Szczęść Boże! Moi Drodzy, witam ponownie z Obornik Śląskich, gdzie już dzisiaj zakończymy pobyt i przejedziemy docelowo do Trzebnicy. Tam dziś i jutro uczestniczyć będziemy w Ogólnopolskim Spotkaniu Duszpasterstw Osób Niewidomych i Niedowidzących.
Wczoraj natomiast zwiedzaliśmy Legnicę, po której Przewodniczką naszą była Pani Ela, Mama Aktora Tomasza Kota – bardzo życzliwa i otwarta Osoba. Wymieniliśmy się kontaktami – na ewentualność kolejnych spotkań.
A tak konkretnie, to mam nadzieję na spotkanie w przyszłym tygodniu, w Kodniu, gdzie zamierzam być na swoich kapłańskich Rekolekcjach, a Pani Ela planuje przyjechać z jakąś grupą. Zobaczymy, jak będzie.
Tymczasem wczoraj zaprowadziła nas Ona do kilku ciekawych miejsc w Legnicy – między innymi, do Katedry oraz do Sanktuarium Świętego Jacka, gdzie w 2013 roku miało miejsce Wydarzenie, noszące znamiona cudu eucharystycznego. W cichej modlitwie dziękowaliśmy Panu za ten znak, wpatrując się w Relikwie Świętej Hostii.
A potem – przejazd do miejscowości Lednickie Pole i najpierw zwiedzanie Muzeum Bitwy pod Lednicą, a później miejscowa Bazylika – Sanktuarium Świętej Jadwigi, gdzie też sprawowaliśmy Mszę Świętą.
W sumie – naprawdę piękny dzień! Niech Pan będzie uwielbiony!
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Piątek 23 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie Św. Jana Chryzostoma, Biskupa i Doktora Kościoła,
do czytań: 1 Tm 1,1–2.12–14; Łk 6,39–42
POCZĄTEK PIERWSZEGO LISTU ŚWIĘTEGO PAWŁA APOSTOŁA DO TYMOTEUSZA:
Paweł, apostoł Chrystusa Jezusa według nakazu Boga, Zbawiciela naszego, i Chrystusa Jezusa, naszej nadziei, do Tymoteusza, swego prawowitego dziecka w wierze. Łaska, miłosierdzie, pokój od Boga Ojca i Chrystusa Jezusa, naszego Pana.
Dzięki składam Temu, który mnie przyoblekł mocą, Chrystusowi Jezusowi, naszemu Panu, że uznał mnie za godnego wiary, skoro przeznaczył do posługi mnie, ongiś bluźniercę, prześladowcę i oszczercę. Dostąpiłem jednak miłosierdzia, ponieważ działałem z nieświadomości, w niewierze. A nad miarę obfitą okazała się łaska naszego Pana wraz z wiarą i miłością, która jest w Chrystusie Jezusie.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Jezus opowiedział uczniom przypowieść: „Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj? Uczeń nie przewyższa nauczyciela. Lecz każdy, dopiero w pełni wykształcony, będzie jak jego nauczyciel.
Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz?
Jak możesz mówić swemu bratu: «Bracie, pozwól, że usunę drzazgę, która jest w twoim oku», gdy sam belki w swoim oku nie widzisz?
Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka swego brata”.
Zobaczmy, jak wielkich rzeczy dokonał Bóg w życiu Świętego Pawła! Sam Paweł mówi o tym dzisiaj do swego duchowego syna, Tymoteusza, gdy najpierw przedstawia się jako Paweł, apostoł Chrystusa Jezusa według nakazu Boga, Zbawiciela naszego, i Chrystusa Jezusa, naszej nadziei – co brzmi bardzo dostojnie, wręcz majestatycznie – by zaraz potem napisać: Dzięki składam Temu, który mnie przyoblekł mocą, Chrystusowi Jezusowi, naszemu Panu, że uznał mnie za godnego wiary, skoro przeznaczył do posługi mnie, ongiś bluźniercę, prześladowcę i oszczercę. Oto więc ten «bluźnierca, prześladowca i oszczerca» stał się «apostołem Chrystusa według nakazu Boga»! Dlaczego tak się stało?
Apostoł pisze: Dostąpiłem jednak miłosierdzia, ponieważ działałem z nieświadomości, w niewierze. A nad miarę obfitą okazała się łaska naszego Pana wraz z wiarą i miłością, która jest w Chrystusie Jezusie. Działał w nieświadomości? W jakim sensie? Na pewno w takim, że nawet nie wiedział, jak wielkie zło czyni, chociaż wydawało mu się, że czyni dobrze. Owszem, w danym momencie wiedział, co czyni, ale nie miał świadomości, jak te jego czyny wyglądają w szerszym kontekście – w Bożym kontekście.
Dlatego mógł liczyć na Boże miłosierdzie i na Bożą łaskę, która wyprowadziła go z tego dramatycznego położenia. I teraz mógł się zwrócić do swego duchowego Dziecka jako Apostoł Jezusa. Podkreślmy to bardzo mocno: on naprawdę niczego nie ukrywał przed Tymoteuszem, nie próbował niczego ukrywać przed Bogiem – co oczywiście i tak byłoby działaniem zupełnie bez sensu – ani nie próbował udawać, że jego przeszłość jest inna, niż była naprawdę. Miał pełną świadomość tego, kim był i jakiego zła narobił. I mówił – pisał – o tym bardzo otwarcie. Ale na tym tle tym mocniej wybrzmiało świadectwo o nadzwyczajnym działaniu łaski Bożej.
My zaś, słuchając tego jego świadectwa, możemy się teraz zastanowić, czy – mówiąc wprost – tak nie stało się lepiej, niż gdyby udawał, że nic złego nigdy w jego życiu się nie dokonało i zawsze był taki „piękny, młody i wzorowy”?
Czy taki właśnie Paweł – w ogóle: taki człowiek – który jasno stawia sprawę i nie udaje kogoś innego, niż był i jest w rzeczywistości, nie jest dla nas bardziej wiarygodny od kogoś, kto za wszelką cenę i wręcz na siłę chce wypaść w oczach ludzi bardzo korzystnie? Czy właśnie wtedy – paradoksalnie – nie wypada niekorzystnie, niewiarygodnie, w pewnym sensie nawet: kompromitująco?
Zapewne także o tym myślał Jezus, gdy mówił w dzisiejszej Ewangelii: Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj? I dalej: Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Właśnie!
Czy Paweł mógłby pouczać Tymoteusza, w jakiś sposób go prowadzić, być jego nauczycielem, przewodnikiem, duchowym ojcem – czy mógłby być i dla nas nauczycielem, przewodnikiem, duchowym ojcem – gdyby przed samym sobą ukrywał prawdę o sobie? Gdyby na siłę podtrzymywał w sobie przekonanie o swojej niewinności, nieskalanej doskonałości? Czy byłby dla Tymoteusza i dla nas wiarygodnym świadkiem, prawdziwym nauczycielem, rzeczywistym autorytetem?
Czy jednak bardziej nie przekonuje nas taki właśnie szczery Paweł, świadom swojej słabości, aniżeli gwiazdor, za wszelką cenę zabiegający o swój nieskazitelny wizerunek medialny? Właśnie, zapewne dzięki tej swojej pełnej świadomości o sobie, Paweł nigdy u swoich uczniów nie dostrzegał drzazgi, nie dostrzegając wcześniej belki we własnym oku. Nigdy nikogo nie potępiał, nie odmawiał drugiej i kolejnej szansy, bo wiedział, że i jemu taką szansę dano!
A tak w ogóle, to będąc nauczycielem – nigdy nie przestał być uczniem! Tak na marginesie: jakże byłoby dobrze, żeby z tej jego postawy brali przykład dzisiejsi nauczyciele i przewodnicy innych, także duchowni… Oby oni także – będąc dla innych nauczycielami i przewodnikami – nigdy nie przestali być uczniami. Tak, jak Paweł.
On naprawdę zawsze słuchał Jezusa i Jego naukę głosił. Zapewne, przejął się do głębi tymi oto słowami swego Mistrza z dzisiejszej Ewangelii: Uczeń nie przewyższa nauczyciela. Lecz każdy, dopiero w pełni wykształcony, będzie jak jego nauczyciel. Świadom swojej słabości, Paweł dobrze wiedział, że nigdy nie będzie, «jak jego Nauczyciel». Dlatego zapewne nigdy nie wywyższał się nad swoich uczniów, pozwalając, by byli, jak ich nauczyciel, czyli właśnie on, Paweł. Bo wszyscy razem byli uczniami jednego, najwyższego Nauczyciela, Jezusa Chrystusa!
I to jest najwłaściwsze podejście, najwłaściwszy porządek i najbardziej uporządkowana hierarchia: wszyscy jesteśmy uczniami jednego Nauczyciela, a jeżeli jesteśmy dla siebie nawzajem nauczycielami i autorytetami, to w duchu wielkiej pokory, czyli prawdy o sobie – także o swoich słabościach.
A wówczas okaże się, że im bardziej tę prawdę o sobie uznajemy i nie gramy przed innymi kogoś innego, niż jesteśmy naprawdę – wówczas stajemy się najbardziej prawdziwymi autorytetami i przewodnikami. Dobrze to zrozumiał i wypraktykował Święty Paweł, dlatego dzisiaj jest dla całego Kościoła naprawdę wielkim i niezwykłym nauczycielem i przewodnikiem.
Tą samą drogą poszedł Patron dnia dzisiejszego, Święty Jan Chryzostom.
Urodził się około 349 roku w Antiochii. Pochodził z możnej rodziny. Jego ojciec był oficerem cesarskim. Jednak wcześnie zmarł. Dlatego wychowaniem syna zajęła się matka, która zapewniła mu wszechstronne wykształcenie. U jej boku Jan rozczytywał się w literaturze klasycznej. Ale też – trzeba przyznać – lubił rozrywkę i nie gardził młodzieńczymi figlami.
Chrzest przyjął dopiero, gdy miał dwadzieścia lat. To był punkt zwrotny w jego dotychczasowym życiu. Zapragnął wstąpić do stanu duchownego. Jednakże po śmierci matki, w roku 372, opuścił Antiochię i udał się na pustkowie, by tam prowadzić życie ascetyczne. W jednej z grot przeżył na modlitwie cztery lata, ale zbyt surowe życie tak dalece nadwyrężyło jego zdrowie, że musiał pustynię opuścić. Powrócił więc do Antiochii, gdzie w 385 roku, w wieku trzydziestu sześciu lat, przyjął Święcenia kapłańskie.
I to w Antiochii właśnie, w roku 387, udało się mu wyciszyć rozruchy, jakie powstały przeciwko cesarzowi Teodozemu. Wskutek interwencji Jana, cesarz ogłosił amnestię i zakazał swojemu namiestnikowi represji, jakie planował wobec ludu za wywołane zamieszanie. To właśnie interwencja Jana zapobiegła tymże represjom, co zjednało mu wielką wdzięczność ludu.
W roku 397 zmarł ówczesny Patriarcha Konstantynopola. Urząd ten cesarz ofiarował Janowi. Konsekrowany na biskupa, z całym zapałem wziął się do pracy dla dobra swojej owczarni. Na swoim biskupim dworze zniósł wszelki przepych, jakim dotąd otaczali się jego poprzednicy. Zachęcał swoje duchowieństwo do podobnej reformy.
Lud ujął wspaniałymi kazaniami, jakie regularnie wygłaszał, a jakich z czasem słuchały już tłumy. Troszczył się też o potrzeby ludu. Piętnował nadużycia, nie szczędząc także dworu cesarskiego. Podniósł splendor nabożeństw liturgicznych. Dla ubogich i bezdomnych wystawiał gospody i schroniska. Użyczył azylu nawet ministrowi cesarskiemu, kiedy ten popadł w niełaskę. Wysyłał misjonarzy na obszary objęte przez Arabów.
Jednak – co oczywiste – po jakimś czasie dali znać o sobie przeciwnicy radykalnego Patriarchy. Duchowni diecezjalni mieli mu za złe, że zbyt wiele od nich wymagał; zakonnicy – że wprowadzał w klasztorach pierwotną dyscyplinę i surowość, a zwalczał rozluźnienie. Najwięcej kłopotów wywołało jednak to, że Jan zaatakował w swoich kazaniach zbyt swobodne życie dworu cesarskiego, przede wszystkim – cesarzowej Eudoksji. I to właśnie z jej polecenia usunięto Jana z urzędu Patriarchy i skazano na wygnanie. Lud jednak wówczas tak gwałtownie wystąpił w obronie swego Pasterza, że cesarzowa była zmuszona natychmiast przywrócić Biskupowi wolność.
Spokój jednak trwał krótko. Oto bowiem cesarzowa kazała wystawić sobie pomnik przed samą katedrą, a przy pomniku tym zaczęto urządzać krzykliwe festyny i zabawy, nie licujące ze świętym miejscem. Jan wystąpił w kazaniach przeciwko temu z całą stanowczością. W odwecie cesarzowa zwołała do Konstantynopola synod swoich zwolenników. Synod ten ponownie odwołał Jana ze stanowiska Patriarchy, a cesarzowa – w roku 404 – ponownie skazała go na wygnanie. Musiał znieść wiele szykan i niewygód, do których należy zaliczyć surową zimę, jaką przyszło mu przeżyć na wygnaniu.
Nie załamał się jednak! Pisywał listy do Papieża i do ludzi wiernych sobie. Papież pięknym listem pochwalił jego bohaterstwo i wysłał legatów w jego obronie do Konstantynopola. Dwór cesarski jednak ich nie przyjął. Zmarł nasz Patron w dniu 14 września 407 roku.
Pozostawił po sobie ogromną spuściznę literacką. Obok wspaniałych mów i szerokiej korespondencji, zachowały się teologiczne traktaty o naturze Boskiej i ludzkiej Jezusa, o Eucharystii, o kapłaństwie… Jego wspaniałe kazania, które zjednały mu tytuł Chryzostoma, czyli Złotoustego, są w znacznej mierze komentarzem do Pisma Świętego, szczególnie – pism Świętego Pawła Apostoła, za znawcę których Jan powszechnie był uważany.
Święty Jan Chryzostom należy do czterech wielkich Doktorów Kościoła Wschodniego. Papież Pius V ogłosił go – w roku 1568 – Doktorem Kościoła Powszechnego. Jest nasz Święty szczególnym patronem kaznodziejów.
Wpatrzeni w jego wspaniałą postawę, a jednocześnie zasłuchani w Boże słowo dzisiejszej liturgii, raz jeszcze zapytajmy samych siebie, czy nawet nabierając dużego i wielorakiego doświadczenia życiowego, nigdy nie ulegamy przekonaniu, że już wszystko wiemy najlepiej? Czy będąc dla innych przewodnikami, wychowawcami, nauczycielami, autorytetami – potrafimy i chcemy słuchać innych? A przede wszystkim – słuchać Jezusa?
Ale nie tylko po to, żeby tym słuchaniem spełnić jakąś formalność i przykry obowiązek, wynikający z poczucia przyzwoitości, ale żeby jednak coś w swoim życiu zmienić?…
Wiadomość przed chwilą się wyczytana.
„13 września 1935 r. Pan Jezus podyktował św. Faustynie tekst Koronki do Bożego Miłosierdzia. Dziś jest to jedna z najpopularniejszych modlitw. – Przez odmawianie tej koronki podoba Mi się dać wszystko, o co Mnie prosić będą, jeżeli to (…) będzie zgodne z Moją wolą – powiedział Pan Jezus.”
Ps.
Dzisiejszą Koronkę odmawiałam w niecodziennych warunkach; nad wodą, w lesie, za nie znanego mi Pawła z Apostolatu Chorych, Cierpiących i Konających przy łagiewnickim Sanktuarium. Podaję link gdyby ktoś chciał się włączyć , bądź potrzebował modlitwy dla bliskich osób. http://www.arka.milosierdzie.pl/nieustanna-koronka
Dziś byłam na ” fatimskim”, jutro będę ” Pod Krzyżem”.
Dzięki za namiar!
xJ