Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! Drodzy moi, dzisiejsza niedziela może być w naszych Parafiach obchodzona dwojako, bowiem wszędzie tam, gdzie nie jest znana dokładna data poświęcenia kościoła – dzisiaj właśnie ta rocznica będzie obchodzona. Ostatnia niedziela października przeznaczona jest na ten obchód. Tam jednak, gdzie data owa jest znana – w liturgii jest 30 Niedziela zwykła. Na naszym forum też jest Boże słowo z tejże Niedzieli.
Ja dzisiaj zaraz udaję się do pobliskiej Parafii Błogosławionych Męczenników Podlaskich, w której Proboszczem jest mój starszy Kolega z rodzinnej Parafii, Ksiądz Kanonik Doktor Jacek Szostakiewicz – Człowiek mi bardzo życzliwy i otwarty – który często zaprasza mnie do posługi w swojej Parafii. Właściwie, to mógłbym tam pomagać na stałe, ale już obiecałem Kolegom, że jestem także do Ich dyspozycji, na zasadzie, że „kto pierwszy, ten lepszy”.
Potem, o 20:00 – Msza Święta w naszym Duszpasterstwie, a po niej Różaniec. I właśnie ta Msza Święta będzie sprawowana w intencji Łukasza Domańskiego, który jutro rano zostanie – jak wierzymy, a właściwie wszyscy jesteśm przekonani – Doktorem nauk rolczniczych na Uniwersytecie w Siedlcach. Bo na jutro zaplanowana jest obrona.
I dlatego dzisiaj chciałbym polecać Łukasza Panu naszemu w ufnej modlitwie – nie w tym sensie, żeby się „jakoś” jutro udało, bo jestem przekonany o Jego profesjonalnym przygotowaniu. Chcę po prostu – powierzyć Jego życie Bogu, ale też podziękować za wieloraką i chętną pomoc, jaką okazuje mi w Duszpasterstwie Akademickim, przygotowując chociażby plakaty i inne materiały promocyjne. Niech Pan Mu we wszystkim błogosławi – w całym Jego życiu i dalszej działalności naukowej!
A teraz już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Zatem, co dziś mówi do mnie Pan? Z jakim konkretnym przesłaniem właśnie do mnie – właśnie dzisiaj – się zwraca? Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
30 Niedziela zwykła, C,
26 października 2025.,
do czytań: Syr 35,12–14.16–18; 2 Tm 4,6–9.16–18; Łk 18,9–14
CZYTANIE Z KSIĘGI SYRACYDESA:
Pan jest Sędzią,
który nie ma względu na osoby.
Nie będzie miał On względu na osobę przeciw biednemu,
owszem, wysłucha prośby pokrzywdzonego.
Nie lekceważy błagania sieroty
i wdowy, kiedy się skarży.
Kto służy Bogu, z upodobaniem będzie przyjęty,
a błaganie jego dosięgnie obłoków.
Modlitwa biednego przeniknie obłoki
i nie ustanie, aż dojdzie do celu.
Nie odstąpi, aż wejrzy Najwyższy
i ujmie się za sprawiedliwymi, i wyda słuszny wyrok.
CZYTANIE Z DRUGIEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TYMOTEUSZA:
Najdroższy: Krew moja już ma być wylana na ofiarę, a chwila mojej rozłąki nadeszła. W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiarę ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia, a nie tylko mnie, ale i wszystkim, którzy umiłowali pojawienie się Jego.
Pospiesz się, by przybyć do mnie szybko. W pierwszej mojej obronie nikt przy mnie nie stanął, ale mnie wszyscy opuścili: niech im to nie będzie policzone. Natomiast Pan stanął przy mnie i wzmocnił mnie, żeby się przeze mnie dopełniło głoszenie Ewangelii i żeby wszystkie narody je posłyszały; wyrwany też zostałem z paszczy lwa.
Wyrwie mnie Pan od wszelkiego złego czynu i wybawi mnie, przyjmując do swego królestwa niebieskiego; Jemu chwała na wieki wieków. Amen.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jezus powiedział do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: „Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik.
Faryzeusz stanął i tak się w duszy modlił: «Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Poszczę dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam». Natomiast celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: «Boże, miej litość dla mnie, grzesznika».
Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony”.
Bardzo, ale to bardzo pociesza nas ta wiadomość, że Pan jest Sędzią, który nie ma względu na osoby. Niezwykle podnosi nas na duchu zapewnienie, że nie będzie miał On [czyli Bóg] względu na osobę przeciw biednemu, owszem, wysłucha prośby pokrzywdzonego. Nie lekceważy błagania sieroty i wdowy, kiedy się skarży. I ta, jakże ważna zapowiedź, iż kto służy Bogu, z upodobaniem będzie przyjęty, a błaganie jego dosięgnie obłoków. Modlitwa biednego przeniknie obłoki i nie ustanie, aż dojdzie do celu. Nie odstąpi, aż wejrzy Najwyższy i ujmie się za sprawiedliwymi, i wyda słuszny wyrok.
Z pewnością, mogą się z tego ucieszyć ci, którzy na świecie, w relacjach międzyludzkich, na skali społecznego znaczenia zajmują te pozycje najniższe. A czemu właśnie oni właśnie te pozycję zajmują. Bo są «biedni» – odpowiemy, idąc za treścią dzisiejszego pierwszego czytania. Ale co to znaczy: «biedni»? Którzy to są ci «biedni»? Ci, którzy niewiele, albo i nic nie mają w portfelu lub na koncie? A może ci, którzy nie zajmują żadnych renomowanych ani eksponowanych stanowisk, żyją w cieniu, „tyrają” od rana do nocy, klepią swoją codzienną biedę – i tak „od pierwszego do pierwszego”?…
Pewnie do nich byłoby nam najbliżej, w tym poszukiwaniu odpowiedzi na postawione przed chwilą pytanie. Zresztą, w dzisiejszym czytaniu słyszymy o sierotach, wdowach i ludziach skrzywdzonych…
Ale jeśli tak, to całkowicie miesza nam w głowach i zaburza ten obraz przypowieść Jezusa z dzisiejszej Ewangelii. Bo w niej słyszymy o dwóch ludziach, którzy przyszli do świątyni, aby się modlić. Jeden to faryzeusz, a drugi to celnik. I tak, jak w pierwszym czytaniu mocno wyczuwamy sympatię Boga po stronie owych «biednych», których właśnie co do tożsamości i pochodzenia próbujemy rozszyfrować, tak w Ewangelii widzimy sympatię Jezusa po stronie celnika. Wyraźnie Jezus opowiada się po jego stronie, to jemu przyznaje rację, to jego postawę chwali.
Zatem – powiedzielibyśmy – że to jest ów biedny z pierwszego czytania. Zwłaszcza, że dowiadujemy się o nim, iż kiedy faryzeusz, pewny siebie i butny, wygłaszał peany na swoją cześć: Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Poszczę dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam – ten, a więc celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika”.
Całą sytuację Jezus skomentował jednoznacznym, nie budzącym żadnych wątpliwości, a też dosadnym stwierdzeniem: Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony. Wyraźna pochwała pod adresem celnika. Zatem, to jego można przypisać do tego określenia z pierwszego czytania, czyli określenia: «biedny».
Ale tu pojawia się problem, bo według tego, cośmy sobie próbowali zdefiniować, gdy idzie o to pojęcie, to celnik jak raz w ogóle się w tej definicji nie mieści. Bo on materialnie stał bardzo dobrze – właśnie dlatego, że był celnikiem, czyli pobierał cła dla okupanta rzymskiego, „kantując” przy tym i naciągając, ile się tylko dało! Nie mógł być więc «biedny» w znaczeniu materialnym, bo ile nakradł, tyle było jego. A celnicy z tego słynęli, że nie dali sobie – kolokwialnie mówiąc – krzywdy zrobić.
Dlatego też ludzie musieli się z nimi liczyć, bo to od nich właśnie zależało, czy pozwolą na kilka dni zwłoki w uiszczeniu opłaty, albo też – czy „okantują” swego klienta na mniejszą, czy na większą kwotę. Tak, to prawda, że wszystko to brzmi strasznie, wręcz cynicznie, ale musimy sobie zdać sprawę z tego, z kim mamy dziś do czynienia i o czym mówimy. Bo mając to na uwadze, raczej nie skojarzymy osoby owego celnika z kimś materialnie ubogim albo zajmującym niską pozycję społeczną.
To prawda, że ów materialny dostatek został osiągnięty oszustwem, a pozycja społeczna wymuszona sytuacją polityczną, dlatego ani jedno, ani drugie nie zostało osiągnięte na drodze uczciwości czy prawdziwych zasług, ale fakt jest faktem: celnicy nie „klepali” biedy materialnej, a i w hierarchii społecznej zajmowali na tyle wysokie stanowisko, że ludzie musieli się z nimi liczyć.
A jednak dzisiaj Jezus opowiada się po stronie przedstawiciela tej właśnie grupy społecznej – żeby nie powiedzieć: kasty. Dlaczego tak czyni? Bo wejrzał w jego serce. Bo zobaczył, że ten człowiek zrozumiał, iż robi źle. Zrozumiał całą swoją moralną nędzę – i z tą swoją nędzą, z tym swoim całym błotem, jakie miał w duszy, przyszedł do Boga, aby prosić o przebaczenie. Nawet oczu nie śmiał […] wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika”.
I tym właśnie ujął serce Jezusa i każdego, kto zechce wsłuchać się w Jezusową naukę, aby wziąć z niej wskazania dla siebie. I aby kształtować w sobie postawę człowieka «biednego» – po ludzku biednego, bo dostrzegającego swoją nędzę, swoją ludzką słabość, swoją grzeszność.
Nic wspólnego z taką postawą nie miało zachowanie faryzeusza, czyli drugiego bohatera ewangelicznej opowieści. Ten bezczelny typ stanął dzisiaj przed Bogiem, aby wyliczyć Mu wszystkie swoje „zasługi”, a do tego podkreślić, że tymi swoimi zasługami znacznie przewyższa cały ten motłoch, jaki go zewsząd otacza, a więc zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo […] i ten celnik. Nie miał problemu z dostrzeżeniem «tego celnika», bo – w przeciwieństwie do niego – nie miał żadnego problemu z podniesieniem wzroku ku Niebu, bo to właśnie do Nieba wyrzucał z siebie te swoje rozliczne „zasługi”, którymi się dziś tak chwalił.
Niestety, Niebo – w osobie Jezusa – dzisiaj oceniło taką postawę. Bardzo źle ją oceniło… I tutaj mamy już jasność, jak się ma postawa faryzeusza do postawy celnika – i jak Jezus ocenia jedną i drugą, i dlaczego jednak owego celnika możemy nazwać biednym. Podsumujmy: dlaczego?
Bo się uniżył, bo uznał prawdę o sobie, bo chciał coś zmienić w swoim życiu. A możemy być pewni, że skoro dotarł aż tak daleko, czyli przed oblicze samego Boga – chociaż w świątyni zajął miejsce ostatnie z ostatnich, ale sercem bardzo się do Boga zbliżył – to raczej z tym pragnieniem, by całkowicie przebudować to swoje życie, wszystko w nim zmienić i odnowić.
Ale w takim razie jak ocenić postawę Apostoła Pawła, mówiącego do nas w dzisiejszym drugim czytaniu w ten oto sposób: W dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiarę ustrzegłem. Na ostatek odłożono dla mnie wieniec sprawiedliwości, który mi w owym dniu odda Pan, sprawiedliwy Sędzia, a nie tylko mnie, ale i wszystkim, którzy umiłowali pojawienie się Jego.
A potem – kolejne, kategoryczne stwierdzenia, skierowane do Tymoteusza, ale też zawierające ocenę postaw i zachowań innych ludzi: Pospiesz się, by przybyć do mnie szybko. W pierwszej mojej obronie nikt przy mnie nie stanął, ale mnie wszyscy opuścili: niech im to nie będzie policzone. Natomiast Pan stanął przy mnie i wzmocnił mnie, żeby się przeze mnie dopełniło głoszenie Ewangelii i żeby wszystkie narody je posłyszały; wyrwany też zostałem z paszczy lwa. Wyrwie mnie Pan od wszelkiego złego czynu i wybawi mnie, przyjmując do swego królestwa niebieskiego…
Jak byśmy ocenili takie nastawienie Apostoła? Czy to nie jest przechwalanie się? A może użalanie? A może robienie z siebie męczennika? A może zbytnie przekonanie o swojej wyjątkowej pozycji w oczach Bożych? Czy nie takie skojarzenia cisną się nam do głowy?
Zapewne tak… I może w tych słowach zarysował się w naszych oczach obraz Apostoła, bardziej przypominający obraz faryzeusza z dzisiejszej Ewangelii, niż obraz ubogiego, bo skruszonego celnika?…
Tak mogłoby być, gdybyśmy nie znali całego nauczania Pawła, zapisanego na kartach Nowego Testamentu. A ponieważ je znamy – podobnie, jak i historię jego życia – to możemy z całym przekonaniem powiedzieć, że nigdy nie wypierał się on swojej szemranej przeszłości, a wręcz zbrodni, popełnianych na chrześcijanach. Nigdy nie zaprzeczył temu, że prześladował Kościół Chrystusowy. Nigdy też nie unikał prawdy o sobie, jawnie przyznając się nawet do swoich ludzkich słabości, zwątpień, dylematów… Dlaczego?
Bo zawsze był wierny prawdzie! On zawsze mówił prawdę i czynił wszystko w imię prawdy. Tak – z całą mocą to podkreślmy – zawsze, przez całe swoje życie! Także wtedy, kiedy prześladował Kościół. On to robił szczerze, bo był przekonany, że w ten sposób służy prawdzie, a zwalcza jakieś wielkie oszustwo, jakim – jego ówczesnym zdaniem – była nauka Jezusa. On tak widział wtedy prawdę, taką prawdę nosił w sobie.
Kiedy jednak sam Jezus pofatygował się do niego pod bramy Damaszku, żeby – przyznajmy to – w dość niewybredny sposób przekonać go, że prawda jest jednak inna, bo to On sam, Jezus, jest jedyną Prawdą, wówczas Paweł zaczął tę właśnie jedyną i „prawdziwą” Prawdę głosić. Z tym samym, co dotychczas, a nawet większym zapałem!
Dlatego możemy być pewni, że w tym, co dzisiaj mówi, także nie ma pychy czy zarozumiałości, czy zapatrzenia w siebie, ale właśnie szczere zapatrzenie w Jezusa, któremu oddał swoje życie. A potwierdzeniem tego – niech to też mocno wybrzmi – jest to, że te dzisiejsze słowa Paweł pisał nie skądinąd, jak właśnie z więzienia, w którym przebywał ze względu na głoszoną naukę Jezusa. Czy możemy zatem powiedzieć, że nie był on owym biednym i ubogim, o którym mówi dziś Boże słowo?
Z pewnością był. Bo znał swoją nędzę, pamiętał o swojej przeszłości, mógł jednym tchem wyliczyć wszystkie swoje wady, niedociągnięcia, słabości, lęki, kompleksy… Ale on z tym wszystkim szedł do Jezusa, wszystko to oddawał Bogu! Samego siebie w całości i bez reszty oddał Jezusowi i Jego Kościołowi – nic nie zostawiając dla siebie. No, właśnie, nic! A jeżeli nic, to także i swoich słabości.
I wtedy człowiek jest naprawdę «biedny», kiedy nie ma nic, ale jeżeli odda to Bogu, to okazuje się, że ma wszystko! Bo – wspomnijmy raz jeszcze słowa Mędrca Syracydesa – kto służy Bogu, z upodobaniem będzie przyjęty, a błaganie jego dosięgnie obłoków. Modlitwa biednego przeniknie obłoki i nie ustanie, aż dojdzie do celu. Nie odstąpi, aż wejrzy Najwyższy i ujmie się za sprawiedliwymi…
Drodzy moi, jakie z tego wskazania płyną dla nas? Zapewne takie, jakie znajdziemy na wielu stronicach „Dzienniczka” Siostry Faustyny Kowalskiej. Ileż to razy jest tam wspomniana ta prawda, że choć człowiek sam w sobie jest nędzą chodzącą, to jeżeli zaufa Jezusowi i odda się Mu bezgranicznie, to będzie wielkim i będzie zwycięzcą. Prawdziwie wielkim i prawdziwym zwycięzcą! Ale wtedy, kiedy zaufa Jezusowi, a nie sobie samemu. Czyli, kiedy odwróci swoje spojrzenie z siebie samego – na Jezusa.
To tak, jak w telefonie komórkowym – możemy zrobić zdjęcie sobie samemu, a można kliknąć w odpowiednim miejscu, by przenieść obraz na drugą stronę aparatu i sfotografować to, co jest przed nami. Właśnie takiego kliknięcia Jezus domaga się od nas – i to nie tylko jeden raz, ale codziennie, w każdej chwili. Bo te nasze wewnętrzne „aparaty” jakoś tak łatwo i szybko, a do tego niemalże samorzutnie przekierowują się na nas samych.
Dlatego potrzeba naszej czujności, by je ciągle przekierowywać w stronę Jezusa i drugiego człowieka. Byśmy nie widzieli tylko samych siebie, ale właśnie Jezusa i drugiego człowieka. A jeżeli samych siebie, to po to, by zobaczyć pełną prawdę o sobie: tę dobrą prawdę, ale i tę trudną. I potem zaraz przekierować spojrzenie na Jezusa, aby tę pełną prawdę o sobie Jemu oddać.
A On już będzie wiedział, co z tym zrobić…
