Wyjść ze swego komfortu…

W

Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Drodzy moi, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Regina Gromoł – za moich czasów: Dyrektor Liceum im. Lelewela w Żelechowie, gdzie przez prawie dwa lata uczyłem religii. Dziękując Pani Dyrektor za ogromną życzliwość i świetną współpracę – życzę Bożego błogosławieństwa, o które też będę się modlił.

A ja dzisiaj pomagam w Parafii w Konstantynowie, po czym wizyta w Domu rodzinnym i u Siostry i Szwagra, a potem, już na miejscu, w Siedlcach, zapowiada się spotkanie w Gronie kilku Kolegów z Roku Święceń… Takie plany na dziś – jeśli Bóg pozwoli…

A plany na najbliższy tydzień są takie, że zamierzam odprawić doroczne swoje Rekolekcje kapłańskie, pod okiem Matki Bożej, w Kodniu. Dlatego od jutra do soboty włącznie naszym Gospodarstwem zaopiekuje się Ksiądz Marek, przy pomocy Szymona, Janka i Kacpra, którzy napiszą swoje słówka w swoje dni, a Ksiądz Marek je zamieści. Ja będę czytał i rozważał, traktując pojawiające się kolejno słówka jako materiał do mojej rekolekcyjnej refleksji, ale nie będę nic pisał – aż dopiero w przyszłą niedzielę.

Proszę o modlitewne towarzyszenie mi w tym tak dla mnie zawsze ważnym czasie. A ja obiecuję codziennie pamiętać o Was, w rozmowach z Panem naszym i Jego Matką.

Tymczasem, przypominam, że mamy pierwszą niedzielę miesiąca. I już zapraszam do zgłębienia Bożego słowa dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:

https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut

Zatem, co dziś mówi do mnie Pan? Z jakim konkretnym przesłaniem zwraca się do mnie? Duchu Święty, bądź Światłem i Natchnieniem!

Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

23 Niedziela zwykła, C,

7 września 2025., 

do czytań: Mdr 9,13–18b; Flm 9b–10.12–17; Łk 14,25–33

CZYTANIE Z KSIĘGI MĄDROŚCI:

Któż z ludzi rozezna zamysł Boży albo któż pojmie wolę Pana? Nieśmiałe są myśli śmiertelników i przewidywania nasze zawodne, bo śmiertelne ciało przygniata duszę i ziemski przybytek obciąża lotny umysł.

Mozolnie odkrywamy rzeczy tej ziemi, z trudem znajdujemy, co mamy pod ręką, a któż wyśledzi to, co jest na niebie? Któż poznał Twój zamysł, gdybyś nie dał Mądrości, nie zesłał z wysoka Świętego Ducha swego?

I tak ścieżki mieszkańców ziemi stały się proste, a ludzie poznali, co Tobie przyjemne, a wybawiła ich Mądrość.

CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO FILEMONA:

Najdroższy: Jako stary Paweł, a teraz jeszcze więzień Chrystusa Jezusa, proszę cię za moim dzieckiem, za tym, którego zrodziłem w kajdanach, za Onezymem. Jego ci odsyłam; ty zaś jego, to jest serce moje, przyjmij do domu. Zamierzałem go trzymać przy sobie, aby zamiast ciebie oddawał mi usługi w kajdanach noszonych dla Ewangelii. Jednakże postanowiłem nie uczynić niczego bez twojej zgody, aby dobry twój czyn był nie jakby z musu, ale z dobrej woli. Może bowiem po to oddalił się od ciebie na krótki czas, abyś go odebrał na zawsze, już nie jako niewolnika, lecz więcej niż niewolnika, jako brata umiłowanego. Takim jest on zwłaszcza dla mnie, ileż bardziej dla ciebie zarówno w doczesności, jak w Panu. Jeśli więc się poczuwasz do łączności ze mną, przyjmij go jak mnie.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Wielkie tłumy szły z Jezusem. On zwrócił się i rzekł do nich: „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem.

Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.

Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw, a nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby założył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy patrząc na to zaczęliby drwić z niego: «Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć».

Albo który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju.

Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem”.

Warto przeczytać cały List Apostoła Pawła do Filemona. Mamy go w Nowym Testamencie, jest bardzo krótki, a dzisiaj, w drugim czytaniu, mamy z niego jeszcze krótszy fragment. List ten jest o tyle ciekawy, że dotyka bardzo wyjątkowej sytuacji, jaka zaistniała w młodym Kościele, w relacji Apostoła do swoich uczniów – w ówczesnym kontekście historycznym, społecznym i kulturowym. A tym kontekstem było istnienie niewolnictwa.

Tak, chrześcijaństwo, kiedy zaistniało na świecie, zastało istniejące wówczas – i to dość prężnie – niewolnictwo. Wyraźnie pobrzmiewa to w niektórych Listach Apostoła Pawła, w których nawet udziela on niewolnikom wskazówek, aby szanowali i słuchali swoich panów, jednakże i panowie otrzymują pouczenie, by szanowali swoich niewolników, a a wręcz otaczali ich pełną miłości opieką.

Może nas to dzisiaj dziwi, dlaczego to tak światły i zdecydowany Apostoł, tak jednoznaczny i odważny w swoim nauczaniu, idzie niejako na kompromis z tak nieludzkim systemem, jakim był system niewolniczy. Trzeba jednak postawić pytanie: To co w takim razie miał robić? Miał rzucać klątwy na właścicieli niewolników? Miał obrazić się na nich i nie kierować do nich żadnego nauczania, kategorycznie żądając, żeby się nawrócili, niewolników uwolnili, a dopiero potem się zobaczy?… To tak miałoby wyglądać? Byłoby to jakkolwiek skuteczne?…

Myślę, że my, starsi, pamiętamy jeszcze słusznie miniony system komunistyczny w Polsce, kiedy to Kościół także musiał się odnaleźć i funkcjonować – i funkcjonował. A dzisiaj wielu księży – i nie tylko księży – uważa, że wtedy było nawet łatwiej, niż dzisiaj. Bo narzucona władza była „przeciw”, ale naród – w swej znakomitej większości – był „za”. Biskupi, pod wodzą Prymasa Wyszyńskiego, mówili jednym głosem, który na pewnym etapie był także jednym głosem z nauczaniem Papieża Polaka, Jana Pawła II.

I w tym sensie możemy mówić, iż dla Kościoła w Polsce, jako instytucji, był to czas jakoś łatwiejszy… Stawiał jednak przed Pasterzami zadanie i wyzwanie odnalezienia się właśnie w takich realiach, jakie były – w realiach faktycznego politycznego zniewolenia. Nie dało się wówczas żadną akcją duszpasterską, żadnymi kazaniami czy rekolekcjami, tego systemu zakończyć, zablokować… On przez kilkadziesiąt lat po wojnie miał się niestety bardzo dobrze, bo część narodu go zaakceptowała. I cóż w takiej sytuacji?

Zawiesić działalność Kościoła na jakiś czas? Obrazić się na rzeczywistość? Przeklinać przedstawicieli tamtej władzy? Czy może próbować całą tę niełatwą sytuację przekształcać w duchu Ewangelii – może nawet małymi, ale konkretnymi krokami?…

Prymas Wyszyńskie wybrał to drugie wyjście – i przeprowadził nas naprawdę bezpiecznie przez komunistyczne „morze czerwone”. A był przy tym oskarżany – a jakże! – o współpracę z komunistami. On zaś chciał po prostu, aby w tych warunkach, jakie były, na ile to tylko możliwe i na ile się dało – żyć po Bożemu, żyć po chrześcijańsku, żyć Ewangelią.

I przed takim wyzwaniem stanął dzisiaj Paweł, starając się rzucić światełko Ewangelii na ten tak bardzo nieludzki system, jakim było za jego czasów – i było w ogóle – niewolnictwo. Zwłaszcza, że akurat w tym przypadku, o którym dzisiaj sobie mówimy, zarówno niewolnik Onezym, jak i jego pan i właściciel, Filemon – byli chrześcijanami i uczniami Pawła. I oto niewolnik Onezym ucieka od swego pana Filemona – właśnie do Pawła! Zobaczmy, jaka intrygująca sytuacja!

I przypomnijmy sobie z nauki historii, jaką pozycję miał niewolnik w domu, a właściwie – w gospodarstwie swego pana: był pierwszą w spisie jego rzeczy, był pierwszym punktem na liście jego inwentarza! On nie miał żadnych praw! Chyba, że trafił na bardziej „ludzkiego” pana, który go po ludzku traktował. To miał wtedy szczęście. Ale tak nie musiało być. I często nie było. Niewolnik był naprawdę w trudnym położeniu, jeżeli natomiast zdecydował się na ucieczkę, a został złapany, to jego położenie stawało się dużo, dużo trudniejsze – zupełnie dramatyczne!

Bo jeżeli w ogóle przeżył po schwytaniu – co wcale nie było pewne, bo bardzo często karą za ucieczkę była po prostu śmierć – to nakładano mu metalową obrożę na szyję, a na czole wypalano mu rozżarzonym żelazem literę „F”, rozpoczynającą łaciński wyraz: fugitivus, co się tłumaczy: uciekinier. Taki właśnie uciekinier był potem poniewierany, posyłany do najgorszych robót – jego życie stawało się jednym wielkim koszmarem!

I oto dzisiaj niewolnik ucieka od pana – Onezym od Filemona – ale ucieka do Pawła, który dla jednego, jak i drugiego, jest duchowym przewodnikiem. Czyli – co by nie mówić – autorytetem. Sytuacja staje się bardzo… jak by ją nazwać?… Nietypowa? Tajemnicza? Skomplikowana? Bezprecedensowa? A może: intrygująca? Ciekawa? Inspirująca? Na pewno – wyjątkowa i oryginalna. Pewnie każde z tych określeń po trochę pasuje.

Bo oto cała sprawa rozgrywa się pomiędzy panem a jego niewolnikiem, a jednocześnie: pomiędzy chrześcijaninem, a jego bratem w wierze, drugim chrześcijaninem. A ponad nimi – czy może lepiej powiedzieć: gdzieś obok nich, jako ich duchowych przewodnik – Paweł, któremu jeden i drugi, na odcinku ducha, niemało zawdzięcza, co wyraźnie wynika z wypowiedzi samego Pawła.

Przyznajmy – sytuacja ciekawa. Ale jednak – nawet dla samego Pawła – chyba dość trudna… Zapewne, dla pozostałych uczestników tego swoistego dramatu – także. Jak dowiadujemy się z treści drugiego dzisiejszego czytania, Paweł decyduje się odesłać Onezyma do Filemona. Jednak. I cóż słyszymy? A to właśnie, że serce Apostoła jest pełne obaw. Zresztą, przypomnijmy sobie raz jeszcze – mając w świadomości cały kontekst, przed chwilą zarysowany – całość dzisiejszej wypowiedzi Pawła: Najdroższy: Jako stary Paweł, a teraz jeszcze więzień Chrystusa Jezusa, proszę cię za moim dzieckiem, za tym, którego zrodziłem w kajdanach, za Onezymem. Jego ci odsyłam; ty zaś jego, to jest serce moje, przyjmij do domu. Zamierzałem go trzymać przy sobie, aby zamiast ciebie oddawał mi usługi w kajdanach noszonych dla Ewangelii. Jednakże postanowiłem nie uczynić niczego bez twojej zgody, aby dobry twój czyn był nie jakby z musu, ale z dobrej woli. Może bowiem po to oddalił się od ciebie na krótki czas, abyś go odebrał na zawsze, już nie jako niewolnika, lecz więcej niż niewolnika, jako brata umiłowanego. Takim jest on zwłaszcza dla mnie, ileż bardziej dla ciebie zarówno w doczesności, jak w Panu. Jeśli więc się poczuwasz do łączności ze mną, przyjmij go jak mnie.

Zobaczmy, Paweł kieruje do swojego ucznia i wychowanka w wierze, serdeczną prośbę. Sam siebie określa mianem «więźnia Chrystusa», co ma podkreślić swoistą wspólnotę losu z Onezymem. Zwróćmy w ogóle uwagę na bardzo pokorny ton całej wypowiedzi. Pokorny, ale jednak stanowczy, przechodzący w dalszej części Listu (czego akurat nie ma w dzisiejszym czytaniu) w takie dość zdecydowane stwierdzenie, że jednak Filemon coś Pawłowi zawdzięcza i jednak powinien o tym pamiętać. I tym się też kierować w rozstrzygnięciu sprawy Onezyma.

Paweł jasno też stwierdza, że mógłby swobodnie zatrzymać Onezyma u siebie – i ten byłby z pewnością bezpieczny. Bo można z całym przekonaniem stwierdzić, że Filemon nie wkroczyłby z jakimś oddziałem wojska do miejsca zamieszkania swego duchowego przewodnika, żeby odbić swego niewolnika. Zatem, Paweł mógł osiągnąć to, o co prosi Filemona, bez – by się tak wyrazić – „łaski” samego Filemona. Ale on tak nie chce. Dlaczego?

Właśnie, tu jest sedno całej sprawy – i sedno, główna myśl, główne przesłanie całej dzisiejszej liturgii Słowa: bo Paweł oczekuje od swego ucznia Filemona wewnętrznej przemiany myślenia, spojrzenia, wartościowania i całościowego podejścia do Boga, do ludzi, do życia – po prostu: do wszystkich i wszystkiego! Dlatego – tak konkretnie – oczekuje od Filemona, że zachowa się nie jak właściciel zbiegłego niewolnika, ale jak brat w jednej wierze, który ma możliwość okazać drugiemu bratu miłosierdzie – i że właśnie takowe okaże.

Nawet w jakimś sensie pomaga Filemonowi w podjęciu właściwej decyzji, gdy odwołuje się do jego ambicji, także do jego pozycji, do swojej osobistej więzi z jednym i drugim, ale pozostawia Filemona wolnym w podjęciu decyzji, co wyraźnie stwierdza w tych słowach: aby dobry twój czyn był nie jakby z musu, ale z dobrej woli. To Filemon ma sąm tę decyzję podjąć.

Czy będzie go na to stać, aby wyjść z pewnego schematu myślenia, ale też z pewnych ograniczeń, określonych przez zwyczaj, przepis ówczesnego prawa, nakaz ukarania zbiega, opinię otoczenia, własną dumę i pozycję społeczną?… Czy stać będzie Filemona na wyjście poza to wszystko?

Dzisiaj to pytanie zabrzmiałoby tak: Czy stać go będzie na wyjście ze strefy swego komfortu? Jakoś tak często właśnie to określenie pojawia się w moich rozmowach z Młodzieżą – i przyznaję, że trafia ono do mojego przekonania: strefa swego komfortu. Czyli taka moja strefa, w której czuję się dobrze, czuję się pewnie, bezpiecznie; ogarniam sytuację, w jakimś stopniu nad nią panuję… I teraz – mam z niej wyjść. W imię czego? A właśnie: w imię jakiejś wyższej wartości. Jakiej? Na pewno, musi być ona na tyle „wyższa”, aby rekompensowała mi moje ewentualne straty, moje poświęcenie… Czy chrześcijaństwo jest taką wartością? Na takie pytanie musiał sobie odpowiedzieć Filemon.

Ale i my musimy na nie właściwie codziennie odpowiadać, a dzisiaj czynimy to, słysząc w pierwszym czytaniu te oto słowa z Księgi Mądrości: Któż z ludzi rozezna zamysł Boży albo któż pojmie wolę Pana? Nieśmiałe są myśli śmiertelników i przewidywania nasze zawodne, bo śmiertelne ciało przygniata duszę i ziemski przybytek obciąża lotny umysł. Mozolnie odkrywamy rzeczy tej ziemi, z trudem znajdujemy, co mamy pod ręką, a któż wyśledzi to, co jest na niebie? Któż poznał Twój zamysł, gdybyś nie dał Mądrości, nie zesłał z wysoka Świętego Ducha swego? Otóż właśnie: zderzenie zamysłu Boga, myślenia Bożego – z „ociężałym” myśleniem człowieka…

Jeszcze wyraźniej mówi o tym Jezus w dzisiejszej Ewangelii, w słowach: Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem. […] Tak więc nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem.

Owym «wszystkim, co się posiada», ma być w pierwszej kolejności moje myślenie i moje osobiste przekonania. W kontekście tego, co tu sobie dzisiaj mówimy, wydaje się, że takie poświęcenie jest najtrudniejsze. Bo łatwiej jest poświęcić coś na odcinku materialnym, niż coś z własnego „ja”, z owego: „a ja tak uważam”, „a ja tak myślę”, „to ja mam rację”…

Przy czym – doprecyzujmy – człowiek musi mieć swój system wartości i hierarchię ważności spraw, i dobrze byłoby, gdyby ten jego system wartości oscylował jak najbliżej Dekalogu i Ewangelii. I tego akurat „swojego zdania” powinien bronić, jak niepodległości – jak niekiedy mawiamy.

Ale w wielu sprawach drobnych i nie aż tak istotnych, w kwestii codziennego działania i decydowania o sprawach bieżących, w kwestii także budowania relacji z ludźmi i otwierania się na propozycje, zaproszenia z ich strony, na jakieś bieżące sytuacje i okoliczności: jeżeli ktoś ciągle powtarza: „Ja swoje wiem i zdania nie zmienię”, to mamy problem. To znaczy – ten człowiek ma problem największy. Ale inni – mają problem z nim. Bo z takim człowiekiem trudno jest żyć.

A ja, po wielu latach pracy z Młodzieżą, mogę powiedzieć, że dla mnie bardzo trudnym doświadczeniem było i jest takie, kiedy tego typu zdanie wypowiada właśnie człowiek młody. Kiedy zapraszam go na jakiś wyjazd, czy do włączenia się w jakąś inicjatywę, albo proszę go o zmianę spojrzenia na jakąś kwestię, albo przemyślenie jakiejś sprawy, a w odpowiedzi słyszę: „Ja swoje wiem i zdania nie zmienię”. Zwykle wtedy mówię: „Szkoda! Bo nawet sam sobie nie uświadamiasz, jak dużo tracisz takim nastawieniem, jak się zamykasz na duchowy i intelektualny i osobowościowy rozwój!”

Jezus dzisiaj zachęca nas do takiej przemiany myślenia – i to nas wszystkich: zarówno młodszych, jak i starszych, o których też często się mówi, że ich już się nie da zmienić, ich myślenia i spojrzenia na wszystko, bo już jest za późno. Nie, na to nigdy nie jest za późno!

Można wręcz stwierdzić, iż miarą prawdziwości chrześcijaństwa jest to właśnie, czy stać nas na to – czy mamy odwagę – by takiej odważnej zmiany dokonywać! Zmiany myślenia i spojrzenia – na wszystkich i na wszystko! By mieć odwagę wyjścia ze strefy swego komfortu…

3 komentarze

  • Błogosławionego czasu, Księże Jacku, otwartości oczu, uszu a przede wszystkim serca na stałą obecność Ducha Świętego. Pamiętam o Was , Drodzy Księża codziennie w modlitwie 10 Różańca.

  • Szczęść Boże,
    Zastanawiam się czy to zbieg okoliczności czy jednak dowód na istnienie Boga, ale coś mnie tknęło żeby poszukać właśnie dziś informacji o księdzu. Szukałam jej żeby sprawdzić czy od czasu kiedy uczył mnie ksiądz w Żelechowskim liceum nie popełnił ksiądz rażących grzechów, po których nie mogłabym już powiedzieć, że znam jednego księdza z powołania. Bardzo dobrze wspominam lekcje na których z szacunkiem rozwiewał ksiądz nasze wątpliwości, te lekcje były przyjemnością. I mam takie pytanie na dziś: Czy Jezus był lewicowym aktywistą?
    Serdecznie pozdrawiam
    Agata

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.