To Bóg dał wzrost!

T

Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym urodziny przeżywa mój Chrześniak, Paweł Mochnacz. Życzę Mu, aby zawsze szedł przez życie Bożym drogami. Zapewniam o modlitwie!

Życzę Wszystkim owocującego dobrem dnia! Niech Was błogosławi Bóg Wszechmogący: Ojciec + i Syn, i Duch Święty. Amen

Gaudium et spes! Ks. Jacek

Środa 22 Tygodnia zwykłego, rok II,

2 września 2020.,

do czytań: 1 Kor 3,1–9; Łk 4,38–44

CZYTANIE Z PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO KORYNTIAN:

Nie mogłem, bracia, przemawiać do was jako do ludzi duchowych, lecz jako do cielesnych, jak do niemowląt w Chrystusie.

Mleko wam dawałem, a nie pokarm stały, boście byli niemocni; zresztą i nadal nie jesteście mocni. Ciągle przecież jeszcze jesteście cieleśni. Jeżeli bowiem jest między wami zawiść i niezgoda, to czyż nie jesteście cieleśni i nie postępujecie tylko po ludzku?

Skoro jeden mówi: „Ja jestem Pawła”, a drugi: „Ja jestem Apollosa”, to czyż nie postępujecie tylko po ludzku? Kimże jest Apollos? Albo kim jest Paweł? Sługami, przez których uwierzyliście według tego, co każdemu dał Pan. Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost. Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost – Bóg.

Ten, który sieje, i ten, który podlewa, stanowią jedno; każdy według własnego trudu otrzyma należną mu zapłatę. My bowiem jesteśmy pomocnikami Boga, wy zaś jesteście uprawną rolą Bożą i Bożą budowlą.

SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:

Po opuszczeniu synagogi w Kafarnaum Jezus przyszedł do domu Szymona. A wysoka gorączka trawiła teściową Szymona. I prosił Go za nią.

On, stanąwszy nad nią, rozkazał gorączce, i opuściła ją. Zaraz też wstała i usługiwała im.

O zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli cierpiących na rozmaite choroby, przynosili ich do Niego. On zaś na każdego z nich kładł ręce i uzdrawiał ich.

Także złe duchy wychodziły z wielu, wołając: „Ty jesteś Syn Boży”. Lecz On je gromił i nie pozwalał im mówić, ponieważ wiedziały, że On jest Mesjaszem.

Z nastaniem dnia wyszedł i udał się na miejsce pustynne. A tłumy szukały Go i przyszły aż do Niego; chciały Go zatrzymać, żeby nie odchodził od nich.

Lecz On rzekł do nich: „Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo na to zostałem posłany”.

I głosił słowo w synagogach Judei.

Może to śmiałe posunięcie z naszej strony, ale pozwólmy sobie nie zgodzić się z Apostołem Pawłem, który w dzisiejszym pierwszym czytaniu stwierdził: Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost – Bóg.

Oczywiście, staramy się zrozumieć jego intencje i zamysł, zwłaszcza słuchając tych słów: Skoro jeden mówi: „Ja jestem Pawła”, a drugi: „Ja jestem Apollosa”, to czyż nie postępujecie tylko po ludzku? Kimże jest Apollos? Albo kim jest Paweł? Sługami, przez których uwierzyliście według tego, co każdemu dał Pan. Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost. W tym kontekście, rzeczywiście lepiej nie koncentrować zbyt dużej uwagi na tych, którzy stali się narzędziami w ręku Boga, a na samym Bogu.

Jednak czy to faktycznie miałoby prowadzić do wniosku, że nic nie znaczy ten, który sieje? Jeżeli tak, to dlaczego zwracamy uwagę na to, żeby ten siew się odbywał i żeby byli siewcy? Modlimy się o nowych i licznych pracowników w Bożej winnicy, o siewców i żniwiarzy, którzy – nie koncentrując uwagi ludzi na samych sobie – jednak będą wypełniali dzieło Boże.

Jeżeli bowiem rzeczywiście problemem nie do przeskoczenia miałoby się stać rozróżnienie w kwestii: Ja jestem Pawła, czy: Ja jestem Apollosa”, to wtedy mówilibyśmy o postępowaniu czysto ludzkim. Ale czy tak jest zawsze? Czy tak musi być?… Czy musimy na tyle koncentrować uwagę na tych, którzy działają w imieniu Boga, że zapomnimy o samym Bogu?

Zapewne, był to jakiś problem w ówczesnej Gminie korynckiej. Jezus też musiał takie niebezpieczeństwo dostrzegać, bo – jak słyszeliśmy w Ewangelii – dokonując, z jednej strony, bardzo wyraźnych dzieł i znaków, z drugiej jednak strony usuwał się na bok i nie pozwalał ludziom na sobie samym koncentrować przejawów czci i uwielbienia.

Nie dlatego, jakoby mu się one nie należały, bo przecież jako Synowi Bożemu należały się jak najbardziej, ale w tamtym momencie zapewne widział w tym niebezpieczeństwo zatrzymania całej uwagi właśnie na swojej osobie – jako tego, który dokonuje znaków. Nie jako Synu Bożym, nie jako wcielonym Bogu, ale jako „dobroczyńcy ludzkości”, do którego ludzie mogą sobie przyjść i „podleczyć zdrówko”… A wówczas mielibyśmy do czynienia z takim oto nastawieniem ludzi, że mówiliby: Ja jestem Pawła, inni: Ja jestem Apollosa, a jeszcze inni: A ja jestem Jezusa – przy czym, Jezus byłby traktowany na równi z Apollosem i Pawłem.

Dlatego Jezus nie pozwolił złym duchom wyjawiać, kim jest i odchodził na miejsce pustynne, a kiedy ludzie szukali Go – i wreszcie znajdowali – wówczas tłumaczył im: Także innym miastom muszę głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym, bo na to zostałem posłany. Tak, bo tego właśnie domagało się dzieło, któremu się poświęcił. To Bóg sam i Boże dzieło stało wówczas na pierwszym miejscu, a nie osoba Głosiciela – nawet, jeżeli to On, Jezus Chrystus, był tym Głosicielem.

Stąd też, chcąc pogodzić nasze wcześniejsze stanowisko, iż jednak nie jest bez znaczenia, kto głosi Boże królestwo i jak to robi – z tym, co mówi Jezus i co mówi Paweł, powiemy, że świadek i głosiciel nie może koncentrować uwagi na sobie samym. Jeżeli natomiast koncentruje ją na Bogu, którego dzieło sprawuje, to i sam zyskuje uznanie.

W ten sposób wracają refleksje, które już w poprzednich dniach podejmowaliśmy, w kontekście Bożego słowa. Ale jeżeli poprzednio więcej akcentowaliśmy postawę głosicieli – iż nie mogą oni właśnie na sobie koncentrować całej uwagi – to dzisiaj zaakcentujmy postawę odbiorców: iż muszą oni wykazywać się większą dojrzałością duchową. Jak pisał Święty Paweł: Nie mogłem, bracia, przemawiać do was jako do ludzi duchowych, lecz jako do cielesnych, jak do niemowląt w Chrystusie. Mleko wam dawałem, a nie pokarm stały, boście byli niemocni; zresztą i nadal nie jesteście mocni. Ciągle przecież jeszcze jesteście cieleśni. Jeżeli bowiem jest między wami zawiść i niezgoda, to czyż nie jesteście cieleśni i nie postępujecie tylko po ludzku?

Trzeba się nam wyzwalać z tego czysto ludzkiego spojrzenia i widzieć Boga i Jego dzieło, a nie zachwycać się lub gorszyć postawą tego, kto to dzieło spełnia. Tymczasem, dobrze wiemy, że niejednokrotnie pod wpływem nieodpowiedniej postawy duszpasterzy czy innych szafarzy Bożego królestwa – ludzie odchodzą od wiary. Kiedy indziej – odwrotnie – zachwyceni nimi, także tracą odniesienie do Boga, bo „wystarczy” im osoba głosiciela.

Ani jedna, ani druga postawa nie jest właściwa. Zawsze trzeba szukać bezpośredniego odniesienia do Boga – korzystając, oczywiście, z posługi szafarza. I wspierając jego działanie modlitwą.

Czy stać mnie na taką duchową dojrzałość?…

2 komentarze

  • Dzień Jezusa wypełniony po brzegi; od świtu do nocy.
    W szabat ( wiemy to z wczorajszej Ewangelii ) był w synagodze czytał Pismo i nauczał. Potem uzdrawiał, wypędzał złe duchy. Zaraz potem udał się do domu Piotra i tam znów uzdrawiał aż do zachodu słońca, do końca dnia. Modlitwa i praca wypełniała dzień Jezusa. W dzisiejszej Ewangelii słyszymy , że Jezus wstał o świcie i poszedł na odludne , pustynne miejsce aby rozmawiać z Ojcem. Zapewne aby podziękować Bogu i posłuchać jakie plany ma Bóg Ojciec względem Niego w dniu bieżącym i następnych, bo gdy ludzie przyszli to Jezus już miał przemodloną decyzję: Idę do Judei głosić Dobrą Nowinę o królestwie Bożym.
    Jak ja planuję sobie dzień?.. Czy pytam się Boga, co On chciałby abym robiła?….Czy uwzględniam w moich planach wole Ojca?….
    Idę więc i ja na adorację wieczorną, rozmowę z moim Bogiem i posilić się Jego Słowem.

    • Bardzo dziękuję Annie za tę refleksję! Po prostu – strzał w dziesiątkę! Wśród tysiąca spraw, których możemy się od Jezusa uczyć, jest także ta, może mało przez nas zauważana i doceniana: pełne i mądre wykorzystanie czasu, jaki był Mu dany – i to zarówno w wymiarze całego Jego pobytu na ziemi, jak i każdego konkretnego dnia. Przyznaję z pokorą, że akurat w tym powinienem Jezusa naśladować w dużo większym stopniu, niż dotychczas…
      xJ

Ks. Jacek Autor: Ks. Jacek

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.