Szczęść Boże! Drodzy moi, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywają:
►Ksiądz Adam Potapczuk, mój Poprzednik w posłudze wikariusza w Miastkowie Kościelnym;
►Hubert Maksymiuk – należący w swoim czasie do jednej z młodzieżowych Wspólnot;
►Joanna Zawadzka – jak wyżej.
Wszystkim świętującym życzę jak najpełniejszego zjednoczenia z Jezusem! Zapewniam o modlitwie!
Drodzy moi, przypominam, iż mamy dzisiaj pierwszą sobotę miesiąca. Pamiętajmy o tym!
Ja natomiast planuję dzisiaj cały dzień w Siedlcach, gdzie o 12:00 będziemy sprawować Mszę Świętą dla – i w intencji – Duszpasterstwa Niewidomych i Niedowidzących. Poza tam, chcę popracować w spokoju, pomodlić się… Panu naszemu i Matce Bożej Kodeńskiej oddaję ten dzień – do dyspozycji!
Oczywiście – jak zawsze – otwieram się na wszelkie niespodzianki z Nieba!
Teraz zaś już zapraszam do pochylenia się nad Bożym słowem dzisiejszej liturgii. Oto słówko Księdza Marka na dziś:
https://www.youtube.com/c/CatholicSurgut
Nasz drogi Kacper nie ma teraz możliwości pisania słówek w soboty – wróci do tej praktyki za jakiś czas. Kwestie osobiste i rodzinne, o których wiem i które naprawdę rozumiem. Czekamy zatem, wspierając Kacpra modlitwą!
Zatem, co dziś mówi do mnie osobiście Pan? Do czego mnie zachęca? Do czego wzywa – mnie osobiście? Duchu Święty, podpowiedz…
Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Sobota 1 Tygodnia Adwentu,
6 grudnia 2025.,
do czytań: Iz 30,19–21.23–26; Mt 9,35–10.1.5.6–8
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA IZAJASZA:
To mówi Pan Bóg, Święty Izraela: Zaiste, o ludu, który zamieszkujesz Syjon w Jerozolimie, nie będziesz gorzko płakał. Rychło Bóg okaże ci łaskę na głos twojej prośby. Ledwie usłyszy, odpowie ci.
Choćby ci dał Pan chleb ucisku i wodę utrapienia, twój Nauczyciel już nie odstąpi, ale oczy twoje patrzeć będą na twego Mistrza. Twoje uszy usłyszą słowa rozlegające się za tobą: „To jest droga, idźcie nią!”, gdybyś zboczył na prawo lub na lewo.
On użyczy deszczu na twoje zboże, którym obsiejesz rolę, a chleb z urodzajów gleby będzie soczysty i pożywny. Twoja trzoda będzie się pasła w owym czasie na rozległych łąkach. Woły i osły obrabiające rolę żreć będą paszę dobrze przyprawioną, która została przewiana opałką i siedlaczką.
Przyjdzie do tego, iż po wszystkich wysokich górach i po wszystkich wzniesionych pagórkach znajdą się strumienie płynących wód na czas wielkiej rzezi, gdy upadną warownie. Wówczas światło księżyca będzie jak światło słoneczne, a światło słońca stanie się siedmiokrotne, jakby światło siedmiu dni, w dniu, gdy Pan opatrzy rany swego ludu i uleczy jego sińce po razach.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:
Jezus obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości.
A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza. Wtedy rzekł do swych uczniów: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”.
Wtedy przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszystkie choroby i wszelkie słabości.
Tych to Dwunastu wysłał Jezus, dając im następujące wskazania: „Idźcie do owiec, które poginęły z domu Izraela. Idźcie i głoście: Bliskie już jest Królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie”.
Teksty biblijne, które codziennie odczytujemy teraz, w Adwencie, powtarzają się corocznie. Dokładnie te same. Tak jest w Okresie Adwentu i innych Okresach dedykowanych – w przeciwieństwie do Okresu Zwykłego, kiedy to w dni powszednie mamy cykl dwuletni, zatem na przykład w sobotę któregoś Tygodnia Okresu zwykłego corocznie powtarza się ta sama Ewangelia, ale już czytania są naprzemiennie: raz z tak zwanego roku pierwszego, a raz z drugiego. W Adwencie tak nie jest – w sobotę pierwszego tygodnia Adwentu mamy corocznie te czytania, które usłyszeliśmy dzisiaj.
A przy okazji – tak na marginesie – to już jest SOBOTA pierwszego Tygodnia Adwentu! Czy zauważamy, jak szybko płynie czas? Na pewno zauważamy, że dopiero ten święty Okres się zaczął, a tu już pierwszy tydzień za nami – i już tylko dwa i pół tygodnia przed nami. Które „zlecą” pewnie jeszcze szybciej, niż ten pierwszy tydzień. Bo takie nasze życie: my ciągle i ciągle dokądś pędzimy, my mamy tyle spraw do ogarnięcia, do załatwienia! Nawet fakt bycia na emeryturze bardzo często nie powoduje zwolnienia tego tempa, bo kiedy się nie ma obowiązków w pracy – to ma się ich tyle w rodzinie: a bo to dzieciom trzeba pomóc, a może obiad ugotować, a może zakupy zrobić, a to znowu z wnukami posiedzieć albo pomóc jeszcze w jakichś innych sprawach…
Drodzy moi – pędzimy, pędzimy, pędzimy… Dokąd? Za czym? Po co? Jak by się tak zastanowić, to często trudno byłoby odpowiedzieć, czy musimy aż tak pędzić… No, ale cóż… Jest jak jest.
I właśnie w tę rzeczywistość wpisujemy Boże słowo, które wskazuje nam kierunek życia i postępowania. I które – właśnie co roku to samo – za każdy razem wywołuje w naszych sercach i umysłach inne refleksje. Sam to widzę po swoich rozważaniach corocznych, pisanych na potrzeby bloga i na potrzeby liturgii – a przede wszystkim: na potrzeby własnego zbawienia – iż co roku inna myśl pojawia się w związku z tymi samymi corocznie fragmentami biblijnymi.
I oto dzisiaj jakoś tak mocno – już po pierwszym przeczytaniu obu tekstów – poruszyły mnie słowa: Zaiste, o ludu, który zamieszkujesz Syjon w Jerozolimie, nie będziesz gorzko płakał. Szczególnie chodzi mi o te ostatnie: nie będziesz gorzko płakał. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek na nich się tak szczególnie koncentrował. A dzisiaj właśnie zobaczyłem – po ich przeczytaniu – ogromne rzecze ludzi, którzy każdego dnia, na całym świecie, wylewają hektolitry łez, bo cierpią z najróżniejszych powodów: z powodu śmierci bliskich osób, z powodu chorób i rozmaitych cierpień, spadających na nich z różnych stron, ale – niestety – w przeważającej większości: z powodu tych cierpień, które zadał drugi człowiek.
Czyli z takich, które nie musiały się nigdy zdarzyć. Bo jeśli idzie o chorobę czy śmierć, to często – chociaż też nie zawsze – można powiedzieć, że to Bóg tak chciał, że to wola Boża. Zaznaczamy tu sobie oczywiście, że nie zawsze tak jest, bo niejednokrotnie i choroby, i sama śmierć – także mogą być i są spowodowane przez drugiego człowieka. Ale – dobrze – zostańmy przy tym, że tutaj zasadniczo wola Nieba ma swoje znaczenie. Natomiast ogromną, przeogromną część ludzkich cierpień powoduje drugi człowiek, który to cierpienie nierzadko z rozmysłem i z pełną premedytacją, a nierzadko także z jakąś diabelską satysfakcją zadaje.
I nieraz zadajemy sobie to pytanie, dlaczego Bóg na to pozwala? Dlaczego na tym świecie musi być – no, właśnie, czy musi być? – aż tyle tego gorzkiego płaczu?
Dlatego z otwartymi sercami przyjmujemy tę Bożą obietnicę: Zaiste, o ludu, który zamieszkujesz Syjon w Jerozolimie, nie będziesz gorzko płakał. Zaiste – mówi do nas Pan – moje dziecko: mój synu, moja córko: nie będziesz gorzko płakać! Nawet, jeżeli teraz płaczesz, to dzisiaj usłysz i weź sobie do serca, że Twoje łzy są mi znane i już nie będziesz gorzko płakać! Nie będziesz w ogóle płakać!
W dalszej części pierwszego czytania więcej jeszcze słyszymy o płynącej wodzie, ale to już nie są łzy. To woda, która daje życie i obfitość wszelkich darów. Słyszymy bowiem: Choćby ci dał Pan chleb ucisku i wodę utrapienia, twój Nauczyciel już nie odstąpi, ale oczy twoje patrzeć będą na twego Mistrza. […] On użyczy deszczu na twoje zboże, którym obsiejesz rolę, a chleb z urodzajów gleby będzie soczysty i pożywny. […] Przyjdzie do tego, iż po wszystkich wysokich górach i po wszystkich wzniesionych pagórkach znajdą się strumienie płynących wód na czas wielkiej rzezi, gdy upadną warownie.
A w zakończeniu pierwszego czytania słyszymy: Wówczas światło księżyca będzie jak światło słoneczne, a światło słońca stanie się siedmiokrotne, jakby światło siedmiu dni, w dniu, gdy Pan opatrzy rany swego ludu i uleczy jego sińce po razach.
To obraz tej szczęśliwości, która nastanie wówczas, kiedy już wszystkie ludzkie łzy zostaną otarte. A jeżeli jakiekolwiek łzy będą się pojawiać, to będą to jedynie łzy szczęścia, radości, wzruszenia, miłości… W takich sytuacjach także płyną łzy – i oby takich łez było jak najwięcej! Bo kiedy człowiek płacze z miłości, radości, szczęścia – to znak, że wielka to miłość, wielka radość, wielkie szczęście…
Nieraz też mówimy, że niebo płacze – mówimy to, kiedy pada deszcz, nieraz bardzo ulewny, a jakaś życiowa okoliczność, w której się znaleźliśmy, zdaje się dawać ku temu powód: a to śmierć kogoś bliskiego, a to jakiś osobisty dramat, przez kogoś przeżywany, albo przez nas samych… Tymczasem, dzisiaj słyszymy, że ów płacz nieba, czyli deszcz, przyniesie obfitość plonów na ziemi. Tak, jak łzy szczęścia, radości i miłości przynoszą właśnie obfitość szczęścia, radości i miłości w naszym otoczeniu. Obyśmy tylko o takich łzach i o takich plonach mogli mówić!
Zatroskany o to nasz Pan, Jezus Chrystus – jak słyszeliśmy w dzisiejszej Ewangelii – obchodził wszystkie miasta i wioski. Nauczał w tamtejszych synagogach, głosił Ewangelię królestwa i leczył wszystkie choroby i wszystkie słabości. A widząc tłumy ludzi, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza. Wtedy rzekł do swych uczniów: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo”.
Zaznaczmy (o czym już sobie nieraz mówiliśmy), iż w dosłownym, interlinearnym tłumaczeniu zdania: Proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo – odnajdujemy zamiast słowa: wyprawił – słowo: wyrzucił ! Mówimy zatem o jakimś radykalizmie, o jakimś mocnym działaniu, które sprawi, że ci, których Pan wybrał, rzeczywiście natychmiast wyruszą do tej pracy, a nie będą się oglądać na innych, odwlekać, zagłuszać tego zaproszenia lub udawać, że to nie do nich. A właśnie obecnie – jak się wydaje – mamy z czymś takim bardziej do czynienia.
Nie mamy raczej problemu z samym faktem powoływania przez Jezusa do kapłaństwa czy życia zakonnego, bo trudno wyobrazić sobie, że oto w Niebie zmieniły się preferencje i Bóg, który zawsze tak hojnie rozsiewał ziarno powołania w ludzkie serca, nagle zmienił taktykę, obraził się może na ten grzeszny świat – i przestał powoływać. To niemożliwe! Jego miłość jest niezmienna! I zawsze – przeobfita.
Przeto Bóg z pewnością powołuje – tak, jak powoływał. Problem jest raczej z odbiorem tego powołania, z jego przyjęciem, zaakceptowaniem – i potem zrealizowaniem. A to są właśnie ci, których Jezus zaprasza do współpracy ze sobą, aby razem z Nim dokonywali Jego zbawczego dzieła. Jak słyszymy w dzisiejszej Ewangelii: Wtedy [Jezus] przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszystkie choroby i wszelkie słabości. Tych to Dwunastu wysłał Jezus, dając im następujące wskazania: „Idźcie do owiec, które poginęły z domu Izraela. Idźcie i głoście: Bliskie już jest Królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie”.
Do tego zadania dzisiaj Jezus chce wyprawić – czy wręcz, jak wspomnieliśmy sobie, wyrzucić na pole – swoich współpracowników. Komentatorzy biblijni zwracają w tym kontekście uwagę, że żniwa w Palestynie zwykle wymagają szybkiego działania. Kiedy zboże już dojrzeje, trzeba je jak najszybciej zżąć, aby ziarno nie wypadło z kłosów i aby nie zostało spalone przez słońce. Dlatego było i jest praktyką właścicieli pól najmowanie wielu pracowników, aby owych żniw dokonać jak najszybciej.
I tak jest ze żniwem w królestwie Bożym – także tym, rozwijającym się tutaj, na ziemi: ludzkie serca czekają już teraz na Boże słowo, na Boże błogosławieństwo, na łaskę Sakramentów. Jezus potrzebuje współpracowników, aby podzielić się z nimi tą pracą – ale i radością z obfitych plonów.
Zanim jednak to nastąpi, to oczekuje współpracowników w modlitwie o powołania. To jest bardzo ciekawy Jego zabieg, że każe prosić gospodarza, właściciela pola, aby posłał robotników na swoje własne pole! Zapytamy może: o co tu chodzi? To komu ma bardziej zależeć na własnym polu i na własnym żniwie, jak nie właścicielowi pola, prawda? A jednak Jezus w ten właśnie sposób podkreśla odpowiedzialność każdej i każdego z nas za to wielkie dzieło.
Ta odpowiedzialność i to zadanie możemy – i powinniśmy – zrealizować w potrójny sposób. Po pierwsze: modląc się o powołania kapłańskiej i zakonne. One są zawsze darem Bożym, owocem łaski Bożej, ale także owocem naszej modlitwy. Po drugie: wspierając powołanych i współpracując z nimi. Po trzecie wreszcie: samemu czując się powołanym do tego, aby to Boże błogosławieństwo zaprowadzać w swoim świecie, na swojej życiowej przestrzeni.
Drodzy moi! Wszyscy, jak tu jesteśmy – wszyscy bez wyjątku! – jesteśmy powołani i zaproszeni do tego, by z pomocą łaski Jezusa i pod Jego kierownictwem ocierać sobie nawzajem gorzkie łzy. Bo ich jest ciągle za wiele! O wiele za wiele! Ocierać łzy! I obdarzać się nawzajem nadzieją!
