Zjedz ten zwój…

Z

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywają:

Rafał Szewczak, za moich czasów – Lektor w Parafii w Radoryżu Kościelnym, a obecnie Ojciec Rodziny, mieszkający w Warszawie;

Jakub Biernacki – należący w swoim czasie do Wspólnoty młodzieżowej w Trąbkach.

Życzę Jubilatom, aby całym swoim życiu doświadczali bliskości Jezusa i całym swoim życiem o niej świadczyli. Zapewniam o modlitwie!

Moi Drodzy, dziś kolejny dzień pielgrzymowania – szczególnie duchowego. Zapraszam Wszystkich – do naszego Ośrodka, na godzinę 19:00, oraz do łączności duchowej.

Na dzisiejszy dzień, na całe nasze pielgrzymowanie i na całe życie – niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Wtorek 19 Tygodnia zwykłego, rok II,

Wspomnienie Św. Klary, Dziewicy,

11 sierpnia 2020.,

do czytań: Ez 2,8–3,4; Mt 18,1–5.10.12–14

CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA EZECHIELA:

To mówi Pan: „Ty, synu człowieczy, słuchaj tego, co ci powiem. Nie opieraj się, jak ten lud zbuntowany. Otwórz usta swoje i zjedz, co ci podam”. Popatrzyłem, a oto wyciągnięta była w moim kierunku ręka, w której był zwój księgi. Rozwinęła go przede mną; był zapisany z jednej i drugiej strony, a opisane w nim były narzekania, wzdychania i biadania.

A On rzekł do mnie: „Synu człowieczy, zjedz to, co jest przed tobą postawione. Zjedz ten zwój i idź przemawiać do Izraelitów”. Otworzyłem więc usta, a On dał mi zjeść ów zwój, mówiąc do mnie: „Synu człowieczy, nakarm się i napełnij wnętrzności swoje tym zwojem, który ci podałem”. Zjadłem go, a w ustach moich był słodki jak miód.

Potem rzekł do mnie: „Synu człowieczy, udaj się do domu Izraela i przemawiaj do nich moimi słowami”.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO MATEUSZA:

Uczniowie przystąpili do Jezusa z zapytaniem: „Kto właściwie jest największy w królestwie niebieskim?” On przywołał dziecko, postawił je przed nimi i rzekł:

Zaprawdę powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim. I kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje.

Strzeżcie się, żebyście nie gardzili żadnym z tych małych; albowiem powiadam wam: Aniołowie ich w niebie wpatrują się zawsze w oblicze Ojca mojego, który jest w niebie.

Jak wam się zdaje? Jeśli kto posiada sto owiec i zabłąka się jedna z nich: czy nie zostawi dziewięćdziesięciu dziewięciu na górach i nie pójdzie szukać tej, która się zabłąkała? A jeśli mu się uda ją odnaleźć, zaprawdę powiadam wam: cieszy się nią bardziej niż dziewięćdziesięciu dziewięciu tymi, które się nie zabłąkały. Tak też nie jest wolą Ojca waszego, który jest w niebie, żeby zginęło jedno z tych małych”.

Nieraz – czy to w mowie potocznej, czy w ramach komentarzy do liturgii Słowa – używamy takiego stwierdzenia, że zostaliśmy „nakarmieni słowem”. W liturgii dodamy jeszcze: słowem Bożym. Niekiedy jakieś dobre rozważanie, homilię, albo dobry wykład, dyskusję na poziomie; albo lekturę jakiejś mądrej książki – określa się mianem obfitej duchowej strawy. Słowo stanowi tę strawę. Słowo staje się pokarmem.

A oto dzisiaj słyszymy w pierwszym czytaniu, że takie pojmowanie Słowa nie jest tylko metaforą. Prorok otrzymał polecenie – dosłownie – zjedzenia zwoju księgi. Jak opisuje to Prorok Ezechiel, zwój ów był zapisany z jednej i drugiej strony, a opisane w nim były narzekania, wzdychania i biadania. I to właśnie w odniesieniu do niego, Bóg polecił: Zjedz ten zwój i idź przemawiać do Izraelitów.

Zatem, tym, czym sam się nakarmił – miał Prorok karmić swój naród. Po spożyciu zwoju, poczuł on wewnętrzną słodycz – pomimo że treścią księgi były narzekania, wzdychania i biadania. Tak, to prawda, ale nade wszystko – było to słowo Boże! Gdyby to były jedynie ludzkie narzekania i biadania, to mówilibyśmy raczej o żółci, niż słodyczy! Tymczasem, jeżeli na zwoju zapisane zostały słowa samego Boga, to jakie by one nie były – zawsze niosą słodycz! Zawsze niosą dobro.

I dlatego Bóg polecił najpierw: Synu człowieczy, nakarm się i napełnij wnętrzności swoje tym zwojem, który ci podałem, po czym dodał: Synu człowieczy, udaj się do domu Izraela i przemawiaj do nich moimi słowami.

Zauważmy, żeby móc wyjść do ludzi i głosić im Boże słowo, Prorok miał to Słowo tak mocno sobie przyswoić, tak radykalnie wziąć je do siebie, jak się przyjmuje pokarm. To Słowo miało się stać czymś wewnętrznym w człowieku, miało się stać nierozerwalną częścią ludzkiej egzystencji. Dokładnie tak, jak ludzki organizm asymiluje jakikolwiek pokarm – tak właśnie Prorok miał przyjąć do siebie, wziąć do swego wnętrza Boże słowo.

Nie mówimy zatem o chwilowym i przelotnym usłyszeniu, na zasadzie: jednym uchem wleciało – drugim wyleciało. Mówimy o procesie znacznie bardziej dogłębnym i poważnym. A przez to – skutecznym. Tylko tak przyswojone Boże słowo, będące czymś wewnętrznym w człowieku, brzmi przekonująco w jego ustach, kiedy dzieli się nim z innymi. Trudno bowiem przekonywać innych do czegoś, czego samemu nie uznało się i nie przyjęło na sto procent. Wówczas takie przekonywanie jest… mało przekonujące.

Jak to jednak zrobić? Jak tego dokonać? Jak osiągnąć takie zjednoczenie z Bożym słowem, takie – by tak rzec – uwewnętrznienie tegoż Słowa? Co jest potrzebne do osiągnięcia takiego stanu rzeczy?

Z całą pewnością, dziecięca prostota serca, do której Jezus zachęca w dzisiejszej Ewangelii. Nie mówi wprost o słuchaniu i głoszeniu Słowa, ale mówi: Zaprawdę powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim. I kto by przyjął jedno takie dziecko w imię moje, Mnie przyjmuje.

Otóż, właśnie! W kontakcie człowieka z Bożymi rzeczywistościami i tajemnicami, nie liczy się żadna poza, zewnętrzny blichtr, czy tanie efekciarstwo. W tych sprawach naprawdę nie liczy się efekt marketingowy, czy szum medialny. W tych sprawach najbardziej liczy się cisza, wewnętrzne skupienie, głębia sercaCzyli to wszystko, czego na zewnątrz nie widać, ale co jednak Bóg widzi i na tej płaszczyźnie dokonuje prawdziwych cudów!

Bo Bóg patrzy właśnie w serce człowieka – każdego człowieka, bez wyjątku. I dlatego dostrzega nawet jedną zagubioną owcę – na tle dziewięćdziesięciu dziewięciu zdrowych, silnych, obecnych w stadzie.

Właśnie na przykładzie tej przypowieści Jezusa widać bardzo dokładnie różnicę między głębokim i delikatnym spojrzeniem Boga, a zewnętrznym, pobieżnym i często jedynie czysto użytkowym – spojrzeniem człowieka. Otóż, żaden ówczesny pasterz – dzisiejszy zresztą chyba też – nie zostawiłby tak naprawdę wielkiego stada na pastwę losu, by szukać jednej, zabłąkanej owcy. Zwyczajnie by się to nie opłaciło – odzyskać jedną, a narażać na szkodę pozostałe.

Niektórzy też, dobrze znający się na hodowli owiec, twierdzą, że taka owca – uciekinierka – uciekłaby ponownie, tylko że za drugim razem pociągnęłaby za sobą jeszcze inne. Dlatego – z ludzkiej perspektywy – obraz, ukazany przez Jezusa, nie ma pokrycia w realiach. Ale – podkreślimy – w ludzkich realiach. Bo w Bożych – jak najbardziej.

Dlatego właśnie musimy bardzo starać się, by stale budować mocną więź z Bogiem, duchową i wewnętrzną, by słowo Boże i Chleb eucharystyczny były naszym stałym pokarmem, by nasze serce stawało się coraz bardziej wrażliwe, delikatne, otwarte… Byśmy żyli głębią, a nie zadowalali się jedynie tym, co zewnętrzne, ulotne, tanie i płytkie, chociaż może medialne i efektowne. Chrześcijanin, przyjaciel Jezusa – to człowiek żyjący głębią! Tam właśnie dokonują się najważniejsze sprawy w jego życiu.

Co konkretnie robię w tym kierunku, by przed obliczem Pana stawać się szczerym i prostym, jak dziecko?…

Przykład takiej właśnie postawy niesie nam świadectwo świętości Patronki dnia dzisiejszego, Świętej Klary.

Urodziła się w Asyżu, w 1193 lub 1194 roku. Była najstarszą z trzech córek pana Favarone z rycerskiego rodu Offreduccio i jego żony Ortolany. Jej matka, gdy była w stanie błogosławionym, w trakcie modlitwy miała usłyszeć słowa: Nie bój się, gdyż to dziecko zabłyśnie swym życiem jaśniej niż słońce!” Pod wpływem tych słów nadała dziewczynce imię Klara, co w języku łacińskim oznacza: „jasna”, „czysta”, „sławna”.

Klara wzrastała w atmosferze miłości i pobożności. Gdy miała dwanaście lat, w Asyżu zaczął swą działalność Święty Franciszek. Z czasem zaczął zdobywać coraz więcej ludzi, którzy poświęcali swe życie Bogu. Klara często spotykała się z nim, by zrozumieć jego słowa. Rodzice, zamożni mieszczanie, daremnie dwa razy usiłowali wydać córkę za mąż. Klara poprosiła bowiem Franciszka, by zwrócił się z prośbą do biskupa Asyżu, aby mogła stać się siostrą Braci Mniejszych.

W Niedzielę Palmową, 28 marca 1212 roku, z całą rodziną poszła do Porcjunkuli. Po poświęceniu palm, każdy odbierał palmę z rąk biskupa. Biskup Gwidon podszedł jednak sam do Klary i wręczył jej palmę – był to umówiony wcześniej znak zgody. Tej samej nocy dziewczyna wymknęła się z domu, by oddać życie Chrystusowi. Z rąk Franciszka otrzymała zgrzebny habit i welon zakonny. Po pewnym czasie przyłączyła się do niej jej siostra, Błogosławiona Agnieszka. Odmówiła powrotu do domu swoim krewnym, którzy przyjechali, by ją do tego przekonać.

Franciszek wystawił siostrom mały klasztor przy kościółku Świętego Damiana. Klara została jego pierwszą ksienią. Franciszek bardzo cieszył się z powstania tej rodziny żeńskiej. Kiedy bowiem bracia byli zajęci życiem apostolskim, klaryski miały dla nich stanowić zaplecze pokuty i modlitwy. Zakon nosił nazwę Pań Ubogich, potem nazwano je II Zakonem, a popularnie – klaryskami. W 1215 roku Papież Innocenty III nadał zakonowi Klary przywilej ubóstwa”. Siostry nie mogły posiadać żadnej własności, a powinny utrzymywać się jedynie z pracy swoich rąk.

Odtąd San Damiano stało się kolebką nowego Zakonu. Wstępowały do niego głównie córki szlacheckie, pozostawiając wszystko i wybierając skrajne ubóstwo. Swoje żarliwe modlitwy Klara wspierała surowym życiem, częstymi postami i nocnymi czuwaniami. Dokonywała już za życia cudów: cudownie rozmnożyła chleb dla głodnych sióstr, uzdrawiała je, wyjednała im opiekę Jezusa.

Pod koniec życia doznała cudownej łaski: oto kiedy nadeszła noc Narodzenia Pańskiego, osłabiona i chora pozostała na swym posłaniu. Otrzymała jednak łaskę widzenia i słyszenia Pasterki, odprawianej w pobliskim kościele. Z tego też powodu po latach uznana została za Patronkę telewizji.

Po śmierci Franciszka cały trud utrzymania zakonu spadł na jej barki. Klara w klasztorze Świętego Damiana żyła przez czterdzieści dwa lata. Wyczerpujące posty, umartwienia i czuwania spowodowały, że 11 sierpnia 1253 roku odeszła do Pana. Następnego dnia odbył się jej uroczysty pogrzeb, któremu przewodniczył Papież Innocenty IV. Jej ciało złożono w grobie, w którym przedtem spoczywało ciało Świętego Franciszka. Już dwa lata później, a więc w 1255 roku, Papież Aleksander IV, po zebraniu koniecznych materiałów kanonizacyjnych, ogłosił ją Świętą.

Wpatrzeni w jej niezwykłe życie, ale też zasłuchani w dzisiejsze Boże słowo, zastanówmy się, jaki procent naszych codziennych zabiegów służy pomnażaniu i zdobywaniu tego, co konieczne dla zdrowia, sprawności, komfortu i temu, co służy utrzymaniu tego życia doczesnego, a jaki – temu, co konieczne dla ducha i życia wiecznego?…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.