Nasi Chorzy – to wielki skarb!

N

Szczęść Boże! Moi Drodzy, wspomnienie Matki Bożej z Lourdes jest w Kościele wspomnieniem nieobowiązkowym, ale trudno dzisiaj nie skorzystać z tej możliwości i nie udać się w duchową pielgrzymkę do Lourdes, zabierając tam ze sobą w modlitwie naszych Chorych…
    Im wszystkim dzisiaj przekazujemy najserdeczniejsze wyrazy duchowej więzi, miłości i wdzięczności, a niejednokrotnie też podziwu dla ich bohaterskiej wręcz wytrwałości w dźwiganiu Krzyża. Więcej – w rozważaniu… Módlmy się dziś bardzo gorliwie za naszych Chorych!
             Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wspomnienie
Najświętszej Maryi Panny z Lourdes,
do
czytań: Rdz 1,1–19; Mk 6,53–56
CZYTANIE
Z KSIĘGI RODZAJU:
Na
początku Bóg stworzył niebo i ziemię. Ziemia zaś była bezładem
i pustkowiem: ciemność była nad powierzchnią bezmiaru wód, a
Duch Boży unosił się nad wodami.
Wtedy
Bóg rzekł: „Niechaj się stanie światłość”. I stała się
światłość. Bóg widząc, że światłość jest dobra, oddzielił
ją od ciemności. I nazwał Bóg światłość dniem, a ciemność
nazwał nocą. I tak upłynął wieczór i poranek, dzień pierwszy.
A
potem Bóg rzekł: „Niechaj powstanie sklepienie w środku wód i
niechaj ono oddzieli jedne wody od drugich”. Uczyniwszy to
sklepienie, Bóg oddzielił wody pod sklepieniem od wód ponad
sklepieniem; a gdy tak się stało, Bóg nazwał to sklepienie
niebem. I tak upłynął wieczór, a po nim poranek, dzień drugi.
A
potem Bóg rzekł: „Niechaj zbiorą się wody spod nieba w jedno
miejsce i niech się ukaże powierzchnia sucha”. A gdy tak się
stało, Bóg nazwał tę suchą powierzchnię ziemią, a zbiorowisko
wód nazwał morzem.
Bóg
widząc, że były dobre, rzekł: „Niechaj ziemia wyda rośliny
zielone: trawy dające nasiona, drzewa owocowe rodzące na ziemi
według swego gatunku owoce, w których są nasiona”. I stało się
tak. Ziemia wydała rośliny zielone: trawę dającą nasienie według
swego gatunku i drzewa rodzące owoce, w których było nasienie
według ich gatunków. A Bóg widział, że były dobre. I tak
upłynął wieczór i poranek, dzień trzeci.
A
potem Bóg rzekł: „Niechaj powstaną ciała niebieskie, świecące
na sklepieniu nieba, aby oddzielały dzień od nocy, aby wyznaczały
pory roku, dni i lata, aby były ciałami jaśniejącymi na
sklepieniu nieba i aby świeciły nad ziemią”. I stało się tak.
Bóg uczynił dwa duże ciała jaśniejące: większe, aby rządziło
dniem, i mniejsze, aby rządziło nocą, oraz gwiazdy. I umieścił
je Bóg na sklepieniu nieba, aby świeciły nad ziemią; aby rządziły
dniem i nocą i oddzielały światłość od ciemności. A widział
Bóg, że były dobre. I tak upłynął wieczór i poranek, dzień
czwarty.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MARKA:
Gdy
Jezus i uczniowie Jego się przeprawili, przypłynęli do ziemi
Genezaret i przybili do brzegu.
Skoro
wysiedli z łodzi, zaraz Go poznano. Ludzie biegali po całej owej
okolicy i zaczęli znosić na noszach chorych tam, gdzie, jak
słyszeli, przebywa. I gdziekolwiek wchodził do wsi, do miast czy do
osad, kładli chorych na otwartych miejscach i prosili Go, żeby choć
frędzli u Jego płaszcza mogli się dotknąć. A wszyscy, którzy
się Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie.
W
1858 roku, w cztery lata po ogłoszeniu przez Piusa IX dogmatu o
Niepokalanym Poczęciu,
Matka Boża zjawiła się ubogiej
pasterce, Świętej Bernadecie Soubirous, w Grocie Massabielskiej w
Lourdes. W ten sposób – jeśli tak można powiedzieć – Niebo
potwierdziło prawdę, którą Kościół odkrył i ogłosił pod
natchnieniem Ducha Świętego.
Podczas osiemnastu zjawień,
dokonujących się w okresie od 11 lutego do 16 lipca 1858 roku,
Maryja wzywała do modlitwy i pokuty.
11
lutego, Bernadetta Soubirous wraz z siostrą i przyjaciółką udała
się w pobliże Starej Skały – Massabielle – na poszukiwanie
suchych gałęzi, aby rozpalić ogień w domu. Gdy została sama,
usłyszała dziwny dźwięk, podobny do szumu wiatru i zobaczyła
światłość, z której wyłoniła się postać „Pięknej Pani”
z różańcem w ręku.
Odtąd objawienia powtarzały się.
Bernadetta
opowiedziała o tym wydarzeniu koleżankom, te rozpowiedziały o tym
sąsiadom. Rodzice skrzyczeli Bernadettę, że rozpowiada plotki i
zakazali jej chodzić do groty, w której miała jej się ukazać
Matka Boża. Cofnęli jednak zakaz, gdy zobaczyli, że dziecko
gaśnie im dosłownie w oczach z powodu jakiejś wewnętrznej udręki.

Dnia
14 lutego dziewczęta udały się najpierw do kościoła i wzięły
ze sobą wodę święconą. Gdy przybyły do groty, było już po
południu. Kiedy w czasie odmawiania Różańca ponownie ukazała się
Matka Boża, Bernadetta – idąc za poradą towarzyszek –
pokropiła Ją i wypowiedziała słowa: „Jeśli przychodzisz
od Boga, zbliż się! Jeśli od szatana, idź precz!”. Pani,
uśmiechając się, zbliżyła się aż do wylotu groty – i
odmawiała Różaniec.
18
lutego Bernadetta udała się w pobliże groty z dwiema znajomymi
rodziny Soubirous. Te przekonane, że może to jest jakaś
dusza czyśćcowa,
poradziły Bernadecie, aby poprosiła Zjawę o
napisanie życzenia na kartce papieru, którą ze sobą przyniosły.
Pani odpowiedziała: „Pisanie tego, co ci chcę powiedzieć,
jest niepotrzebne”
. Matka Boża poleciła dziewczynce, aby
przychodziła przez kolejnych piętnaście dni.
Wiadomość
rozeszła się lotem błyskawicy po całym miasteczku. 21 lutego, w
niedzielę, zjawiło się przy grocie skał massabielskich kilka
tysięcy ludzi. Pełna smutku Matka Boża zachęcała Bernadettę,
aby modliła się za grzeszników.
Tegoż dnia, gdy Bernadetta
wychodziła po południu z kościoła z Nieszporów, została
zatrzymana przez komendanta miejscowej policji i poddana śledztwu.
Kiedy dnia następnego udała się do szkoły, uczące ją siostry
zaczęły ją karcić, że wprowadziła tyle zamieszania swoimi
przywidzeniami.
23
lutego Matka Boża ukazała się Bernadecie ponownie i poleciła jej,
aby udała się do miejscowego proboszcza z prośbą, by w miejscu
objawień wystawiono ku Jej czci kaplicę.
Roztropny proboszcz, a
równocześnie także dziekan, po pilnym przeegzaminowaniu
czternastoletniej dziewczynki, rzekł do niej: „Mówiłaś mi,
że u stóp tej Pani w miejscu, gdzie zwykła stawać, jest krzak
dzikiej róży. Poproś Ją, aby kazała tej gałęzi rozkwitnąć”
.
Przy najbliższym zjawieniu się Matki Bożej Bernadetta powtórzyła
słowa proboszcza. Pani odpowiedziała uśmiechem, a potem ze
smutkiem wypowiedziała słowa: „Pokuty… pokuty… pokuty…”.
25
lutego, w czasie ekstazy, Bernadetta słyszy polecenie: „A teraz
idź do źródła, napij się z niego i obmyj się w nim”.

Dziewczynka skierowała swoje kroki do pobliskiej rzeki, ale
usłyszała głos: „Nie w tę stronę! Nie mówiłam ci przecież,
abyś piła wodę z rzeki, ale ze źródła. Ono jest tu”.
Bernadetta na kolanach podążyła ku wskazanemu w pobliżu groty
miejscu. Gdy zaczęła grzebać, pokazała się woda. Na oczach
tłumu śledzącego wszystko uważnie ukazało się źródło,
którego dotąd nie było. Woda biła z niego coraz obficiej i
szerokim strumieniem płynęła do rzeki.
Okazało
się rychło, że woda ta ma moc leczniczą. Następnego
bowiem dnia posłał do źródła po wodę swoją córkę miejscowy
kamieniarz, rzeźbiarz nagrobków. Stracił prawe oko przy
rozsadzaniu dynamitem bloków kamiennych. Także na lewe oko widział
coraz słabiej. Po gorącej modlitwie począł przemywać sobie
ową wodą oczy i natychmiast odzyskał wzrok.
Cud ten
zapoczątkował cały szereg innych znaków i cudów.
27
lutego Matka Boża ponowiła życzenie, aby na tym miejscu
powstała kaplica.
1 marca 1858 roku poleciła Bernadecie, aby
modliła się nadal na różańcu. 2 marca z kolei, Matka Boża
poprosiła, aby do groty urządzano procesje. Zawiadomiony o
tym proboszcz odpowiedział, że będzie to mógł uczynić dopiero
za pozwoleniem swojego biskupa.
Tymczasem,
4 marca, na oczach około dwudziestu tysięcy ludzi został
cudownie uleczony przy źródle miejscowy restaurator.
Miał on
na wierzchu dłoni wielką narośl. Lekarze orzekli, że jest to
złośliwy rak i trzeba rękę amputować. Kiedy modlił się
gorąco i polecał wstawiennictwu Bernadetty, zanurzył rękę i
wyciągnął ją zupełnie zdrową, bez ropiejącej narośli.
A
poprzedniego dnia, pewna matka doznała łaski nagłego uzdrowienia
swojego dziecka, zanurzając je całe w zimnej wodzie źródła – i
to w sytuacji, w której lekarze orzekli, że dni dziecka są już
policzone.
Wtedy
też nastąpiła dłuższa przerwa w objawieniach. Dopiero 25
marca, w uroczystość Zwiastowania, Bernadetta ponownie zobaczyła
Matkę Bożą.
Kiedy Ją zapytała o imię, otrzymała odpowiedź:
„Jam jest Niepokalane Poczęcie”. Były to bardzo ważne
słowa, ponieważ mijały zaledwie cztery lata od ogłoszenia przez
Papieża Piusa IX dogmatu o Niepokalanym Poczęciu Maryi, a przecież
wówczas środki komunikacji społecznej nie były tak rozwinięte
jak dzisiaj, dlatego informacje nie rozchodziły się po świecie
zbyt szybko i nie docierały tak sprawnie, jak obecnie, do
świadomości ludzi
– szczególnie tak prostych, jak
Bernadetta.
Dlatego ten dzień można określić jako swoisty
przełom
w uwiarygodnianiu informacji o objawianiu się Matki
Bożej.
Po
kolejnej dłuższej przerwie, 7 kwietnia, w środę po Wielkanocy,
ponownie Matka Boża objawiła się Bernadecie. Po rozejściu się
tłumów policja pod pozorem bezpieczeństwa publicznego i
konieczności przeprowadzenia badań wody, zamknęła dostęp do
źródła i groty.
Zabrano także do komisariatu liczne już
złożone wota. Jednak Bernadetta uczęszczała tam nadal i klękając
opodal, modliła się.
16
lipca, w uroczystość Matki Bożej Szkaplerznej, Matka Boża
pojawiła się po raz ostatni. 18 stycznia 1862 roku, komisja
powołana przez miejscowego biskupa – po wielu badaniach –
ogłosiła dekret, że „można dać wiarę” zjawiskom, jakie
się przydarzyły w Lourdes.
W roku 1875 arcybiskup Paryża
poświęcił uroczyście świątynię, wybudowaną na miejscu
objawień. W uroczystości tej wzięło udział trzydziestu pięciu
arcybiskupów i biskupów, trzy tysiące kapłanów i sto tysięcy
wiernych. W roku 1891, Leon XIII ustanowił święto Objawienia się
Matki Bożej w Lourdes, które Święty Pius X w 1907 roku
rozciągnął na cały Kościół.
W roku 1933 Bernadetta
Soubirous została kanonizowana.
Kiedy
słuchamy w dzisiejszej Ewangelii opisu uzdrawiania chorych przez
Jezusa, to od razu nasuwa nam się skojarzenie
właśnie z Lourdes,
gdzie tysiące chorych z
całego świata dzień w dzień przybywa, aby się modlić i aby
otrzymywać łaskę uzdrowienia:
nade wszystko duchowego, ale też fizycznego – jeśli tylko taka
wola Boża.
I
tak, jak słyszymy w Ewangelii, że Jezus
chodził pomiędzy chorymi,
a oni
przynajmniej frędzli płaszcza starali się dotknąć, tak i dzisiaj
ten sam Jezus, w Najświętszym Sakramencie,
chodzi pomiędzy chorymi i im błogosławi.
I
przywraca w sercach i umysłach ludzi ową wspaniałą harmonię,
którą sam uczynił w momencie stworzenia świata
i człowieka – o czym tak jasno mówi nam
dzisiejsze pierwsze czytanie.
Niech
Maryja, zatroskana Matka z Lourdes, wyprasza nam wszystkim łaskę
uzdrowienia z naszych chorób – przede wszystkim duchowych, ale i
tych niedomagań fizycznych.
Niech przywraca
nam duchową równowagę, ale
też siły do codziennego
życia. Niech wspiera tych,
którym Pan dał szczególny
udział w swoim Krzyżu,
a więc Chorych przebywających w
szpitalach, czy we własnych
domach – przykutych do łóżek lub wózków…
Tych Chorych, których Duszpasterze w
każdy pierwszy piątek odwiedza
,
jak i tych, którzy jeszcze
nie dojrzeli do takiej decyzji,
aby zapraszać do siebie Kapłana
z Sakramentami…
Dla
wszystkich Chorych i Cierpiących prosimy o
siłę, wytrwałość i poczucie najgłębszego sensu
tego
wszystkiego, co przeżywają
… A jeśli taka
wola Boża – o łaskę pełnego uzdrowienia.
Jeśli zaś inna wola Boża – to o dobre
przygotowanie na spotkanie z Panem.
Dla
wszystkich w ogóle, których
jakiekolwiek cierpienie dotyka, oraz dla tych, którzy się nimi
każdego dnia tak wspaniale opiekują i na krok ich nie opuszczają –
prośmy o nadzieję… O wielką i mocną
nadzieję!
A także – o tę wspaniałą,
choć bardzo trudną umiejętność ofiarowania swego cierpienia i
swego trudu Bogu w różnych intencjach…
I
dziękujmy Bogu za nich, bo są oni dla nas wielkim duchowym skarbem.
Ofiarowane przez nich cierpienie jest
wielkim darem dla naszej Parafii, naszej Ojczyzny, dla całego
Kościoła.

Darem, który docenimy chyba dopiero w wieczności.
Niech
ich zatem Chrystus cierpiący, ale też zwyciężający cierpienie i
śmierć, podtrzymuje w radości i
nadziei,
a
Matka Boża z Lourdes otacza płaszczem
matczynej opieki

15 komentarzy

  • Dla mnie realne jest dziś, we wspomnienie objawień Matki Bożej z Lourdes, uczestniczenie w Eucharystii sprawowanej pod przewodnictwem Biskupa Ordynariusza Wiesława Meringa w intencji wszystkich chorych na ciele i duszy ale i skorzystanie z Sakramentu Chorych po mszy świętej o godzinie 18.00, która będzie transmitowana przez Telewizję Trwam i Radio Maryja.

  • Módlmy się za Kosciół i za Benedykta XVI. Rzeczywiscie przyszło nam żyć w ciężkich czasach dla Koscioła. Po przeczytaniu oswiadczenia Papieża od razu stanął mi w oczach bł. Jan Paweł II i pełnia Jego swiętosci!!!

    • Nie wydaje mi się, że zapowiedź abdykacji papieża jest wyrazem "ciężkich czasów dla Kościoła". Sytuacja jest rzeczywiście nietypowa, choć przecież przez prawo kanoniczne dopuszczalna (i to Ksiądz Jacek jako uznany specjalista w dziedzinie prawa kanonicznego z pewnością, z radością, zechce nam dokładnie wyjaśnić). Z pewnością to nie była "decyzja chwili", ale decyzja głęboko przemyślana i po wielokroć przemodlona (zresztą sam papież w swoim oświadczeniu w tej sprawie bardzo wyraźnie o tym mówi). Mnie osobiście ujmuje w tej decyzji ogromna pokora Benedykta XVI (warto też zauważyć, że papież daje świadectwo pokory nie po raz pierwszy – czynił to od pierwszych chwil swojego pontyfikatu) i myslę, że tego warto się nam od niego uczyć. Przez tę decyzję przemówił do nas nie tylko Następca Piotra, ale przede wszystkim człowiek wielkiej wiary i ogromnego zaufania. Pozdrawiam serdecznie. J.B.

    • Droga J.B. – dla KK są to ciężkie czasy (zwłaszcza w Europie i USA) i jest to stwierdzenie raczej obiektywne ;). Abdykacja Benedykta XVI wkomponowuje się dodatkowo w cały ciąg przykrych – w moim odczuciu – zdarzeń w KK, biorąc pod uwage fakt, że jest to rzecz bez precedensu od jakichs 800 lat (chociaż prawo kanoniczne prawem kanonicznym;) ). Nie wątpię, że nie jest to decyzja chwili i że jest przemodlona, ale wybaczcie, bo moje odczucie, zwłaszcza kiedy czytam w Roku Wiary o "sile ciała i ducha", która opusciła naszego papieza, niestety nie jest pozytywne :-(. Dlatego stanął mi w oczach Wielki poprzednik obecengo Ojca Swietego i coraz jaskrawiej widzę Jego swiętosć – trwać do końca, do końca niesć krzyż i cierpienie, aż…. do domu Ojca "prosto z papieskiego okna"! Dlatego i my módlmy się o nasz Kosciół i za obecnego papieża, ale także o przyszłego następcę sw. Piotra, aby prowadził nasz Kosciół w mocy ducha i ciała!

    • Robercie, czuję podobnie jak Ty i nie mogę ciągle uwierzyć, że Ojciec Święty podjął taką decyzję. Cóż to za Skała, która skruszała….
      Przepraszam, że to napiszę- ale dla mnie to antyświadectwo.
      A przecież Duch Święty się nie myli… I gdzie to "do końca"? Teraz każdy powie – Papież opuścił "łodź piotrową", to i ja mogę opuścić, odrzucić coś, co mnie po ludzku ogranicza…
      Kaśka

    • Robercie, doskonale rozumiem Twoje odczucia. Niewielu dzis takich którzy mają odwagę dobrze mówić o Kościele i sporo takich, którzy "warczą" na wierzących i opluwają Kościół, nie mniej tez takich którzy kpią z zasad moralnych – to wszystko prawda i to nie jest kolorowy obraz (podobnych przykładów możnaby mnożyć z tego punktu widzenia sytuacja Kościoła jest trudna). Nie wiem natomiast czy fakt abdykacji trzeba ściśle wiązać z sytuacją Kościoła we współczesnym świecie? Natomiast patrząc z nieco innego miejsca: czy nie wydaje Ci się, że umiejętność powiedzenia "nie mam siły", "nie daję rady", "to dla mnie trudne" też jest swego rodzaju przejawem wielkości ducha? Mało jest takich, którzy odważnie i szczerze potrafią tak powiedzieć i przyznasz, że ta umiejętność jest jednak oznaką wielkości ducha… Gdyby przynajmniej niektórzy politycy mieli odwagę przyznać się do swojej słabości i niemożności czy do popełnianych błędów z pewnością nasza sytuacja polityczna, społeczna, ekonomiczna itd. wyglądałaby trochę inaczej. Nie wiem też czy konieczne jest porównywanie papieży Jana Pawła II i Benedykta XVI choć rozumiem, że wielu ma na to ochotę. Zastanawiam się tylko na ile to zasadne… Co te porównania mogą zmienić i co wnieść dla dobra Kościoła? Pisząc słucham jednym uchem tego co mówi o tej sytuacji telewizja – i przyznam szczerze, że włosy mi się trochę jeżą na głowiegdy docieraja do mnie fragmenty niektórych wypowiedzi, zwłaszcza negatywnych ocen tego papieża, pomijając juz to że są niesprawiedliwe to brak w nich też szacunku i to chyba boli bardziej niż fakt abdykacji. Myslę, że Benedykt XVI potrzebuje teraz dużo bardziej naszej modlitwy niż naszych ocen i opinii. Pozdrowienia serdeczne. J.B

    • Ależ Droga J.B. ja nie wpisuję się w krytykę Benedykta XVI, zawsze Go ceniłem i będę cenił za jednoznaczną, mocną postawę wobec postępującego agnostycyzmu, wojujących chrystofobów, degeneracji postaw moralnych i swiatopogladów rozmydlających naszą rzeczywistosć i duchowosć. Dlatego jeszcze nie wyszedłem z szoku i żal nie opuszcza mojego serca – chociaż nie jest on skierowany do Ojca Swiętego! W Bogu nadzieja, że wyprowadzi z tego dobro dla nas wszystkich, bo uważam, że ta sytuacja nie jest scisle związana z KK, ale z pewnoscią jej teraz nie pomaga. Nie robię również porównania z bł. JP II, bo jest to niepotrzebne, stwierdzam jedynie, że na tle tej decyzji – a przyznasz chyba, że jest to rzecz niebagatelna w dziejach KK – jaskrawiej dostrzegam to, co nazywamy swietoscią JP II (a przecież i na Niego było bezliku nacisków i krytyk z różnych stron, czegokolwiek by nie zrobił, jakiejkolwiek by decyzji nie podjął). Przecież to był papież cierpienia i trwania, trwania do końca! Chryste spraw, abysmy TRWALI! Bardzo obawiam się tego, że sprawy związane z kondycją zdrowotną i duchową Benedykta XVI, tak bardzo dzis podkreslane, stanowią jedynie tło prawdziwych przyczyn i są gdzies na końcu listy powodów. Wiele razy broniłem naszego Ojca Swiętego, kiedy był krytykowany za słowa o AIDS i prezerwatywach, za prawdę historyczną o muzułmanach i za wiele innych rzeczy, dlatego boli mnie, że Piotr naszych czasów, Skała – jak napisała Kaska – skruszała. Boli, ale i wzmacnia do trwania! No i w całym tym "anturażu" ostrzej zaczynam widzieć kwestie, o których mówił o. Amorth.
      Tak! Benedykt XVI potrzebuje modlitwy – o tym pisałem, potrzebuje jej cały KK, o co jeszcze raz proszę.
      Pozdrawiam Kochani
      R.

    • korekta w zdaniu :): "że ta sytuacja nie jest scisle związana z KK" – powinno być: że ta sytuacja nie jest scisle związana z kondycją KK

    • Teraz będę dopisywał co mi się przypomni :):
      "czy nie wydaje Ci się, że umiejętność powiedzenia "nie mam siły", "nie daję rady", "to dla mnie trudne" też jest swego rodzaju przejawem wielkości ducha?" – ja to postrzegam inaczej, zwłaszcza w kontekscie licznych przykładów mówiących co innego. Z pewnoscią wymaga odwagi, zwłaszcza, gdy się jest następcą sw. Piotra. Jestem pewien ton krytyki ale i trzy razy więcej ton obrony, zwłaszcza ze strony tych, którzy do tej pory budowali KK barykady. Zaraz podniosą kwestię demokratyzowania Koscioła, celibatu, kobiet kapłanów i cały stały, mantryczny repertuar "ulepszania" Koscioła, bo obawiam się, że ta decyzja otworzyła pewne, zamknięte drzwi i obym się mylił. Jeszcze raz zaznaczam: jestem daleki od oceny Ojca Swietego, ale z historii wiem jakie okropne konsekwencje dla naszego kraju miał fakt abdykowania ostatniego króla Polski.

  • Czytam, Kochani, Wasze opinie. Jestem tak samo zaskoczony, jak Wy. Od południa chodzę z takim bólem głowy, że trudno mi cokolwiek dziś czytać i pisać… I w ogóle – cokolwiek robić… Postaram się napisać coś od siebie jutro, w słowie wstępnym… Mam nadzieję, że pozbieram myśli… I trochę się pomodlę… Ks. Jacek

  • Nie uwierzycie, ale napisałem kilkadziesiąt zdań i jak wspomniałem o o. Amorthcie, to cos tam nacisnąłem i cały tekst przepadł :-O
    Nic to – spróbuję go odtworzyć z głowy.

  • W tym Dniu Chorego módlmy się w intencji Papieża Benedykta XVI za odwagę do przyznania się do swojej niemocy i słabości. Popieram to co napisane zostało na ten temat przez J.B. Boże miej Benedykta XVI w opiece i cały Kościół. Amen
    Mirka

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.