Szczęść Boże! Moi Drodzy, w dniu dzisiejszym imieniny przeżywa Siostry Teresa Skorupska, która w swoim czasie posługiwała w Miastkowie, będąc Przełożoną Domu, oraz Siostra Teresa Kurek, obecnie tam posługująca.
Imieniny przeżywa także Pani Teresa Jaroszuk, która od lat z radością i dobrym sercem wita Pielgrzymów, przybywających do Sanktuarium w Kodniu. Pani Teresa posługuje w recepcji, obsługuje przybywających i mieszkających w domu Pielgrzyma, a ja mam przyjemność spotykać się z Nią i rozmawiać już od wielu lat. Zawsze, ilekroć pojadę do Kodnia lub chociażby tam zadzwonię, bardzo mnie cieszy możliwość spotkania z tak wspaniałą Osobą.
Wszystkim Solenizantkom życzę owej najgłębszej więzi z Jezusem, której przykład daje dzisiejsza Patronka. I – oczywiście – zapewniam o modlitwie.
Pozdrawiam Was, moi Drodzy, z Siedlec! Wczoraj, o godzinie 18:00, Biskup Kazimierz Gurda przewodniczył uroczystej Mszy Świętej na rozpoczęcie roku akademickiego, a dzisiaj, o godzinie 12:00, odbędzie się inauguracja na Uczelni, na które to wydarzenie wybieram się, wraz z Księdzem Tomaszem Małkińskim, z którym wspólnie pełnię posługę w Duszpasterstwie akademickim.
Wszystkim Studentom życzę jak najlepszego wykorzystania czasu – i szansy, jaką daje Im Pan. Szczególnie gorąco pozdrawiam Studentów pierwszego roku! A Profesorom, Wykładowcom i Asystentom życzę światła Ducha Świętego! Wszystkim zaś Pracownikom Uczelni – tak zwanym „niedydaktycznym” życzę Bożej pomocy w wypełnianiu codziennych zadań!
Moi Drodzy, przypominam też, że od dzisiaj rozpoczynają się nabożeństwa różańcowe. Na ile tylko możecie, włączajcie się we wspólną modlitwę: w kościołach, a może w domach – w ramach sąsiedztwa. Bo przy kapliczkach przydrożnych to już trochę za zimno… Na pewno, szans na taką wspólną modlitwę jest dużo – trzeba tylko chcieć! Warto! Szczególnie w rodzinie – wspólnie, na głos! Zachęcam!
Dobrego i błogosławionego dnia!
Gaudium et spes! Ks. Jacek
Wtorek 26 Tygodnia zwykłego, rok I,
Wspomnienie Św. Teresy od Dzieciątka Jezus,
Dziewicy i Doktora Kościoła,
do czytań: Za 8,20–23; Łk 9,51–56
CZYTANIE Z KSIĘGI PROROKA ZACHARIASZA:
To mówi Pan Zastępów: „W przyszłości przyjdą ludy i mieszkańcy wielu miast. Mieszkańcy jednego miasta idąc do drugiego będą mówili: «Pójdźmy zjednać przychylność Pana i szukać Pana Zastępów; i ja idę także». I tak liczne ludy i mnogie narody przychodzić będą, aby szukać Pana Zastępów w Jeruzalem i zjednać sobie przychylność Pana”.
To mówi Pan Zastępów: „W owych dniach dziesięciu mężów ze wszystkich narodów i języków uchwyci się skraju płaszcza człowieka z Judy, mówiąc: «Chcemy iść z wami, albowiem zrozumieliśmy, że z wami jest Bóg»”.
SŁOWA EWANGELII WEDŁUG ŚWIĘTEGO ŁUKASZA:
Gdy dopełniał się czas wzięcia Jezusa z tego świata, postanowił udać się do Jerozolimy i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i przyszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by Mu przygotować pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jerozolimy.
Widząc to uczniowie Jakub i Jan rzekli: „Panie, czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?”
Lecz On odwróciwszy się zabronił im. I udali się do innego miasteczka.
Ów «człowiek z Judy», o którym mówi dziś Prorok Zachariasz w pierwszym czytaniu – wobec którego wszyscy ci, co się z Nim spotkają, wiedzieć będą, że «z nimi jest Bóg» – to oczywiście ten właśnie Człowiek, który takie imię nosi odwiecznie, którego tym właśnie imieniem Prorocy zapowiadali na przestrzeni wieków: Emmanuel, Bóg z nami.
Właśnie po to miał przyjść na świata – i po to przyszedł – aby ludzie ze wszystkich narodów i języków [uchwyciło] się skraju [Jego] płaszcza, wiedząc, że w Nim – z nimi jest Bóg. Liczba dziesięciu oznacza w Biblii z jednej strony mnogość, a z drugiej – kompletność, pełnię. Oto bowiem wszystkie ludy i narody zaproszone będą do tego, by u tegoż Człowieka szukać ratunku i pomocy. I tylko od nich samych będzie zależało, czy z tej szansy skorzystają.
Bo przecież można – bo czemużby nie? – zamknąć przed Nim drzwi swego serca, drzwi swego domostwa. Dokładnie tak, jak uczynili to mieszkańcy pewnego samarytańskiego miasteczka. Czy wzięła w tym przypadku górę wielowiekowa nieprzyjaźń Samarytan z członkami narodu wybranego?
Jeśli tak, to musimy stwierdzić, że Jezus nie tylko dzisiaj zachował się wobec nich „w porządku”, nie pozwalając sprowadzić na nich nieszczęścia, ale na kartach Ewangelii znajdujemy jeszcze kilka sytuacji, kiedy to relacje Jezusa z nimi układały się bardzo pozytywnie.
Wspomnijmy chociażby kobietę, proszącą o ratunek dla swego dziecka, która – poddana przez Jezusa dość twardej próbie – gotowa była, niczym szczenięta ze stołu pana, przyjąć okruszyny Bożej łaski. Oczywiście, otrzymała to, o co prosiła. Czy też inna Samarytanka, którą Jezus zagadnął przy studni i z którą odbył bardzo dobrą i głęboką rozmowę, a w trakcie tegoż spotkania jasno i wyraźnie odniósł się do różnych zawirowań jej życia…
Już chociażby te wydarzenia każą pozwalają nam zobaczyć przedstawicieli wspomnianego narodu, którzy jakby rekompensowali Jezusowi dzisiejsze zachowanie mieszkańców miasteczka… Na pewno jednak to zestawienie uświadamia nam, że to nie o naród – taki, czy inny – tutaj chodzi. Tu chodzi o serce – otwarte, lub zamknięte.
Czy człowiek, z największą ufnością, będzie szukał pomocy i opieki Jezusa, chwytając niejako Jego płaszcza i ratując się u Niego, szukając właśnie u Niego nadziei, czy szczelnie zamknie drzwi swego serca, bo przecież sam sobie ze wszystkim najlepiej poradzi?…
Zobaczmy, Jezus nie pozwolił ich dzisiaj za to ukarać! Kiedy Apostołowie Jakub i Jan – prawdziwi «boanerges», czyli «synowie gromu», jak zostali w swoim czasie określeni – chcieli użyć Bożej mocy dla sprowadzenia kary na miasteczko, Jezus odwróciwszy się zabronił im. Może zastanawia nas, dlaczego Ewangelista rozpisał wręcz na elementy ten gest, ten moment? Nie mógł po prostu stwierdzić, że Jezus zabronił im tego uczynić? Tymczasem on dodał, że Jezus wcześniej się odwrócił – domyślamy się, że odwrócił się do nich. Dlaczego tak?
Nie wiemy. Być może, szli w kierunku owego miasteczka, a w tym momencie, po usłyszeniu takiej propozycji, Jezus odwrócił się do nich – co mogłoby sygnalizować, iż Jezus także tym gestem wyraża dezaprobatę dla takiej myśli… Nawet tym gestem Jezus chciał pokazać, że tak nie wolno; że to nie jest kierunek Jego myślenia i Jego działania!
Czyż takiego zdecydowanego zwrotu w swoim myśleniu nie powinni dokonać Jakub i Jan? A czyż równie radykalnego zwrotu nie powinni dokonać mieszkańcy miasteczka samarytańskiego? A czy równie radykalnego zwrotu w swoim myśleniu i w swoich dążeniach – także my nie powinniśmy dokonywać, by zawsze prosto zmierzać do Jezusa i chwytać Jego płaszcza, a nie krążyć gdzieś po bezdrożach, po omacku, jakby we mgle?…
Moi Drodzy, za każdym razem – to jest nasz wybór, nasza decyzja… To przecież w końcu – nasze życie! Jakie ono będzie, jaki kształt przybierze, jaki kierunek? To zawsze od nas zależy. Jezus jest gotów nam pomóc i nie tylko płaszcza pozwala się dotknąć, ale cały nam się totalnie oddaje. Jednak decyzja o tym, czy przyjąć ten dar, czy nie – to za każdym razem nasza wolna decyzja. Ze wszystkimi jej konsekwencjami.
Jeśli zaś byśmy chcieli szukać wzoru, jak pięknie przez całe życie podążać do Jezusa i za Jezusem, budując z Nim najgłębszą, najbardziej intymną i osobistą więź, to z pewnością warto z uwagą przyjrzeć się i przemyśleć postawę Patronki dnia dzisiejszego, Świętej Teresy od Dzieciątka Jezus, zwanej także Małą Tereską – dla odróżnienia od Świętej Teresy z Avila, zwanej Wielką, której wspomnienie obchodzić będziemy 15 października.
Nasza dzisiejsza Patronki urodziła się w Alençon, w Normandii, w nocy z 2 na 3 stycznia 1873 roku, jako dziewiąte dziecko Ludwika i Zofii. Kiedy miała cztery lata, umarła jej matka. Wychowaniem dziewcząt zajął się ojciec.
Teresa po śmierci matki obrała sobie za Matkę – Najświętszą Maryję Pannę. W tym samym 1877 roku, ojciec przeniósł się z pięcioma swoimi córkami do Lisieux, gdzie Tereska przez pięć lat przebywała w internacie, prowadzonym przez siostry benedyktynki. 25 marca 1883 roku, dziesięcioletnia Teresa zapadła na ciężką chorobę, która trwała do 13 maja. Jak sama wyznała, uzdrowiła ją cudownie Matka Boża. W roku 1884 Tereska przyjęła pierwszą Komunię Świętą. Odtąd przy każdej Komunii Świętej powtarzała z radością: „Już nie ja żyję, ale żyje we mnie Jezus”. W tym samym roku otrzymała Sakrament Bierzmowania.
Przez ponad rok dręczyły ją poważne skrupuły. Jak sama wyznała, uleczenie z tej duchowej choroby zawdzięczała swoim czterem siostrom, zmarłym w latach niemowlęcych. W pamiętniku zapisała, że w czasie Pasterki w noc Bożego Narodzenia przeżyła „całkowite nawrócenie”. Postanowiła zupełnie zapomnieć o sobie, a oddać się Jezusowi i sprawie zbawienia dusz. Zaczęła odczuwać gorycz i wstręt do przyjemności i ponęt ziemskich. Ogarnęła ją tęsknota za modlitwą, rozmową z Bogiem. Odtąd zaczęła się jej wielka droga ku świętości. A trzeba wiedzieć, że miała wówczas zaledwie trzynaście lat.
Niedługo potem, gdy miała lat czternaście, skazano na śmierć pewnego głośnego bandytę, który był postrachem całej okolicy. Nasza Święta dowiedziała się z gazet, że zbrodniarz ani myśli pojednać się z Panem Bogiem. Postanowiła zdobyć jego duszę dla Jezusa. Zaczęła się serdecznie modlić o jego nawrócenie. Ofiarowała też w jego intencji specjalne pokuty i umartwienia. Wołała: „Jestem pewna, Boże, że przebaczysz temu biednemu człowiekowi! Oto mój pierwszy grzesznik. Dla mojej pociechy spraw, aby okazał jakiś znak skruchy.”
Niestety, gdy nadszedł czas egzekucji, bandyta dalej uparcie odrzucał możliwość rozmowy z kapłanem. Jednak kiedy miał już podstawić głowę pod gilotynę, wtedy – ku zdziwieniu wszystkich – nagle zwrócił się do kapłana, poprosił o krzyż i zaczął go całować! Na wiadomość o tym Teresa zawołała szczęśliwa: „To mój pierwszy syn!”
Kiedy zaś miała lat piętnaście, zapukała do bramy zakonu karmelitańskiego, prosząc o przyjęcie. Przełożona jednak, widząc wątłą i bardzo młodą dziewczynkę, nie przyjęła jej, obawiając się, że nie przetrzyma tak trudnych i surowych warunków życia. Teresa jednak nie dała za wygraną i udała się o pomoc do miejscowego biskupa, ale ten zasłonił się prawem kościelnym, które nie zezwalało w tak młodym wieku przyjmować do zakonu. W tej sytuacji nasza Święta nakłoniła ojca, by pojechał z nią do Rzymu! Było to w 1887 roku.
Papież Leon XIII obchodził właśnie złoty jubileusz swojego kapłaństwa. Teresa upadła przed nim na kolana i zawołała: „Ojcze Święty, pozwól, abym dla uczczenia Twego jubileuszu mogła wstąpić do Karmelu w piętnastym roku życia.” Papież nie chciał jednak uczynić wyjątku. Teresa chciała się wytłumaczyć, ale gwardia papieska usunęła ją siłą, by także inni mogli – zgodnie z ówczesnym zwyczajem – ucałować nogi Papieża.
Marzenie Tereski spełniło się dopiero po roku. Została przyjęta najpierw w charakterze postulantki, potem nowicjuszki. Zaraz przy wejściu do klasztoru uczyniła postanowienie: „Chcę być świętą!” Niedługo potem odbyły się jej obłóczyny, przy których otrzymała zakonne imię: Teresa od Dzieciątka Jezus i od Świętego Oblicza. Jej drugim postanowieniem było to, które wyraziła w słowach: „Przybyłam tutaj, aby zbawiać dusze, a nade wszystko, by się modlić za kapłanów.” W roku 1890 złożyła śluby i uroczystą profesję.
Przełożona poznała się na niezwykłej cnocie młodej siostry, skoro zaledwie w trzy lata po złożeniu ślubów wyznaczyła ją na mistrzynię nowicjuszek. Obowiązek ten Teresa spełniała do śmierci, to jest przez cztery lata. W zakonnym życiu zadziwiała jej dojrzałość duchowa. Starała się doskonale spełniać wszystkie, nawet najmniejsze obowiązki. Nazwała tę drogę do doskonałości: „małą drogą dziecięctwa Bożego”. Widząc, że miłość Boga jest zapomniana, oddała się Bogu jako ofiara za zbawienie świata.
Swoje przeżycia i cierpienia opisała w książce: „Dzieje duszy”. A cierpień tych nie brakło. Jednym z nich było chociażby to, że zakonnica, którą Tereska się opiekowała ze względu na jej wiek i kalectwo, nie umiała zdobyć się na słowo podzięki, często za to ją rugała i mnożyła swoje wymagania. Jednak nasza Święta cieszyła się z tych krzyży, bo widziała w nich piękny prezent, jaki może złożyć Bogu.
Na rok przed śmiercią zaczęły pojawiać się u Teresy pierwsze objawy daleko już posuniętej gruźlicy: wysoka gorączka, osłabienie, zanik apetytu, a nawet krwotoki. Pierwszy krwotok zaalarmował klasztor w nocy z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek. Mimo to, siostra Teresa spełniała nadal wszystkie zlecone jej obowiązki: mistrzyni, zakrystianki i opiekunki jednej ze starszych sióstr.
Zima w roku 1897 była wyjątkowo surowa. Klasztor zaś nie był ogrzewany. Teresa przeżywała prawdziwe tortury. Nękał ją uciążliwy kaszel i duszność. Ówczesna przełożona zlekceważyła jej stan. Nie wezwała do niej nawet lekarza. Uczyniono to dopiero wtedy, kiedy stan był już beznadziejny. Jeszcze wówczas zastosowano wobec chorej drakońskie środki, takie jak stawianie baniek. Z poranionymi plecami i piersiami musiała iść do normalnych zajęć i pokut zakonnych, nawet do prania.
Wskutek tego wszystkiego, w dniu 30 września 1897 roku umierała w cierpieniach, mówiąc: „Chcę, przebywając w Niebie, czynić dobro na ziemi. Po śmierci spuszczę na nią deszcz róż.” Papież Pius XI kanonizował ją w roku 1925. W 1999 roku, Papież Jan Paweł II ogłosił Świętą Teresę – Doktorem Kościoła.
A oto co na temat swojej drogi świętości pisała sama Święta Teresa od Dzieciątka Jezus: „Kiedy wielkie moje pragnienia zaczęły się stawać dla mnie męczeństwem, otwarłam listy Świętego Pawła, aby znaleźć jakąś odpowiedź. Przypadkowo wzrok mój padł na dwunasty i trzynasty rozdział Pierwszego Listu do Koryntian. Przeczytałam najpierw, że nie wszyscy mogą być apostołami, nie wszyscy prorokami, nie wszyscy nauczycielami, oraz że Kościół składa się z różnych członków i że oko nie może być równocześnie ręką. Odpowiedź była wprawdzie jasna, nie taka jednak, aby ukoić moje tęsknoty i wlać we mnie pokój.
Nie zniechęcając się czytałam dalej i natrafiłam na zdanie, które podniosło mnie na duchu: Starajcie się o większe dary. Ja zaś wskażę wam drogę jeszcze doskonalszą. Apostoł wyjaśnia, że największe nawet dary niczym są bez miłości i że miłość jest najlepszą drogą bezpiecznie prowadzącą do Boga. Wtedy wreszcie znalazłam pokój.
Gdy zastanawiałam się nad mistycznym ciałem Kościoła, nie odnajdywałam siebie w żadnym spośród opisanych przez Pawła członków, albo raczej pragnęłam się odnaleźć we wszystkich. I oto miłość ukazała mi się jako istota mego powołania. Zrozumiałam, że jeśli Kościół jest ciałem złożonym z wielu członków, to nie brak w nim członka najbardziej szlachetnego i koniecznego.
Zrozumiałam, że Kościół ma serce i że to serce pała gorącą miłością! Zrozumiałam, że jedynie miłość porusza członki Kościoła i że gdyby ona wygasła, Apostołowie nie głosiliby już Ewangelii, Męczennicy nie przelewaliby już krwi. Zobaczyłam i zrozumiałam, że miłość zawiera w sobie wszystkie powołania, że miłość jest wszystkim, obejmuje wszystkie czasy i miejsca; słowem – miłość jest wieczna.
Wtedy to w uniesieniu duszy zawołałam z największą radością: O Jezu, moja Miłości, nareszcie znalazłam moje powołanie! Moim powołaniem jest miłość! O tak, znalazłam już swe własne miejsce w Kościele – miejsce to wyznaczyłeś mi Ty, Boże mój. W sercu Kościoła, mojej Matki, ja będę miłością. W ten sposób będę wszystkim i urzeczywistni się moje pragnienie.” Tyle Święta Tereska.
Wpatrując się w jej przepiękną postawę i wzywając jej wstawiennictwa, a jednocześnie wsłuchując się w Boże słowo dzisiejszej liturgii, raz jeszcze zastanówmy się, czy zawsze u Jezusa – i tylko u Niego – szukamy ratunku i pomocy w naszych zmartwieniach, czy z Nim układamy swoje życie i rozwiązujemy swoje problemy, czy zamykamy drzwi swego serca i kombinujemy po swojemu?… Czy Jezus jest dla nas – jak dla Teresy – jedyną i największą Miłością?…
Ożyły wspomnienia, więc przekaże Wam moje świadectwo związane ze Świętą Tereską:
Rzecz miała się pod koniec marca 2017r. Kolejny raz zdarzyło się, że uległam swej słabości i odmówiłam naszemu Księdzu Opiekunowi, gdy wyznaczył mnie do grupy proroczej na następne spotkanie. Moje NIE było zdecydowane. Powiedziałam NIE nie tłumacząc się wcale i opuściłam spotkanie. Szatan zna moje słabości i wie kiedy i w co uderzyć. Posłużył się jak zwykle, moim niskim poczuciem wartości, bo uważałam że są lepsi, bardziej obdarowani przez Ducha Świętego. To moje Nie, oznaczało brak całkowitego zaufania Bogu, oddania mu swoich lęków ale było również nieposłuszeństwem wobec Boga, Kapłana i Wspólnoty. Po przyjeździe do domu czułam się źle, odczuwałam niepokój, targały mną rozmaite emocje. Jeszcze tego wieczoru Ksiądz Opiekun przysłał mi urywki biografii św. Tereski od Dzieciątka Jezus, o tym jak Ona szukała swego miejsca w Kościele , czując się „niczym” a chciała i pragnęła czynić rzeczy wielkie. Jej pomogły ostatnie słowa z 1 Listu św. Pawła do Koryntian , rozdz.12 „Starajcie się o większe dary. Ja zaś wskażę wam drogę jeszcze doskonalszą” Rozdział 13- hymn o miłości dokonał reszty w rozeznaniu Świętej. Św. Tereska odnalazła powołanie i wykrzyknęła : moim powołaniem jest miłość.!
To rozważanie natchnęło mnie do modlitwy Słowem Bożym, wzięłam więc Pismo Święte i Duch Święty sprawił, że otworzyłam je na opisie uwolnienia Św. Piotra z więzienia: DA 12, 5-11
Było dla mnie jasne, że i mnie Bóg chce „ wyrwać z więzienia” grzechu nieposłuszeństwa, pychy, braku zaufania do Stwórcy, bo Bóg stworzył mnie dobrą i piękną, stworzył na swój obraz i podobieństwo swoje a Duch Święty jest dawcą darów mnogich. Wystarczy tylko zaufać Panu, otworzyć się na jego działanie i współpracować z Nim. Nazajutrz rano, Bóg okazał mi miłosierdzie w Sakramencie Pokuty i Pojednania i moją szatę wybielił w Krwi Baranka. Dziękuję Ci Duchu Święty, że nie zostawiłeś mnie samą sobie. Chwała Jezusowi. Chwała mojemu Panu!!!
Ps. Służę Bogu, Kościołowi i Wspólnocie do dziś jak potrafię. Dziś np. czytam I Czytanie na Mszy Świętej o 18tej. Co jeszcze ?… poddaję się woli Bożej.
Dzięki za to świadectwo!
xJ