Wiara niezależna od kaprysów!

W

Szczęść
Boże! Moi Drodzy, w sobotę urodziny przeżywał Rafał Rękawek,
imieniny zaś Aleksandra Szcześniak – oboje należący, w swoim
czasie, do młodzieżowych Wspólnot. Życzę Obojgu jak
najmocniejszej więzi z Jezusem na co dzień – o czym więcej w
rozważaniu. I zapewniam o modlitwie!
Serdecznie
dziękujemy Księdzu Markowi za sobotnie słówko z Syberii! I za to
ważne przypomnienie, że mamy żyć Jezusem i mówić o Nim, ale
także – za dziennik pielgrzymki parafialnej do Lourdes i innych
miejsc. Dziękujemy – i wspieramy modlitwą wszelkie obecne i
przyszłe inicjatywy!
Gaudium
et spes! Ks. Jacek

Poniedziałek
5 Tygodnia Wielkanocy,
do
czytań: Dz 14,5–18; J 14,21–26

CZYTANIE
Z DZIEJÓW APOSTOLSKICH:

Gdy
Paweł i Barnaba dowiedzieli się w Ikonium, że poganie i Żydzi
wraz ze swymi władzami zamierzają ich znieważyć i ukamienować,
uciekli do miast Likaonii: do Listry i Derbe oraz w ich okolice, i
tam głosili Ewangelię.

W
Listrze mieszkał pewien człowiek o bezwładnych nogach, kaleka od
urodzenia, który nigdy nie chodził. Słuchał on przemówienia
Pawła; ten spojrzał na niego uważnie i widząc, że ma wiarę
potrzebną do uzdrowienia, zawołał głośno: „Stań prosto na
nogach!” A on zerwał się i zaczął chodzić.

Na
widok tego, co uczynił Paweł, tłumy zaczęły wołać po
likaońsku: „Bogowie przybrali postać ludzi i zstąpili do nas!”
Barnabę nazywali Zeusem, a Pawła Hermesem, gdyż głównie on
przemawiał. A kapłan Zeusa, który miał świątynię przed
miastem, przywiódł przed bramę woły i przyniósł wieńce i
chciał razem z tłumem złożyć ofiarę.

Na
wieść o tym apostołowie Barnaba i Paweł rozdarli swe szaty i
rzucili się w tłum, krzycząc: „Ludzie, dlaczego to robicie! My
także jesteśmy ludźmi, podobnie jak wy podlegamy cierpieniom.
Nauczamy was, abyście odwrócili się od tych marności do Boga
żywego, który stworzył niebo i ziemię, i morze, i wszystko, co w
nich się znajduje. Pozwolił On w dawnych czasach, że każdy naród
chodził własnymi drogami, ale nie przestawał dawać o sobie
świadectwa czyniąc dobrze. Zsyłał wam deszcz z nieba i urodzajne
lata, karmił was i radością napełniał wasze serca”.

Tymi
słowami ledwie powstrzymali tłumy od złożenia im ofiary.

SŁOWA
EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO JANA:

Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Kto ma przykazania moje i
zachowuje je, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie
umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i
objawię mu siebie”.

Rzekł
do Niego Juda, ale nie Iskariota: „Panie, cóż się stało, że
nam się masz objawić, a nie światu?”

W
odpowiedzi rzekł do niego Jezus: „Jeśli mnie kto miłuje, będzie
zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do
niego, i będziemy w nim przebywać. Kto Mnie nie miłuje, ten nie
zachowuje słów moich. A nauka, którą słyszycie, nie jest moja,
ale Tego, który Mnie posłał, Ojca.

To
wam powiedziałem przebywając wśród was. A Pocieszyciel, Duch
Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego
nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem”.

Jak
ludzie reagowali na działania Pawła i Barnaby? Słyszeliśmy
dzisiaj, w pierwszym zdaniu pierwszego czytania, że 
gdy
Paweł i Barnaba dowiedzieli się w Ikonium, że poganie i Żydzi
wraz ze swymi władzami zamierzają ich znieważyć i ukamienować,
uciekli do miast Likaonii…


Zatem,
w tym przypadku nastawienie nie było – mówiąc oględnie – zbyt
przyjazne… A dokładniej –
było
bardzo wrogie.

Dlatego
Apostołowie musieli ratować się ucieczką. Jednakże w kolejnych
zdaniach czytamy:
Na
widok tego, co uczynił Paweł, tłumy zaczęły wołać po
likaońsku: „Bogowie przybrali postać ludzi i zstąpili do nas!”
Barnabę nazywali Zeusem, a Pawła Hermesem, gdyż głównie on
przemawiał. A kapłan Zeusa, który miał świątynię przed
miastem, przywiódł przed bramę woły i przyniósł wieńce i
chciał razem z tłumem złożyć ofiarę.


A
to już zupełnie inna reakcja, w porównaniu do poprzedniej – ale
to skrajnie inna!
Tam
chcieli kamienować – tu składać ofiary,

jak jakiemuś bóstwu. Totalnie wykluczające się reakcje,
całkowicie różne. A pomiędzy jedną i drugą –
apostolska
działalność.

Tak, zwykła apostolska działalność.

Bo
nawet – zwróćmy na to uwagę – kiedy przyszło Pawłowi i
Barnabie uciekać przed prześladowaniami, to też nie po to, aby
gdzieś tam,
w
ciemnym kącie, siedzieć i drżeć ze strachu,

ale żeby w innych miejscach głosić królestwo Boże. Widomym zaś
znakiem tego, że było to właściwe działanie, w które włączał
się sam Jezus, było
uzdrowienie
człowieka

o bezwładnych nogach.

Zatem,
powiemy, Apostołowie
po
prostu robili swoje.

Nie zważali na reakcje ludzi – a przynajmniej w takim znaczeniu
nie zważali, że zmienne nastawienia otoczenia
nie
miały wpływu na ich działania,

lub ich zaprzestanie. Bo oni po prostu wiedzieli, co mają do
wykonania, jaką misję mają do spełnienia – i że spełniają ją
w
imię Jezusa, i razem z Nim.
Dlatego
trwali
mocno

przy Jezusie i przy swoim zadaniu, chociaż ludzie raz ich wyrzucali
i kamienowali, raz im składali ofiary i czcili jak bóstwa, po czym
znowu
ich wyrzucali i kamienowali

– o czym dzisiaj nie słyszymy, ale dowiadujemy się o tym z
dalszej części Księgi Dziejów Apostolskich.

Pomimo
tych zmiennych ludzkich nastrojów, Apostołowie pamiętali o słowach
Jezusa z dzisiejszej Ewangelii:

Jeśli
mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój
umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy w nim przebywać.
Kto Mnie nie miłuje, ten nie zachowuje słów moich. A nauka, którą
słyszycie, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca.


Otóż,
właśnie! Apostołowie nie byliby w stanie trwać
tak
zdecydowanie

na posterunku i spełniać swoją misję, gdyby nie ta właśnie

mocna więź z Jezusem i Jego Ojcem,

o której tu mowa. Skoro zachowywali naukę Jezusa – więcej:
głosili ją – to mogli się spodziewać, ze strony Bożej,
mocnego
wsparcia.
I
mieli je. A wówczas naprawdę nie musieli zabiegać o ludzki
poklask, albo zrażać się ludzką wrogością.
Moi
Drodzy, nasza wiara – i świadcząca o niej na zewnątrz
chrześcijańska postawa – także musi być
stała
i niezależna od zewnętrznych okoliczności.

Jednak taką będzie wówczas, kiedy i my będziemy w stałym,
osobistym, wewnętrznym,
bardzo
intymnym kontakcie z Trójcą Świętą.
Wtedy
ani
głosy
uwielbienia ze strony ludzi, ani rzucane w nas kamienie – miejmy
nadzieję, że nigdy w dosłownym znaczeniu tego słowa – nie będą
robiły na nas żadnego wrażenia.
My
po prostu będziemy robili to, co do nas należy!


Bo
z innej strony będziemy mieli tak mocne wsparcie, że nie będziemy
go potrzebowali ze strony ludzi. Chociaż – co oczywiste –
dobrze
byłoby także je mieć…

I jeśli faktycznie będzie, wówczas
będzie
podnosiło na duchu.

Ale jeśli go nie będzie – to też nie koniec świata.
Jak
to zatem jest, na ten moment, z moją wiarą: na ile jest
silna,
głęboko
wewnętrznie umotywowana

– i niezależna od kaprysów otoczenia?…
I
od moich własnych kaprysów?…

Dodaj komentarz

Archiwum wpisów

Ks. Jacek Jaśkowski

Witam serdecznie! Kłania się Ks. Jacek Jaśkowski. Nie jestem ani kimś ważnym, ani kimś znanym. Jestem księdzem, który po prostu chce rozmawiać. Codzienna kapłańska posługa pokazuje mi, że tematów do rozmów z księdzem jest coraz więcej i dzisiaj żaden ksiądz nie może od nich uciekać, ale – wprost przeciwnie – podejmować nowe wyzwania. To przekonanie skłoniło mnie do próby otwarcia tegoż bloga, chociaż okazji do rozmów na co dzień – w konfesjonale i poza nim – na szczęście nie brakuje. Myślę jednak, że ten blog będzie jeszcze jednym sposobem i przestrzenią nawiązania kontaktu z ludźmi dobrej woli, otwartymi na dialog.