Żebym się choć płaszcza dotknęła…

Ż

Szczęść Boże! Witam serdecznie i zachęcam do refleksji nad tematem wiary. Temat ten towarzyszy nam w ciągu ostatnich dni – ale o wierze chyba nigdy za dużo mówić i myśleć nie można. Życzę dobrego dnia i tego, aby był on czasem pogłębiania się naszej wiary!
                  Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wtorek 4 tygodnia zwykłego, rok I,
do czytań:  Hbr 12,1–4;  Mk 5,21–43
Przyznaję, że kiedy czytam ten dzisiejszy fragment Ewangelii, to naprawdę rozumiem reakcję Uczniów, zdziwionych pytaniem Jezusa:Kto dotknął się mojego płaszcza? Oto cały tłum zewsząd napiera na Niego, a On pyta: Kto się Mnie dotknął? A jednak, wśród całego tego tłumu, który z różnych powodów podążał za Jezusem, ta jedna schorowana kobieta przyszła do Niego, aby szukać ratunku. Bo głęboko wierzyła, że jeżeli tylko dotknie płaszcza… Tylko dotknie płaszcza…
To, co najbardziej urzeka nas w jej postawie – i w postawie przełożonego synagogi – to wielka wiara pomimo wszystko! Ona, żeby doznać uzdrowienia, musiała przedrzeć się przez tłum, a więc pokonać zewnętrzną przeszkodę natury fizycznej, ale też przełamać wewnętrzną obawę, jaka zapewne pojawiła się w jej sercu, bowiem fakt upływu krwi czynił ją – według przepisów Prawa Mojżeszowego – rytualnie nieczystą,dlatego każdy, kto dotknął ją w takim stanie, również takową rytualną nieczystość zaciągał. To dlatego właśnie kobieta skrada się od tyłu – jak słyszymy – żeby możliwie jak najmniej zwracać na siebie uwagę.
Przełożony synagogi musiał przełamać przede wszystkim poczucie osobistego dramatu, jakiego z pewnością doświadczył, gdy dotarła do niego wiadomość, że córka już nie żyje, a zatem po prostu nie zdążył doprowadzić Jezusa na czas, aby Ten ją uzdrowił. Do tego dołożyło się jeszcze zwykłe „ludzkie gadanie”, wyrażone choćby w słowach: Twoja córka umarła, po co jeszcze trudzisz Nauczyciela? I może rzeczywiście – poddałby się zrezygnowany, ale sam Jezus nie pozwolił Mu na to, podtrzymując go na duchu i każąc po prostu wierzyć w uzdrowienie – bez względu na wszystko!
Zauważmy, Kochani, że obie te postacie ewangeliczne dają namprzykład wiary, której na przeszkodzie stawało wszystko co mogło: i uwarunkowania wewnętrzne, i prawne, i moralne, a nawet zewnętrzne przeszkody w postaci tłumu i ludzkiego opinii, czy później – wyśmiewania, kiedy Jezus powiedział, że dziewczynka tylko śpi. Wszystko – tak biorąc na zwykłą logikę – przeczyło sensowności działań, podjętych przez chorą kobietę i przełożonego synagogi.
A jednak oboje – wygrali! Osiągnęli to, co chcieli – to, w co głęboko i szczerze wierzyli. A w chwilach, kiedy było najtrudniej, kiedy właściwie wszystko układało się przeciw nim, sam Jezus wsparł ich wiarę i nie pozwolił zwątpić. Wbrew powszechnej opinii, wbrew powszechnemu przekonaniu, wbrew niechętnemu nastawieniu ludzi.
Kochani, my wszyscy, wpatrując się w przykład postawy kobiety i przełożonego synagogi, musimy sobie uświadomić, że rację ma Autor Listu do Hebrajczyków, który w pierwszym czytaniu mówi dzisiaj: Jeszcze nie opieraliście się aż do przelewu krwi, walcząc przeciwko grzechowi. To prawda! Na szczęście żyjemy w takich czasach, w których my tutaj, w naszej rzeczywistości, nie musimy przelewać krwi za wiarę i w walce przeciwko grzechowi. I obyśmy nigdy nie musieli! Ale te przeszkody, jakie pokonywali bohaterowie dzisiejszej Ewangelii, musimy pokonywać.
Będą to najpierw przeróżne trudności natury fizycznej, jak praca, jak nadmiar obowiązków w rodzinie, jak różne dolegliwości i choroby, a to wszystko utrudnia nam – jak tłumaczymy – udział we Mszy Świętej, regularną Spowiedź, modlitwę… Ale też trudności natury moralnej, wewnętrznej, jak opinia ludzka, oskarżająca o nienowoczesność, zacofanie, czy zwykłe, takie codzienne szyderstwo, kpina, złośliwe komentarze…
W tych wszystkich sytuacjach trzeba sobie jednak zdecydowanie uświadomić, na kim i na czym mi tak naprawdę w życiu zależy i ile jestem w stanie poświęcić, aby to osiągnąć. Wiara jest wielką wartością, a więc – kosztuje! Trzeba coś dla niej poświęcić, aby mogły się dokonywać rzeczy niezwykłe!
W tym duchu zastanówmy się:
  • Czy mam odwagę zaufać Jezusowi naprawdę bezgranicznie?
  • Czy stać mnie na przełamanie osobistej dumy, aby prosić Jezusa o pomoc?
  • Jak wiele – w tej chwili – jestem w stanie ofiarować Jezusowi?
Nie bój się, wierz tylko!

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.