Od czego zacząć dawanie świadectwa?…

O

Szczęść Boże! Moi Drodzy, jutro i pojutrze blog przechodzi pod opiekę Współautora, czyli Księdza Marka, ja bowiem wyjeżdżam z Lektorami z Celestynowa do Kodnia, do Matki Bożej, gdzie będzie miało miejsce skupienie przed uroczystą Promocją lektorską. Promocja ta odbędzie się – jeśli Bóg pozwoli – w najbliższą sobotę o 16.00, w katedrze warszawsko – praskiej, a ma jej dokonać Ksiądz Arcybiskup Henryk Hoser. Lektorów ma być – jak mnie informował odpowiedzialny za Kurs Lektorów w diecezji Ksiądz Piotr Stępniewski, Wicerektor Seminarium – około dziewiećdziesięciu, a z samego Celestynowa aż dwunastu! Jest to zdecydowanie największa grupa! 
      Po rocznym kursie, jaki pod okiem Księdza Wicerektora odbywał się w Parafii, ci Młodzi Ludzie zostaną przez Kościół wybrani i pobłogosławieni do pełnienia zaszczytnej funkcji lektora. Polecam ich Waszej modlitwie w tych dniach skupienia w Kodniu – i w dniu uroczystej Promocji.
      A Markowi już dziś dziękuję, że zechciał zostać na gospodarstwie i o wszystko zadbać!
               Gaudium et spes! Ks. Jacek
Środa 32
tygodnia zwykłego, rok II,
do
czytań:  Tt 3,1–7;  Łk 17,11–19
CZYTANIE Z LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TYTUSA:
Najmilszy:
Przypominaj wszystkim, że powinni podporządkować się zwierzchnim władzom,
słuchać ich i okazywać gotowość do wszelkiego dobrego czynu: nikogo nie lżyć,
unikać sporów, odznaczać się uprzejmością, okazywać każdemu człowiekowi wszelką
łagodność. Niegdyś bowiem i my byliśmy nierozumni, oporni, błądzący, służyliśmy
różnym żądzom i rozkoszom, żyjąc w złości i zawiści, godni obrzydzenia, pełni
nienawiści jedni ku drugim.
Gdy
zaś ukazała się dobroć i miłość Zbawiciela, naszego Boga, do ludzi, nie dla
uczynków sprawiedliwych, jakie zdziałaliśmy, lecz z miłosierdzia swego zbawił
nas przez obmycie odradzające i odnawiające w Duchu Świętym, którego wylał na
nas obficie przez Jezusa Chrystusa, Zbawiciela naszego, abyśmy usprawiedliwieni
Jego łaską, stali się w nadziei dziedzicami życia wiecznego.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Zmierzając
do Jerozolimy Jezus przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei. Gdy
wchodził do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych.
Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: „Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad
nami”.
Na
ich widok rzekł do nich: „Idźcie, pokażcie się kapłanom”. A gdy szli, zostali
oczyszczeni. Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga
donośnym głosem, upadł na twarz do nóg Jego i dziękował Mu. A był to Samarytanin. 
      Jezus zaś rzekł: „Czy nie
dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Żaden się nie znalazł,
który by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec”. Do niego zaś
rzekł: „Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła”.
Jakże często wydarzenie, o
którym mówi dzisiaj Łukasz w swojej Ewangelii, dokonuje się w naszej
rzeczywistości! Jakże często trzeba przypominać naszym dzieciom i naszej młodzieży
– a należałoby także coraz częściej przypominać dorosłym – iż powinno się zwyczajnie podziękować za to, co się od
innych otrzymało.
I powinno się podziękować
Bogu
za to, co się od Niego otrzymało.
Kochani, to co tu sobie
teraz mówimy, to jest już tak oczywiste, a wręcz banalne, że aż wstyd o tym
mówić. A jednak rzeczywistość pokazuje, że
trzeba – i to trzeba coraz mocniej,
coraz głośniej, coraz jaśniej i coraz
częściej, bo my o tym zapominamy. Niestety
– zapominamy!
I to myślę, że każdy z
nas
co jakiś czas się na tym przyłapie, że zapomniał podziękować Bogu.
O coś się modlił, o coś
bardzo prosił, otrzymał to coś, tak bardzo
się ucieszył i
zapomniał
podziękować!
Zadowolony z pomyślnego obrotu spraw, zadowolony z całej
sytuacji, nierzadko zadowolony z samego
siebie
– bo przecież tak dobrze sobie poradził z trudną sytuacją –
zapomniał z tego wszystkiego podziękować Bogu.
A w relacjach międzyludzkich jest tak samo – czyż nie? Powiedzcie,
Kochani, ile to razy płakaliście, albo było Wam tak zwyczajnie przykro, żeście się tyle nad czymś napracowali, tyle
się starali, a ktoś to wziął, przyjął, zabrał i… odszedł! Tak po prostu – odszedł! Ani jednego słowa: „dziękuję”… A
czasami to jeszcze może miał pretensję, że nie o to prosił, nie na to czekał,
nie na to liczył! Oburzające – powiemy…
Tak, oburzające.
Tylko, że i my sami nieraz byliśmy po tej drugiej stronie, czyli
po stronie tych, którzy zapomnieli podziękować – czyż nie?… Dlatego jeżeli mamy
się na kogoś oburzać, to trzeba byłoby zacząć od siebie. A może nie ma się co oburzać, tylko tak, jak
Paweł do Tytusa, tak każdy i każda z nas do każdego i każdej z nas – spieszyć z przypomnieniem o tych najbardziej
podstawowych zasadach ludzkiej kultury,
o tych tak zwanych trzech
magicznych słówkach: „proszę”, „dziękuję”, „przepraszam”, o tych najbardziej oczywistych normach, dotyczących
ludzkich relacji.
To bardzo znamienne,
Kochani, że Paweł w Liście do Tytusa – o czym słyszymy już od kilku dni – ale i
w innych Listach niejednokrotnie wskazuje na
takie najbardziej oczywiste, wręcz banalne sprawy
i poucza o rzeczach tak
zdawałoby się nieistotnych, że może nas
to aż dziwi
… A może właśnie nie
powinno nas to dziwić,
powinno natomiast zmobilizować do tego, by samemu
sobie uświadomić od nowa te sprawy i
nie bać się innym o tym przypominać.
Mnie w Seminarium uczono –
a wynika to wprost z nauczania Kościoła – że nie będzie dobrym księdzem ten, kto nie jest najpierw dobrym,
porządnym, kulturalnym człowiekiem.
Czyli nie będzie nigdy dobrym księdzem taki
– mówiąc krótko i przepraszając za to określenie – przysłowiowy kołek! Bo jak taki zostanie księdzem, to wychodzi z
tego – jak to określił Biskup Józef Zawitkowski w jednej z homilii – cham w birecie. A to rzeczywiście
wielkie nieszczęście! I dla takiego chama, i dla tych, którzy muszą go na co
dzień znosić.
W tym kontekście pojawia
się pytanie: czy może się uważać za
dobrego katolika,
za człowieka głęboko wierzącego, za przyjaciela Jezusa – ktoś, kto jest takim właśnie chamem i
nie prezentuje sobą podstawowego poziomu ludzkiej kultury? I nawet się o to nie
stara…
A jeżeli się nawet o to nie
stara, to już nic nie pomoże przynależność do piętnastu wspólnot, czy zaliczenie
dwudziestu różnych rekolekcji, czy odbycie nawet trzydziestu pielgrzymek w
roku. Nic to wszystko nie pomoże, jeżeli
człowiek nie zadba o podstawy.
Czyż bowiem świadczenia o Chrystusie i o
wierze w Niego nie należy zacząć od
kulturalnego odnoszenia się do innych,
od dotrzymania danego słowa, od zwykłej
uczciwości i solidności w tym, co się robi? Czyż takie świadectwo nie przemówi o wiele bardziej, niż wielkie
słowa, wzniesione ręce, pobożne wzdychanie i egzaltowana mina? 
Czy z tego, co
Jezus dziś do nas mówi – i co mówi do nas Paweł – nie wynika wprost, że chrześcijaństwo to religia konkretu?

9 komentarzy

  • Zawieszeni między światem żywych a umarłych, żyją trędowaci. Oni jeszcze nie skończyli żywota, a w świecie żywych już nie ma dla nich miejsca, są niechciani.
    Rozejrzyjmy się dokładnie, ile trądu jest wśród nas. Z nim należy się zmierzyć i leczyć, co i ile się da. Ale najważniejsi są ci, których ta choroba dotknęła, ludzie trędowaci. Po co nam analizy różnego rodzaju na temat trądu takiego czy innego, jeśli nie prowadzą do zajęcia się chorymi, do nazwania po imieniu zagrożenia i znalezienia sposobu by z niego wyjść obronną ręką.
    Trędowaci XXI wieku krzyczą z daleka, a może nawet z głębi i choć zakładają maski, by ukryć chorobę to tak i tak żyją na pewnym pograniczu. Współcześni trędowaci zabijają w sobie świadomość trądu i usprawiedliwiają się, że to nic poważnego. Dziwne jest to, że taki krzyk jest niemy. Deptane człowieczeństwo wrzeszczy. Zagubiona ludzkość wykrzykuje, bo już nie potrafi unieść tego, co się z nią dzieje.
    Jezusie Mistrzu, ulituj się nad nami. Po za Bogiem nie ma uwolnienia od trądu. Bez Boga błąkamy się po pustkowiach, mieszkamy na pograniczu, nigdy nie jesteśmy u siebie. Bez Najwyższego życie nie jest wędrówką, ono staje się ciągłą, nieustanną ucieczką do siebie i innych, takim rozwijającym się trądem skoncentrowania się na sobie samym, trądem egoizmu.
    Tak naprawdę to chyba chodzi o to, by widzieć trąd i nie skoncentrować się na nim.
    Chodzi o to, by nazwać grzech i nie pozwolić, by on stał się naszym panem , a my niewolnikami. Nasze czasy albo udają, ze trądu nie ma, albo w nim się pławią i nie dopuszczają myśli, by go nie zabrakło.
    Potrafimy krzyczeć na wszelkie objawy trądu wokół nas i w nas samych. Chyba po to, by się nie zarazić. Czy… takim samym donośnym głosem powraca kazdy z nas do Pana, by chwalić Boga.
    Wierzymy ?
    Jeśli tak, to będziemy wychwalać Najwyższego.
    Podobno apetyt rośnie w miarę jedzenia, tak więc zacznijmy uwielbiać Najwyższego.
    No właśnie, jak to łatwo napisać, jak trudno zrealizować.

    • Uważam za bardzo trafione porównanie choroby fizycznej do duchowej. Bo wydaje się, że z tych uzdrowionych dziesięciu tylko jeden dał się uzdrowić do końca. A tamtych dziewięciu… no, cóż… Ks. Jacek

  • Chciałabym chociaż raz, a może aż ? spotkać w realnym świecie Blogową Rodzinkę, z Gospodarzami – x. Jackiem i x. Markiem na czele.
    Pomarzyć można, prawda ?

    Pozdrawiam.

  • A może kiedyś wymyślimy jakieś spotkanie?… Sądzę, że jest to kwestia organizacji, wyboru odpowiedniego miejsca (gdzieś w środku Polski) i jako tako odpowiedniego czasu. Nie rezygnujmy z góry z tych marzeń! Niech te myśli powoli dojrzewają! Ks. Jacek

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.