papieskiego. W równym stopniu zasłużył się na polu liturgii, wprowadzając istotne reformy, czego wyrazem – między innymi – jest piękny i dostojny śpiew gregoriański. Nadto, ujednolicił i upowszechnił obrządek rzymski. Dotąd bowiem każdy kraj, a nawet diecezja, miały swój ryt, co wprowadzało wiele zamieszania.

Od pontyfikatu Grzegorza pochodzi zwyczaj odprawiania trzydziestu Mszy Świętych za zmarłych, zwanych „gregoriańskimi”. Kiedy bowiem Papież był jeszcze opatem benedyktynów w Rzymie, zmarł pewien mnich, przy którym znaleziono pieniądze. W owych czasach było to uważane za wielkie przestępstwo w zakonie. Grzegorz nakazał dla przestrogi innych pogrzebać ciało owego zakonnika poza klasztorem, w miejscu niepoświęconym. Pełen jednak troski o jego duszę, nakazał odprawić trzydzieści Mszy Świętych dzień po dniu. Kiedy została odprawiona ostatnia z nich, zakonnik ów miał się pokazać opatowi i podziękować mu, oświadczając, że te Msze Święte skróciły mu znacznie czas czyśćca. Odtąd przyjął się zwyczaj odprawiania w intencji zmarłych tak zwanych „gregorianek”.

Przy bardzo licznych i absorbujących zajęciach publicznych, Grzegorz także pisał. Zostawił po sobie bogatą spuściznę literacką, obejmującą – poza innymi dziełami – osiemset pięćdziesiąt homilii i listów. Po bardzo pracowitym życiu, Papież Grzegorz zmarł 12 marca 604 roku. Średniowiecze przyznało mu przydomek Wielki. Należy do czterech wielkich Doktorów Kościoła Zachodniego.

A oto jak w jednej z homilii mówił o swojej własnej papieskiej posłudze: „Jakże surowo brzmią dla mnie słowa, które wypowiadam. Takim mówieniem siebie samego ranię, albowiem nie głoszę, jak należy, ani też – choć głoszę, jak umiem – życie nie idzie za słowami. Nie przeczę – winien jestem. Widzę moją ospałość i niedbalstwo. Może przyznanie się do winy wyjedna mi u miłosiernego Sędziego przebaczenie.

Niewątpliwie, kiedy byłem w klasztorze, umiałem powściągnąć język od niepotrzebnych słów i niemal bezustannie trwałem na modlitwie. Ale później, odkąd wziąłem na siebie brzemię troski pasterskiej, rozrywany różnymi sprawami, nie potrafię skupić się należycie. Muszę oto zajmować się sprawami Kościołów, to znów klasztorów, nierzadko obowiązany jestem oceniać życie i czyny poszczególnych osób, czasem podejmować się zadań publicznych, kiedy indziej cierpieć z powodu krwawych najazdów barbarzyńców bądź też obawiać się wilków zagrażających powierzonej mi owczarni. Trzeba mi też troszczyć się, aby nie zabrakło odpowiedniej pomocy tym, którzy związani są regułą monastyczną, to znowu znosić cierpliwie różnych rabusiów, czy wreszcie przeciwstawić się pamiętając przy tym, by nie uchybić miłości.

Kiedy więc umysł rozrywany i rozpraszany jest tak licznymi i ważnymi sprawami, jakże potrafi wejść w siebie, aby całkowicie skupić się na przepowiadaniu i nie zaniedbywać posługi słowa? Ponieważ na skutek sprawowania urzędu zmuszony jestem spotykać się z ludźmi światowymi, bywa, że rozluźniam niekiedy dyscyplinę języka.

Jeśli bowiem pilnie czuwam nad sobą, stwierdzam, że słabi unikają mnie – a zatem nigdy nie pociągnę ich, dokąd chciałbym. Zdarza się więc, że często słucham cierpliwie niepotrzebnych słów. Ponieważ zaś sam jestem niedoskonały, dlatego wciągany stopniowo w niepotrzebne rozmowy, zaczynam prowadzić je chętnie, mimo iż początkowo słuchałem z przykrością.

Tak więc w miejscu, gdzie wzdrygałem się upaść, trwam z przyjemnością! A zatem, jakiż ze mnie stróż, skoro nie stoję na szczycie obowiązku, ale leżę w dolinie słabości. Mocen jest jednak Stwórca i Odkupiciel rodzaju ludzkiego udzielić mnie niegodnemu zarówno prawości życia, jak skuteczności słowa, bo z miłości ku Niemu całkowicie poświęcam się głoszeniu Jego Słowa.” Tyle z homilii dzisiejszego Patrona.

Wpatrzeni w tę jego postawę oraz zasłuchani w dzisiejsze Boże słowo, zapytajmy samych siebie raz jeszcze o naszą uczciwość w traktowaniu ludzi, wśród których na co dzień żyjemy? Czy mogą oni liczyć na taki Boży obiektywizm z naszej strony?…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.