Wybierajmy jedynego Króla!

W
Szczęść Boże! Moi Drodzy, dzisiaj Marek, po niespełna miesięcznym pobycie w Polsce, wraca na Syberię. Wyrażam wielką wdzięczność Bogu za ten czas i samemu Markowi za dobro, jakie w ciągu tych kilku tygodni wniósł do naszej Parafii i tylu miejsc, w których się pojawił. O 19.40 wyruszy z lotniska w Warszawie – do siebie. Będziemy modlitwą wspierać Jego podróż, a potem także – całą Jego posługę.
      A oto dzisiaj uczymy się od Męczenników ugandyjskich szacunku dla jedynego Króla, oraz detronizacji fałszywych królów, gotowych w naszym życiu zajmować miejsce, które im się nie należy.
          Gaudium et spes!  Ks. Jacek

Wspomnienie
Św. Karola Lwangi i Towarzyszy,
do
czytań: Tb 1,1a.2;2,1–9; Mk 12,1–12
CZYTANIE
Z KSIĘGI TOBIASZA:
Tobiasz
z pokolenia Neftalego, za czasów Salmanassara, króla asyryjskiego,
został wzięty do niewoli, znajdując się wszakże w niewoli, nie
opuścił drogi prawdy. Gdy wypadło święto Pańskie i przygotowano
wielką ucztę w domu Tobiasza, rzekł do syna swego: „Idź i
sprowadź kilku ludzi z naszego pokolenia, bojących się Boga, aby z
nami jedli”.
Syn
jego odszedł; a powróciwszy, oświadczył mu, że jeden z synów
Izraelowych uduszony leży na ulicy. W tej chwili Tobiasz powstał od
stołu i pozostawiając posiłek, nic nie spożywszy, przybył do
ciała; zabrał je i zaniósł w tajemnicy do swego domu, aby po
zachodzie słońca ostrożnie je pochować. Gdy ukrył ciało,
spożywał posiłek z płaczem i ze drżeniem, wspominając na owo
słowo, które wyrzekł Pan przez usta proroka Amosa: „Wasze dni
święte zmienią się w płacz i żałobę”. Gdy słońce zaszło,
odszedł i pogrzebał ciało. Wszyscy sąsiedzi ganili go, mówiąc:
„Już dla tej sprawy wydano rozkaz zabicia cię i ledwo śmierci
uniknąłeś, i znowu grzebiesz umarłych?”
Tobiasz
jednak, bardziej bojąc się Boga aniżeli króla, podnosił ciała
tych, którzy byli zabici, ukrywał je w swoim domu i grzebał
podczas nocy.
SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO
MARKA:
Jezus
zaczął mówić w przypowieściach do arcykapłanów, uczonych w
Piśmie i starszych:
Pewien
człowiek założył winnicę. Otoczył ją murem, wykopał tłocznię
i zbudował wieżę. W końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom i
wyjechał.
W
odpowiedniej porze posłał do rolników sługę, by odebrał od nich
część należną z plonów winnicy. Ci chwycili go, obili i
odesłali z niczym. Wtedy posłał do nich drugiego sługę; lecz i
tego zranili w głowę i znieważyli. Posłał jeszcze jednego, tego
również zabili. I posłał wielu innych, z których jednych obili,
drugich pozabijali.
Miał
jeszcze jednego, ukochanego syna. Posłał go jako ostatniego do
nich, bo sobie mówił: «Uszanują mojego syna». Lecz owi rolnicy
mówili nawzajem do siebie: «To jest dziedzic. Chodźcie, zabijmy
go, a dziedzictwo jego będzie nasze». I chwyciwszy go zabili i
wyrzucili z winnicy. Cóż uczyni właściciel winnicy? Przyjdzie i
wytraci rolników, a winnicę odda innym. Nie czytaliście tych słów
w Piśmie: «Kamień, który odrzucili budujący, ten stał się
kamieniem węgielnym. Pan to sprawił i jest cudem w oczach
naszych»?”
I
starali się Go ująć, lecz bali się tłumu. Zrozumieli bowiem, że
przeciw nim powiedział tę przypowieść. Zostawili więc Go i
odeszli.
Przeżywamy
dzisiaj w Kościele wspomnienie Świętych Męczenników z Afryki.
Północna część tego kontynentu wydawała wielu świętych do
VIII wieku. Afryka Czarna, a więc Środkowa i Południowa, zetknęła
się z Kościołem dopiero w połowie XIX wieku.
Do Ugandy
chrześcijaństwo dotarło w latach siedemdziesiątych tegoż wieku.
W 1879 roku przybyli tam – jak ich nazwano – „biali ojcowie”,
a więc misjonarze z Europy, którzy spotkali się z
przychylnością mieszkańców.
Jednak w kilka lat później,
razem z anglikańskimi misjonarzami, byli zmuszeni przez króla Mtera
do opuszczenia kraju. Kiedy po jego śmierci wstąpił na tron
Mwanga, rozpoczęło się krwawe prześladowanie chrześcijan.
Pierwsze
prześladowanie dotknęło misję anglikańską. W
miejscowości Natebe wbito na pale i żywcem spalono trzech uczniów
szkockiego misjonarza, który uczył Murzynów czytać, pisać i
wierzyć. Z rozkazu króla zginął następnie pierwszy anglikański
biskup. Wkrótce ofiarą nienawiści padli także neofici
katoliccy – wśród nich dworzanie króla.
Przez
wiele dni na uwięzionych wywierano wszelkiego rodzaju presje i
naciski. Wśród Męczenników było dwóch chłopców, liczących
zaledwie dwanaście lat. Dnia 3 czerwca 1886 roku zapłonął
stos.
Zawiniętych w trzcinowe maty wyznawców Chrystusa kolejno
wrzucano w płomienie. Było to w uroczystość Wniebowstąpienia
Pańskiego.
Wśród
Męczenników spalono między innymi Karola Lwanga – wodza
jednego z plemion, przełożonego królewskich paziów.
Miał
dwadzieścia pięć lat. Ciało jego palono wolno na ogniu,
zaczynając od stóp. Zgodnie z decyzją Papieża Piusa XI z 1934
roku, Święty Karol Lwanga ogłoszony został patronem młodzieży i
Akcji Katolickiej w Afryce. Został on wyróżniony spośród innych
dlatego, że nie tylko z uśmiechem poniósł śmierć, ale
zachęcał innych do wytrwania.
Wraz
z nim zginęło w ciągu tego jednego dnia, na tym samym miejscu,
dwudziestu Męczenników.
Dlatego dzień 3 czerwca Papież
wyznaczył na ich doroczne wspomnienie. W tym gronie bohaterskich
obrońców wiary znaleźli się – między innymi – pierwszy
minister króla, naczelnik kilku wiosek murzyńskich, kapelmistrz
królewski… Szczególne męki zastosowano wobec Macieja Kalemby,
który był sędzią i namiestnikiem okręgu.
Miał on
pięćdziesiąt lat. Doprawdy, aż trudno tu opisywać, w jak okrutny
i brutalny sposób pastwiono się nad nim, licząc, że wyrzeknie się
Chrystusa. Ale – wszystko na próżno!
Krew
męczeńska wylana w Ugandzie nie poszła na marne, ale użyźniła
czarną glebę afrykańską, pomnażając zastępy chrześcijan.

Karola Lwangę i jego Towarzyszy w roku 1920 beatyfikował Papież
Benedykt XV, zaś 18 października 1964 roku, w niedzielę
misyjną, Papież Paweł VI wyniósł wspomnianych męczenników do
chwały
Świętych.
Postawa
Męczenników ugandyjskich jakoś tak bardzo mocno przypomina
postawę Tobiasza,
opisanego w pierwszym dzisiejszym czytaniu.
Oczywiście, w jednym i w drugim przypadku chodziło o inny sposób
życia i działania, ale wspólnym mianownikiem wszystkich tych
postaw było stwierdzenie, usłyszane przez nas w tymże czytaniu:
Tobiasz
jednak, bardziej bojąc się Boga aniżeli króla

Tak,
bardziej bojąc się Boga, niż króla, Tobiasz chował zmarłych.
Bardziej bojąc się Boga, niż króla Mwanga, nasi dzisiejsi
Patronowie: Karol Lwanga, Maciej Kalemba i ich Towarzysze trwali
przy swojej wierze, odważnie i radośnie świadcząc do końca o
Chrystusie.

Okazali
się dobrymi dzierżawcami winnicy, powierzonej im przez Pana –
niczego
nie uronili i nie zmarnowali z Bożych darów.

A nawet – wprost przeciwnie: ochronili
wiarę i przekazali ją swoim następcom,

a w jakimś sensie także
nam wszystkim,

bo przecież my do dzisiaj tą ich postawą się budujemy, wzmacniamy
i
kierujemy w życiu…
Uczymy
się od nich chyba właśnie szczególnie tego, aby bardziej
bać się Boga, niż króla

– już nawet nie rozstrzygając, kto lub co tym królem jest.
Dzisiaj wielu jest bowiem
takich,
którzy chętnie
zajmują pozycję króla, albo których my za takich gotowi jesteśmy
uważać.

I wiele jest takich wartości, również materialnych, które do
pozycji króla
pretendują,
chcąc
zająć w naszym życiu miejsce przynależne jedynie
Bogu.

Wpatrzeni
w przykład postawy Męczenników z Ugandy, każdego dnia na nowo –
poprzez konkretne decyzje i czyny – dokonujmy
wyboru Chrystusa na naszego Pana i Króla!

8 komentarzy

  • "Uczymy się od nich chyba właśnie szczególnie tego, aby bardziej bać się Boga, niż króla – już nawet nie rozstrzygając, kto lub co tym królem jest" – ależ się to idealnie zgrywa z wczorajszymi medialnymi doniesieniami w/s oburzenia Leszka Millera (człowieka jasno okreslonej proweniencji) słowami kard. Dziwisza o wyższosci prawa Bożego nad prawem stanowionym przez prawodawcze instytucje :). Abstrahując od kwestii jego wiary, bo prawdopodobnie Miller nawet koło niej nie stał, to gdyby nie wiedział – co wielce prawdopodobne – dla każdego wierzącego tak własnie powinno być! To Bóg i Jego Prawo są najważniejsze i po stokroć ważniejsze od praw stanowionych przez człowieka – zwłaszcza jesli stają z nim w sprzecznosci!

  • Witam
    Te slowa Leszka Millera to element kampanii.
    Trzeba sie zatroszczyc o elektorat.
    Mysle,ze on tez nie tylko stal obok wiary ale tez mial z nia do czynienia.Przeciez sam sie nie stworzyl.Po takim praniu mozgu jakie przeszedl mowi tak a nie inaczej.Kazdy trzezwo myslacy czlowiek dostrzeze ze Boskie prawo to prawo podstawowe.Niezaleznie od tego czy ktos wierzy w Boga czy nie.Chodzi o to by wmowic ludziom ze jest inaczej.Zaczyna sie walka,widac czarno na bialym.Po co sie szarpac z Bogiem?Przeciez tak wielka Milosc i tak zwyciezy.Co chcemy udowodnic?To takie moje spostrzezenia….
    Pozdrawiam
    Robson

  • L.M. z wiarą miał do czynienia na tyle, że wie że coś takiego jest :). Sam się nie stworzył, ale żeby wierzyć Bogu trzeba się otworzyć na Jego Łaskę. Swoim sformułowaniem określiłem mój pogląd na fakt, że L.M. zamiast Bogu wierzył ideologii Marksistowsko-leninowskiej :), albo udawał, że jej wierzy ;).
    Pozdrawiam
    Robert

  • W naszej kulturze, przy tak mocnym oddziaływaniu chrześcijaństwa od początku naszej państwowości,trudno – tak szczerze mówiąc – nie wiedzieć, o czym mowa. Ale jak się nie chce i chce się czarne nazywać białym, to nawet przeżycie katastrofy helikoptera można zlekceważyć i nie dostrzec w niej ręki Boga. Pan L.M. mówił wtedy, że i tak nie wierzy w Boga… No, cóż… Kiedyś Go zobaczy twarzą w twarz, tylko – co potem?… Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.